środa, 18 września 2013

Rozdział 71

Feelings

„Dwa serca, pałające na dwóch krańcach ziemi.” Pan Tadeusz

Ryan podszedł do sprawy poważnie. Od razu po telefonie przyjaciółki, zadzwonił do Bieber’a.
Nie był tak samo zadowolony z jego decyzji, ale tolerował ją mimo, że nie on by tak postąpił. To była jednak trudna decyzja i Justin nie miał innego wyjścia. Nie chciał źle dla nikogo. Źle nie robił. Jedyną osobą, za którą tęsknił była Maggie. Cokolwiek by się jej stało, zawsze będzie przy niej – tak obiecał. Maggie nie powiedziała jeszcze słowa. Ufała mu. Po tak długim czasie mu zaufała i da mu szansę się wykazać. Nie mogła zapomnieć, że i on ma obowiązki. Nawet gdy ona tak cierpi.
Harry został.
Ryan po kilka godzin po zameldowaniu się w hotelu, niezwłocznie zadzwonił do przyjaciela. Umówili się na piwo. Musi chłopak ochłonąć. Wyżalić się, bo nie miał komu. Od tego są przyjaciele.
Oslo tym razem stało w korku. Ryan postanowił przejechać się metrem, ale nie obyło się bez tłoku dziewcząt, proszących o zdjęcie. Przyjaciele Justina Bieber’a nie byli nierozpoznawalni na ulicy. Wręcz przeciwnie. Metro nie było tak tłoczne jak zwykle, więc miał trochę przestrzeni prywatnej. Jedyną rzeczą, o której myślał było to, by prośba Jessiki poszła w dobrą stronę. Chociażby na chwilę Justin przejechał do swojej ukochanej i porozmawiać, lecz praca była minusem w tej sytuacji. Minusem, którego nie mógł od tak się pozbyć.
Kiedy w końcu miał okazję wyjść z metra, szybko poczłapał się na górę po schodach, a w pubie, w którym mieli się spotkać panowała cisza i spokój. Ludzie byli zainteresowani jedynie sobą, a Butler zajął puste miejsce przy stoliku. Nie czekał dłużej niż dziesięć minut. Bieber pojawił się ubrany dość niedbale, ale musiał się ukrywać. Widząc przyjaciela, uśmiechnął się lekko. Tylko skinął na niego głową i usadowił się naprzeciw niego. Oboje byli zmieszani. Nie wiedzieli od czego zacząć rozmowę. Po chwili przyszły dwa piwa, które zamówił Ryan i od razu popili łyk. Justin westchnął i oblizał wargi.
– Byłeś u Meg? Jak się czuje? – to były pierwsze słowa jakie użył, zaczynając rozmowę. Ryan tylko odchrząknął i zmarszczył czoło. Podrapał się po karku i powiedział:
– Dostałem telefon od Jessiki, na temat stanu Maggie.
– Jak się czuje? – powtórzył drugie pytanie. Ryan skrzywił usta.
– Jako tako – bąknął niechętnie mu to mówiąc. – Ale dziewczyny mają do Ciebie pretensje.
Bieber prychnął i popił kolejny łyk piwa.
– Nie dziwi mnie to. Sam mam do siebie pretensje, ale powinniście postawić się w mojej sytuacji. Avalanna ma tylko trzy miesiące życia, mam koncerty, których nie mogę ignorować. To trudne było dla mnie, ale musiałem. To w końcu praca.
– Styles był w waszym domu.
Justin po usłyszeniu tego nazwiska, zadrżał. Nie ze strachu, ani z szoku. Tylko ze złości. Ryan wiedział, że tego mówić nie powinien, ale zrobił to, będąc świadomym co może się zdarzyć po jego powrocie do Stanów. Po chwili dodał:
– Jessica nie mówiła mi w jakim celu, ani dlaczego. Kazała mi tego nie mówić, ale chyba ta wiadomość musi dać Ci na tyle pewności, żebyś wiedział co się dzieje kiedy Cię nie ma. Nie będę Cię o nic zapewniał. Zapytaj Jessicę to może Ci powie.
– Dzięki, stary, że mi o tym powiedziałeś. Gdybym go tylko dorwał w swoje szpony, teraz wąchałby kwiatki od spodu – warknął cicho szatyn. Popił duży łyk piwa, jakby chciał w nim utopić wiadomość, że Harry wciąż kręci się wokół niej.
Ryan również popił, wzdychając.

Marry i Jessica zostały w domu Maggie. Zbyt mocno się o nią martwiły, by pozwolić jej zostać samą na całą noc. Bóg wie co może się jej stać. Zaczęło się robić przeraźliwie groźnie. To większy ból sprawiało nawet wstanie z miejsca, poruszanie się, a nawet jedzenie. Coraz bardziej stawała się słaba, a brzuch dopiero pod koniec września stawał się coraz większy. Miała sińce pod oczami, ciągle chciało jej się spać, ledwo piła i jadła, mówiła, a już nawet nie trzeba wspominać o poruszaniu się do łazienki. Wtedy to był najokrutniejszy strach.
Harry był przy niej tylko wtedy, gdy ona potrzebowała jego bliskości. I wtedy, gdy Marry nie było w domu. Jessica i Harry mieli neutralne kontakty, ale oboje uważali, że lepiej nie krzyczeć ani kłócić się przy Maggie. To ją wtedy niszczyło i gorzko płakała, mówiąc, iż to jej wina. To tylko hormony, ale wyglądało to jakby naprawdę żałowała tego co ją otacza. Kości policzkowe były bardziej widoczne i rzucały się w oczy. Nie miała ochoty rozmawiać z Justinem, poza tym był zajęty, a jeżeli miał czas i chciał wiedzieć coś o stanie swojej żony, Jessica kłamała jak pies. Nie chciała martwić Justina. Chociaż jeszcze dwa miesiące temu, chciała by przyjaciel zjawił się w Stanach, będąc u boku ciężarnej blondynki.
Kiedy nastał grudzień zrobiło się jeszcze gorzej. Roxan przyjechała natychmiast, gdy dowiedziała się o stanie ukochanej kuzynki. Johanne przyjeżdżała codziennie o godzinie drugiej trzydzieści po południu i pomagała jej w intymnych sprawach. Co trzeci dzień wymiotowała i to regularnie o tej samej porze. Jakby każdą siłę zwracała do muszli klozetowej. Płakała i tak na okrągło. Harry wrócił do Londynu, iż przyjaciele musieli promować nową płytę. Nie był zadowolony z tego.
Dziś był dwunasty grudnia. Już wkrótce miała rodzić. Teraz był najgorszy czas jaki mogli sobie wyobrazić.
Ranek był biały, a ona opatulona kołdrą z prawdziwej, grubej i miękkiej wełny. Kiedy poczuła smak w ustach, był gorzki, taki jakby właśnie piła krew. Panowała przyjemna cisza. Jakby była sama w dużym, ciepłym domu. Na dworze było wyjątkowo zimno. Padał śnieg.
Podniosła się na łokciach, ale ból jaki poczuła, to było jak łamiące się kości. Syknęła cicho, ale nie poddawała się. Usiadła, a przez jej kark przeszło bolące uczucie. Pomasowała go i zacisnęła zęby. Nigdy nie wstawała bez pomocy Roxan i Marry. Gdy tylko się odkryła na jej ciele zapanowała gęsia skórka i zadrżała z zimna. Mocniej zacisnęła zęby i oparła jedną dłonią o ciepły materac łóżka, a drugą o ciemnobrązową kolumnę. Podniosła się, wykorzystując całą siłę jaką miała. Jęknęła cicho z bólu, a w jej głowie momentalnie zrobiła się karuzela i jakby ujrzała całe swoje życie w jednej chwili. Od pierwszego spotkania wzrokowego z Justinem, aż po ich noc poślubną. Uśmiech Harry’ego i ciepłe przywitania z One Direction. Przyjazd do babci Gabrieli, przeprowadzka, osiemnaste urodziny Justina i ślub. Jessica, Marry, Chaz i Ryan, Roxan i Jacob... Wszyscy.
Padła na kolana, a potem z jej ust wypluła gorzki smak krwi na podłogę, po czym ostatni raz patrząc na nią, opadła na nią, a przed oczami ujrzała ciemność.
Roxan weszła w odpowiednim czasie. Ujrzała leżącą na podłodze, w kałuży krwi, która strumieniem wypływała z jej ust. Serce stanęło jej na moment, jakby to ona zaraz zemdlała. Popędziła na dół i zerwała telefon ze stolika na kawę. Zrobiła to tak głośno, aż obudziła Marry i Jessicę. I dobrze. Roxan rozpłakała się momentalnie, nie będąc nawet wstanie normalnie mówiąc. Bez słowa oddała telefon Marry, która popatrzyła na nią ze znakiem zapytania w oczach.
– Roxan, co się dzieje? – zapytała drżącym głosem Jessica. Spojrzała na numer, który jest wybrany na telefonie kuzynki. Nie musiała się dalej domyślać. Popędziła na górę i czym prędzej ujrzała uchylone drzwi do sypialni Maggie i Justina. Kiedy je otworzyła, omal nie opadła na kolana, nad jej ciałem. Cała zbladła. – Dzwoń po karetkę!
Wykrzyknęła na cały głos. Wraz z Roxan podniosła ciało Maggie, która miała całą szczękę i usta poplamione krwią. Jessica wyciągnęła z szafki ręcznik i pomoczyła skrawek ciepłą wodą, wytarłszy twarz przyjaciółki. Drżały jej dłonie ze strachu o jej życie. Jak każdej znajdującej się osobie w tym domu. Jej wygląd był jakby ujrzeli martwe ciało w jakimś horrorze.
Po niecałym kwadransie, karetka znalazła się przed domem. Johanne była również poinformowana i zalana łzami weszła do domu. Drżała, chcąc zobaczyć twarze dziewcząt, oraz swoją córkę. Ciągle chciała wierzyć, że jeszcze żyje. Skąd pewność, że jednak żyje.
– Gdzie jest moja córka? – powiedziała drżącym głosem do Marry, Jessiki, Roxan. We trójkę stały przy schodach, czekając aż ratownicy zabiorą ciężarną blondynkę. Kiedy ujrzały ją leżącą na noszach, omal by im serce nie stanęło z przerażenia. – O mój Boże, Maggie...

