niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 58

Szlaban

„Za nieposłuszeństwo się skazuje.”


Minęło cztery dni.
Czuli się jakby czas w pewnym momencie stanął w miejscu i teraz mogli przez te dni pobyć w swoim towarzystwie, nie przejmując się niczym. Teraz był ten czas, kiedy wyjaśnili sobie w końcu i mogło być już zupełnie inaczej.
Nastał kolejny ranek.
Maggie zbudziła się wtulona w nagi tors Harry’ego, który od dłuższego czasu, wpatrywał się w nią. Posłał jej uśmiech, a ona poczuła kolejne bijące od niego ciepło. Położyła się na nim, oparłszy głowę o jego ramię i miała idealny dostęp do jego szyi. Musnęła ją kilka razy, a on zagryzł wargi. Czuł się dość podniecony tym, że jego ukochana leży na nim półnago. Odwrócił delikatnie głowę w jej stronę i zauważył jej słodki, śpiący uśmiech i poranne mruczenie. Uwielbia koty, a ona tak właśnie mruczy.
– Dzień dobry, kochanie – jego zachrypnięty głos był kojący dla jej uszu. Przycisnęła swoje usta do jego ust i zaczęła bawić się jego wargami swoimi. Przez pocałunek uśmiechali się. Dotknęła opuszkami palców jego brzucha i delikatnie robiła palcem wskazującym kółka. Jej śpiące oczka otworzyły się, a on ujrzał w nich ciepłą czekoladę.
– Kocham Cię, Harry.
– Kocham Cię, Meg.
Zrzucił ją z siebie, po czym role się zamieniły. Jego usta znalazły się na jej szyi, a następnie na obojczykach. Jego dłonie znalazły się na jej talii i penetrował jej każdą kość i boki ciała. Przytulił ją do siebie mocniej i usłyszał jej cichy jęk. Szybko go stłumiła całując w usta, po czym lekko go popchnęła do tyłu i oparł się łokciami, by utrzymać swój ciężar ciała. Usiadła na nim okrakiem, czując pod sobą jego wzwód. Znów jęknęła.
– Chcę Cię – usłyszała, co sprawiło, że zadrżała. Jego głos był niski. – Jestem pieprzonym szczęściarzem, że mam taką dziewczynę, jak ty.
Usłyszawszy te słowa, przycisnął ją do siebie i ponownie położył. Ich serca waliły młotem, rozpalenie na ich ciele w pewnej chwili było na najwyższym stopniu, żołądek robił fikołki, w jedną i drugą stronę. Maggie już nie zwracała uwagi na przekleństwa. Loczek otarł się swoimi biodrami o jej uda i usłyszał z jej ust cichy jęk.
– Harry – szepnęła jego imię, wyginając plecy w łuk. – Skarbie, zrób to jeszcze raz...
Na jej życzenie otarł się jeszcze trzy razy, po czym jego erekcja za trzecim razem znalazła się na jej kobiecości. Do jego uszu dotarły coraz głośniejsze jęki. Pierwszy raz była w takim stopniu podniecona. Pierwszy raz poczuła wzwód na sobie. Harry również poczuł się inaczej niż dotąd sprawiła to Maggie. Chociaż bardzo go podniecała już samym byciem i wyglądem. Złączył ich usta razem, a następnie chcąc się pozbyć dolnej części bielizny swojej ukochanej, przeszkodził im w tym dzwoniący telefon blondynki. Harry warknął już zirytowany, lecz nie przestał składać pocałunków na jej twarzy. Maggie zauważyła, że telefon chyba chce być ważniejszy od tych cudownych porannych, przedświątecznych pieszczot. Położyła ręce na ramionach chłopaka, chcąc go od siebie odsunąć. Harry stawiał opór.
– Harry, poczekaj, telef...
– Mam na Ciebie ochotę... – przerwał jej, nędzną wypowiedź. – Chociaż mogę Cię zobaczyć nagą?
– Może następnym razem, kochanie – mruknęła, odpychając go od siebie, po czym loczek odbił się o swoją połowę łóżka. Wstała i w ostatniej chwili odebrała telefon. Harry nie rezygnował ze swoich potrzeb. Wstał za nią, a ona odebrała, słysząc głos zmartwionej, jednocześnie wkurzonej przyjaciółki. – Halo?
– Czy ty jesteś wariatką?! – krzyk Jessiki trochę ją wystraszył. Wywróciła teatralnie oczami. Usłyszała dodatkowo jej warkot, a potem kolejny krzyk. – Justin ma połamane knykcie przez to, że wyjechałaś, ja jestem niezadowolona z tego, że ty ot tak wybaczyłaś Harry’emu!
– Jess, ja też nie jestem bez winy, proszę – powiedziała jak na razie spokojnie. Poczuła jak zielonooki całuje ją w nagie ramię. Przymknęła powieki, a jej policzek znów dziwnie zaczął piec. Może przez to, że psychicznie wciąż czuła ten idiotyczny ból?
– Cholera jasna, Meg! – krzyknęła po raz kolejny. – Gdybym była w tym momencie tam z tobą, zabiłabym Cię na miejscu. Harry ma dziecko z inną, rozumiesz to? On Cię chce wykorzystać! Proszę, nie karz mi się męczyć. – Jęknęła.
– Nie karzę – wzruszyła ramionami, ubierając po chwili na siebie, szarą koszulę Harry’ego, która mogła pachnieć tylko tak dobrze jak on sam. Weszła pośpiesznie do łazienki, by loczek nie słyszał dalszego przebiegu rozmowy z przyjaciółką. – Spędzam czas z chłopakami. Muszę to nadrobić.
Jessica warknęła ze złości.
– Aż żal mi Cię słuchać, wiesz? Sądziłam, że masz mózg i zrozumiesz, że Styles to dupek.
– Jedynym dupkiem jakiego znam jest Justin! – powiedziała już powoli tracąc kontrolę nad własnymi nerwami. Jessica też starała się opanować, lecz tego czego się dowiedziała od Ryana, który dowiedział się od Pattie, która dowiedziała się od własnego syna, była wstrząśnięta zachowaniem przyjaciółki.
– Justin ma racje! Gdyby nie on, dawno Harry zerżnąłby Cię pierwszego dnia – syknęła do słuchawki.
– Skąd wiesz, że chodzi mu tylko o seks? – powiedziała głośno. – Justin tylko myśli o moim biuście i o tym, że gdybyśmy byli razem, uprawiałby ze mną to co godzinę, albo co pół godziny!
– Mam dość! Jak chcesz! Justin to był twój przyjaciel! Ja też jestem twoją przyjaciółką! Zaufaj przyjaciołom, Meg, bo kiedyś ich możesz stracić. Proszę. Justin Cię kocha, naprawdę, a to jak się zachowuje, to pokazuje Ci, że ty tylko jako dziewczyna jesteś w jego zasięgu wzroku. I tylko ty! Jeżeli zajdziesz ze Stylesem w ciążę, nie proś mnie o pomoc... przepraszam.
I wtedy usłyszała dźwięk, skończonej rozmowy. Ostatnie słowa Jessiki odrobinę ją przestraszyły. Stanęła przy zlewie, opierając się o niego. Przymknęła delikatnie powieki. To Emily, kochanie...
Obraz ze snu, w Paryżu z kilku miesięcy wlazł do jej głowy, która zrobiła figla. Otworzyła oczy, a kolor tęczówek znów zmienił się w czerń. Oczy małego dziecka, jakby diabła. Jasna karnacja.
To dziecko diabła!
Wzdrygnęła się. Usłyszała pukanie do drzwi, po czym wyszła z łazienki, widząc trochę zaniepokojonego Harry’ego. Zilustrował ją wzrokiem.
– Pokłóciłaś się z Jessicą? – spytał, unosząc brwi. Kiwnęła twierdząco głową, a na jego twarzy pojawił się grymas. – To źle...
– Proszę, Harry... – pokręciła przecząco głową, wieszając ręce na jego szyi – nie obwiniaj się. Czasami tak bywa.
