Fear
„Odważny
jest człowiek, który nie boi się spojrzeć obliczu śmierci.”
Następnego dnia wstała późno. Gdzieś przed
jedenastą.
W głowie przez chwilę kręciło jej się, lecz po
jakimś czasie mogła odzyskać trzeźwość.
Zauważyła, że ponownie jest sama w sypialni. I tak... pusto. To ją zdziwiło i
trochę zmartwiło. Wstała i skierowała się ku korytarzowi. Cisza. Zaczęła wołać
jego imię, jednak żadnej odpowiedzi nie dostała. Widząc się w lustrze, ujrzała
się w samym podkoszulku i majtkach. Przebrał ją, gdy spała. Musiała spać
głęboko, iż nie czuła, ani nie słyszała jak krzątał się po domu. Znów poczuła
się sama. Nawet wyjrzawszy przez okna na taras, jego osoby nie widziała. To
było straszne, zarazem smutne. W łazience brak jego kosmetyków, w pokoju brak
jego rzeczy. Wszędzie pustka.
Gdy usłyszała, warkot samochodu szybko
otworzyła drzwi, które były popielatego koloru. Nadzieja, że ujrzy go
uśmiechniętego sprawiała, że sama chciała się uśmiechnąć. Byłaby również na
niego zła, gdyby ją przestraszył.
Nie był to on.
Była to starsza pani. Pani Irick. Uśmiechnęła
się do dziewczyny, a słońce sprawiło, że włosy zaczęły lśnić. Kobieta stanęła
naprzeciw niej i przyglądnęła jej się uważnie, sprawdzając czy przypadkiem nie
ma nic złego. Czy jej stan jest dobry.
– Przepraszam, ale gdzie jest mój mąż? –
zapytała jak przestraszona dziewczynka, która zgubiła się w tłumie ludzi,
poszukując znajomych twarzy. – Gdzie on jest? Wszędzie jest pusto, jakby
wyparował...
– Pani Bieber, proszę się uspokoić – położyła
dłoń na jej dłoni i rozkazała jej wziąć kilka głębokich oddechów. Maggie nie
miała ochoty na głupie oddychanie.
– Uspokoję się, gdy będę wiedziała, gdzie jest
mój mąż – jęknęła, zaczesując złociste włosy do tyłu. Zrobiła kilka kroków w
tył, a następnie weszła do sypialni, sprawdzając w szafie wieszaki. Puste. Były
tylko jej dwie sukienki. Spojrzała na kobietę, która kierowała się ku niej. –
Pani wie? Czy pani wie, gdzie mój mąż? Jeżeli tak, to proszę mi powiedzieć
gdzie on jest!
Pani Irick wydęła usta i rozkazała usiąść i
się uspokoić. Maggie mając nadzieję, że kiedy to zrobi, będzie wiedziała
wszystko. Nie należała to szczególnie cierpliwych, chociaż dawała ludziom
szansę do zastanowienia się. Kobieta usiadła obok niej, lecz niespodziewanie
dziewczyna jęknęła głośno. Z bólu. Skuliła się i przyłożyła dłonie do brzucha.
Pierwszy skurcz.
Wciąż nie miała brzucha, to zaczęło ją jeszcze
bardziej przerażać, ale najbardziej martwiła się o Justina.
– Czy wszystko w porządku? – zapytała z
troską. – Mogłabym przygotować herbatę.
Blondynka pokręciła głową.
– Jedyne co może pani, to powiedzieć mi gdzie
mój mąż. Tylko tyle chcę wiedzieć... proszę go nie kryć, błagam! – ponownie
jęknęła. Słowo „błagam” przeciągnęła, gdyż znów poczuła przeraźliwy ból w
podbrzuszu. Pani Irick wzięła głęboki oddech i przejechała palcem po
pierścionku, który znajdował się na prawym palcu wskazującym. Przypominał
sygnet, ale to nie był sygnet.
– Pani mąż wyjechał. Prosił bym przekazała tę
wiadomość, gdy pani się obudzi – odparła. Maggie słysząc te słowa, zamarła.
Zbladła, a w jej ustach momentalnie zrobiło się sucho. W brzuchu niedobrze.
Jeszcze by brakowało by zwymiotowała.
– Słucham?! Gdzie? Gdzie on jest, do cholery? –
wstała i zaczęła kręcić się wokół łóżka. Pani Irick obserwowała ją i wyglądała na
zawiedzoną. Choć w tym momencie była zła, zarazem rozżalona. – Kiedy go
zobaczę, zabiję go!
– Mówił coś o dziewczynce, która choruje na
raka – dodała spokojnym głosem kobieta, a ona spojrzała na nią badawczo.
Avalanna. Znała ją. Z telewizji. Nigdy nie miała okazji poznać ją, ale
wiedziała, że jest fanką Justina. Usiadła na kanapie, która znajdowała się za
nią i przyłożyła do brzucha turkusową poduszkę. Przez chwilę milczała,
analizując jego wyjazd i dołączając w to wszystko Avalannę.
– Gdzie wyjechał?
– Do Europy. Zdaje się, że do Oslo –
odpowiedziała. Wstała i podeszła do przyszłej matki. Złapała jej dłoń i
przyłożyła na nią swoją. Przez chwilę milczały, patrząc na siebie. Kobieta
zauważyła w niej coś czego nigdy nie dostrzegła w młodej dziewczynie. Wyczuła
od niej dziwną magię, którą czuć na odległość. Jej ciepło, aksamitny dotyk,
którym operowała. Wzrok jak u Anioła. Odsunęła dłoń.
– Nie zamierzam tutaj siedzieć nieustannie i
czekać na specjalne zaproszenie.
Wstała i wyjęła z szafy dwie sukienki i
kurtkę. Z szafki na buty, wyjęła obuwie, po czym biorąc telefon wybrała numer
do Roxan. Jedyna osoba, która mogła uporać się z ciążą. I była jedyną osobą,
która nie mogła zajść w ciążę.
Pani Irick patrzyła na nią ciągle, widząc jak
jej włosy mienią się. Pierwszy raz w swoim życiu ujrzała coś takiego.
– Maggie, co się dzieje, gdzie Justin?
– W Oslo. Ja wracam do L.A., nie zamierzam
tutaj siedzieć bezczynnie.
– Co on tam robi?! – pisnęła tak głośno, że musiała
trochę odsunąć telefon od ucha. – Maggie wracaj do domu! Dostałam informacje,
że lekarz był u was!
– Roxan, cholera, jadę na lotnisko, dam Ci
znać jak będę w L.A. Brzuch, on... – schyliła głowę, obejmując ramieniem
podbrzusze. – Mam skurcze.
Roxan przez chwilę się nie odzywała, ale to
była cisza przed burzą.
– Wracaj natychmiast.
To był jak rozkaz. Zabrzmiał jak rozkaz. A ona
to przyjęła jako rozkaz.
Justin przechodził przez długi korytarz,
poszukując znanych mu twarzy. Nie był w pewnym sensie zadowolony. Najważniejsze
było spotkanie z Avalanną, która dzięki niemu, poczuła się lepiej. Z końca
korytarza usłyszał gdy jacyś mężczyźni się sprzeczali. Rozpoznał bez problemu
głosy i wiedział do kogo należą. Teraz zamierzał się nieźle pokłócić ze Scooterem.
Scooter rozmawiał z Antonim, zapewne o
sprawach biznesowych, a szczególnie o wizycie Justina w Norwegii. Lecz co
sprowadzało L.A. Reida?
– Scooter – usłyszeli oboje rozzłoszczony głos
Bieber’a. Spojrzeli w jego stronę i nie miał zadowolonej miny, opisać można
było jednym słowem. Nijaką.
– Witam Cię, Justin – skinął głową Antonio.
Justin zignorował go. Patrzył jedynie na swojego menadżera.
– Czekam na wyjaśnienia – fuknął w stronę
mężczyzny. Scooter był trochę zmieszany, wypuścił z ust powietrze i wymienił
spojrzenia z Reidem. – Co z tą trasą, do cholery!
– Przyznaję, że nie oczekiwałem od Ciebie
takiej postawy, Justin. Sądziłem, że ucieszysz się na nowinę o niej. Poza tym
dałem czas Scooterowi, żeby Ci powiedział o naszych planach. Masz jeszcze do
zaliczenia dwie trasy, potem będziesz decydował co chcesz zrobić.
– Nie obchodzi mnie to! Ja mam rodzinę –
wtrącił surowo Bieber. Oblizał wargi.
– Każdy ją ma.
– Jestem od tygodnia żonaty i mam prawo
spędzić czas z Meg. W ogóle o niej nie wspominacie – syknął przez zaciśnięte
zęby. Usłyszawszy brzęczenie w telefonie, szybko wyjął z kieszeni urządzenie,
po czym odebrał.
Omal nogi nie odmówiłyby mu posłuszeństwa. Głos,
którego bał się usłyszeć, zarazem go kochał. Odszedł dalej od Scootera i
Antoniego, by móc się wytłumaczyć i przeprosić Maggie. Miał nadzieję, że nie
stoczy się, ani nie będzie ich to pierwsza kłótnia. Odchrząknął i starał się
nie załamać. Ledwo to mu wychodziło.
– Maggie, ja...
– Nie jestem zła – wtrąciła westchnięciem.
Było to westchnięcie raczej przygnębiające. Miała smutny ton głosu. Wyczuł żal
od niej. – Jestem zawiedziona, ale rozumiem. Jestem już przyzwyczajona do
samotności, nie martw się. Avalanna Cię potrzebuje.
– Jak się czujesz? – zapytał czułym głosem,
opierając się ramieniem o ścianę.
– Wracam do Los Angeles. Roxan będzie czekać na
mnie na lotnisku, a potem wrócę do domu... – powiedziała bez emocji. Przez jej
smutnawy ton głosu, sumienie zaczęło go boleć. Wiedział, że to było
nieuniknione. Tak samo czułby się gdyby nie przyjechał do Norwegii, do
Avalanny.
– Kocham Cię.
Gdy to powiedział, połączenie zostało przez
nią zakończone. Westchnął głośno i włożył telefon do kieszeni. Teraz odczuwał
strach.
W ciągu dnia, Maggie myślała jedynie o tym, by
znaleźć się już w domu. Zaczęła się bać, iż miała ciemniejsze oczy, a
wspomnienia ze snów były przerażająco realistyczne i chcąc nie chcąc płacz
dziecka i krzyk w głowie znowu powrócił. Nawet jej głowa stała się jedną wielką,
tajemniczą, zakazaną księgą, którą w ogóle nie umiała kontrolować, czy ją
zrozumieć. Maggie i tak nie żałowała, że spędziła z nim tylko tydzień.
Roxan dotrzymała obietnicę i znalazła się przed
lotniskiem. Jacob również przyjechał, czekając w samochodzie. Przytuliły się
tylko na powitanie, a następnie wsiadły do samochodu. Oczywiście nie obyło się
bez pytań, bez komentarzy, bez uwag, bez śmiechów. Roxan było zła na Justina.
Przed przyjazdem do domu, rozkazała Jacobowi zatrzymać się przed szpitalem, do
którego musiała siłą zaciągnąć kuzynkę. To było trochę teatralne, ale brunetka
czuła, że jest to potrzebne. Miewanie skurczów w tym miesiącu nie powinno się
tak często zdarzać. Prawie w ogóle.
Maggie czuła się zażenowana tym, iż Roxan tak uporczywie
ją ciągnęła do środka. W szpitalu pachniało lekami. Brzuch robił jej figle i za
każdym razem czuła potrzebę wyjścia na świeże powietrze. Tym razem trafiła na
innego lekarza, który sprawdził jej stan, wysłuchał tego co było z nią przez
dwa dni. Jak się czuła. Oczy miała ciemne i smutnawe. Tęskniła za Justinem. Za
jego dotykiem, uśmiechem.
Roxan bała się o kuzynkę. Sama nie zaszła w
ciążę, gdyż nie może. Dowiedziawszy się o tym, ona i Jacob byli załamani, ale
nie poddawali się. Wciąż byli sobie wierni i kochali się. Niestety Jacob był
wiecznie zajęty i ciężko było dostrzec w nim choć trochę troski.
Blondynka wyszła oburzona z gabinetu
lekarskiego. Nie była zadowolona, że musiała dzielić problemy. Akurat, gdy
wróciła i chciała odpocząć. Chociaż jej podświadomość mówiła jej, że kuzynka
robi to dla jej dobra. Wsiadając do samochodu Jake’a, zacisnęła usta i
zadzwoniła do Jessiki. Miała ogromną nadzieję, że wakacje spędza z Marry,
Ryanem i Chazem w Los Angeles i będą mogły przyjść i z nią porozmawiać.
– Maggie, co się dzieje? – usłyszała
zatroskany głos przyjaciółki. – Wszystko w porządku?
– Tak, Jess – westchnęła – jest wszystko w
porządku. A nawet lepiej. Wróciłam do L.A.
– Och – w jej głosie słychać było zdziwienie i
neutralne zaskoczenie. – Ty w L.A.? Ale miałaś być na Wyspach Dziewiczych.
– I byłam, ale wróciłam. Sama, niestety.
Justin jest w Norwegii, a ja zostałam sama.
– Scooter to jest naprawdę upierdliwy –
skomentowała. Maggie wywróciła oczami, po czym powiedziała:
– Mogłabyś, ty i Marry, wpaść do mnie? Chcę
pogadać.
Nie musiała czekać na długie zastanowienie.
– Och tak. To obowiązkowe. Musisz nam wszystko
opowiedzieć.
Uśmiechnęła się lekko, po czym obie
rozłączyły. Schowała do kieszeni telefon, a po niecałych piętnastu minutach
dotarła do nowej willi, w której teraz będzie mieszkać z Justinem.
Była w stylu hiszpańskim i szczerze ogromna.
Dwie fontanny znajdowały się na podjeździe. Świeżo skoszona trawa, kwiaty zasadzone
w kuliste kształty. Drzwi były koloru brunatnego brązu i miały różne chińskie
wzory. Trochę przypominały te wzory na kolumnach w śnie. Smoki i inne stworzenia
nadnaturalne. W śnie, w którym Justin popełnił samobójstwo. W środku było
mrocznie cicho i przytulnie. Przed nią, stały dwie rzeźby lwów, które prowadziły
na podwórko, na którym był duży ogromny basen, leżaki, grill. A widoki były
piękne. Na zielone wzgórza, a w kadrze błękitne niebo. Ściany bladokremowe.
Willa miała skromną osobowość, ale tak naprawdę była wyjątkowo piękna. Idealna
dla przyszłej rodziny. Prezent od całej drużyny Justina. Justin go już widział,
ale planował wejść do niego razem z nią. Lecz inaczej się wszystko potoczyło. Większość
mebli była luksusowa i idealnie pasowała do koloru całej willi. Weszła po schodach
na górę i znów poczuła się jak w tym śnie. Wszystko jej się kojarzyło z tym
koszmarem. Chciała o nim zapomnieć, ale ciężko było opanować umysł, gdy widzi
się ten dom. Na górze, znajdowało się drogich obrazów, dekoracji i kompozycji
kolorów. Otworzyła duże drzwi w kształcie spirali, a przed jej oczami znajdowała
się sypialnia. Jedno duże łóżko z ośmioma poduszkami. Były bordowe tak jak
kołdra. Pościel śnieżnobiała, pachnąca wanilią. Usiadła na łóżku i rozglądnęła
się wokół siebie. Miękki prostokątny dywan był naprzeciw łóżka, który prowadził
na drzwi balkonowe, które tym razem były w stylu angielskim.
W głowie usłyszała strzał z broni i odwróciła
momentalnie głowę w lewo. Ujrzała krew na ścianie i martwe ciało Justina. Krzyk
w głowie. Jej oczy stały się czarne jak węgiel, a żeby na to nie patrzeć
zamknęła powieki. Zacisnęła je mocno i zakryła uszy. Krzyk był dołujący i
przerażająco realistyczny. Jakby ktoś obrywał jakąś dziewczynkę ze skóry. Gdy
otworzyła oczy, zauważyła tylko normalną, czystą ścianę. Ani śladu krwi. Westchnęła
głośno, a gwałtownie usłyszała z dołu głośny dźwięk dzwonka do drzwi.
Odskoczyła od miejsca i dosłownie wybiegła z sypialni, modląc się, że nie ujrzy
ponownie jego martwego ciała. Głowa zalana krwią, zamknięte oczy, brak bicia
serca, brak ciepła, brak uśmiechu, nic. Tylko blada i postrzelona twarz. Chciałaby
się z chęcią rozpłakać, ale nie w momencie, gdy spodziewała się gości. Otworzywszy
drzwi, ujrzała dwie znajome twarze. Marry miała jaśniejsze włosy i poważniejszą
postawę niż pamiętała.
Obie rozglądały się wokół siebie, po czym
blondynka wpuściła je obie. Oczywiście charakter panny Broke został.
– Co się do cholery dzieje?
Usiadły na popielatej kanapie, a dziewczyna
zaparzyła dla nich miętową herbatę jak i dla siebie. Woń mięty czuć było na
odległość. Był kojący. Wzięła gorący kubek w ręce i we trójkę usiadły na
kanapie.
– Też Cię miło widzieć, Marry – powiedziała
sarkastycznie dziewczyna ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
– Mam jeszcze jedno pytanie: rozwaliliście
sypialnię, czy macie czystą kartę?
– Marry! – skarciła ją Jessica i dając jej
kuksańca w głowę. Ona przyłożyła rękę do obolałego miejsca.
– Au! To bolało, Pompery! – Jessica nigdy nie
lubiła, gdy wymawiano jej nazwisko, więc zacisnęła usta i tym razem starała się
zignorować swoją nietaktowną przyjaciółkę.
Zwróciła wzrok ku Maggie, która popijała
herbatę.
– Jak się czujesz? – zapytała czułym głosem. –
Co się stało, że wróciłaś?
– Mówiłam, że Justin pojechał w nocy do
Norwegii.
– Po co? – dopytała Marry.
– Do Avalanny. Chyba to coś ważnego. Może
umiera...
– Dzwoniłaś do niego? – dopytała Jessica,
popijając miętową herbatę w porcelanowym kubku. Maggie wzruszyła ramionami,
spuszczając wzrok na swoje kolana.
– Tak. Gosposia była rano i mi powiedziała o jego
wyjeździe. Nawet nie wiecie jaką miałam wtedy ochotę coś rozwalić – westchnęła.
Wstała i wzięła swój kubek, by zrobić jeszcze jedną herbatę. W połowie drogi,
runęła na ziemię jakby spadała z dziesiątego piętra. Obie odskoczyły z miejsca
i jak najszybciej położyły ją na kanapie.
W głowie Maggie świat zaczął z niesamowitą
prędkością kręcić, a jej oczy ponownie zrobiły się czarne. Jęknęła z bólu,
masując lewe kolano. Najwidoczniej musiała przenieść cały ciężar ciała na jedno
kolano, by upadek był mniej bolesny, jednak teraz nie mogła zgiąć kolana.
Syknęła z bólu.
– Marry przynieś lodu! – rozkazała Jessica,
odgarniając z jej karku złociste włosy. – Maggie, powiedz, że nic Ci nie jest.
– Kurwa...
Tym razem, Jessica zbladła i zaraz ona by
upadła na ziemię. Dobrze usłyszała co jej przyjaciółka powiedziała. A to słowo
to:
– Kurwa mać, moja głowa! – jęknęła, trzymając
głowę. Zacisnęła powieki i głośno westchnęła.
Marry przybiegła najszybciej jak mogła z lodem
i przyłożyła woreczek do kolana przyjaciółki. Wydała z siebie jęk, a to było
jak sfałszowanie klasycznego akompaniamentu.
Usłyszały dźwięk dzwonka do drzwi. Marry
popędziła ponownie na korytarz, by móc je otworzyć, a gdy już to zrobiła, jej
twarz przybrała czerwonego koloru. Zacisnęła usta, jakby chciała pohamować swój
temperament i nie wylać przekleństw na Brytyjczyka.
Oczywiście Harry miał poważną, jednocześnie
zmartwioną minę. Chciał wejść, nic nie mówiąc, lecz Marry próbowała zamknąć
przed nim drzwi, ale położył dłoń i pchnął do przodu, by mieć jak najwięcej
widoku na przestrzeń domu.
– Czego chcesz tutaj, Styles – warknęła cicho.
– Nie przyszedłem do Ciebie. Wiem, że Maggie
jest w Los Angeles – ponownie próbował wejść, ale odepchnęła go.
– To nie jej dom – fuknęła i posłała mu
mordercze spojrzenie. Harry zaśmiał się kpiąco.
– Gdyby nie był to jej dom, nie byłoby mnie
tutaj.
– Odczep się od niej. Ona teraz jest panią
Bieber, a nie twoją dziewczyną – głos Marry był dla Harry’ego dziecinadą.
Złapał ją mocno za ramię i odepchnął do tyłu. Sam wszedł do środka.
– Wiem kim jest. Ja chcę tylko ją zobaczyć.
Minął ją, po czym zauważył postać brunetki,
pochylającą się nad kimś. Miała zmartwioną minę. Gdy podniosła wzrok, wstała i
połknęła głośno ślinę. Harry nawet przy wejściu do salonu słyszał głośne łomotanie
serc przyjaciółek Maggie. Zauważył złociste włosy i długie nogi. Oblizał wargi
i wziął głęboki oddech. Serce mu na moment stanęło, że tak leży nieruchomo, a
Jessica przy niej czuwa. Przybliżył się do kanapy, lecz Marry odsunęła go.
Ledwo.
– Marry, cholera jasna!
– Harry? – usłyszeli mruknięcie wydobyte z ust
blondynki. Kucnął przy niej i złapał jej rękę.
– Jestem tutaj – powiedział czułym głosem.
– Jak się tutaj znalazłeś? Nie powinieneś być
w Londynie? – zmarszczyła czoło brunetka i założyła ręce na piersi. Harry
wzruszył ramionami. – Przestań ignorować wszystkich. Próbuję być dla Ciebie
miła.
– Przestań mnie wypytywać, Pompery! – znów to
usłyszała. Zacisnęła usta, a w głowie walnęła Harry’ego w łeb. Naprawdę chciała
go uderzyć, ale chłopak był silniejszy od niej. – Gdzie jest Bieber? Powinien
być z Maggie.
– Co Cię to interesuje, Styles – warknęła
Marry. – Ona nie należy już do Ciebie. Miałeś swoją szansę i ją zmarnowałeś.
Loczek zazgrzytał zębami i zacisnął pięści, aż
pobladły mu knykcie. Chciałby z chęcią je uderzyć lub złapać za włosy i kopnąć
tak daleko, byleby nie musiał słyszeć ich złośliwego głosu. Chciałby
porozmawiać z Maggie. Po raz pierwszy ujrzał u niej czarne oczy i była blada
jak mąka.
– Co jej jest? – spojrzał na Jessicę, starając
się odrzucić wszelkie niewygody. Ona ponownie zacisnęła usta.
– Zasłabła tuż przed twoim przyjściem –
odparła.
– Odłóżcie lód – rzucił gwałtownie. Jessica
ściągnęła brwi, patrząc na Brytyjczyka jak na wariata. – Odłóż lód, Pomp...
Jessica!
Odłożyła niechętnie lód na stolik do kawy, a
on zgiął jej kolano. Głośno jęknęła z bólu.
– Przestańcie! – warknęła głośno. – To boli!
– Harry, odsuń się – powiedziała ostrzegawczo
Marry. – Marsz do drzwi. Jeżeli chcesz mogę Ci pokazać jak wyglądają, byś
wiedział na przyszłość.
– Marry, kurwa! – Jessica ponownie skarciła
przyjaciółkę, a ona wzdrygnęła się na te słowa. – Zamknij się już!
– Nie, póki ten dupek nie wyjdzie z tego domu –
powiedziała stanowczym głosem.
– Marry, zamknij się! – głos Maggie był pełen
złości. – Harry zostanie.
Brytyjczyk uśmiechnął się triumfalnie, patrząc
w bladoniebieskie oczy Marry. Spiorunowała go wzrokiem i wyszła z salonu.
Jessica stała jak wryta, nie mogąc już wydusić jakichś słów.
Wpadła na pomysł. Wyszła z salonu i oparła się
o ścianę. Wybrała numer do Ryana, który miał jedyny dostęp do rozmowy między
nim a Justinem. Coraz bardziej zaczęli odczuwać strach.
– Jessica? – usłyszała.
– Ryan, mógłbyś coś dla mnie zrobić? –
westchnęła, ocierając spocone dłonie o uda.
– Jasne – rzucił krótko.
– Jedź do Justina. Powiedz mu o stanie Maggie.
Nie jest dobrze. Ona słabnie...
– Gdzie on jest? – zapytał.
– Zdzwoń się z nim. To naprawdę ważne. Harry
jest teraz, ale nie mów mu nic, bo będzie wściekły. Tu chodzi jedynie o Maggie.
„Miał
spoconą rękę. Była purpurowa kiedy ściskałam ją najmocniej jak umiałam.
Najgorszy moment był wtedy, gdy usłyszałam płacz dziecka.”
boże, jak Ty pięknie piszesz. czekam na 71 rozdział <3:)
OdpowiedzUsuńPiękno to zbyt wyjątkowe słowo, by uzasadnić mój styl pisania.
Usuń