Od razu po przywiezieniu Maggie do szpitala, musiały czekać na korytarzu, aż lekarz wyjdzie i powie co się dzieje. A najważniejsze było jej życie. Każde tykanie zegara było męką. Każda chwila bez niej była straszna.
Roxan, nie chcąc już dalej się powstrzymywać, zadzwoniła do Scootera. Był oczywiście zajęty, gdyż późno odebrał. Warknęła.
– Roxan? Dlaczego dzwonisz z numeru Johanne? – zdziwił się.
– Gdzie jest Justin? – zapytała, ignorując jego pytanie. – Gdzie on, kurwa jest?
– Jest na próbach... – westchnął. – Coś się stało?
– Maggie zemdlała, teraz jesteśmy w jakimś cholernym szpitalu – prychnęła.
– Nic jej nie jest?
– Skąd mam wiedzieć. Jeszcze nic nie wiemy – warknęła. – Poza tym, fajnie by było, gdybyś chociaż na dwa dni puścił Justina do Stanów, a nie jeździł z nim wokół Europy na jakiejś pierdolonej trasie!
– Nie mogę – bąknął cicho. Zacisnęła pięści i zęby. Chciałaby z chęcią rzucić telefonem o ścianę, nie słysząc słów: „Nie”.
– Ty nawet nie wiesz co się dzieje. On tutaj musi być!
– Roxan, powiem Justinowi co się dzieje, ale nie oczekuj cudów – powiedział ledwo opanowanym głosem.
– Cudów?! Po co mi jakieś cudy?! Tu chodzi o życie żony Justina i mojej osiemnastoletniej kuzynki!
– Roxan... – usłyszała głos Jessiki, która położyła dłoń na jej ramieniu, a ona momentalnie odwróciła głowę. Rozłączyła rozmowę, wiedząc, że nie będzie z tego żadnych lepszych wiadomości. Tylko głupie przeklinanie, denerwowanie i krzyki. Zauważyła lekarza stojącego przy matce Maggie. Trzymał teczkę pod pachą i patrzył na nie z widocznym żalem w oczach.
Spojrzała na niego i chcąc coś wyczytać z jego oczu, mogła się spodziewać rzeczy najgorszych. Nie lepszych.
– Pani North? – zapytał. Roxan skinęła głową i podeszła do Johanne, która miała złączone ręce jak do modlitwy. – Jest pani spokrewniona z panną Bieber?
– Tak, to moja kuzynka – westchnęła opanowując ton. – Jak się czuje?
– O jej stanie można stwierdzić, że jest niezwykle słaba. Straciła sporo krwi, ale nie powinno jak na razie być tak źle, że powinniśmy szukać dawcy – odparł. – W czym rzecz? W tym, że ciąża jest tak zaawansowana, że ciężko stwierdzić czy przeżyje. To zależy i wyłącznie o tym, czy zdobędzie tyle sił, by urodzić. Życie grozi pannie Bieber jak i dziecku.
W ich gardłach powstała wielka gula, a serce stanęło. Ogarnęło je nieskazitelne zimno i zaczęły się bać jak nigdy dotąd. Z oczu Johanne spływały łzy i ujęła zimnymi dłońmi policzki, kręcąc głową.
– Moja córka musi żyć! Ma tylko osiemnaście lat, jeszcze życie przed sobą!
– Prawdopodobnie poród może nastąpić w ciągu kilku godzin. Najpierw powinna się obudzić, a potem zrobimy badania krwi, moczu i sprawdzimy puls. Jak na razie głęboko śpi – oparł po chwili dłoń na ramieniu matki dziewczyny i uśmiechnął się lekko. – W takich chwilach warto się pomodlić...
Johanne kiwnęła ledwo głową, a on odszedł w głąb korytarzu, aż potem zniknął za jakimiś drzwiami. Usiadła bez słowa i schowała twarz w dłonie. Myśl, że życie Maggie stało się jedną, wielką niewiadomą, doprowadzała ją do obłędu. Teraz tak bardzo się za nią stęskniła. Roxan również się rozpłakała. Wyszła ze szpitala, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Z chęcią teraz sięgnęłaby po papierosa.

Czternasty grudnia.
Poranek był cieplejszy i słoneczny, ale nie zmieniało nic to ze stanem dziewczyny. Każda sekunda, każda minuta, godzina była stratą. Ogromną stratą. Chaz i Ryan wrócili do L.A. i również ujrzeli zimne, blade i nieruchome ciało przyjaciółki. Oni również odczuwali strach. Nie widzieli jej ponad miesiąc.
Pattie podbiegła do Roxan, która stała z gorącą kawą w ręku, jedząc przy tym kanapkę z wędliną.
– Cześć, Roxan – przywitała ją głośnym westchnięciem. – Jak Maggie? Gdzie Johanne?
– Ciocia Johanne poszła do kościoła. Chce się pomodlić, a ja tylko czekam, aż Maggie się obudzi.
– Wciąż śpi? – Roxan kiwnęła głową. – Rozmawiałam ze Scooterem.
Podniosła na nią wzrok i od razu zamieniła się w słuch.
– Powiedział, że Justin jeszcze nic nie wie o Meg. Boi się, że rzuci się na lotnisko i będzie nawet w stanie zabić, by tu być.
– I tak powinno się stać – fuknęła brunetka.
– Avalanna nie żyje. Justin przeżywał przez długi czas jej śmierć – odparła łamiącym głosem, siadając na krześle.
– Wiem. Pisało w gazecie. Nie wygrała z chorobą... – westchnęła. – Maggie grozi to samo.
Spojrzała po chwili na brunetkę, oszołamiającym spojrzeniem. W tym momencie będzie przeżywać kolejną traumę. I z oka Pattie zaczęły spływać łzy. Pokręciła głową.
– Nie może. Justin by się załamał. Tego to by na pewno nie przeżył.
– Wszyscy by tego nie przeżyli... – powiedziała Roxan, biorąc ostatnie kęsy swojej kanapki.
Marry gwałtownie opuściła salę, w której znajdowała się blondynka. Spojrzała w stronę kuzynki swojej przyjaciółki, oraz mamy Justina. Powiedziała tylko dwa słowa:
– Obudziła się.
Obie gwałtownie wstały i dziękowały Bogu za to, że tak się stało. Kiedy weszły ku Sali, ujrzały jak do nich macha osłabiona dziewczyna. Posłała im krzywy uśmiech, a przy niej siedziała Jessica, mając jej dłoń w ręku. Płakała. Płakała ze szczęścia.
– Witaj w świecie żywych, Meg – powiedziała Roxan, siadając obok niej. Zaśmiała się pod nosem. Spojrzała na nią spod gęstych wachlarzy rzęs i zapytała:
– Gdzie Justin? Wciąż koncertuje?
Kiwnęła niechętnie głową brunetka, odgarniając z twarzy włosy.
– Najważniejsza jesteś teraz ty, kuzyneczko.
Maggie już chciała coś powiedzieć, gdy niespodziewanie do pomieszczenia wszedł lekarz, uśmiechając się serdecznie.
– A jednak modlitwy zostały wysłuchane i obudziła się pani – odparł czułym głosem, biorąc jej nadgarstek. Ścisnął, a ona syknęła cicho z bólu. Aż tak była słaba.
– Co z dzieckiem? – spytała. Lekarz wziął głęboki oddech.
– Cóż. Dziecko funkcjonuje dobrze, jednakże pani teraz będzie miała nieprzyjemne chwile. Musimy panią zbadać – odpowiedział, po czym zwrócił się do Pattie i Roxan, a potem na przyjaciółki blondynki. – Jeśli pozwolicie, możecie na chwilę opuścić salę, a ja zrobię naszej przyszłej mamie badania.
– Chcę by Roxan została – powiedziała stanowczo dziewczyna.
– To potrwa tylko dwa kwadranse. Niech mi pani wierzy, panno Bieber, bywały gorsze rzeczy od pobierania krwi.
– Na przykład poród? – powiedziała sarkastycznie, krzywiąc minę. Zacisnęli wszyscy usta, lecz lekarz odchrząknął i wymusił uśmiech.
– Na przykład poród...
Pattie od razu wybrała numer do Johanne, informując, iż jej córka obudziła się. Kobieta, ciesząc się i płacząc ze szczęścia, natychmiast popędziła ku przystanku autobusowego, by z niego pojechać do szpitala. Pattie była pewna, że od razu wybiegła z kościoła.
Wszyscy mieli lepsze miny i dano im jakąś nadzieję, że Maggie przeżyje. Jedyną rzeczą jaka sprawiała, że się uśmiechają, była nadzieja.
Johanne po badaniach popędziła do córki, a przez okienko w drzwiach zauważyli na ich twarzach łzy i uśmiech. Wzruszyły się i pewnie łzy były z tęsknoty.
Roxan przyglądając się temu, zadzwonił do niej telefon. Odeszła od drzwi, stając przy ścianie naprzeciw Marry i Jessiki. Odeszła jeszcze kilka metrów dalej, po czym odebrała, widząc, że dzwoni Justin.
– W końcu raczyłeś zadzwonić – powiedziała sarkastycznie i naprawdę zła.
– Co się dzieje z moją żoną? Jak się czuje? Gdzie jest? Jeżeli nie żyje to...
– Ona żyje, Justin. Ale jest słaba. Pyta się o Ciebie. Ach i wyraz współczucia o stratę Avalanny – westchnęła ciężko, rozglądając się wokół. Justin również westchnął. Ale z ulgi.
– Dzięki Bogu... Tak tęsknie za moim kochaniem...
– Masz możliwość spotkania się z nią – odparła sztucznym głosem. Wyczuł sarkazm. Była zła.
– Nie mogę, mam ręce pełne roboty.
– Teraz zaczynam się przekonywać co do Harry’ego, mój drogi... – warknęła. – Harry był przy niej, a mąż mojej kuzynki miał ją głęboko w dupie.
– Meg to moje życie. Gdyby zmarła, mnie by nie było, więc nie pierdol mi tutaj. A szczególnie o tym babiarzu co patrzy na dupy, by je przelecieć – powiedział z irytacją w głosie. Roxan prychnęła.
– Oj, gdybyś zobaczył go w akcji... rozmawia z nią, pomaga, opatula ją swoim ciepłem... a to powinieneś być ty, Justinie.
– Staram się najlepiej jak mogę! – warknął. – Roxan nie prowokuj mnie!
– To tu, kurwa przyjedź, a nie siedzisz na dupie i czekasz na oklaski – warknęła głośniej.
– Mogę być tuż po porodzie. Najbliżej. Zależy kiedy...
– Ona rodzi jutro! A co jest, kurwa najlepsze, idioto? Że grozi jej śmierć!


„Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.” – Harry Potter i Insygnia Śmierci

3 komentarze:

  1. normalnie przez Ciebe ryczę, dziewczyno. czekam na kolejny <3:) -klaudia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heja, kto ci robił design na bloga? Śliczne tło, w ogóle świetne :3

    http://monomentume.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, znalazłam w internecie szabloniarnie, która akurat go miała, poszukaj ;)

      Usuń