– Może zjemy śniadanie? – uśmiechnął się czule, całując jej malinowe usta. Kiwnęła głową.
– Ubiorę się, bo nie będę paradować w bieliźnie, gdy nie wiadomo kiedy chłopaki przyjdą i będę przed nimi półnago – zaśmiała się.
– Faktycznie... – mruknął. – Nie chcę by patrzyli na Ciebie wygłodniałym wzrokiem.
Po raz kolejny ucałował ją. Po chwili podeszła do walizki i wyjęła z niej czyste rzeczy.
– Harry – zawołała jego imię w ostatniej chwili przed jego wyjściem na dół. Odwrócił głowę z uśmiechem na ustach. – Ty naprawdę chodzisz nago po domu przy chłopakach?
Loczek zaśmiał się pod nosem.
– Spokojnie. Jeszcze będę przed tobą chodził nago.
Maggie zarumieniła się i spuściła głowę.
– Dobra, idź już! – zakryła twarz, a on wybuchł śmiechem.
Harry opuścił pokój. Blondynka szybko nalała ciepłej wody do wanny, a potem znalazła się w niej.

Po południu, śnieg znów zaczął sypać. Już całe miasto było w pół zaśnieżone. Cała szóstka bawiła się na całego. Spędzali czas, śmiali się i wygłupiali. Czyli to co robili przez te kilka dni, gdy była w Londynie. Czuła się już zupełnie inaczej. Zapomniała o najgorszych chwilach swojego życia. Razem z Niallem i Liamem ubrała choinkę, Harry zadbał z Louisem o jedzenie, a około godziny czwartej Zayn powrócił do domu z Perrie oraz Eleanor. Eleanor – dziewczyna Louisa, o której wspominał Harry, a Perrie jakoś nie pamięta.
Perrie jest bardzo wesołą osobą, a Eleanor bardzo wrażliwą. Obie polubiły blondynkę, którą już wielokrotnie słyszały w radiu. O skandalach w jej roli głównej. Również o sukcesie jakim osiągnęła w ciągu roku. Maggie już nie dbała o to, ale chętnie pisała teksty i pomagała w tej branży. A na początku tak pragnęła uzyskać sławę. Perrie i Maggie ciężej uzyskały wspólny język, ponieważ obie były inne. Maggie typ nudziary, za którą się niepotrzebnie uważa, a Perrie wesoła i ciesząca się wszystkim co ją otacza. Z Zaynem nadawali na tych samych falach, co sprawia, że są ze sobą szczęśliwi razem.
Dzień mijał coraz lepiej. Nad kominkiem już sterczało aż dziewięć skarpet ułożone alfabetycznie; Danielle, Eleanor, Harry, Liam, Louis, Maggie, Niall, Perrie i Zayn.
Oczywiście Louis zamiast skarpety dostał materiałową marchewkę. Za każdym razem, gdy patrzyli na to, nie mogli powstrzymać śmiechu. Usłyszeli pukanie do drzwi. Otworzył je Liam, a widząc Danielle szeroko się uśmiechnął. Danielle miała trochę skwaszoną minę.
– Dlaczego nie wejdziesz? – zapytał Louis, stojąc obok nich. Dziewczyna spuściła głowę i odsunęła się trochę od progu drzwi. Chłopcy ujrzeli wychodzącego z samochodu, niejakiego Ryana Good’a z samochodu, a z drugiej strony... Bieber’a. Liam spojrzał na Danielle, po czym weszła do środka, a Louis tylko podszedł do niego. – Dla twojej wiadomości był to mój pomysł, by tu przyjechała.
Ryan stanął obok Justina, który z ciężkością chował przed nimi rękę. Liam podszedł do Harry’ego i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Chcesz, by tu została? – zapytał po chwili. Harry zmarszczył brwi i niepewnie pokiwał twierdząco głową. – To lepiej gadaj z tymi na dworze.
Harry zwrócił wzrok ku Maggie, która była zdezorientowana słowami i gestami Liama.
– Co się dzieje? – spytała cicho. Wstała i schowała ręce w tylne kieszeni spodni. Nikt się nie odezwał specjalnie na jej pytanie, a ona usłyszała zza progu drzwi głos Ryana. – Ryan?
Podeszła do drzwi i ujrzała Justina, stojącego naprzeciw Louisa, który tłumaczył z tego całego zajścia i co ma zrobić w tym momencie Bieber. Harry po chwili stanął obok niej i złapał ją raptownie za rękę, ściskając ją pewnie. Spojrzeli na siebie, a ona rozżalonym wzrokiem zaczęła go przepraszać. Nie wiedzieli co miało się teraz wydarzyć. Wszyscy weszli do domu, prócz Harry’ego, Maggie i Louisa. Najwidoczniej chcieliby swoje przemilczeć i poczekać na wyrok. Maggie gdy poczuła wzrok Good’a, spuściła głowę i wtuliła swoje ciało w tors loczka.
– Ona ma wracać do domu – usłyszeli stanowczy głos Ryana. – Meg! – krzyknął, odwracając znów wzrok w stronę zakochanej pary. Chciała zrobić krok, jednak Harry ścisnął mocniej jej rękę i popatrzył na nią prosząco.
– Tracę Cię – powiedział z zaciśniętymi zębami.
– Nie stracisz... – odpowiedziała szeptem. Wyswobodziła rękę z jego uścisku i podeszła do nich, bardzo powoli, nie wiedząc co może się zdarzyć.
Usłyszała ten sam krzyk w głowie, a potem spojrzała na rękę Justina. Miał bandaż. W jej gardle powstała gula. Tak duża, że mogła tylko stękać, nie mogąc nic powiedzieć. Naciągnęła sweter na nadgarstki, zaczynając czuć niewyobrażalne zimno na ciele. Jej delikatna skóra, jednak łączyła się z pogodą na dworze i wyglądała prawie tak, jakby właśnie wykuto ją z lodu. Lecz jej policzki i usta, były czerwone. Louis cofnął się o kilkanaście kroków, a Harry’emu włączył się alarm w głowie i jak na złość podszedł do niej, chwytając ponownie jej rękę. Ryan uśmiechnął się lekko do niej, a Justin nie umiał spojrzeć na jej twarz, przypominając sobie to, co zrobił. Chciałby po prostu, żeby wróciła z nim do Kanady, gdzie teraz powinna się znajdować. Iż nie bez powodu się tu znalazł.
– Jesteś uziemiona. – Ryan powiedział głosem poważnej i zirytowanej matki Maggie. Ściągnęła brwi. Chociaż dla niej było ważne to, by Justin i Harry nie zabili się na miejscu. – Twoja mama nie jest z Ciebie zadowolona. Jeżeli nie wrócić w ciągu dwóch dni, wyśle po Ciebie ojca, a cytuję: „Obie przecież tego nie chcemy.”
Kiwnęła irracjonalnie głową. Spojrzała na dłoń Justina.
– Czy to poważna kontuzja? – zapytała po chwili, dość drżącym głosem. Popatrzyła to na Harry’ego, to na Justina, jakby miała tik w oku.
– Lekarz mówi, że do końca grudnia nie może grać na instrumentach, ale nic poza tym strasznego się nie stało – odpowiedział Ryan, jakby Justina w ogóle tu nie było. Spojrzał na niego i położył dłoń na jego ramieniu. – Wracamy do domu.
Harry zrobił krok do przodu i chcąc coś powiedzieć, Maggie skarciła go.
– Zanim wyjedziecie, lepiej wytłumacz się dlaczego ją uderzyłeś – powiedział ciężkim głosem zielonooki.
– Nie było to celowe, ale ja tobie nie będę się tłumaczyć.
Justin ominął go. Choć Harry nie chciał być już agresywny, chwycił go mocno za ramię i ścisnął. Był zły, że ot tak by wszedł do domu i wziął wszystkie jej rzeczy. Musiał być cierpliwy. Justin wyrwał ramię, patrząc na niego srogo. Maggie, żeby się nie kłócić, szybko powędrowała do środka, warcząc zirytowana. Ryan chwycił Justina za ramię, po czym odsunął go od Harry’ego, który starał się mieć pokerową twarz i mniej wredną. Oboje byli panami swojego świata.
Maggie zauważyła, że przed framugą drzwi od sypialni Harry’ego stoi Niall. Posłał jej niepewny uśmiech, a ona tylko delikatnie się uśmiechnęła. Wzięła ostatnie rzeczy, które leżały na łóżku, następnie z walizką skierowała się w stronę drzwi.
– Daj, pomogę Ci – zaoferował się blondas. Posłała mu wdzięczny uśmiech, jednak pokręciła głową.
– Nie musisz, Niall – westchnęła. – Przepraszam, że robię tyle kłopotów... nie chciałam, naprawdę.
– To nie twoja wina – machnął ręką. Przytuliła go, a on się w nią wtulił. Czuła jego ciepło i troskę, oraz jak spokojnie bije mu serce.
Wyswobodziła się z jego ramion, a potem razem zeszli na dół i każdego po kolei przeprosiła, choć tak naprawdę jest niewinna. Ma zbyt delikatne sumienie, więc lepiej dla wszystkich byłoby ustąpić. Była to pierwsza od lat kara, a jej pierwsza ucieczka bez zapowiedzi. Choć miała zamiar pięć dni temu powiedzieć, ale z racji co ją pospieszyło, nie zrobiła tego. Wyszła z domu, a Harry stał ze schowanymi dłońmi w kieszeniach i spojrzał na nią lekko już zirytowany. Popatrzył ponownie na Bieber’a, który odszedł w stronę samochodu. Ryan wziął walizkę i schował ją do bagażnika. Wsiadł za kierownicę, a przed samochodem, stał jeszcze Justin. Oparł się o auto, schował dłonie w kieszeń i przyglądał się im ponuro. Ujrzał, jak delikatnie Brytyjczyk składał pocałunki na wargach, które pamiętnymi czasy on tak słodko dotykał. Już bał się myśleć o tym co mogli ze sobą robić, podczas jego nieobecności. Podczas gdy wyjechała z nim do Londynu. W gardle coś mu jakby stanęło. Jakby jego wczorajszy obiad. Zacisnął zęby i warknął cicho. Przymknął powieki, nie mogąc już patrzeć na to. Za bardzo go to bolało. Jego knykcie dały po sobie znać i syknął z bólu. Uniósł głowę i zobaczył pożegnalny uścisk. Zobaczył jego dłonie, sterczące na jej pośladkach, jak ściska je i przyciąga do siebie. Zrobił minę, jakby miał zaraz zwymiotować, a Ryan, widząc go w lusterku, śmiał się głupio, kręcąc głową. Po chwili, zobaczył, że Harry niechętnie puszcza jej rękę i słyszy te magiczne słowa: „Kocham Cię”.
Maggie skierowała się niechętnie w stronę samochodu i w ogóle nie spojrzała na Justina, który usiadł obok Ryana na przednim siedzeniu. Spojrzała jeszcze w stronę domu Harry’ego, gdzie stał i wpatrywał się tępo na odjeżdżający pojazd. Zabolało ją to tak jak jego. Do końca dnia, nie odezwała się do Bieber’a, którego najchętniej by spoliczkowała.
Minął kolejny dzień i w końcu powrócili do Kanady. Justin ucieszył się, że wreszcie jest w domu. Maggie miała tylko nadzieję, że upiecze jej się, ale grubo się myliła. Johanne skonfiskowawszy jej telefon, rozkazała pomóc w przedświątecznych porządkach, ubranie choinki i zrobić mnóstwo uszek do barszczu.


„Skoro święta Bożego Narodzenia opierają się na pozytywnych przesłankach, takich jak dobroć, życzliwość i wybaczenie, to należałoby je celebrować pożywieniem, w którego składzie nie ma potraw będących wynikiem poderżnięcia komuś gardła.” – Juliet Gellatley

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz