Go to London with me, Maggie
„Fałszywa
miłość jest gorsza niż prawdziwa nienawiść.” – Alfred de Musset
– Też tak uważam.
Kiwając głową, szybko chwyciła kurtkę i
ubrawszy buty, wyszła z domu. Harry wziął głęboki oddech. Uważał, że to
najwyższy czas na wyjaśnienia z jego strony, oraz to jak bardzo żałuje pewnych
spraw. Chciałby to wszystko naprawić. Oboje powinni coś zmienić.
Maggie szybko sprawdziła, czy przypadkiem
Bieber nigdzie nie jest w pobliżu okna. Chwyciła ramię Harry’ego i błyskawicznym
krokiem znaleźli się daleko od domu dziadków Justina. Harry rozglądał się po
okolicy, widząc ciągle spadający z nieba śnieg. Nerwowo zagryzał i oblizywał
wargi, a ona nagle stanęła i założyła ręce na piersi.
– Wiem o wszystkim – powiedziała ponuro.
Harry odchrząknął i przyjrzał jej się uważnie.
– Nie będę pytał skąd wiesz, ale... chyba wiem
co masz na myśli.
– Twoją zdradę – dokończyła cicho. Spuściła
wzrok na swoje buty. Harry zaś przytulił ją niespodziewanie i ucałował w czubek
głowy. Modlił się, by przynajmniej mu wybaczyła. Przez ten czas gdy się nie
odzywał, rozmyślał nad swoim parszywym zachowaniem i sądził, że lepiej byłoby
wiedzieć jak czuje się jego ukochana. To przecież było dla niego najważniejsze.
– Puść mnie.
Usłyszał, czując jak odpycha go od siebie. Jej
oczy zrobiły się smutne, a te dwa słowa były konsekwencjami na jakie sobie
zasłużył.
– Co mam Ci powiedzieć? To, że zachowałem się
jak dupek i idiota? To wiem. Dopiero teraz ruszyłem swój nędzny tyłek i postanowiłem
przyjechać, bo czas po prostu pogadać, prawda?
– Wiesz jak ja się czuję? Czuję się okrutnie
skrzywdzona. Przez czas, jaki się nie odzywałeś. Sądziłam, że jesteś wart tego
to co cały czas o tobie mówię! Słyszałam! Wszystko, rozumiesz? Jak Selena przyszła
do szpitala i mówiła o tym, że urodzi Ci syna! A najlepsze jest to, że znam
prawidłowy termin! A ty nie! Ja! Twoja dziewczyna! – krzyczała przez zaciśnięte
zęby.
Ujrzał jej pełne żalu łzy na jej różowiutkich
policzkach, które spływały na wargi kiedy mówiła. Słuchając tego, czuł, że za
każdym razem wbija mu nóż w każdą część ciała. Każde jej cierpienie było dla
niego męką.
– I chyba już nią nie jestem – wyszeptała
ostatnie słowa. Harry’ego bolało to bardziej niż mógł sobie wyobrazić. – Ale
dobrze, że przyjechałeś, bo tęskniłam za tobą bardzo.
Niespodziewanie go przytuliła, objęła wokół
szyi i schowała twarz w jego loki. Wtulił ją mocno do siebie i przypomniał
sobie wszystkie chwile z nią spędzone. Począwszy od pierwszego spotkania, którego
za nic nie zapomni, po najpiękniejsze chwile, kiedy uśmiechali się do siebie.
Kiedy smakował jej słodkich, malinowych warg i dotykał jej drobnego ciała.
– Ja za tobą też, Maggie – szepnął do jej
ucha. – Nawet nie wiesz jak bardzo...
Chwilę potem, poczuł jej ciepłe wargi, gdy
musnęły jego zmarznięty policzek. Uśmiechnął się lekko, a ona odwzajemniła
gest. Stali w długiej ciszy, wtuleni w siebie mocno i spokojnie oddychali.
A jednak, pogodzili się. Maggie również nie
była bez winy, więc wybaczyła mu to co się wydarzyło. Przez stres i nerwy jakie
inne osoby spowodowały to. Jej sny...
– Pojedź ze mną do Londynu, Maggie – rzucił po
chwili. Ściągnęła brwi i dała kosmyk włosa za ucho. – Chłopcy chcieliby spędzić
z tobą kilka chwil. I to nie jest mój pomysł, tylko Louisa. Niall i Zayn
rozkazali mi tu po Ciebie przyjechać.
Dziewczyna zaśmiała się głośno, ciągnąc go za
kołnierz kurtki i kilka milimetrów brakowało od pocałunku. Uśmiechnął się
szelmowsko.
– Kiedy mam się pakować? – zaśmiała się pod
nosem. Nic nie mówiąc, uniósł ją w talii i zakręcił wokół własnej osi. Objęła
go wokół szyi, a loczek złączył ich usta w czułym pocałunku. Pocałunek był tak
ciepły, że już nie groził im żaden mróz.
Zsunął ręce na jej biodra, postawszy ją na
chodniku, po czym odsunęli od siebie twarze. – Czyli mam rozumieć, że już
teraz?
– Tylko mam takie jedno, proste pytanie reto-ryczne
– mruknął. Pochyliła lekko głowę w lewą stronę, przyglądając się jego
szmaragdowym oczom, które zalśniły. – Jak zamierzasz przekonać Bieber’a i swoją
mamę?
Spuściła wzrok na swoje buty i zagryzła dolną
wargę. Głośno westchnęła i pociągnęła go bliżej domu dziadków Justina. Znów
stanęła i spojrzała na Brytyjczyka.
– Cóż, lepiej żebyś wrócił do siebie... teraz –
powiedziała stanowczo. Zmarszczył czoło i po raz kolejny odchrząknął. Schował
zimne dłonie do kieszeni.
– Poczekam na Ciebie – odparł, wzruszając
ramionami.
– Chcesz być świadkiem kolejnej kłótni? –
uniosła brwi, krzyżując ręce. Harry stał prosto i zamilkł jakby został
zamieniony w kamień. – Wyślij mi adres przez telefon, spakuję się i przyjadę,
okej?
Kiwnął tylko głową i ruszył dwa kroki do
przodu, mijając ukochaną. Zagryzła nerwowo wargę, dziwnie czując się, kiedy
będzie musiała się tłumaczyć przed mamą, która Bóg wie co, zrobi. Przybliżył
się momentalnie do niej i ucałował lekko jej czoło.
– Będę czekał w hotelu... – mruknął,
uśmiechając się. – Ty moja buntowniczko.
Zaśmiała się pod nosem.
– Idź już, skarbie – ponagliła go. Popchnęła
go do przodu, a Harry zaśmiał się głośno. Szybko weszła do domu i czym prędzej
wbiegła do pokoju, w którym stał Justin rozmawiający przez telefon.
Nie zważając na niego, szybko schowała pidżamę
i sweter, wiszący na małym wieszaku na bladej ścianie. Połknęła głośno ślinę, a
Bieber spojrzał na nią bardzo zdziwiony. Jakby na wariatkę, która w tym
momencie robiła coś bardzo nietypowego. Tak jak Maggie, którą właśnie widzi,
pakującą się. Odłożył telefon na biurko, po czym chwycił ją za ramię. Spojrzała
na niego piorunującym spojrzeniem, byleby ją puścił.
– Gdzie się wybierasz? – zapytał.
– Nie interesuj się, dobra? – wyrwała ramię z
jego dość mocnego uścisku, a on zwęził oczy. Chwyciła walizkę i pokierowała się
do drzwi. Lecz zanim je otworzyła, Justin głośnym hukiem uderzył dłonią o nie,
zabraniając jej tym samym wyjść z walizką z pokoju.
Jego wzrok w sekundę zrobił się zabójczy i
pełen złości i zawiedzenia. Westchnęła i wzięła głęboki wdech. Odwróciła się, a
on ciągnąc ją za kurtkę do siebie, wypuścił głębokie i ciche warknięcie, które
wystraszyło dziewczynę. Wzdrygnęła się.
– Twoja mama wie, gdzie się wybierasz z tą
walizką? – uniósł brew, a jego oddech sterczał już na jej ustach, które
mimowolnie zadrżały. Strzepała jego rękę, czując jego gorycz i opór jaki
stawiał. Dziwnie się w tym momencie poczuła, znów przypominając sobie słodkie
słówka, które wypowiedział do niej w Wyjątkowym Miejscu.
– Powiedziałam: Nie interesuj się. – Maggie
nawet nie wiedziała, że z jej gardła wydobył się syk. Justina ręka zadrżała i
odruch był jeden.
Jego ręka szybko znalazła się na jej
różowiutkim (wprawdzie już czerwonym) policzku. Z jej ust wydobył się stłumiony
krzyk i z trudem jeszcze trzymała swój ciężar na nogach. Ból, który zadał był
tak jak wbijający się nóż w serce, albo coś gorszego, czego po nim nigdy by się
nie spodziewała. Szczypiące uczucie, zarazem coś upokarzającego.
Justina odruch był nie na miejscu. Zrobił mały
krok w tył, po czym dłoń zamieniła się w pięść, a uścisk był tak mocny, że
knykcie mogły zaraz ujrzeć światło dzienne. Nie spodziewał się, że mógłby kiedykolwiek podnieść rękę na osobę,
którą tak mocno kocha. W jego oku, pojawiła się łza, która zaraz miała spłynąć.
Czuł się strasznie, jakby właśnie zbił ukochaną porcelanę swojej babci, która
warta byłaby miliony, a zawiera tylko najdroższe wspomnienia sentymentalne. Spojrzała
na niego chyba najgorzej niż dotąd ujrzał smutek w jej oczach.
– Meg, przepraszam, to b...
– Nie tłumacz się, po prostu daj mi już wyjść,
nie pytając mnie dokąd się udaję – powiedziała łamiącym głosem, jak katarynka,
zanim miałaby się rozpłakać. Jednocześnie była wściekła. Stał. Zaniemówił. Nie
wiedział z czego miał się tłumaczyć. To był jedynie odruch. Bolesny odruch,
który poczuł u niej wielkie nieposłuszeństwo. Usłyszał huk zamykających się
drzwi. Stał jeszcze chwilę, gdy potem głośno połknął ślinę, wziął głęboki
oddech i w końcu ruszył się. Zauważył babcię Dianę, noszącą czyste ubrania
prosto z prania. Zdziwiła się widząc swojego wnuka w takim rozżalonym stanie.
– Meg! – krzyknął, gdy zauważył ją, stojącą z
telefonem w ręku przy krawężniku, dwa domy dalej. – Meg, błagam!
Poczuła jego dłoń na swoim nadgarstku.
Wzdrygnęła się, od razu ją odsuwając. Nie chciała już go słuchać. Jego czyn był
dla niej szokiem, bo nigdy nie spodziewałaby się czegoś takiego.
– Czego chcesz? – spytała drżącym głosem. Ból
nie ustępował. Był coraz gorszy. – Mało Ci?
– Nie chciałem Cię uderzyć, przysięgam. T-to
był odruch, naprawdę – zaczął mówić, powtarzać użyte słowa. Chciała się kpiąco
zaśmiać, lub nawet arogancko uśmiechnąć. Nie mogła. Ból wtedy był jeszcze
gorszy. Ślad, który został, był bardzo rzucający się w oczy.
– Nie tłumacz się, bo naprawdę mnie to nie
interesuje. Chcę teraz pojechać do miasta, bo czeka tam na mnie osoba, która jest
warta więcej niż ty – odparła. W tym samym momencie przyjechała taksówka, która
miała zawieść ją do hotelu, w którym przebywał Harry.
Justinowi waliło serce. Nie mógł wytrzymać.
Miał tysiące myśli, ale jedna osoba, zajmowała trzy czwarte tego. Był to
Styles.
Wtedy do niego dotarło.
Stał zamurowany i patrzył się jedynie w jej
czerwony policzek, gdy ona zaraz wsiadła do taksówki i czym prędzej odjechała
bez zbędnych słów. Taksówka odjechała, a z jego oczu spłynęły jeszcze kilka
łez.
Teraz uderzył bardzo mocno w drzewo, które
stało obok niego i krzyknął z bólu, choć nie zważył na to szczególnej uwagi.
Zacisnął zęby i ze złością wrócił do domu, w którym w progu stanęła Jazzy.
Widziała swojego brata w bardzo niekomfortowej sytuacji ze swoją przyjaciółką.
Ominął ją bez słowa i trzaskając drzwiami, położył się na łóżko z połamanymi
już knykciami.
Blondynka zatrzymała się dokładnie przed
jednym z hoteli, w którym zatrzymał się Brytyjczyk. Wzięła głęboki oddech i
wzięła swoją walizkę, a następnie weszła ku hotelu.
Był on w stylu angielskim. Kanapy z
lawendowego jedwabiu, dywany prosto z Chin, zrobione z najdelikatniejszych tkanin,
a także najdroższych. Ściany były koloru ciemnego beżu, a angielska atmosfera
sprzyjała wnętrzowi lobby.
Z trudem zakryła swój nieskazitelnie bolący
policzek, podchodząc do recepcji. Był to mężczyzna, który powitał ją
przyjacielskim uśmiechem.
– Przepraszam, na którym piętrze znajduje się
pokój B43? – ciężko było jej się uśmiechnąć.
– To na czwartym piętrze. – Uśmiechnął się.
Pochylił się, oparłszy się łokciem o ladę. – Byłbym wdzięczny gdyby pani Blue,
zachowała tę informację dla siebie.
– Oczywiście – odparła czule, po czym skinął
głową mężczyzna, a ona z walizką odeszła ku windzie, która była tak przytulna
jak sama królewska angielska kanapa. Po lewej stronie znajdowało się lustro,
pokryte światełkami i małymi diamencikami.
Kiedy tak rozglądała się po najdroższym hotelu
w mieście, zauważyła, że już jest na danym piętrze. Wyszła i skierowała się drzwiom,
które mówiły o pokoju B43. Było to luksusowe piętro, a Harry z racji, że nie
jest biedny, mógł sobie pozwolić na odrobinę luksusu. Syknęła z bólu, kiedy
niespodziewanie policzek zrobił figla i przypiekł jakby na nim topiło się żelazo
na gorącej temperaturze.
Zapukała.
Otworzył nie kto inny, niż loczek, który stał
lekko uśmiechnięty. Jednak widząc jej czerwony ślad na twarzy, pobladł. Serce
mu przyśpieszyło i wziął od niej walizkę. Dotknął opuszkiem palca, ślad, ale
Maggie po raz kolejny syknęła z bólu, a ból był tak piekący, że zleciała jej z
oka kryształowa łza.
– Mama Cię uderzyła? – spytał cicho, ściągając
z niej kurtkę. Pokręciła przecząco głową. Osłupiał.
– Justin to zrobił, mówiąc, że to odruch –
westchnęła, ściągając buty.
– Nie spodziewałbym się po nim tego,
naprawdę... – mruknął, kręcąc z przerażenia oczami.
– Ja też. Na którą jutro mamy samolot?
– Piąta trzydzieści – uśmiechnął się lekko. –
Chciałbym zdążyć przed południem, albo chociaż tuż po trzeciej.
Kiwnęła głową.
– Mogłabym skorzystać z łazienki? – spytała,
podnosząc jedną brew.
– Nie musisz pytać, kochanie – musnął jej usta
najczulej jak może. – Potrzebne Ci to jest teraz.
– Tak jak odrobina spokoju – dodała.
– Poczekam na Ciebie z kolacją w łóżku –
mruknął, podchodząc do stolika nocnego gdzie znajdował się telefon hotelowy.
Z walizki wyciągnęła pidżamę oraz kosmetyczkę.
Stając jeszcze nad nią, zastanawiała się, czy wziąć list, a także nożyk, jednak
zamknęła walizkę i powędrowała do łazienki, która była tylko ze szkła,
porcelany i drewna. Niczego innego nie znajdowało się w niej. Prócz typowego
dziewiętnastowiecznego krzesła z drogiego drewna. Ściągnęła z siebie
niepotrzebne ubrania, gdy znów poczuła ból, który znów przeszył jej całą twarz.
Nikomu by nie życzyła czegoś podobnego, co ją spotkało niecałą godzinę temu.
Nalała ciepłej wody do wanny i zanurzając w
niej swoje ciało, myślała nad tym co ją spotka gdy dowie się o tym Johanne.
Było pewne, że nie będzie zadowolona, nawet podejrzewała, że dostanie szlaban
do końca swojego życia. Siedziała w ogromnej i głębokiej wannie, zanurzając
całą swoją twarz, nie zważając już nawet na to, iż ból i gorąca woda, nie
chodzą w parze.
Obudzili się przed piątą, by móc jeszcze zjeść
i przygotować się do lotu, który szofer miał ich zawieść. Ubrana była w gruby
wełniany sweter, koloru kremowym, białą koszulę z długimi rękawami, białe dżinsowe
rurki, oraz wysokie obcasy koloru beżowego. Ubrała także Ray-Bany Harry’ego. Po
zjedzonym crem brulee i wypitej ciepłej parzonej herbaty prosto z Anglii,
szofer czekał już przed hotelem, w którym roiło się od zamożnych ludzi. Szybko
wyszli z hotelu, a następnie prosto do limuzyny.
Bilety były już zamówione i punktualnie
wsiedli do samolotu. Lot zajął im dosłownie siedem godzin, dzięki czemu zdążyli
do Londynu w samą porę. Pogoda nie była przyjazna, ale lot był bezpieczny. Wychodząc
z lotniska, ujrzeli znane im twarze. Liama i Zayna. Maggie z trudem się
uśmiechnęła, a oni już zauważyli zranioną twarzyczkę ich przyjaciółki.
– Boże, co Ci się stało? – przeraził się Zayn.
– Wyglądasz jakbyś wstała z grobu – zaśmiał
się Liam. Maggie wywróciła teatralnie oczami.
– Też się cieszę, że was widzę chłopaki –
mruknęła czule i ich przytuliła. Schowała do bagażnika ich samochodu walizkę
Harry’ego oraz swoją, po czym zajęła dane jej miejsce z tyłu, razem z Harrym.
– Co Ci się stało w twarz? – spytał nagle
mulat.
– No... – jęknęła – Justin mnie uderzył.
Te słowa wypowiedziała najciszej jak tylko by
mogła. Nie było jej dobrze, wypowiadać się na to pytanie, ale należało się
jakieś wyjaśnienie po śladzie, które wciąż tkwiło na jej twarzy. Dokładny znak
śladu męskiej dłoni. Liam rozszerzył powieki z szoku, które go ogarnęło.
– Nie wierzę w to – odparł, kręcąc głową.
– To uwierz – dodał Harry, klepiąc go w ramię.
– Też tego nie pochwalam, ale to jest przecież Bieber.
– Harry – skarciła blondynka, uderzając go
lekko w ramię. Spojrzał na nią zdezorientowany. Pokręciła przecząco głową. –
Nie.
Powiedziała najciszej.
Przypomniała sobie podobną sytuację, kiedy
dzień przed wyjazdem do Japonii, identycznie obraziła Justina przed Johanne,
która nie pochwalała oczywiście takiego zachowania, więc musiała trzymać język
za zębami, a nerwy mieć na wodzy.
– Oto nowy dom Harry’ego, myślę, że będzie Ci
tam dobrze, a jestem pewien, że tak będzie – zaśmiał się Zayn, który znacząco
uśmiechnął się do loczka.
– Zayn! – krzyknęła kopiąc go w siedzenie.
– Hej, to mój nowy Volvo! Taki jaki miał James
Bond, więc uważaj! – odkrzyknął mulat.
Warknęła jak mała dziewczynka.
Wychodząc z samochodu, ujrzeli biegnącego w
ich stronę Nialla, szeroko uśmiechniętego.
– Jeszcze jego tutaj brakowało – mruknął
rozbawionym głosem mulat.
– Mam nadzieję, że nie zjadł ciasta mojej
mamy, które zamierzałem zjeść – dodał ponuro zielonooki.
– Mało prawdopodobne, że jest jeszcze w
lodówce nietknięte.
– Zamorduję go.
– Harry!
– Co? – spojrzał na nią, kręcąc głupio oczami.
– Przestań – ponownie go skarciła.
– Och, kochanie, uwielbiam jak jesteś taka
sprawiedliwa – pocałował jej usta, biorąc walizki, po czym razem z Liamem
pokierował się z nim do środka. Przed dziewczyną stanął blondas.
– Maggie! – bez namysłu ją mocno przytulił.
Tęsknił za nią, bardzo mocno. Kiedy ujrzał czerwony policzek, przeraził się,
zarazem zmartwił. – Co się stało tobie w twarz?
– Mała kłótnia w domu – wywróciła oczami.
– Bieber ją uderzył – powiedział nagle Zayn,
będąc obok nich.
– Wielkie dzięki, Zayn – uśmiechnęła się
sztucznie. Niall słysząc słowa przyjaciela, przeraził się.
– Do usług.
– To żarty! – Złapał się za głowę, z trudem
przekształcając słowa, które usłyszał. – Justin, miałby Cię uderzyć?!
– Niall, proszę... – jęknęła błagalnym tonem. –
Nie chcę o tym rozmawiać, okej? Mógłbyś to dla mnie zrobić?
Kiwnął twierdząco głową i ponownie ją czule
przytulił.
Wypili ciepłą herbatę. Porozmawiali jak za
dawnych dobrych czasów. Mieli o czym rozmawiać. Chłopcy dużo podróżowali i
naprawdę spędzili czas, pracując nad płytą. Na dworze już biało. Śnieg również
zawitał w Londynie, gdzie wieczorem to wyglądało bajecznie.
Tego samego wieczoru, Harry zaprosił Maggie na
kolację, która bez żadnych dodatkowych słów zgodziła się. Ubrała jedną z małych
czarnych, które trzymała w walizce, specjalnie na święta. Miała cztery
sukienki, co ją odrobinę przerażało. Nigdy nie przepadała za sukienkami. Nie
darzyła wysokim butom sympatii, ani żadnego zaangażowania, lecz na wyjątkowe
okazje, warto było wyglądać wyjątkowo, jak te dni.
Wieczór z Harrym miał się odbyć perfekcyjnie.
I tak było.
„Dlaczego
ludzie, którzy nie przyjmują rad, zawsze ich udzielają?” – James Bond: Casino
Royale
Niesamowity rozdział *,*. Przykro mi, że Justin podniósł rękę na Maggie, bo tak strasznie chciałabym by byli razen ;C. Ta sytuacja, gdy stał i patrzył na odjeżdżającą taksówkę, a z jego oczu leciały łzy była bardzo smutna )):. Czekam na NN! / laura
OdpowiedzUsuńAwwww . Nareszcie więcej Harrego <3 rozdział jak zwykle wspaniały . Mam nadzieje , że miło spędzą czas na kolacji :) Mam prośbe , poleciłabyś może jakieś ff o Harrym ? Z góry dziękuje . Nie moge się doczekać następnego <3
OdpowiedzUsuńPolecam: http://tlumaczenie-sex101.tumblr.com
UsuńTeż uważam, że trochę Harry'ego nie zaszkodzi opowiadaniu, bo jest to również o nim :)
PS. Oczekujcie na następny, iż mam teraz problemy z oddychaniem i czekam na badania. Och, te wakacje lubią zaskakiwać ludzi
ojej! przez jakiś czas przestałam czytać twojego bloga, zapomniałam i w ogóle nie miałam czasu. przepraszam. wszystko nadrobiłam. czekam z niecierpliwością na 58 :)
Usuń