Szlaban
„Za
nieposłuszeństwo się skazuje.”
Minęło cztery dni.
Czuli się jakby czas w pewnym momencie stanął
w miejscu i teraz mogli przez te dni pobyć w swoim towarzystwie, nie przejmując
się niczym. Teraz był ten czas, kiedy wyjaśnili sobie w końcu i mogło być już
zupełnie inaczej.
Nastał kolejny ranek.
Maggie zbudziła się wtulona w nagi tors
Harry’ego, który od dłuższego czasu, wpatrywał się w nią. Posłał jej uśmiech, a
ona poczuła kolejne bijące od niego ciepło. Położyła się na nim, oparłszy głowę
o jego ramię i miała idealny dostęp do jego szyi. Musnęła ją kilka razy, a on
zagryzł wargi. Czuł się dość podniecony tym, że jego ukochana leży na nim
półnago. Odwrócił delikatnie głowę w jej stronę i zauważył jej słodki, śpiący
uśmiech i poranne mruczenie. Uwielbia koty, a ona tak właśnie mruczy.
– Dzień dobry, kochanie – jego zachrypnięty
głos był kojący dla jej uszu. Przycisnęła swoje usta do jego ust i zaczęła
bawić się jego wargami swoimi. Przez pocałunek uśmiechali się. Dotknęła
opuszkami palców jego brzucha i delikatnie robiła palcem wskazującym kółka. Jej
śpiące oczka otworzyły się, a on ujrzał w nich ciepłą czekoladę.
– Kocham Cię, Harry.
– Kocham Cię, Meg.
Zrzucił ją z siebie, po czym role się
zamieniły. Jego usta znalazły się na jej szyi, a następnie na obojczykach. Jego
dłonie znalazły się na jej talii i penetrował jej każdą kość i boki ciała. Przytulił
ją do siebie mocniej i usłyszał jej cichy jęk. Szybko go stłumiła całując w
usta, po czym lekko go popchnęła do tyłu i oparł się łokciami, by utrzymać swój
ciężar ciała. Usiadła na nim okrakiem, czując pod sobą jego wzwód. Znów
jęknęła.
– Chcę Cię – usłyszała, co sprawiło, że
zadrżała. Jego głos był niski. – Jestem pieprzonym szczęściarzem, że mam taką
dziewczynę, jak ty.
Usłyszawszy te słowa, przycisnął ją do siebie
i ponownie położył. Ich serca waliły młotem, rozpalenie na ich ciele w pewnej
chwili było na najwyższym stopniu, żołądek robił fikołki, w jedną i drugą
stronę. Maggie już nie zwracała uwagi na przekleństwa. Loczek otarł się swoimi
biodrami o jej uda i usłyszał z jej ust cichy jęk.
– Harry – szepnęła jego imię, wyginając plecy
w łuk. – Skarbie, zrób to jeszcze raz...
Na jej życzenie otarł się jeszcze trzy razy,
po czym jego erekcja za trzecim razem znalazła się na jej kobiecości. Do jego
uszu dotarły coraz głośniejsze jęki. Pierwszy raz była w takim stopniu
podniecona. Pierwszy raz poczuła wzwód na sobie. Harry również poczuł się
inaczej niż dotąd sprawiła to Maggie. Chociaż bardzo go podniecała już samym
byciem i wyglądem. Złączył ich usta razem, a następnie chcąc się pozbyć dolnej
części bielizny swojej ukochanej, przeszkodził im w tym dzwoniący telefon
blondynki. Harry warknął już zirytowany, lecz nie przestał składać pocałunków
na jej twarzy. Maggie zauważyła, że telefon chyba chce być ważniejszy od tych
cudownych porannych, przedświątecznych pieszczot. Położyła ręce na ramionach
chłopaka, chcąc go od siebie odsunąć. Harry stawiał opór.
– Harry, poczekaj, telef...
– Mam na Ciebie ochotę... – przerwał jej,
nędzną wypowiedź. – Chociaż mogę Cię zobaczyć nagą?
– Może następnym razem, kochanie – mruknęła,
odpychając go od siebie, po czym loczek odbił się o swoją połowę łóżka. Wstała
i w ostatniej chwili odebrała telefon. Harry nie rezygnował ze swoich potrzeb.
Wstał za nią, a ona odebrała, słysząc głos zmartwionej, jednocześnie wkurzonej
przyjaciółki. – Halo?
– Czy ty jesteś wariatką?! – krzyk Jessiki
trochę ją wystraszył. Wywróciła teatralnie oczami. Usłyszała dodatkowo jej
warkot, a potem kolejny krzyk. – Justin ma połamane knykcie przez to, że
wyjechałaś, ja jestem niezadowolona z tego, że ty ot tak wybaczyłaś
Harry’emu!
– Jess, ja też nie jestem bez winy, proszę –
powiedziała jak na razie spokojnie. Poczuła jak zielonooki całuje ją w nagie
ramię. Przymknęła powieki, a jej policzek znów dziwnie zaczął piec. Może przez
to, że psychicznie wciąż czuła ten idiotyczny ból?
– Cholera jasna, Meg! – krzyknęła po raz
kolejny. – Gdybym była w tym momencie tam z tobą, zabiłabym Cię na miejscu.
Harry ma dziecko z inną, rozumiesz to? On Cię chce wykorzystać! Proszę, nie
karz mi się męczyć. – Jęknęła.
– Nie karzę – wzruszyła ramionami, ubierając
po chwili na siebie, szarą koszulę Harry’ego, która mogła pachnieć tylko tak
dobrze jak on sam. Weszła pośpiesznie do łazienki, by loczek nie słyszał
dalszego przebiegu rozmowy z przyjaciółką. – Spędzam czas z chłopakami. Muszę
to nadrobić.
Jessica warknęła ze złości.
– Aż żal mi Cię słuchać, wiesz? Sądziłam, że
masz mózg i zrozumiesz, że Styles to dupek.
– Jedynym dupkiem jakiego znam jest Justin! –
powiedziała już powoli tracąc kontrolę nad własnymi nerwami. Jessica też
starała się opanować, lecz tego czego się dowiedziała od Ryana, który
dowiedział się od Pattie, która dowiedziała się od własnego syna, była
wstrząśnięta zachowaniem przyjaciółki.
– Justin ma racje! Gdyby nie on, dawno Harry
zerżnąłby Cię pierwszego dnia – syknęła do słuchawki.
– Skąd wiesz, że chodzi mu tylko o seks? –
powiedziała głośno. – Justin tylko myśli o moim biuście i o tym, że gdybyśmy
byli razem, uprawiałby ze mną to co godzinę, albo co pół godziny!
– Mam dość! Jak chcesz! Justin to był twój
przyjaciel! Ja też jestem twoją przyjaciółką! Zaufaj przyjaciołom, Meg, bo
kiedyś ich możesz stracić. Proszę. Justin Cię kocha, naprawdę, a to jak się
zachowuje, to pokazuje Ci, że ty tylko jako dziewczyna jesteś w jego zasięgu
wzroku. I tylko ty! Jeżeli zajdziesz ze Stylesem w ciążę, nie proś mnie o
pomoc... przepraszam.
I wtedy usłyszała dźwięk, skończonej rozmowy.
Ostatnie słowa Jessiki odrobinę ją przestraszyły. Stanęła przy zlewie,
opierając się o niego. Przymknęła delikatnie powieki. To Emily, kochanie...
Obraz ze snu, w Paryżu z kilku miesięcy wlazł
do jej głowy, która zrobiła figla. Otworzyła oczy, a kolor tęczówek znów
zmienił się w czerń. Oczy małego dziecka, jakby diabła. Jasna karnacja.
To
dziecko diabła!
Wzdrygnęła się. Usłyszała pukanie do drzwi, po
czym wyszła z łazienki, widząc trochę zaniepokojonego Harry’ego. Zilustrował ją
wzrokiem.
– Pokłóciłaś się z Jessicą? – spytał, unosząc
brwi. Kiwnęła twierdząco głową, a na jego twarzy pojawił się grymas. – To
źle...
– Proszę, Harry... – pokręciła przecząco
głową, wieszając ręce na jego szyi – nie obwiniaj się. Czasami tak bywa.
– Może zjemy śniadanie? – uśmiechnął się
czule, całując jej malinowe usta. Kiwnęła głową.
– Ubiorę się, bo nie będę paradować w
bieliźnie, gdy nie wiadomo kiedy chłopaki przyjdą i będę przed nimi półnago –
zaśmiała się.
– Faktycznie... – mruknął. – Nie chcę by
patrzyli na Ciebie wygłodniałym wzrokiem.
Po raz kolejny ucałował ją. Po chwili podeszła
do walizki i wyjęła z niej czyste rzeczy.
– Harry – zawołała jego imię w ostatniej
chwili przed jego wyjściem na dół. Odwrócił głowę z uśmiechem na ustach. – Ty
naprawdę chodzisz nago po domu przy chłopakach?
Loczek zaśmiał się pod nosem.
– Spokojnie. Jeszcze będę przed tobą chodził
nago.
Maggie zarumieniła się i spuściła głowę.
– Dobra, idź już! – zakryła twarz, a on
wybuchł śmiechem.
Harry opuścił pokój. Blondynka szybko nalała
ciepłej wody do wanny, a potem znalazła się w niej.
Po południu, śnieg znów zaczął sypać. Już całe
miasto było w pół zaśnieżone. Cała szóstka bawiła się na całego. Spędzali czas,
śmiali się i wygłupiali. Czyli to co robili przez te kilka dni, gdy była w
Londynie. Czuła się już zupełnie inaczej. Zapomniała o najgorszych chwilach
swojego życia. Razem z Niallem i Liamem ubrała choinkę, Harry zadbał z Louisem
o jedzenie, a około godziny czwartej Zayn powrócił do domu z Perrie oraz
Eleanor. Eleanor – dziewczyna Louisa, o której wspominał Harry, a Perrie jakoś
nie pamięta.
Perrie jest bardzo wesołą osobą, a Eleanor
bardzo wrażliwą. Obie polubiły blondynkę, którą już wielokrotnie słyszały w
radiu. O skandalach w jej roli głównej. Również o sukcesie jakim osiągnęła w
ciągu roku. Maggie już nie dbała o to, ale chętnie pisała teksty i pomagała w
tej branży. A na początku tak pragnęła uzyskać sławę. Perrie i Maggie ciężej
uzyskały wspólny język, ponieważ obie były inne. Maggie typ nudziary, za którą się niepotrzebnie uważa,
a Perrie wesoła i ciesząca się wszystkim co ją otacza. Z Zaynem nadawali na
tych samych falach, co sprawia, że są ze sobą szczęśliwi razem.
Dzień mijał coraz lepiej. Nad kominkiem już
sterczało aż dziewięć skarpet ułożone alfabetycznie; Danielle, Eleanor, Harry,
Liam, Louis, Maggie, Niall, Perrie i Zayn.
Oczywiście Louis zamiast skarpety dostał
materiałową marchewkę. Za każdym razem, gdy patrzyli na to, nie mogli
powstrzymać śmiechu. Usłyszeli pukanie do drzwi. Otworzył je Liam, a widząc
Danielle szeroko się uśmiechnął. Danielle miała trochę skwaszoną minę.
– Dlaczego nie wejdziesz? – zapytał Louis,
stojąc obok nich. Dziewczyna spuściła głowę i odsunęła się trochę od progu
drzwi. Chłopcy ujrzeli wychodzącego z samochodu, niejakiego Ryana Good’a z samochodu,
a z drugiej strony... Bieber’a. Liam spojrzał na Danielle, po czym weszła do
środka, a Louis tylko podszedł do niego. – Dla twojej wiadomości był to mój
pomysł, by tu przyjechała.
Ryan stanął obok Justina, który z ciężkością
chował przed nimi rękę. Liam podszedł do Harry’ego i posłał mu ostrzegawcze
spojrzenie.
– Chcesz, by tu została? – zapytał po chwili.
Harry zmarszczył brwi i niepewnie pokiwał twierdząco głową. – To lepiej gadaj z
tymi na dworze.
Harry zwrócił wzrok ku Maggie, która była zdezorientowana
słowami i gestami Liama.
– Co się dzieje? – spytała cicho. Wstała i
schowała ręce w tylne kieszeni spodni. Nikt się nie odezwał specjalnie na jej
pytanie, a ona usłyszała zza progu drzwi głos Ryana. – Ryan?
Podeszła do drzwi i ujrzała Justina, stojącego
naprzeciw Louisa, który tłumaczył z tego całego zajścia i co ma zrobić w tym
momencie Bieber. Harry po chwili stanął obok niej i złapał ją raptownie za
rękę, ściskając ją pewnie. Spojrzeli na siebie, a ona rozżalonym wzrokiem
zaczęła go przepraszać. Nie wiedzieli co miało się teraz wydarzyć. Wszyscy
weszli do domu, prócz Harry’ego, Maggie i Louisa. Najwidoczniej chcieliby swoje
przemilczeć i poczekać na wyrok. Maggie gdy poczuła wzrok Good’a, spuściła
głowę i wtuliła swoje ciało w tors loczka.
– Ona ma wracać do domu – usłyszeli stanowczy
głos Ryana. – Meg! – krzyknął, odwracając znów wzrok w stronę zakochanej pary.
Chciała zrobić krok, jednak Harry ścisnął mocniej jej rękę i popatrzył na nią
prosząco.
– Tracę Cię – powiedział z zaciśniętymi zębami.
– Nie stracisz... – odpowiedziała szeptem.
Wyswobodziła rękę z jego uścisku i podeszła do nich, bardzo powoli, nie wiedząc
co może się zdarzyć.
Usłyszała ten sam krzyk w głowie, a potem
spojrzała na rękę Justina. Miał bandaż. W jej gardle powstała gula. Tak duża,
że mogła tylko stękać, nie mogąc nic powiedzieć. Naciągnęła sweter na
nadgarstki, zaczynając czuć niewyobrażalne zimno na ciele. Jej delikatna skóra,
jednak łączyła się z pogodą na dworze i wyglądała prawie tak, jakby właśnie
wykuto ją z lodu. Lecz jej policzki i usta, były czerwone. Louis cofnął się o
kilkanaście kroków, a Harry’emu włączył się alarm w głowie i jak na złość
podszedł do niej, chwytając ponownie jej rękę. Ryan uśmiechnął się lekko do
niej, a Justin nie umiał spojrzeć na jej twarz, przypominając sobie to, co
zrobił. Chciałby po prostu, żeby wróciła z nim do Kanady, gdzie teraz powinna
się znajdować. Iż nie bez powodu się tu znalazł.
– Jesteś uziemiona. – Ryan powiedział głosem
poważnej i zirytowanej matki Maggie. Ściągnęła brwi. Chociaż dla niej było
ważne to, by Justin i Harry nie zabili się na miejscu. – Twoja mama nie jest z
Ciebie zadowolona. Jeżeli nie wrócić w ciągu dwóch dni, wyśle po Ciebie ojca, a
cytuję: „Obie przecież tego nie chcemy.”
Kiwnęła irracjonalnie głową. Spojrzała na dłoń
Justina.
– Czy to poważna kontuzja? – zapytała po
chwili, dość drżącym głosem. Popatrzyła to na Harry’ego, to na Justina, jakby
miała tik w oku.
– Lekarz mówi, że do końca grudnia nie może
grać na instrumentach, ale nic poza tym strasznego się nie stało – odpowiedział
Ryan, jakby Justina w ogóle tu nie było. Spojrzał na niego i położył dłoń na
jego ramieniu. – Wracamy do domu.
Harry zrobił krok do przodu i chcąc coś
powiedzieć, Maggie skarciła go.
– Zanim wyjedziecie, lepiej wytłumacz się dlaczego
ją uderzyłeś – powiedział ciężkim głosem zielonooki.
– Nie było to celowe, ale ja tobie nie będę
się tłumaczyć.
Justin ominął go. Choć Harry nie chciał być
już agresywny, chwycił go mocno za ramię i ścisnął. Był zły, że ot tak by
wszedł do domu i wziął wszystkie jej rzeczy. Musiał być cierpliwy. Justin
wyrwał ramię, patrząc na niego srogo. Maggie, żeby się nie kłócić, szybko
powędrowała do środka, warcząc zirytowana. Ryan chwycił Justina za ramię, po
czym odsunął go od Harry’ego, który starał się mieć pokerową twarz i mniej
wredną. Oboje byli panami swojego świata.
Maggie zauważyła, że przed framugą drzwi od
sypialni Harry’ego stoi Niall. Posłał jej niepewny uśmiech, a ona tylko
delikatnie się uśmiechnęła. Wzięła ostatnie rzeczy, które leżały na łóżku,
następnie z walizką skierowała się w stronę drzwi.
– Daj, pomogę Ci – zaoferował się blondas.
Posłała mu wdzięczny uśmiech, jednak pokręciła głową.
– Nie musisz, Niall – westchnęła. –
Przepraszam, że robię tyle kłopotów... nie chciałam, naprawdę.
– To nie twoja wina – machnął ręką. Przytuliła
go, a on się w nią wtulił. Czuła jego ciepło i troskę, oraz jak spokojnie bije
mu serce.
Wyswobodziła się z jego ramion, a potem razem
zeszli na dół i każdego po kolei przeprosiła, choć tak naprawdę jest niewinna.
Ma zbyt delikatne sumienie, więc lepiej dla wszystkich byłoby ustąpić. Była to
pierwsza od lat kara, a jej pierwsza ucieczka bez zapowiedzi. Choć miała zamiar
pięć dni temu powiedzieć, ale z racji co ją pospieszyło, nie zrobiła tego.
Wyszła z domu, a Harry stał ze schowanymi dłońmi w kieszeniach i spojrzał na
nią lekko już zirytowany. Popatrzył ponownie na Bieber’a, który odszedł w
stronę samochodu. Ryan wziął walizkę i schował ją do bagażnika. Wsiadł za
kierownicę, a przed samochodem, stał jeszcze Justin. Oparł się o auto, schował
dłonie w kieszeń i przyglądał się im ponuro. Ujrzał, jak delikatnie Brytyjczyk
składał pocałunki na wargach, które pamiętnymi czasy on tak słodko dotykał. Już
bał się myśleć o tym co mogli ze sobą robić, podczas jego nieobecności. Podczas
gdy wyjechała z nim do Londynu. W gardle coś mu jakby stanęło. Jakby jego
wczorajszy obiad. Zacisnął zęby i warknął cicho. Przymknął powieki, nie mogąc
już patrzeć na to. Za bardzo go to bolało. Jego knykcie dały po sobie znać i
syknął z bólu. Uniósł głowę i zobaczył pożegnalny uścisk. Zobaczył jego dłonie,
sterczące na jej pośladkach, jak ściska je i przyciąga do siebie. Zrobił minę,
jakby miał zaraz zwymiotować, a Ryan, widząc go w lusterku, śmiał się głupio,
kręcąc głową. Po chwili, zobaczył, że Harry niechętnie puszcza jej rękę i
słyszy te magiczne słowa: „Kocham Cię”.
Maggie skierowała się niechętnie w stronę
samochodu i w ogóle nie spojrzała na Justina, który usiadł obok Ryana na
przednim siedzeniu. Spojrzała jeszcze w stronę domu Harry’ego, gdzie stał i
wpatrywał się tępo na odjeżdżający pojazd. Zabolało ją to tak jak jego. Do
końca dnia, nie odezwała się do Bieber’a, którego najchętniej by spoliczkowała.
Minął kolejny dzień i w końcu powrócili do
Kanady. Justin ucieszył się, że wreszcie jest w domu. Maggie miała tylko
nadzieję, że upiecze jej się, ale grubo się myliła. Johanne skonfiskowawszy jej
telefon, rozkazała pomóc w przedświątecznych porządkach, ubranie choinki i
zrobić mnóstwo uszek do barszczu.
„Skoro
święta Bożego Narodzenia opierają się na pozytywnych przesłankach, takich jak
dobroć, życzliwość i wybaczenie, to należałoby je celebrować pożywieniem, w
którego składzie nie ma potraw będących wynikiem poderżnięcia komuś gardła.” – Juliet
Gellatley
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz