piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 63

Secret

„To boli. To bardzo boli... jestem za słaba, by dalej żyć.”

Kiedy tylko wyszła z gabinetu z dokumentem, będąc nieskazitelnie wkurzona jednocześnie zaszokowana, nie spojrzała w stronę dziewczyn, które zamiast bladej twarzy i osłabienia, ujrzały przebłysk złości. Marry jako pierwsza dostrzegła dokument, który sprytnie wyrwała jej z dłoni.
– Hej! – krzyknęła blondynka. Jessica złapała ją za ramiona, chcąc uspokoić ją. W żyłach Maggie krew zagęściła się, że na nadgarstkach, ujrzały widoczne żyły koloru purpurowego. Marry otworzyła szeroko buzię. Dała to Jessice, która zaczęła nerwowo czytać. Maggie założyła ręce na biodrach i czekała aż w końcu odda coś nad czym będzie mogła się solidnie zastanowić. Każda chwila była jak męka. Nie wiedziała jak zareaguje Jess. Ale wiedziała na pewno, że nie będzie pozytywna.
Odsunęła od twarzy wyniki badań i zrobiła się cała blada. Teraz to ona chyba będzie potrzebować lekarza.
– D-dziewica? – wydukała, jakby zaraz miała zemdleć, albo jakby zobaczyła demona w ciele jej przyjaciółki. Przyłożyła dłoń na usta, a jej oczy poszerzały i poczerniały niczym węgiel. – Meg, ja...
– Nic nie mów – pokręciła głową, starając się ukryć także swoje zażenowanie. Jedyną rzeczą, która siedziała w jej głowie to postrzelona głowa Justina. Zakrwawiona. Biała pościel i kartka papieru również. Nie chciała już na razie z nikim rozmawiać, ale najbardziej bała się reakcji Harry’ego. Obie zszokowane stały naprzeciw niej i wpatrywały się w nią z osłupieniem. – Muszę iść, pojadę taksówką, ale mam do was prośbę. Nie mówcie nikomu, jasne?
– Maggie, nie uważasz, że to nadzwyczaj dziwne? – zmarszczyła czoło Marry. – Albo ten lekarz jest chory psychicznie, albo ty naprawdę...
Przełknęła głośno ślinę.
– Po prostu przemilczcie sprawę. Sama dowiem się o co chodzi. Nie chcę mieć nikogo podejrzanego na karku – mruknęła cicho. – Muszę iść, bo Harry będzie za cztery godziny.
Przytaknęły głowami.
– Uważaj tam na siebie – powiedziała cicho Jessica i przytuliła czule blondynkę. Zaczęło się robić coraz bardziej niebezpiecznie. Westchnęły we trzy. Maggie oddaliła się od przyjaciółek, biorąc ze sobą dokument.

W domu siedziała nad tym godzinami. Skąd to wszystko? Dlaczego? Nawet w Internecie niczego nie znalazła, bo w sumie była to brednia, którą wpisała w Google. Wzdychała głośno bezradna. Najlepiej uciekłaby ze Stanów, zmieniłaby nazwisko i udawałaby za zwyczajną dziewczynę bez problemów.
Zamiast się nad tym zastanawiać, schowała to między książkami oraz babcinymi rzeczami z różnych stron świata. I tak wiedziała, że Harry nie zagląda między książkami, nie czyta. Wolałby książki o samochodach, albo streszczenia lektur szkolnych. Był typowym chłopakiem kochający rozróbę, imprezy, czy nawet samego siebie.
Zrobiła dla nich (a szczególnie dla siebie) najlepsze wyjście z tej sytuacji. Tak sądziła...
Nadchodziła godzina siódma. Stała w kuchni i przygotowywała domową pizzę. Lubiła piec, a Harry obiecał jej kiedyś zrobienie chleba. I miała nadzieję, że ta obietnica zostanie dotrzymana. Jedna przynajmniej z tych, które obiecał, ale słowo te złamał.
Kiedy wyciągnęła z piekarnika gorącą pizzę, odstawiła ją na ladę przy oknie, by trochę się ostygła. Jej ciałem wciąż panował stres, którego próbowała się pozbyć. Nie tylko dlatego, jak powiedzieć Harry’emu... tylko też jak to się stało, jak zareagują jej bliscy, a już najgorszą rzeczą, która przychodzi jej do głowy, to James. Jego reakcje rzadko są pozytywne i wiedziałaby, że teraz nie byłaby dobra. Pizza wyłoniła bardzo aromatyczny zapach, który sprawił, że znowu była głodna jak wilk. Starała się tak dużo nie jeść, ale wiedziała, że dziecko pożywienie potrzebuje. Westchnęła ciężko i ledwo powstrzymała się przed zjedzeniem pizzy.
Po dwudziestu minutach, usłyszała dzwonek do drzwi. Sprawiło jej to dziwną ciężkość. Miała wielką nadzieję, że to wszystko ją ominie. Modliła się w duchu o najłaskawszy cud. Otworzyła drzwi i ujrzała Harry’ego, który w ręku trzymał białe i czerwone róże. Kolory flagi Kanady i Polski. A była Polką jak i Kanadyjką. Wiedział co lubi. Uśmiechnęła się do niego z ostrożnością i wzięła od niego bukiet. Ubrany był w ulubioną koszulę – czarną – oraz jeansy i kowbojki za kostkę. Rozglądał się wokół siebie. Drugi raz tu przebywał i nie miał jeszcze takiej okazji się rozejrzeć. Poczuł w nozdrzach przyjemną woń salami. Zaciągnął się tym zapachem i przymknął z uśmiechem na ustach, oczy.
– Czyżbyś piekła beze mnie? – mruknął podchodząc do niej, gdy wstawiała róże do wazonu. Przytulił ją od tyłu i pocałował w policzek.
– Chciałam zrobić coś pożytecznego i upiekłam dla nas pizzę.
Wyswobodziła się z jego ramion i odstawiła bukiet z kryształowym wazonem nad kominek. Ładnie prezentował się z barwami salonu i wyglądu jasno drewnianych mebli.
Harry ostatnią rzeczą, o której myślał jest jeść i siedzieć przed telewizorem oglądając tandetny film. Wziął ją ponownie w ramiona i rzucił na kanapę. Głośno się zaczęli śmiać, gdy łaskotał ją w stopy, gdzie miała największe łaskotki.
– Przestań! – Maggie zaczęła głośno błagać, śmiejąc się w niebogłosy. Takie uczucie zawsze było nieprzyjemnie drażliwe. Harry po chwili zaprzestał i przysunął twarz do jej twarzy, kładąc się na niej, jednocześnie uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.
– Byłaś u lekarza? – zapytał nagle, stykając się nosem z jej małym noskiem. Kiwnęła twierdząco głową. Wiedziała, że teraz będzie musiała skłamać po pytaniu:
– I co powiedział?
– To zwykłe zmęczenie po niedospanych nocach.
Skinął głową, a jego prawa ręka znalazła się na jej biodrze i przycisnął usta do jej ust.
– Czyli mogę bez problemu się z tobą kochać? – wzięła głęboki wdech i zagryzła dolną wargę. Popchnęła go do tyłu i usiadła na nim okrakiem. Musnęła wargami jego nos i czoło.
– Najpierw zjedzmy – położyła jego rękę na swoim udzie, a on przejechał nią do pośladka. Oblizał wargi i spojrzał na jej biust. Poruszył znacząco brwiami.
– A potem wypijemy za nasz pierwszy rok, co ty na to? – uśmiechnął się. Kolejna rzecz, którą będzie musiała wymyślić w dobrą wymówkę do nie picia alkoholu.
– Um... a może bez tego. Nie mam ochoty – ściągnęła brwi, wstając z jego kolan. Skierowała się do kuchni i położyła pizzę na stole. Harry’ego to zdziwiło i nawet okazał lekkie zdziwienie w oczach, lecz nic nie powiedział. To był dla niego najważniejszy dzień i nie chciałby się z nią kłócić. Szczególnie gdy dzisiejszy wieczór miał być dla niego najcudowniejszym wieczorem, jakie dotąd przeżył z ukochaną osobą.
Zasiedli do stołu i oboje wzięli po kawałku. Maggie usłyszała kolejne burczenie dochodzące z brzucha. Mały jest głodny, pomyślała z sarkastycznym tonem. Wzięła głęboki oddech i wzięła duży kęs, a ser cudownie tańczył smakiem na jej języku. Oblizała usta i brała coraz większe kęsy, aż napuchły jej policzki. Harry patrzył na nią z rozbawieniem. Chichotał co chwilę, ale niesłyszalnie, a ona nawet się tym nie przejęła. Zjadła trzy czwarte pizzy, co go zdziwiło. Posprzątała po sobie i stłumiła beknięcie. Gdyby sama siebie widziała jak je, zapewne spaliłaby się ze wstydu.
Oboje wstawili naczynia do zmywarki. Harry skorzystał z łazienki dla gości, a ona ze swojej. Zapach czosnku z ust, nie był przyjemny. Loczek wyszedł pierwszy i od razu skierował się do jej sypialni. Czekał wciąż na nią i za ten czas przeglądał regały książek, powieści, poematów swojej dziewczyny. Nie było tego mało, a większość była stara, za czasów młodości jej dziadków z Polski. Już chciał wyciągnąć jedną z tych książek i przeglądnąć, gdy z między nich, wypadła biała kartka. Był zdziwiony. Zmarszczył czoło. A już na pewno nie mógł ukryć szoku, gdy przeczytał pierwszą część jej zawartości. Nawet nie zainteresował się dalszymi słowami jak na przykład: „Dziewica”. Jedyną rzeczą, którą przeczytał: „Ciąża”. Z dzisiejszego poranka. W środku zagotował się złością. Poczuł się upokorzony i oszukany. Był świadomy tego, że nie spali ze sobą, a jedyną osobą, z którą mogła spać... był Bieber.
Wyszła z łazienki, ubrana w ciemnofioletowy szlafrok, a włosy miała spięte w koński ogon. Zmarszczyła czoło, zdziwiona jego marmurową postawą. Nie zauważyła jak nawet oddycha. Położyła dłoń na jego ramieniu, a on gwałtownie odwrócił się i złapał mocno za jej nadgarstek, patrząc oczami zabójcy. Jęknęła z bólu.
– Z kim spałaś? – powiedział drżącym głosem. Starał się jakoś złagodzić swoją wściekłość, ale nic z tego. Nie odpowiedziała, więc ścisnął jeszcze mocniej.
– Harry, proszę – jęknęła. – Wyjaśnię to.
– Nie chcę twoich zbędnych wyjaśnień! Spałaś z Bieberem, czy nie? – warknął. Z sekundy na sekundę, tracił kontrolę i w każdej chwili mógł ją uderzyć.
Teraz zastanawiał się nad słowami Seleny. Z chęcią zabiłby Bieber’a. Z zemsty i miałby dobry powód dlaczego zrobiłby to.
– Nie spałam z nim! – krzyknęła, starając się wyswobodzić nadgarstek z uścisku. Jej oczy zrobiły się szklane i poczuła pierwsze łzy na wargach.
– Gdybyś z nim nie spała, nie byłabyś w ciąży! Jesteś na tyle głupia, że nawet nie użyliście zabezpieczenia! Niżej nie mogłaś upaść – prychnął, puszczając jej nadgarstek, po czym wyszedł biorąc swoje rzeczy.
– Harry, do cholery, poczekaj! – wykrzyczała między jęknięciami. Zeszła za nim na dół i zakryła swoje nagie udo. Nie chciał już z nią w ogóle rozmawiać. Przynajmniej nie teraz, kiedy miał nadzieję ją rozdziewiczyć, a myślał teraz, że zrobiła to osoba, którą tak ona nienawidzi. Poczuł jej dłoń na jego nadgarstku. – Kochanie, błagam...
– Tylko nie: kochanie! – odwrócił się do niej i mówił z zaciśniętymi zębami. – Od teraz jesteś dla mnie taką samą dziwką jak Selena. Takie same wredne suki, które lecą na Bieber’a.
– Nie spałam z nim. Z żadnym facetem! – wykrzyczała, starając się go wtulić w swoje drobne ramiona. Harry używał siły i odpychał ją za każdym razem od siebie. Jego oddech był niekontrolowany, tak jak złość czy też tętno, które mu niemiłosiernie przyspieszyło. Prychnął kolejny raz.
– Ta, bo może jako dziewica zaszłaś w ciążę, co? Większej głupoty nie słyszałem. – Odwrócił się w stronę drzwi, a Maggie zaczęła głośno szlochać i błagać go o chwilę uwagi. – Idź do niego i powiedz mu o dziecku. Mam to w dupie, Meg. Ty już dla mnie nie istniejesz.
I wyszedł. Maggie czuła jakby ktoś wbił jej nóż w serce, krojąc na miliony małych kawałków. Na chwilę stanęło jej tętno, by potem zaczęło boleć gdy uderza w jej pierś. Przełknęła głośno ślinę, a łzy zaczęły lecieć strumieniami po jej policzkach. Cisza we własnym domu po raz pierwszy sprawiła, że naprawdę jest sama. Los ją zaczął niszczyć, a rocznica zrodziła się w oficjalne zerwanie i dała nawet powody do tego. Przed Harrym nic się nie ukryje, nawet to, że gdy go nie ma, Justin i ona zachowują się jak oni powinni.
Wyjrzała przez okno i ujrzała tylko ciemność, a ulice rozświetlały lampy co kilka metrów. Zaczęła łykać swoje słone łzy i opadła na podłogę zaczynając płakać jak mała dziewczynka, którą rodzice zostawili w domu, i jakby mieli już po nią nie wrócić. Podobnie jak z jej ojcem, co ją utwierdzało w przekonaniu, że już zostanie sama. Była pewna jednego: nie powie Justinowi o tym, że jest w ciąży.
I w jednej sekundzie zaczęła plany na nowe życie.

Następnego dnia (po kolejnej nieprzespanej nocy), Jessica i Marry odwiedziły ją, iż na stronie internetowej ujrzały wczorajsze zdjęcia Harry’ego gdy zapłakany wrócił do Londynu, co mogło oznaczać jedno. Marry przyszła z ciepłą herbatą do jej łóżka, z kanapką z serem i pomidorem. Jessica przytulała ją jak małego bezbronnego niedźwiadka. Oczy blondynki były czarne jak smoła, a powieki czerwone jak krew. Usta sine i opuchnięte. Wyglądała gorzej niż wrak człowieka. Szlochała co chwilę.
– Jak się czujesz? – spytała cicho Marry i podała jej kanapkę. Zamiast odpowiedzieć, wtuliła głowę w klatkę piersiową brunetki. Skrzywiły usta i postawiły jedzenie na stolik nocny. – Harry na Ciebie nie zasługiwał.
– Marry, przestań – skarciła ją Jessica, wywracając nerwowo oczami. Założyła ręce na piersi. – Przynajmniej przyjmij do wiadomości, iż jest przybita, ponieważ zerwali w dniu rocznicy!
– Płacze na darmo – powiedziała chłodnym tonem.
– Zastanów się. A jak byś ty się poczuła, gdyby Ryan Cię rzucił?
– Przestań tutaj gadać jak ksiądz – warknęła. – Ryan to zupełnie inna sprawa. Znałam go od podstawówki.
Maggie z niechęcią słuchała uwag i komentarzy swojej przyjaciółki, a już najbardziej modliła się, by kłótnia zakończyła się teraz. Odsunęła się trochę od nich i wzięła kanapkę do ust, popijając herbatą. Bolało ją jak sceptycznie traktowała Harry’ego. Była to jej wina, a nie jego. Choć to on ją zdradził tak naprawdę, ale za bardzo go kocha, by móc go skreślić ot tak. Nie było łatwo, a ona cierpienie wciąż w sobie nosi. Uśmiech jest tylko grą.
– Może lepiej jak wyjdziesz – powiedziała blondynka, zwracając wzrok ku Marry. Dziewczyna była zdziwiona jej słowami.
– Maggie, ja...
– Proszę Cię, żebyś wyszła. Nic więcej – potrząsnęła delikatnie głową. Jessica zamilkła i tylko patrzyła na nie obie z żalem. Pierwszy raz zdarzyło się im, by jedna z nich została wyproszona. To jeszcze bardziej je dobiło, ale Maggie nie mogła pozwolić sobie na kolejne niepowodzenia i kłótnie między nimi. To ją niszczyło. Jak ciąża.
Marry westchnęła ciężko i spuściła ramiona. Po chwili wzięła swoją torebkę, po czym wyszła z pokoju, nie żegnając się nawet. Nie było to przyjemne, a cisza była wręcz zabijająca. Przez dłuższą chwilę tak było, a słychać jedynie było odjeżdżający samochód ich przyjaciółki i kilka mlaśnięcia ze strony blondynki, gdy kończyła kanapkę. Jessica odchrząknęła i wstała.
– Pójdę już. Przepraszam, ale ja... nie chciałam Cię denerwować. Tak nie może być, że jakiś chłopak staje między nami, Meg... Spróbuj... Spróbuj – prosiła, układając ręce jak do modlitwy. – Porozmawiaj ze swoją mamą. Ona Ci na pewno pomoże. Pogadam z Marry, nikomu nie powiemy o twojej ciąży, ale zacznijmy od tego, że to twoje życie. Musisz się z tym uporać. Pomogę Ci, jestem z tobą, ale... cholera...
– Nie trudź się, Jess – uśmiechnęła się lekko, niezwykle zmęczonym głosem. – Ja o tym doskonale wiem.
Zanim Jessica opuściła pokój, przytuliły się czule. Czuła jak łzy wezbrały się do jej oczu, co sprawiło, że naprawdę współczuła swojej przyjaciółce. To nie była łatwa sprawa. A już na pewno nie dla takiej kruchej osóbce jak Maggie. Pożegnawszy się, wyszła z pokoju, pozostawiając jedynie po sobie chwilowy zapach drogich perfum Dolce & Gabbana.

Kilka godzin przeleżała jeszcze i przepłakała. Brzuch był nieznośny i po raz pierwszy, przeszła jej myśl o aborcji. Nigdy nie myślała o tym w ten sposób, gdyż nie sądziła, iż zajdzie w ciążę jako dziewica. Dwa razy wymiotowała, co sprawiło, że musiała trzy razy w ciągu przedpołudnia umyć zęby.
Kiedy zrobiła ze sobą porządek zadzwoniła do Roxan, która do końca tygodnia jest w L.A., ponieważ Jacob miał sesję. Akurat skorzysta z okazji, by wyżalić się troskliwej kuzynce, z którą od pięciu miesięcy nie miała czasu porozmawiać. Zjawiła się w niecałą godzinę.
Maggie zaparzyła kawę i usiadły przy kominku. Dzień był naprawdę nieprzyjemny. Twarz i jej wyraz miała taką jakby grała w filmie o zombie. Na początku Roxan pomyślała, że jest chora lub zaziębiona, ale potem nie wierzyła własnym uszom:
– Wyobraź sobie, że zaszłam w ciążę jako dziewica.
Maggie chciała by zabrzmiało to jakby ją bawiło, lecz tylko zdołowało. Znów przypomniała sobie sytuację z wczorajszej rocznicy. Popatrzyła na kuzynkę. Miała lekko otwartą buzie i szeroko otwarte oczy. Wyglądała jakby właśnie zobaczyła gadającą rybę. Zmarszczyła czoło i popiła kawę.
– Ja, Meg... ja nie wiem co powiedzieć... i to dlatego zerwał z tobą Harry? Ja bym na jego miejscu się cieszyła. W końcu nie znasz ojca dziecka, a on mógłby nim być.
Temat ojca w końcu został poruszony.
– Właśnie nie wiem, czy to Harry jest ojcem. Jestem dziewicą do cholery jasnej!
– Ależ ta ciąża wpływa na twój ojczysty język – prychnęła brunetka. Maggie spiorunowała ją wzrokiem. – Kiedy dziecko się urodzi...
– To co? Będę chodzić po ulicy i zbierać ślinę, by sprawdzić, który z nich jest ojcem?
– A Justin?
Roxan wiedziała do czego zmierza. W końcu Justin to Justin... szaleńczo zakochany w jej kuzynce. Osoba, która była na pierwszym miejscu podejrzany o to, że mógłby być ojcem. Maggie olśniło. Śmierć Justina i ciąża. Roxan podejrzewała, że mógłby być ojcem... BINGO!
Jęknęła, gdy zdała sobie z tego sprawę.
– Co? Powinnaś się cieszyć, że Jus mógłby być ojcem. Jest przystojny, opiekuńczy, zabawny, mądry i... przystojny. – Roxan wybuchła gromkim śmiechem, próbując zarumienić Maggie. Wywróciła teatralnie oczami i zagryzła wargę. Jednak nie ukryła, że się czerwieni. Na twarzy Roxan powstał triumfalny uśmieszek. – Aha! Miałam rację. Podoba Ci się. Kochasz go wciąż!
– Roxan, do cholery! – wykrzyknęła. – Miałaś mnie pocieszyć, a nie wspominać mi o osobie, którą gardzę, rozumiesz? Wczoraj była rocznica moja i Harry’ego. Wierz mi, nie ty jedna podejrzewasz Justina o ojcostwo, ale powinnaś wziąć pod uwagę, że może być to każdy. Albo po prostu to był żart.
– Podsumujmy objawy ciąży – zaczęła wymieniać na palcach. – Wymiotowałaś dzisiaj dwa razy, masz wilczy apetyt, o dwa tygodnie spóźnia Ci się miesiączka, masz od swoich urodzin huśtawki nastrojów i za dużo śpisz. Czy to nie wydaje Ci się oczywiste?
Zanim Maggie miała szansę odpowiedzieć na fakty oczywiste, zadzwonił to telefon Roxan. Pomyślały, że to Jacob, który chciał poinformować żonę o zakończonej sesji. Jednak zadzwonił to numer zastrzeżony. Zdziwiona, odebrała.
– Halo?
Przez dłuższą chwilę przytaknęła tylko głową, aż potem usłyszała:
– Jeszcze dzisiaj?
Jej mina mówiła, że zaniepokoiła się i to bardzo. Twarz brunetki pobladła, a potem w milczeniu zakończyła tajemniczą rozmowę. Dziewczyna patrzyła badawczo na kuzynkę, ale nic z jej twarzy nie było dane odczytać. Tylko zaniepokojenie.
– Pakuj się. Twój ojciec wie. Wie, że jesteś w ciąży.


„Chyba właśnie po tym można poznać naprawdę samotnych ludzi... Zawsze wiedzą, co robić w deszczowe dni. Zawsze można do nich zadzwonić. Zawsze są w domu. Pieprzone zawsze...” – Stephen King

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz