Narodziny Edmunda
„Biedny
jest człowiek, który pożąda wielu rzeczy.” – Leonardo Da Vinci
Po śniadaniu we dwójkę, zaczęli pakować swoje
rzeczy. Scooter jak to Scooter, jest słownym człowiekiem i tuż po jedenastej,
zjawił się Kenny. Pierwszymi słowami jakimi ich przywitał były:
– Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
I po nich, wziął od nich walizki. Maggie i
Justin pożegnali się z dziadkami, oraz rodzicami. Z racji tego, iż blondynka
miała zakaz gdziekolwiek podróżowania, uciekania, Johanne przymknęła oko na
wyjazd do Nowego Jorku, iż był to wyjazd służbowy. Do tego, musiała jej oddać
telefon.
Odchrząknęła, gdy Maggie stała plecami do niej
odwrócona. Podniosła pewnie głowę, a dziewczyna odwróciła się w jej stronę.
– Powiem Scooterowi, żeby miał Cię na oku –
ostrzegła córkę swoim teatralnym podejrzliwym spojrzeniem. Zaśmiała się cicho i
spuściła głowę. Gdy znów ją podniosła, zauważyła, że Johanne trzyma w ręku jej
telefon. Popatrzyła na nią niepewnie. Ściągnęła brwi i połknęła głośno ślinę.
– Um... oddajesz mi go?
– Wiesz... – westchnęła ciężko – tak. Nie rób
już tych głupstw, okej?
– Jasne, mamo. Jeszcze raz Cię przepraszam za
tamto...
Przytuliły się, a po kilku minutach oboje
znaleźli się w samochodzie Kenny’ego. Przez cały poranek nie odezwali się do
siebie ani słowem. Dlaczego? Iż po wczorajszym, Maggie strasznie się czuła, że
po długiej rozmowie z Harrym, kiedy poprawiły się ich kontakty, musiała znowu
zrobić z siebie osobę niepewną swoich uczuć. Justin jednakże zważył to, że już
nie tędy droga. Powinien się wstrzymać. Póki co, trzeba przygotować się do
koncertu i wywiadu, który Alfredo na lotnisku dał kopertę z zaproszeniem na
rozmowę. Jeszcze przed świętami.
W hotelu LuxLux, Scooter czekał na nich z
otwartymi ramionami. Uśmiechnął się do każdego z nich i choć Justin był wciąż
zły za poranny telefon, przytulił go jak ojca, którego nie widział po latach. Od
razu podał im osobne klucze do pokoi, w których mieli się znaleźć. Było w nim
jak w standardowym luksusie w stylu nowojorskim. Ogromne łóżka, pachnąca,
czysta i delikatna pościel, najwyższej jakości ozdoby i dekoracje i szklane,
porcelanowe łazienki. Oboje po kilkugodzinnej podróży, odświeżyli się i
pojechali od razu na próby do jutrzejszego koncertu. Maggie mogła chociaż
inaczej współgrać i odciąć się od swoich niepowodzeń w życiu osobistym. Miała
chwilę, by zapomnieć o negatywnych myślach. Chociaż kochała muzykę, nie
wielbiła już jej w ten sposób, by mogła koncertować. Ale chęci pomocy,
komponowania były dla niej ważne w tej branży.
Wieczorem wrócili, zjedli, a potem zmęczenie
opadli o łóżko, w którym spać mieli w najbliższym tygodniu.
Poranek był deszczowy i biały. Deszcz ze
śniegiem jest jeszcze gorszy niż osobno. Dobrze, że koncert był zamknięty w
budynku. Blondynka miała już przygotowaną sukienkę na show. Justin jak to
Justin, lubił stroić się za pomocą prawej ręki Maggie. Ona zaś nauczyła się
dobierać ciuchy, dzięki swoim przyjaciółkom. Nauczyły jej: bawić się kolorami,
co jest na topie i dopasowane do danej pory roku; humoru; czy pogody.
Tak czy siak kiedy byli przygotowani na
koncert, powtórzyli tylko teksty piosenek i układ do tańca. Maggie miała wyjść
trzy razy; jeden raz z Justinem; a potem robić swoje. W ciągu godziny, a nawet
pół, arena przepełniła się po brzegi. Alfredo był przy nich i ciągle dodawał
otuchy im obu. Dobrze, że Justin nie musiał grać na żadnym instrumencie, bo
pogorszyłby tylko swoją sytuacje.
Po udanym koncercie (jak zawsze), w dobrych
humorach wrócili do hotelu. Sen był niestety krótki i oboje musieli rano zjawić
się w studiu, gdzie mieli mieć ten durny
wywiad, który przeszkodził im w odpoczynku.
– Witam was serdecznie, naszymi dzisiejszymi
gośćmi to bożyszcze nastolatek Justin Bieber i jego najdroższa przyjaciółka
Maggie Blue. Więc... jak tam się wam powodzi w życiu?
Oboje spojrzeli na siebie.
– Hm – mruknął Bieber – jest... dobrze.
– Miałeś ponoć wypadek. Co Ci zrobiło drzewo,
że się tak na nie uwziąłeś? Nie lubisz drzew, czy co?
Maggie cicho zachichotała, zakrywając usta
ręką.
– Nie, ja bardzo lubię, tyle że miałem zły
dzień po prostu – odchrząknął.
– Po prostu miałeś zły dzień? Jakoś ciężko
uwierzyć mi w to, że tak potrafią na Ciebie działać gorsze dni, Justin.
Kobieta popatrzyła na niego spode łba.
– A tak w ogóle, wczoraj oboje daliście czadu
na koncercie. Maggie, porozmawiajmy jak dziewczyna z dziewczyną i powiedz coś o
twoim związku z Harrym Stylesem, bo wszyscy chcą wiedzieć, czy wciąż jesteście
parą. Jesteście bardzo popularni wśród młodzieży. Nie widziano was razem od
ponad dwóch, trzech miesięcy. Co się stało?
– Harry i ja musieliśmy zająć się trochę swoim
życiem. Dużo koncertował, przygotowywał się do różnych wywiadów, prób... to nie
jest taka łatwa sprawa, naprawdę – oznajmiła beznamiętnie.
– Rozumiem – skinęła głową. – Czyli, że wasz
związek dalej aktualny?
Justin zacisnął usta, powstrzymując się od
wybuchnięcia. Popatrzył na nią, a potem w stronę kamery. Połknął głośno ślinę,
gdy ona odpowiedziała:
– Tak. Wciąż jesteśmy parą.
– To życzę wam szczęścia w życiu – uśmiechnęła
się. Maggie to odwzajemniła. – Wasz singiel jest świetny. U Ellen, pamiętam, że
obiecałeś dutet z panną Blue i ta obietnica została dotrzymana. Fani pewnie są
zachwyceni tym, że współpracujecie ze sobą.
– Tak, to cudowne uczucie, że łączy nas to
same brzmienie i nadajemy na tych samych falach. Tekst był Maggie, tylko
zrobiliśmy kilka poprawek w tekście i dodaliśmy trochę romantycznego brzmienia
dla zakochanych na święta – odparł.
– Twoje fanki szaleją za nią, co?
Maggie czuła, że się rumieni. Jej usta stały
się bardziej czerwone. Justin w duchu się śmiał z niej, ale tylko szeroko
uśmiechnął, patrząc w jej stronę. Poczuł jej spięcie na karku.
– Sądzę, że tak – powiedział czule.
– Na początku roku, podejrzewano was o romans –
rzuciła, patrząc na nich dociekliwym spojrzeniem.
– To stek bzdur – powiedziała od razu
blondynka, poprawiając włosy i swoją postawę. Wzięła głęboki oddech, a Justin
zagryzł wargę. – My jesteśmy tylko... – przełknęła ślinę, sama nie wierząc, że
to powie. Choć czasami trzeba okłamać prasę dla dobra reputacji. –
Przyjaciółmi.
Justin wiedział, że kłamie, i wiedział
również, że ciężko było jej to powiedzieć. Kłamstwo jednak zostało przyjęte,
gdyż oczy Maggie były skierowane na twarz prezenterki. Łatwo poszło.
– Tak, jesteśmy tylko przyjaciółmi. – Justin
sam nawet próbował się przekonać, ale ciężko było mu jakoś samemu to przeboleć.
Nie chciał już żadnej przyjaźni, od kiedy pierwszy raz ją pocałował, od kiedy
wyznał jej miłość. Od kiedy ją tak bardzo zranił.
Po wywiadzie, Scooter czekał na korytarzu,
siedząc razem z Alfredo. Uśmiechnął się do Maggie i w końcu buchnął:
– Paul odwiedzi nas razem z One Direction.
Usłyszawszy to, zdania i opinie były
podzielone. Jak to Maggie, cieszyła się jak dziecko i zaczęła skakać z radości.
Justin zaś zrobił zniechęcającą minę i opadły mu ramiona. Alfredo tylko się
uśmiechał. Zaproponował przyjacielowi małą wycieczkę po mieście. Tylko oboje.
Mogliby porozmawiać, pośmiać się.
Blondynka krążyła wokół lobby, patrząc przez
ruchome drzwi. Sprawdzała co pół minuty, czy jakiś samochód nie zatrzymuje się
przed hotelem, a z niego wychodzi jeden z najbardziej intrygujących osób, które
dotąd poznała. Na palcu serdecznym w prawej ręce, miała prezent od Justina,
który dostała na święta. Nie mogła już tak bardzo być wredna i niewdzięczna, by
nie nosić cuda, które tak bardzo jej się podoba. Kupione przez osobę, która nie
miała dla niej żadnego znaczenia – taki był tego minus. Justin poszedł na
siłownię razem z Alfredo. Oboje postanowili nie patrzeć na to, co dzieje się w
hotelu.
One
Direction rujnuje swoim byciem całą zabawę Bieberowi w jednej chwili, bo ich
nie lubi. Chamstwo i dziecinada, pomyślała, patrząc na to cudo.
Usłyszała głos mulata, przechodzącego przez
ruchome drzwi razem z tym słodkim, wysokim głosem Tomlinsona, śmiejącego się z
niewiadomo czego. Podbiegła do nich i mocno wtuliła ich w swoje ramiona.
Szeroki uśmiech momentalnie pojawił się na jej prześlicznej twarzyczce. Oboje
byli zdezorientowani, jednak znany zapach perfum doprowadził ich na ziemię. Louis
głośno się zaśmiał, a Zayn ucałował ją w policzek.
– Nasza przyszła pani Styles się znalazła –
zarechotał. Maggie wywróciła oczami, gdy przed nią już stał Liam. Uścisnął ją
mocno, zakręcając wokół własnej osi.
– Liam, odstaw natychmiast ją na ziemię –
usłyszeli ostrzegawczy głos Harry’ego. Blondynka została po chwili odepchnięta,
a nie minęła nawet sekunda, gdy była już w objęciach loczka. Uścisnął ją mocno,
a jej tętno biło coraz szybciej. Nie z gorąca. Tylko z tego jak bardzo zrobiła
się podniecona, dzięki temu jak bardzo kochała w nim ten zapach mięty,
połączony z męskimi perfumami. Pociągnęła za kołnierz czarnej koszuli i
namiętnie musnęła jego usta.
Zamruczała, gdy to przerwał irlandzki akcent,
najlepszego Irlandczyka wszechczasów.
Niall odchrząknął i czekał z otwartymi
ramionami.
– Czekam od dobrych trzech minut – powiedział
niczym surowy nauczyciel matematyki. W szóstkę się mocno uściskali jakby nie
widzieli się ponad rok. Ściskaliby się jeszcze tak przez pół dnia, gdy potem
Harry i Maggie zniknęli w windzie, przyklejeni do siebie, niczym magnesy. Prawa
dłoń chłopaka znajdowała się na jej biodrze, a lewa leżała na jej żebrach.
Mocno ssał jej soczyście malinowe wargi, zjeżdżając po chwili na szyję, którą
obdarował tysiącami buziaków.
Kiedy winda stanęła, całowali się jeszcze
chwilę gdy potem, Maggie chwyciła jego rękę, a on walizkę, powędrowali do jej
pokoju hotelowego. Oboje mieli na siebie nieskazitelnie wielką ochotę. Harry
rzucił w kąt walizkę i rozpiął koszulę, a ukochana mu w tym pomogła. Powrócił
do całowania jej ust, a jego ręce powędrowały na jej guziki od różowej koszuli.
Był dość prześwitujący, a widać było jej czerwony stanik, co go podnieciło
jeszcze bardziej. Jęknął, kiedy widział jej prawie nagi biust. Ale prawie robi
dużą różnicę.
– Już nie wytrzymam – wychrypiał do jej ucha,
biorąc się za jej brązowe botki i czarne zakolanówki. – Muszę... ja muszę...
kochać się... z tobą...
Jego głos był dziwnie zmęczony, lub ciężko
było mu się opanować przed rozebraniem jej do końca. Blondynka sapnęła, czując
się coraz bardziej naga. Pocałował wewnętrzną stronę jej ud, ale zrobił jej na
złość i odsunął głowę. Chciał ją ujrzeć w tym momencie nagą. I tak czuła się
dziwnie. Przypomniała sobie słowa swojej matki, dokładając do tego sytuację z
Seleną. Jednorazowa sytuacja, a potem zostawił. Bała się jak to będzie z nią. A
jednak... strach jest silniejszy od pożądania.
– Harry, poczekaj... – odsunęła jego twarz od
swojego dekoltu, a jej głos był ciężki. Wciąż miała ten mętlik w głowie. Nie
mogłaby tego zrobić po tym co się działo między nimi. Ale Johanne miała rację.
Będąc już w takim wieku, potrzebuje takiej bliskości, ale trzeba być ostrożnym.
Spojrzał na nią trochę zniecierpliwiony. Wziął głęboki oddech i opadł obok
niej.
– Kochanie... wiem, że to twój pierwszy raz,
ale...
– Nie o to tu chodzi... – wtrąciła, czując się
trochę zażenowana. Spuściła głowę i zagryzła dolną wargę.
Sądząc po jej zachowaniu, chyba rozmyśliła się
co do uprawiania z nim seksu tego wieczoru. Chociaż tak bardzo chciała mieć już
to za sobą. – Ja... ja wciąż nie wiem, czy tego chcę.
– Czego? – zmarszczył czoło, nie mogąc
zrozumieć do czego zmierza jego ukochana. Chwycił ją za podbródek i lekko
uniósł palcem wskazującym do góry. – Hej – zaczął – wiesz dobrze, że do niczego
zmuszać Cię nie będę. Kocham Cię, wiesz o tym. Dziewictwo to poważna sprawa,
delikatna i intymna... wiem.
Musnął ją w czoło i niechętnie pozbierał jej
ubrania z podłogi. Akurat ktoś zapukał do drzwi. Maggie uciekła do łazienki, a
Harry ubrał pośpiesznie koszulę, zapinając guziki. Nie byłoby problemu, gdyby
nie to, że w każdej chwili ktoś mógł wejść. Odchrząknął i otworzył drzwi. Przed
progiem stał Paul i popatrzył się wokół.
– Harry, gadałem ze Scooterem i planujemy
byście zagrali coś na Sylwestra. Do końca tygodnia tutaj będziemy.
Loczek przytaknął głową. – Hm, to chyba tyle,
ale o ile to możliwe, nie rób scen, ani żadnych skandali z Bieberem, jasne?
– Możesz spać spokojnie. Nie mam zamiaru się z
nikim bić – uśmiechnął się przyjaźnie. Po chwili z łazienki wyszła ubrana i już
w totalnym ładzie, blondynka, a gdy ujrzała ich obu, posłała uśmiech.
– Hej Paul – uścisnęła go mocno. Poczuła
dłonie Harry’ego na swojej talii i jak obejmuje ją całą. Wtuliła głowę w
zgięciu jego szyi, a menadżer odszedł z lekkim uśmiechem na ustach. – Czego od
Ciebie chciał?
– Zostaję tutaj do końca tygodnia – uradowany
uniósł ją w górę i zakręcił wokół własnej osi. Ucałował ją delikatnie. Z chęcią
znów pozbyłby się ubrań z jej ciała, by móc dotykać ją nago. Jest zbyt
delikatna. Ciężko było mu przyjąć do wiadomości to, że w ostatniej chwili się
rozmyśliła, bo ten dzień mógłby być naprawdę rozkoszny.
Wyszli z pokoju, widząc przechodzącego Alfreda
z telefonem w ręku. Maggie oderwała się od ukochanego i szturchnęła go w ramię.
Podniósł na nią swój uroczy wzrok, po czym uśmiechnął się.
– Hej, wróciliście już z przechadzki? –
zapytała ciekawskim spojrzeniem. Harry nie odpuszczał ukazywania swoich uczuć.
Przytulił ją od tyłu i delikatnie masował jej biodra. Alfredo kiwnął twierdząco
głową.
– Mhm – mruknął. – A co? Masz sprawę do
Justina? Nie wiem czy po wiadomości, że Styles tutaj jest, chciałby w ogóle wam
przeszkadzać w mizianiu.
– Fredo, on ma imię. – Powiedziała dość
zawiedziona jego słowami. – Jeżeli Justin coś Ci o Harrym powiedział to... to
jest oszczerstwo!
Oburzyła się i nawet nie wiedziała, że na
własnego dobrego kolegę, warknęła. Emocje w niej się obudziły. Nienawidziła gdy
ktoś kogoś oczerniał, a zwłaszcza ważne dla niej osoby.
– Meg, proszę... – uspokoił ją Harry – nie
zaczynaj. Nie chcę być tematem kłótni twoich przyjaciół.
Spojrzał po chwili na Floresa.
– Przepraszam Maggie, ale inaczej nie umiem.
Wrócę już do siebie, bo jakoś nie mam ochoty gadać – mruknął i odszedł bez
dodatkowego słowa.
Blondynka z chęcią tupnęłaby nogą i rzuciłaby
się z pięściami na przyjaciela, ale zamiast tego – tylko głośno westchnęła, a
jej ramiona opadły.
Jedynej osobie, której mogli podziękować był
Justin, którego w każdej sekundzie mogli spotkać na piętrze.
Justin jakoś nie miał ochoty wchodzić na
piętro, gdzie oczywiście był jego pokój i na którym znajdowało się również
tymczasowe gniazdko Maggie. Nie zdziwiłoby go to, że spotkałby również tak
Harry’ego. Już wystarczająco był spięty. Wyszedł z hotelu, zakrywając się
najlepiej jak umie. Wolał teraz pobyć sam, niż po prostu czuć się bardzo
niepotrzebny. Nowy Jork był cały w kałużach i białej puszy. Przechodząc przez
chodnik, ujrzał ten sam biały samochód co przed centrum handlowym w Los
Angeles. Zdziwił się i zmarszczył brwi. Uniósł lekko głowę, na tyle by móc
rozejrzeć się wokół. Ten biały samochód należał do Seleny. Czegoż to znowu od
nich chciała? Chciałby móc się dowiedzieć dlaczego tym razem znalazła się tam
gdzie on, Harry i Maggie. Przedtem – w Paryżu i szpitalu w Los Angeles.
Nie dostrzegł nic podejrzanego, ale samochód
stał wciąż. Podszedł do niego. Już wiedział na pewno, że to jest auto Gomez.
Zamiast się uspokoić i odciąć od chwili szarej rzeczywistości, wpadł w niezły
bigos. Odwróciwszy głowę, ujrzał restaurację i to nie byle jaką. Poprawił
czapkę i okulary na głowie. Wszedł do środka, a w środku ciepło jak w domu. Usiadł
do jednego ze stolików, po czym znów zaczął się rozglądać wokół ludzi. Nie
zauważył nic takiego podejrzanego, aż w końcu... ujrzał pobladłą twarz Seleny.
Najwidoczniej podenerwowaną. I nie samą. Była z mężczyzną. Jego wiek mówił sam
za siebie. Miał ponad sześćdziesiąt lat.
– Czego pan sobie życzy? – dopiero teraz
ujrzał przed twarzą kelnera. Poprawił okulary i powiedział niskim głosem:
– Wody, proszę.
Kelner przyjął to do wiadomości i odszedł, zostawiając
menu. Justin otworzył je na byle jakiej stronie i kątem oka, obserwował twarz
Seleny. Nie dostrzegł mężczyzny, gdyż siedział do niego plecami.
– ...James mówił, że się pan na tym zna –
usłyszał jej drżący głos.
– Bo znam. Pan Blue się nie pomylił. Jeżeli
jest pani pewna tego co chce pani zrobić, musi pani podpisać i zachować dyskrecję.
To jest prawnie nielegalne.
– Znam ojca dziecka, już wkrótce z nim
porozmawiam, ale musi pan tylko sfałszować dokumenty o danych mojego syna
przyjęcia do domu dziecka.
To co Justin słyszał było pewne. Jej syn...
ojciec dziecka... Selena w końcu urodziła.
– I o to się postaram – kiwnął głową
mężczyzna. – Ale to nie jest takie proste.
– Cholera... – syknęła cicho. Schowała twarz w
drżące dłonie, a potem wstała. – Skontaktuję się z panem w najbliższym czasie.
Do widzenia i Szczęśliwego Nowego Roku.
Mężczyzna tylko wstał, skinął głową i kilka
minut po Selenie, wyszedł. Justin wypił wodę duszkiem i zostawił dziesięć
dolarów na stole. Szybko wyszedł z restauracji i rozejrzał się wokół. Samochód
jeszcze chwilę stał, więc szybko schował się za murem. Brunetka z kimś rozmawiała
przez telefon. Była nim tak zajęta i nawet na chwilę nie zwróciła uwagi na to,
że ktoś ją obserwuje. Justin był wstrząśnięty. Zrobił się bardziej wściekły niż
wtedy, kiedy Maggie uciekła z Kanady. Bez wiedzy jej matki. Nagle samochód
ruszył, a chwilę potem, zniknął z zasięgu wzroku. Mgła była na tyle gęsta, a
chmury tak nisko, że ciężko było ujrzeć nawet drzewa.
Gdy wrócił do hotelu, dalej miał mieszane
myśli. Szybko zapadł zmrok. W lobby nikogo nie było. Zaczął się teraz
przejmować pytaniami i uwagami ze strony swojego menadżera. Wiedział, że mu się
dostanie. A gdy sprawdził telefon, miał czternaście nieodebranych połączeń od
Kenny’ego i Scootera. Będą wściekli – to wiedział na pewno.
Ściągnął bluzę i okulary, a także czapkę na
głowie. Opadł na łóżko niczym worek ziemniaków. I wtedy nagle go coś olśniło.
Mężczyzna wymówił nazwisko, a Selena imię.
–
...James mówił, że się pan na tym zna.
– Bo znam.
Pan Blue się nie pomylił.
Przeklął pod nosem. W to wszystko był
zamieszany ojciec Maggie.
Jeszcze tego samego wieczoru, Harry opuścił
LuxLux. Nie mówił nikomu, gdzie ani kiedy się wybiera. Nawet Maggie, która od
godziny już dawno słodko śpi. Ubrany był wyjątkowo szykownie. Jakby na jakiś
bankiet. Poprawił kołnierz białej koszuli w lusterku, w samochodzie, a po
chwili odjechał. Na nos, nałożył okulary, które dał Maggie w kwietniowy dzień,
w Los Angeles. Teraz to on je pożyczył.
Miejsce spotkania było bardzo nietypowe.
Chociaż wiedział dokąd jedzie. Do jednego z klubów GoGo. Przed wejściem stało
dwóch ochroniarzy, ale był na liście. O dziwo... czemu?
Wokół niego roiło się od różnych podejrzanych
typów, a na rurach ujrzał od pasa w górę nagie kobiety. Pierwszy raz był w
takim miejscu. Przy barze, ujrzał czarne włosy i opaloną karnację. Wziął
głęboki oddech, a głośna muzyka uderzała o jego rytm bicia serca i za każdym
uderzeniem było coraz szybsze. Ubrana była w czerwoną skąpą sukienkę. Wiedział
kto to był. Odwrócił ją i spojrzał na Selenę mrożącym krew w żyłach,
spojrzeniem.
– Czego chciałaś, co? – warknął. Spojrzała na
niego groźnie, wyrywając ramiona z jego uścisku. – I to w takim obrzydliwym
miejscu...
– To chyba dobrze, że dbam o twoje nerwy, co?
Mógłbyś się upić... – powiedziała arogancko, popijając swojego drinka.
– Mam siedemnaście lat, do kurwy nędzy –
warknął. Jego serce zaczęło bić jak oszalałe. Zaśmiała się kpiąco.
– Siedemnastolatek, który został ojcem.
Zbladł i sekundę później nad nią wisiał. Zgrzytał
zębami, lecz ona wydawała się go nie bać. – Radziłabym tego nie robić. Tutaj...
jestem chroniona. Jesteś pod obserwacją, Styles...
Nerwowo zajął obok niej miejsce.
– Zostałem...?
– Kilka dni temu się urodził twój syn...
Edmund.
Jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej blada,
że aż zachciało mu się wymiotować. Ale chyba będzie wymiotował po dużej ilości
alkoholu.
„To
pułapka, stary. Dobrze o tym wiesz.” – Szybcy i Wściekli 6
Uwielbiam twojego bloga. Jestem z tobą od początku i czekam na więcej
OdpowiedzUsuń#NAVY
$
Świetny rozdział, z resztą jak każdy inny.
OdpowiedzUsuń