sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 56

Pierwszy śnieg

„Ujrzałam śnieg za oknem, którego tak bardzo mi brakowało. I w tym Wyjątkowym Miejscu, ciepły świąteczny pocałunek sprawił, że inaczej myślę. Ja po prostu go kocham.”


Dotknął jej brzucha i powrócił do ust, cicho je muskając i ciągnąc do siebie jej słodkie, malinowe usta. Cały wrzał od gorąca, która tylko ona potrafiła sprawić w ten sposób. Walnął lekko pięścią w ścianę i przycisnął ją do niej.
Poczuła jak jedzie dłonią w górę jej ciała, na co musiała zareagować bardzo gwałtownie i odepchnęła go od siebie, by upadł albo na podłogę, albo uderzył się o materac łóżka. Uderzył o materac, odbił się kilka razy, a ona zachichotała.
– Pocałowałam, teraz możesz się kłaść spać – zaśmiała się głośno, po czym chwyciła skrawek kołdry i szybko schowała głowę pod nią.
– Dobranoc – bąknął i drapiąc się po tyle głowy, szybko zakrył się po drugiej stronie łóżka, a blondynka szybko zgasiła światło.
O szóstej rano, pojawiły się już pierwsze mrozy. Dziewiąty listopada zapowiadał się być mroźny. Kanada nigdy nie była zbyt ciepłym krajem, a ponadto zimy były dość ostre. Pierwszymi osobami, które wstały była babcia Diana, Bruce i Johanne. Przygotowali śniadanie jak często jedzą razem przy stole, a już przed ósmą wstała Maggie. Ujrzawszy ją, uśmiechnęli się czule, a ona usiadła na drewnianym krześle i wpatrywała się w kuchnię, którą tak dawno nie miała okazji widzieć. Zrobiwszy śniadanie, zjadłszy je, pomogła w kuchni posprzątać, gdy w końcu usłyszała kroki, które należały do Pattie. Stanęła obok niej, przy ladzie i postawiła wodę na kawę. Pattie popatrzyła na dziewczynę, która miała spuszczony wzrok na blat i go czyściła od wszelkich zabrudzeń.
– Meg?
Maggie odwróciła głowę ku oczom Pattie, która lekko się w jej stronę uśmiechała.
– Jesteś zła? – spytała. Blondynka zmarszczyła czoło. – Że przyjechałaś do Stratford?
– Och, w żadnym wypadku nie – pokręciła przecząco głową.
– Z tego co mi wiadomo, Johanne nic mi nie mówiąc, sprzedała dom, bo ty chciałaś zamieszkać w Polsce – powiedziała, sypiąc kawę do kubka. –  To ma związek z Justinem, prawda?
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. W pewnym sensie Pattie, już wiedziała o głównym powodzie, ale Maggie chcąc nie chcąc, musiała mieć dobrą minę do złej gry.
– Przecież nie wszystko kręci się wokół niego – rzuciła. – A w ogóle skąd to pytanie?
– Musiałam spytać. Wiem, że nie bez powodu wyjechałaś z kraju.
– Tak, wiem – westchnęła. – Nie chcę już o tym rozmawiać...
Odeszła bez żadnego dodatkowego słowa. Pattie spuściła głowę, a następnie zrobiła swoje śniadanie, które zamierzała zrobić.
Po południu, Justin, Maggie i ich przyjaciele umówili się na mecz koszykówki. W końcu od dłuższego czasu, chłopcy mieli okazję się wysilić jeśli chodzi o sport. Ryan, Jessica, Chaz i Justin, zmęczyli się na boisku, do którego wcześniej w szóstkę chodzili grać. Maggie zawsze kibicowała Justinowi, a choć byli do tego przyzwyczajeni, teraz było inaczej. Czuł się trochę samotny, bo kiedy Ona w niego wierzyła, to było najlepszą siłą, że wierzył, że nie jest sam, i że ma siłę. Jednak i tym razem poszło mu dobrze. Marry usiadła obok przyjaciółki i podała jej zamówioną colę, która miała odciągnąć ją od różnorodnych myśli.
Przypomniała sobie o meczu, w którym wygrał złoty medal. Uśmiechnęła się do siebie, odwracając o sto osiemdziesiąt stopni głowę.
Wracając z tego meczu, poszli na pizzę, gdzie wraz z całą drużyną i trenerem zjedli ją, a potem świętowali pół dnia. Justin był jednym z najlepszych sportowców w szkole i dobrze o tym pamiętali. Zapamiętali go jako: „Justin Drew Bieber Nigdy Przegrany”.
Zauważyła, że Jessica i Chaz zdobyli kolejne punkty. Bez namysłu zaczęła kibicować Ryanowi i Justinowi. Bo przecież wciąż była za nim.
– Dasz radę, Justin – wyszeptała do siebie, zagryzając wargę.
Jak na zawołanie zdobyli trzy punkty. Popiła colę, a zaraz potem rozkręciła się i zaczęła zachęcać swoich przyjaciół do dalszej gry.
Jessica i Chaz wygrali tym razem. Jessica to fan sportu; koszykówki i piłki nożnej. Chaz to wielbiciel baseballu i koszykówki. Prócz Maggie, która tylko wielbiła siatkówkę. Różniła się upodobaniami od swoich przyjaciół, co odznaczało ją do bycia jedyną w swoim rodzaju w ich paczce. Wychodząc z dużego budynku, zauważyli, że pada śnieg.
Pierwszy śnieg przed świętami tego roku.
Uśmiechnęli się, a potem Jessica, Chaz, Marry i Ryan poszli w swoją stronę, gdyż zapewne chcieli pospędzać czas sami. Bez żadnych spięć kiedy to oni byli powodem, dla którego zamiast stałej przyjaźni, wybrali miłość.
– Wiesz... Byłem zaskoczony kiedy nagle zaczęłaś mi kibicować. Że dalej mnie wspierasz.
Powiedział w drodze powrotnej do domu.
– Taka niespodzianka, od tak długiego czasu – mruknęła.
– Tak, faktycznie. Zaskakujesz mnie za często. A myślałem, że znam Cię na wylot – zaśmiał się.
– Kobieta zmienną jest.
– Pamiętasz jak mnie nazywali w szkole? – uniósł brew patrząc na jej zaróżowione policzki.
– Justin Drew Bieber Nigdy Przegrany. – Wywróciła teatralnie oczami. – Och, tak. Pamiętam... Ja przy tobie to łamaga.
– Nie pozwalam Ci tak mówić o sobie, ale tak... byłaś strachliwa – rzucił. – Bałaś się pająków, ciemności, lalek, wężów, niedźwiedzi, rekinów, os, a już najbardziej...
– Dobra, okej! – przerwała mu. – Pamiętam! Nie musisz mi przypominać. Byłam osobą, która tylko się uczyła. Byłam totalną nudziarą i pewnie wciąż nią jestem.
Justin westchnął i przez dłuższy moment się nie odzywali. Po jego głowie chodziła pewna myśl... Myśl, która przypomni mu to samo uczucie to co tamtego dnia wiosną.
– Chcę Ci coś pokazać... zapewne przypomnisz sobie o tamtych czasach jak ja... – westchnął, prowadząc ją w to miejsce...
To Wyjątkowe Miejsce, gdzie zakochał się w niej i już wiedział kim dla niego niegdyś miała być.
– Justin, co robisz? – bąknęła.
– Zaraz zobaczysz – odparł, posyłając jej delikatny uśmiech.

Miejsce to było wyjątkowe. Oboje tam stracili dla siebie głowę. Właśnie w tamtym miejscu poczuli to samo. Ale to uczucie ich rozdzieliło.
A może powróci?
Weszli do lasu. Śnieg już zdążył pokryć połowę ściółki, a gdy Maggie rozglądała się wokół, nie mogąc wiedzieć, gdzie jej przyjaciel ją wyprowadził, ten odwrócił się. Posłał jej uśmiech i chwycił ją za rękę. Ściągnęła brwi, patrząc mu w oczy. Dotknął jej zaróżowionych policzków, następnie pocałował ją w czoło. Jego ciepły oddech, poczuła na całej swojej twarzy.
– O co Ci chodzi? – zapytała cicho, nie przestając patrzeć w jego oczy.
– O to, jak bardzo Cię kocham... – powiedział, oblizując usta. – O to, że w tym momencie będziesz wiedziała kiedy coś do Ciebie poczułem...
– Justin, ja...
Przerwał jej.
– Ja po prostu chcę byś wiedziała kiedy to nastąpiło. Kiedy... zrozumiałem...
Pociągnął ją za rękę i kilka kroków dalej znaleźli się na zamarzniętej i pokrytej śniegiem, łące. I to w tej łące gdzie tak naprawdę pokochali siebie bez pamięci. A tamten dzień był wyjątkowy. Piąty marca 2006 roku.
Maggie widząc to miejsce,  serce zaczęło bić niemiłosiernie szybko. To jest to miejsce, które sprawiło, że cierpi teraz tak mocno. Oboje słyszeli teraz bicie swoich serc, a ona zaczęła stawiać kolejne kroki w miejscu, gdzie przyrzekali sobie wierność.

– Już na zawsze?
– Na zawsze.
– Przyjaciele na zawsze...

Przymknęła powieki na to wspomnienie, a zaraz poczuła dłoń na swojej dłoni i gorący, niespokojny oddech Justina na jej skroni.
– To miejsce, w którym przysięgłem sobie, że będziesz już na zawsze moja... – szepnął.
– A ja, że... – wydukała ledwo. Przymknęła powieki. Do jej głowy wtargnęły wszystkie bóle, które sobie zadała. I które jej zadał. – Przysięgałam, że nigdy... nie przestanę Cię kochać.
Te słowa wypowiedziała z największą trudnością. W jej gardle powstała gula, a po chwili, szatyn obrócił ją w swoją stronę i spojrzał jej głęboko w oczy. Wyszukał w nich ból, zmieszane z tęsknotą. To go również zabolało.
Z nieba znów spadał śnieg i kilka śnieżynek spadły na jej malinowe wargi. Oblizał swoje i patrzył się na nie jedynie.
– Już na zawsze. Ty i ja... mój Aniele...
Chwilę jej zajęło, by zrozumieć słowa, które do niej wypowiedział, a nie minęła chwila ich zrozumienia, gdy poczuła jego ciepłe wargi na swoich. Kiedyś, skakałaby z niewyobrażalnej radości, a teraz tylko czuła, że źle robi. Tylko czuła. Niepewnie odwzajemniła ten delikatny pocałunek na środku łąki, gdzie kiedyś oboje się na nim bawili. Przez głowę przeszły jej wszystkie wspomnienia związane z nim, co sprawiło, że żołądek zrobił jej figla i odruchowo się od niego odsunęła. Połknęła głośno ślinę, a do jej języka dołączały nowe zdania, które chciała wypluć mu prosto w twarz.
– Nie zapominaj ile mamy lat, Justin i który rok – powiedziała cicho, trochę niepewnie. W sumie nie była pewna tego co się teraz wokół niej dzieje.
– Nie zapominam. Teraz wiem, że tamten dzień, kiedy zakochałem się w tobie... ty też poczułaś to co ja i... przysięgaliśmy sobie, że kiedyś będziemy razem...
– Ale tak się nie stało i nie stanie – pokręciła irracjonalnie głową, wtrącając się w jego zdanie. – Justin dobrze wiesz, że nie powinniśmy. Ja nie mogę, naprawdę. To boli... bardzo.
Schowała twarz w dłonie i kręciła przecząco głową. Szybko odeszła od niego, zanim zatrzymałaby się i dalej odstawiała tą szopkę. Chcąc nie chcąc, kochała to miejsce, a pocałunek w tym miejscu z nienawidzoną przez nią osobą, wydawał się być cudowny. Stał w miejscu, po czym odwróciwszy głowę, szła przed siebie z opuszczoną głową. To naprawdę zniechęcało człowieka, gdy stara się dobrze, a skutkuje zupełnie inaczej. Opuścił ramiona, wzdychając, a jego policzki zrobiły się różowe od mrozu. Rozglądnął się i przypomniał sobie te momenty. Jak na listopad szybko robiło się ciemno jeszcze przed czwartą, wszystkie światła w okolicy zapaliły się, a z okien domów wydobywał się ciepłe światło.
Wrócili do domu osobno. Pattie i Johanne siedziały przy kominku i rozmawiały, pijąc ciepłe domowe kakao. Uśmiechnęły się na widok blondynki, a poniekąd zdziwiły się, że tak późno. Odwzajemniła gest, wieszając kurtkę na wieszaku, a następnie zrobiła sobie kolację, gdy wrócił Justin. Przywitał się krótko, a potem poszedł do swojego pokoju. Maggie spuściła wzrok na swoje stopy i usiadła obok mamy.
– Jak poszedł mecz? – zapytała Pattie, popijając kawę.
– Świetnie, ale tym razem Chaz i Jess dali Ryanowi i Justinowi popalić – zaśmiała się. Wprawdzie wymuszała uśmiech, gdy przypominała sobie ten pocałunek. Cały dzień z nim spędziła, że aż zaczęła się zastanawiać nad tym czy kiedykolwiek Harry mógł się pojawić, albo z nią skontaktować.
Źle zrobiła również się do niego nie odzywając, ale zapewne Harry jest zajęty swoim życiem.
– A czemu wróciliście tak późno? – dopytała Johanne, wyrywając córkę z zamyśleń. Wzdrygnęła się i ponownie uśmiechnęła delikatnie.
– Poszliśmy na spacer i przypominaliśmy sobie stare czasy – skłamała, zagryzając wargę. – Jessica i Chaz poszli świętować wygraną, a Marry i Ryan chcieli pobyć sami. W końcu są razem.
– A właśnie, Harry się odezwał? – pytania ją zaczęły dręczyć. Westchnęła głośno.
– Hm... – mruknęła drapiąc się po głowie. Wzruszyła ramionami. – Jest zajęty. Nie będę mu przeszkadzać.
– O, Maggie, czyżbyś miała chłopaka?
Usłyszała głos dziadka Bruce’a, który właśnie wrócił z garażu. Wytarł dłonie w starą szmatę, po czym usiadł na swoim ulubionym fotelu. Maggie ściągnęła brwi i spuściła głowę. – No nie karz mi się prosić bym pytał.
– Och, tato, proszę. Nie męcz dziewczyny – wywróciła oczami Pattie, uśmiechając się czule. – Chyba jest zmęczona kibicowaniem.
– Tak, to naprawdę męczy.

Następny dzień również był taki mroźny jak poprzedni. Śnieg już zdążył zakryć połowę chodnika i ulic. Poranek był biały jak całe miasto.
Po wczorajszym oboje mieli już na razie dość wrażeń, bo to uczucie zamroziło się jak to miejsce. Gdy szybko wstali, zjedli omlet z pomidorami, który przygotowała babcia Diana, w odwiedziny przyszło rodzeństwo Bieber’a. Ucieszył się na ich widok.
W pokoju, wyciągnęła kopertę i poemat Szekspira, który wzięła z pudeł babci Gabrieli. Koperta przestała wyłaniać z siebie woń zapachu kwiatu, a zwracając wzrok ku walizce, ujrzała nożyk, którym mogła otworzyć nieznanej jej zawartości koperty. Miała dziwne przeczucie, że Gabriela okłamała ją, mówiąc, że to list od jej dziadka. Westchnęła głośno i chwyciła po chwili nożyk, którym również niegdyś się cięła. Rany na jej nadgarstku zrobiły się ledwo widoczne blizny. Jasne linie, jakby zaszyte. Kiedy miała już przeciąć kawałek, usłyszała dzwonek do drzwi. I chyba jedyna zorientowała się, że ktoś dzwoni do drzwi. Szybko odłożyła nożyk, następnie kopertę, a poemat położyła na kopercie.
Wzięła głęboki oddech i zamykając pokój, szybko otworzyła drzwi.
Włosy stanęły jej dęba na plecach i na całym ciele. Nie zorientowała się, że mróz jest na dworze i patrzyła się jedynie na twarz Brytyjczyka.
– Harry? – jej był głos drżący i lekko zachrypnięty. Stał przed nią, bardzo zdenerwowanym wzrokiem, z nutką żalu.
– Musimy porozmawiać o nas...


„Brakuje mi go. Bardzo mi go brakuje.”

3 komentarze:

  1. Awwww.
    W końcu Harry <3 mam nadzieje , że Mu wybaczy i Justin da jej spokój .
    Uwielbiam Twoje opowiadanie i styl pisania . Masz naprawde ogromny talent , nie marnuj go oraz nie przejmuj się `hejterami` bo sami nawet 3 rozdziałów nie napiszą. Uwielbiam to <3 nie mogę się doczekać następnej notki .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohh ja też to uwielbiam, ale żeby od razu "Justin dał jej spokój" !? Kochanie, wiem, że brutalnie sprowadzę cię na ziemię, ale to jest Fan Fiction o Justin'ie Bieber'ze więc kiedyś do siebie wrócą. Jesteś mało świadoma wielu rzeczy.

      A tak poza tym dobrze wiesz,że nie przeczytałam tego rozdziału, ale wiem że jest zajebisty!!!
      Kocham autorkę tego opowiadania, bo znam ją w realu.

      Usuń
  2. Kocham twoje opowiadanie ; )
    Chciałabym już przeczytać następny rozdział i dowiedzieć się co będzie dalej się działo . Czekam zniecierpliwiona na następny, dodawaj szybko ;]

    OdpowiedzUsuń