wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 59

Wigilia

„Pocałunek w Święta to najlepszy prezent, jaki może dostać Anioł...”


Wigilia...
Justin mówił na ten dzień, dniem jego Anioła Stróża, czyli Maggie. Nie było jednak tak samo, niż dotąd było. Wcześniej było tradycyjnie. Za każdym razem, dostawała od niego mnóstwo laurek za czasów dzieciństwa, oraz zapewnił mnóstwo zabawy. A dziś jest tak, jakby od dawna byli zamożni i obdarowywali się nietanimi prezentami.
Mieli przyjść Jeremy, Jaxon i Jazmyn, przed siódmą. Babcia Diana wypatrywała zza okna pierwszą gwiazdkę, której jeszcze nie było na niebie. Pomyśleć można, że jest pochmurno, iż ciągle pada śnieg. Na dworze było biało, a latarnie ulicznie pięknie świeciły i sprawiały, że okolica wygląda magicznie. Cała rodzina szykowała się na posiłek, który już czekał na wystawę na stole. Pod choinką znajdowały się prezenty dla najmłodszych i dla tych starszych, prócz Maggie i Justina, którzy chcieli się wymienić podarunkami osobiście. Szatyn trzymał pudełeczko w kieszeni, cały czas sprawdzając czy się w niej znajduje prezent. Robił to nałogowo, chyba z nerwów. Jak zwykle miał problem z krawatem, więc Pattie, przechodząc obok niego, szybko mu poprawiła. Maggie ubrała sukienkę o kolorze łososiowym na ramiączkach i była dość obcisła. Odkrywała jej długie nogi, a zakrywała na wysokości ud. Włosy podkręciła lokówką i wsunęła jedną z czarnych spinek na skroni. Buty były wysokie i kolor był ten sam co sukienki. Wyszła w końcu z łazienki i powędrowała do kuchni pomóc mamie oraz babci Dianie w rozstawieniu na stół jedzenia. Pachniało tak wspaniale, że samą wonią można było się najeść. Aromaty, które użyły były wysokiej jakości. Blondynka rozdała  sztućce, kieliszki, i szklanki. Postawiła na środku mały talerzyk z opłatkiem, a Johanne rozstawiła cztery świece na stole, po czym je zapaliła. Obie usłyszały śmiechy małych dzieci, które biegły w ich stronę. Jazzy rzuciła się na dziewczynę. Wzięła małą na ręce i zakręciła lekko.
– Wesołych Świąt, Maggie – powiedziała czułym głosem, a następnie ucałowała jej różowiutki policzek. – Kiedy przyjdzie Mikołaj?
– Mikołaj już był, ale prezenty dopiero po kolacji – uśmiechnęła się do niej. – Ale nie kombinuj nic z Jaxonem, jasne?
Dziewczynka kiwnęła twierdząco głową, uśmiechając się słodko. Zauważyły obie Justina, który przeszedł po jadalni, znów grzebiąc w kieszeni. Podniósł po chwili na nią wzrok, a jego oczy zabłysły. Odchrząknął i skinął głową, nie przestając na nią patrzeć. Wzięła głęboki oddech, a babcia Diana, w końcu ujrzała pierwszą gwiazdkę, co znaczyło, że mogli już zacząć kolację. Stanęli przed stołem i zrobili jak tradycja karze.
Posiłek (tak jak podejrzewała Maggie) był doskonały i smaczny. A także syty.
Najważniejszym dla dzieci momentem, były prezenty i przez całą kolację, patrzyły na zapakowane pudełka piorunującym wzrokiem. Jako pierwsze były dzieci, a potem dziadkowie. Johanne i Pattie dostały ostatnie. Odstawiła pudełko obok kanapy, gdy zaraz usłyszała w uszach jego zachrypnięty głos. Odwróciła głowę o sto osiemdziesiąt stopni. Ujrzała go lekko uśmiechniętego, a jego wygląd był zniewalający.
– To prezent na gwiazdkę... – wydukał, ściągając brwi. – Ale wolałbym żebyś to przyjęła w ramach przeprosin.
Wysunął rękę z czarnym pudełeczkiem, a ona zmarszczyła czoło.
– Powinienem przeprosić już dawno, ale... wolałem poczekać z prezentem dla Ciebie – odparł czułym głosem. Wzięła od niego prezent, po czym przeglądnęła go od zewnątrz. – Po prostu go otwórz...
Zrobiła jak poprosił. To co ujrzała w nim, sprawiło, że na moment serce jej stanęło i zaraz miałaby dostać zawału. Jej oczy zrobiły się większe, a on miał lepszy widok na jej kakaowe oczy. Rozchyliła usta, jednak wydobyła z nich tylko dźwięk podobny do tych, w których lekarz karzę otworzyć buzię i powiedzieć: „A”. Posłał jej uśmiech i wziął od niej pierścionek i pudełeczko. Położył je na kanapie, a cudo wsunął na palca.
– Justin...
– Nic nie mów. Jeżeli pójdziesz ze mną w jedno miejsce, uznam to za podziękowanie – przerwał jej, mówiąc nadal tym kochanym głosem. Maggie pokręciła głową.
– To znaczy, ja też mam dla Ciebie prezent... wybierałam go z Ryanem i Chazem... on stoi w garażu.
– Ach to dlatego, dziadek nie pozwolił mi dziś tam pójść – wywrócił oczami. Zachichotała, kiwając głową. Pociągnęła go za rękę i zeszli w dół schodów. Otworzywszy drzwi, zapaliła światło i ujrzał czarny samochód marki Aston. Justin zrobił jeszcze bardziej zaskoczoną minę i spojrzał na nią jakby na kogoś na kogo miałby się zaraz rzucić. Podszedł w stronę samochodu i patrzył na niego z otwartą buzią. Maggie cieszyła się, że prezent spodobał się Bieberowi, ale powinna jeszcze podziękować swoim przyjaciołom. Uśmiechnęła się lekko i spuściła głowę. Rzuciła w jego stronę kluczyki, a on raptownie je złapał, będąc po drugiej stronie.
– Jak chcesz to się przejedź. Powiem Pattie.
Chcąc pójść ku drzwiom, Justin szybkim krokiem podszedł do niej i chwycił ją w talii jedną, zdrową ręką. Momentalnie ją odwrócił.
– Jedziesz ze mną – powiedział stanowczo.
Maggie wzięła głęboki wdech.
– Muszę? – jęknęła.
– Akurat się złożyło, że... tak, tak musisz – uśmiechnął się i pociągnął ją za rękę. – Będziesz moim pierwszym pasażerem w moim nowym aucie.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i zajęła miejsce obok niego. W środku było bardzo przytulnie, a Justin szybko połapał się z licznikami, biegami i innymi gadżetami w luksusowym samochodzie. Jest to jego drugi, ale zapewne będzie miał dwa razy więcej. Pilotem otworzył garaż, po czym z niego wyjechał i ponownie zamknął. Przejechali przez nie duży kawał drogi od domów dziadków. Ryk, który wydobył samochód był bardzo głośny oraz kojący dla uszu Bieber’a. Zakochał się od pierwszego wejrzenia w tym cacuszku. Maggie zachichotała cicho, patrząc na jego podekscytowaną minę. Odchrząknął, kiedy stanął przy wejściu do jednego z parków. Było w nim wyjątkowo ciemno. Wysiadła z samochodu i rozejrzała się wokół siebie. Zmarszczyła brwi.
– Tutaj? – zapytała. Justin wzruszył ramionami i wyciągnął rękę. – Nietypowo trochę...
– Wierz mi, bardzo – chwycił jej rękę i postawił przed siebie. Wyciągnął z drugiej kieszeni popielatą, satynową chustę, którą zawiązał jej na oczy. Wzięła kilka głębokich oddechów.
– Jakoś ciężko mi uwierzyć, że bawię się w kolejne twoje gierki – westchnęła, zagryzając wargę. Justin popchnął ją lekko w przód, razem ze sobą, po czym chwycił ponownie jej dłoń i pociągnął do siebie.
– Jakoś ciężko mi uwierzyć, że po tym wszystkim utrzymujemy naszą tradycję dawania – mruknął do jej ucha. Jej nogi zadrżały i zaraz poczuła chłód, którego wcześniej nie poczuła. Jego oddech na jego policzku, sprawił, że to miejsce automatycznie zaczęło się czerwienić. Na jej szczęście było ciemno. Uśmiechnął się lekko i zaraz wznowili wędrówkę po ciemnym parku. Niepewnie stawiała kolejne kroki, iż nic nie widziała, a najgorsze było to, że miała nieodpowiednie buty na śliskim chodniku. Chociaż wierzyła, że gdyby miałaby się wywrócić, Justin pomógłby jej. Kilka minut potem, w końcu mogła ujrzeć jeden z kolejnych prezentów od szatyna. Zobaczyła altanę, która była na dachu pokryta lodem, a kolumny i barierki ozdobione kwiatami, lampkami i czerwono-szmaragdowe wstążeczki. Oniemiała z wrażenia. Jej oczy zalśniły, a buzia była lekko otwarta. Spojrzała na niego, a on tylko się szelmowsko uśmiechał, patrzył na nią tym swojskim spojrzeniem. Popatrzył na jej długie, drżące nogi i zagryzł dolną wargę. Weszła na środek altany, rozglądając się, wokół. Odwróciła ku niemu głowę.
– Nie musiałeś – oznajmiła, kręcąc głową.
– Ależ oczywiście, że musiałem – powiedział. – Święta to czas cudów i radości. I wiesz co Ci powiem? Cud jaki przyszedł dotychczas... to ty, a radość, która zawitała w moim sercu to, to... jak bardzo jestem w tobie zakochany.
Pociągnął ją po chwili do siebie, a jego dłoń znalazła się na jej biodrze, a następnie, ostrożnie położył drugą. Maggie spuściła głowę i wprawdzie zarumieniła się. Trochę było głupio spojrzeć mu w oczy, gdyż te słowa ją zamurowały.
– To naprawdę słodkie z twojej strony – uśmiechnęła się, a jej usta stały się czerwone.
– Czekałem na ten moment...
Przybliżył do niej twarz i pogłaskał kciukiem jej zmarznięty policzek. Oblizał wargi, a jego usta w wolnym tempie znalazły się na jej ustach. Kilka niewinnych pocałunków, zrodziło się w bardziej agresywniejsze. Jej dłonie znalazły się na jego dłoniach, które były gorące. Jej zimne. Serce w środku zaczęło walić niemiłosiernie mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć. Czuła się, że zaraz zemdleje. Jego język, znalazł się na jej podniebieniu i wpił w niej swoje paznokcie w biodra. Jęknęła z bólu mu w usta, lecz on zinterpretował to jako odpowiedź jej drżącego i spragnionego ciała, które chciał dotykać. W pewnej chwili zapomniał o tym co się wokół nich dzieje i o tym jaki był cel tej krótkiej podróży do tego miejsca. Zacisnęła powieki, czując jego szybkie bicie serca. Podobne do jej. Odsunęła twarz od niego i spojrzała mu w oczy. Zaraz potem w górę. Wiedziała, że coś ją niepokoi. Ujrzała jemiołę, którą wcześniej nie dostrzegła. Odsunęła się od niego.
– Więc chodziło o pocałunek pod jemiołą? – zapytała stanowczo i dość głośno. Justin odchrząknął i ściągnął brwi.
– To jest prezent. Pamiętasz nasz taniec na Hawajach? To mnie ciągnęło do tego, bym przygotował taką niespodziankę. Mówiłaś, że Ci się podobało... w czym problem?
Warknęła już lekko zirytowana, a nogi się pod nią ugięły.
– Myślałam, że zapomnisz.
– Nie zapominam rzeczy, które są związane z tobą – odparł pewnie. Maggie ominęła go ze spuszczoną głową. Najwidoczniej już miała dość. Chciałaby już wrócić do domu, a on w sumie też poczuł zmęczenie. Nic nie dodał, a ona nie odpowiedziała. W sumie... pocałunek był bardzo romantyczny i miał w sobie nutkę erotyki. Mróz robił się coraz gorszy, a ona wciąż czuła jego pełne pożądania wargi, a on od czasu do czasu na nią patrzył. Kiedy stanęli przed domem dziadków, Justin zatrzymał pojazd, lecz nie otworzył drzwi. Patrzył na nią, a ona czując jego wzrok, zaczęła się peszyć. Zwęził oczy i chwycił ją za podbródek. Miała i tak schyloną głowę w dół. Chłopak pochylił się, zaczynając kolejny romantyczny pocałunek. Przybliżył ją do siebie i położył dłoń na jej udzie. Odsunął delikatnie głowę i powiedział:
– Całując Cię, zapominam o Bożym świecie...
Milczała mimo wszystko.
– Wesołych Świąt, Maggie.
Otworzył drzwi, a ona jak oparzona, wyskoczyła z samochodu i skierowała się do drzwi. Zamknęła je, oparłszy się o nie. Schowała twarz w dłonie, słysząc w głowie słowa, oraz czując jego rozgrzane wargi na sobie. Wszędzie było ciemno, a same latarnie oświetlały okolice i ciemne zakątki w domach. Wszyscy byli po kolacji, więc poszli już spać, bo w końcu jest po wszystkim. Jej ciało wrzało od dziwnego gorąca, które ją opętało, nogi zrobiły się jak z waty, a jej usta były czerwone jak wiśnie. Zagryzła dolną wargę i już jęknęła przed płaczem, gdy postanowiła iść do pokoju i wziąć pidżamę. Przebrała się w łazience, a wychodząc z niej, od razu wchodząc do pokoju, ujrzała leżącego Justina z nagim torsem. Odłożyła ubrania na miejsce, ściągnęła gumkę do włosów i odstawiła pierścionek na miejsce, na biurku. Justin spojrzał w jej stronę, ale nic nie powiedział i odwrócił się w stronę ściany.

Następny ranek był bardzo spokojny. Sen przerwał niestety dzwoniący telefon Bieber’a, który jak na złość nie przestawał brzęczeć. Warknął zirytowany, a jego poranny głęboki głos, był bardzo nieprzyjemny. Usiadł i żeby nie budzić blondynki, chwycił telefon do ręki.
– Halo? – powiedział cicho.
– Justin, przepraszam, że Cię obudziłem, ale mam dla Ciebie wiadomość... – głos obudzonego menadżera, go zniechęcił do dalszej konwersacji z nim. – Dzisiaj przed jedenastą, jedziesz z Meg do Nowego Jorku...
– Jest to konieczne? – zapytał sennym tonem.
– Praca to praca, Jus... Alfredo spotkasz na lotnisku w NY, a Kenny będzie za dwie godziny – powiedział stanowczo.
– Kurde, Scott – jęknął. – Wkurzasz mnie...
– Powiedz naszej pannicy o tym.
– Rozłączam się – powiedział i po chwili zakończył rozmowę jednym przyciskiem.


„Chciałabym uniknąć śmierci.”

2 komentarze: