poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 55

Back to home, Maggie...

„Stratford na zawsze będzie moim domem. Jedyne miejsce, w którym żyję jest łąka pokryta śniegiem... To miejsce. Na zawsze w moim sercu...”


– Nic nie będę próbować. A teraz mnie puść!
Zanim się wyrwała, stanęła mu stanowczo obcasem na buta. Sądziła, że pomoże jej to w ucieczce przed nim, jednak Justin ścisnął ją, sykając z bólu. Przeklął w myślach, ale nie zamierzał odpuszczać. Zacisnął zęby i głęboko, cicho jęknął. Blondynka zrobiła się bardziej zdenerwowana i teraz uważała na każdy jego chytry ruch. Zważając również, by nie zepsuć wesela, którego wspomogła przygotować. Czuła na sobie wzrok siostry Jacoba, która tańczyła zapewne z kimś z rodziny, choć Maggie nie mogła tego wiedzieć, iż jej nie znała.
Taniec był dość długi i do jego końca nie odezwali się ani słowem. Zakręcił nią ostatni raz. Uderzyła o jego klatkę piersiową, a on przyłożył usta do jej ucha.
– Gdyby była tutaj babcia Gabriela, nie spodobałoby jej się twoje zachowanie na weselu twojej kochanej kuzynki – mruknął, po czym puścił ją ze swoich ramion. – Dziękuję za miły taniec.
Blondynka wzięła głęboki oddech, a serce waliło jej młotem. Zaschło jej w ustach i całej krtani. Musiała się czegoś napić, bo po tych słowach, które wypowiedział zniechęcił ją do dalszej zabawy.
– Nienawidzę Cię... – warknęła cicho w jego stronę. Zacisnęła zęby i odeszła od niego. Stał tam chwilę nieruchomo, schował dłonie do kieszeni swojego garnituru. Wziął głęboki oddech i irracjonalnie rozglądnął się po gościach, szukając czegoś co go zainteresuje bardziej niż dwa słowa, które go tylko dołowały. I to jeszcze z ust bliskiej osoby.
Maggie siedziała na swoim miejscu, nerwowo zagryzając wargę oraz popijając zimną wodą. Pattie widziała ich taniec z daleka i w sumie na jej twarzy pojawił się lekki grymas, choć go ukrywała. Źle robiła, siedząc gdy Roxan tak dobrze się bawiła u boku nowego męża. Taira usiadła obok zirytowanej dziewczyny i oparła się łokciem o stół. Choć nie wiedziała co się takiego stało przez taniec, słyszała dwa słowa, które zaniepokoiły ją.
– Hej, twój taniec z Bieberem był bardzo... energiczny – wykrztusiła. Rozglądnęła się w poszukiwaniu tych nienagannie ułożonych włosów, oraz eleganckiego garnituru. Znalazła go w pobliżu grupy panów oraz pana młodego. – Co się dzieje?
– Nic, nic się nie dzieje... – pokręciła przecząco głową. – To chyba przez stres jaki wyprawił mnie ślub.
Skrzywiła minę, a Taira lekko skinęła głową.
– Dobrze, że jesteś na świeżym powietrzu.
– Tak, chyba tak... – zmrużyła oczy i popiła kolejny raz wodę.
– Jak będziesz czegoś potrzebować, powiedz mi... – uśmiechnęła się przyjaźnie. Odwzajemniła gest, a rudowłosa dziewczyna ruszyła ku gościom z kieliszkiem szampana. Maggie z chęcią by się napiła teraz alkoholu, po tańcu z Justinem, który teraz udawał szczęśliwego drużbę przy swoich.

Po ślubie minęło kilka dni. Roxan i Jacob pewnie zwiedzają pół świata na podróży poślubnej, jeszcze przed świętami, które zbliżały się wielkimi krokami.
Dzisiejszego dnia, mieli wyjechać z powrotem do Kanady. Maggie nie była tam już prawie rok i szczerze stęskniła się za domem, chociaż teoretycznie już go tam nie ma. Jednak tam czekali na nią Jazmyn, Jaxon, Jeremy i dziadkowie Justina, których traktowała jak swoich, a oni ją jak własną wnuczkę. Choć Maggie i Justin wyglądali jak rodzeństwo nie byli nim, a ich relacje są jak najbardziej nietypowe.
Na miejscu, przejechali jeszcze kawałek drogi zanim byli przed domem Diany i Bruce’a. Diana stała przed drzwiami, czekając aż we czwórkę wyjdą z samochodu. Pierwszy wyszedł Justin, a gdy Diana go ujrzała, do tego uśmiechniętego, otworzyła ramiona w geście, że czeka na uścisk swojego ukochanego wnuka. Maggie wyszła jako ostatnia. Dziwnie się czuła, bo ostatni raz pojawiła się tu kilka dni po wyjeździe Justina, a potem udała, że nie żyje. To znaczy, tak udawała. Udawała, że już nie istnieje, tak jak jego nie było w Stratford. Chociaż żył. Bruce wyszedł z progu drzwi frontowych i widząc te same złociste włosy uśmiechnął się. Lecz gdy widząc ich obojga, takich wysokich i bardziej dojrzałych, ciepło zrobiło mu się w środku i nie musiał martwić się o mróz, który panował na dworze. Justin przytulił swoich dziadków i ucałował babcię w policzek. Pattie podbiegła do swoich rodziców i ich mocno uścisnęła. Johanne zawsze była mile widziana w ich domu, a tegoroczne święta spędzone z nimi wydawał się świetnym pomysłem. W końcu nie widzieli przez długi czas.
– Maggie, o mój Boże, jak ty wypiękniałaś! Dziewczyno, gdzie się podziewałaś?! – przytulił ją dziadek Bruce, a ona cicho się zaśmiała.
– No... – jęknęła, zagryzając wargę. – Byłam przez pewien czas w Polsce.
– O, jak miewa się Gabriela, nie widzieliśmy jej ponad trzy lata, odkąd odwiedziła Kanadę? – zwęził z zaciekawienia oczy Bruce, przypatrując się jej niewinnej urodzie.
– Nie żyje – powiedziała prawie niesłyszalnie. Spuściła głowę. Bruce jak na starszego pana dosłyszał i to bardzo doskonale. Zesmutniał i przytulił ją ponownie.
– Przykro mi bardzo z tego powodu. Nie wiemy co powiedzieć, jesteśmy w szoku – odparł. – A zmarła na chorobę?
– Na raka – westchnęła niechętnie, przypominając sobie moment, w którym widziała nieżywe ciało babci Gabrieli, które przewozili na salę, a następnego dnia był mały pogrzeb. Utrata bliskiej osoby zawsze boli i każdy człowiek, nawet młody czy też stary, cierpi z tego powodu. Wtedy wiemy jak to jest stracić coś cennego, czego wcześniej nie docenialiśmy. – Mnie też jest z tego powodu przykro...
– To naprawdę nieprzyjemna sprawa, a szczególnie, że obie byłyście tak blisko...
Maggie tylko kiwnęła głową i oblizała zaschnięte już wargi. Ściągnąwszy kurtkę, powędrowała w stronę głębi tego skromnego domu. Również zauważyła kolekcję wypchanych zwierząt dziadka Bruce’a. Stare pokoje, które nic wprawdzie nie zostało zmienione. A jedyny pokój, za którym zatęskniła był stary pokoik Justina, w którym bawił się i uczył. Pamiętała te stare, minione czasy z dzieciństwa, a jak najbardziej postanowiła do niego pójść. Gdy tylko otworzyła drzwi, ujrzała Justina siedzącego na łóżku, który rozglądał się wokół. Chciała zrobić krok w tył, ale z racji, że uciekać już nie może... weszła do pokoju. Rozglądała się, nie zwracając na niego jakiejkolwiek uwagi. Przyglądnął się jej i oblizał wargi. Wiedział po co przyszła.
Tylko jedna rzecz naprowadziła ją do tego pokoju.
Wspomnienia...
Tak jak jego, chociaż to był jego pokój.
– Fajnie tak wspominać stare czasy, co? – odezwał się cicho i wstał. Stanął obok niej i włożył ręce do kieszeni. Spojrzała na niego i wzięła głęboki oddech.
– Nawet gdy to boli? Tak – potrząsnęła irracjonalnie głową.
– Pamiętasz jak urwałaś jednemu z francuskich żołnierzy głowę, bo niechcący na niego stanęłaś, a potem trzeba było tą głowę wyciągać z twojej stop...
– Tak, tak, pamiętam.
Jej usta stały się czerwone, do policzków napłynęła krew, przez co stały się różowo-czerwone. Schowała twarz w dłonie, przypominając sobie ten nieszczęsny moment, w którym co jedyne zapamiętała to ból w stopie i śmiech Justina. Teraz leży wysoko na półce i robi za wystawę tych wytrwałych żołnierzyków. Justin bardzo lubił się nimi bawić. Wzrokiem przejechał po starych sportowych medalach i się uśmiechnął do siebie.
– Tęsknię za tamtymi latami – wyznał.
– Nie da się tego ukryć – westchnęła. – Przyprowadzisz kiedyś tutaj swoje dzieci i im pokażesz to wszystko... I dodaj jeszcze jaka ciocia jest nieuważna – zaśmiała się głośno.
– Ciocia? – zmarszczył czoło. – Moje dzieci? Miałaś chyba na myśli nasze... ale tak wspomnę im jak to mama wyrżnęła przez mały kawałek plastiku i przez to jaka jest nieuważna.
– Justin! – uderzyła go pięścią w ramię, wybuchając ze wstydu. Ale zatrzymała się na słowie mama, nasze dzieci. – Nie przewidujesz przyszłości, więc skąd wiesz jak będzie.
– Ty również nie przewidujesz przyszłości, chociaż ja tak jak stwierdzam, tak właśnie ją sobie wyobrażam... – w tym momencie przymknął delikatnie oczy, po czym je otworzył i wziął głęboki oddech. – Ty... ja... i nasze dzieci... siedzimy na plaży, jemy owoce i bawimy się z małymi... Słowa mama i tata skierowane do nas... na twojej dłoni pierścionek i małżeńskie łóżko. Marzę o takim życiu...
Maggie słuchając tego wyobraziła sobie to. Mimo jak bardzo ją to kosztowało.

– Mamo spójrz! Różowa muszelka.
Uśmiech małej dziewczynki był chyba najcenniejszym uśmiechem jaki dotąd ujrzałam.
– Piękna...
Spojrzałam na Niego, a on przybliżył się do nas i przytulił.
– Kocham Cię, Meg...
– Ja też Cię kocham...

Uniosła głowę, widząc jak uśmiecha się do siebie, a potem odwraca w celu wyjścia. Poczuła jednak jego dłoń na jej dłoni i jego usta przy jej uchu.
– Widzimy się na kolacji – mruknął, po czym wyszedł z pokoju. Po zamknięciu drzwi, usiadła na łóżku i głośno westchnęła to o czym pomyślała. I to zupełnie o Nim. Gdy tylko przyjrzała się ostatni raz pokojowi, wyszła z niego poszukując swojej walizki, oraz informacji, gdzie będzie spać.
Znalazła Johanne, która właśnie rozpakowywała się w jednej z wolnych, małych sypialń. Łóżko było niewielkie, a mieściła się tylko w nim jedna osoba. Pościel była świeżo wyprana, która pachniała miętą i kwiatami. Ciekawe połączenie. Pokój miał dobrą aurę, co sprawiało, że spać tutaj jest naprawdę spokojnie. Zagryzła wargę, gdy przy ścianie stała jej walizka. Odwróciła się ponownie do matki, a kiedy zamierzała coś powiedzieć, powiedziała:
– Wiem, wiem... pokój, tak?
Maggie kiwnęła delikatnie głową.
– Nie jest zbyt wiele miejsca, łóżko Justina jest na tyle duże, że jakoś zmieścicie się na nim oboje, albo zrzucicie siebie nawzajem z tego łóżka w najbliższej okazji. Przykro mi, nie ma wolnych miejsc.
– Zwariowałaś?! Mam spać z nim?! – jej głos był teraz naprawdę dokuczliwy. – Lepiej żebym zamieszkała u Marry, albo Jessiki. Nie będę spała z nim w jednym łóżku.
– Będziesz musiała, a na śniadania nie będziesz przechodzić z kilka przecznic dalej od tego domu, Meg – odparła stanowczo Johanne, kończąc chowanie rzeczy do szafy.
– Wiesz jaki on jest... – mruknęła. – On... ma siedemnaście lat...
– To normalne u chłopców w tym wieku – dodała. – Koniec, kochana. Dasz radę, jesteś dla niego zbyt uparta, bo szybciej byście się pozabijali.
Śmiech Johanne był w sumie nie na miejscu, ale stwierdziła, że zakończyła dyskusję. Blondynka wywróciła oczami, chyba raczej nic nie mogąc zdziałać. Chwyciła walizkę i przeniosła ją do pokoju Justina. Popatrzyła kilkanaście razy na łoże, twierdząc, że raczej by się pomieścili, gdyby nie fakt, że to Justin. W pewnym sensie jego oczekiwana o małżeńskim łóżku się spełniła.
Na kolację zjedli domową owocową sałatkę, uwielbianą przez Maggie, którą robiła oczywiście babcia Diana. Specjalnie, że dziś się pojawiły, zrobiła. Jedli jednak w błogiej ciszy. Ciszę przerwał to Bruce, zaciekawiony życiem swojego wnuka i jego przyjaciółki.
– Jak tam w L.A? – spytał po chwili, a Justin uniósł wzrok i gestem pokazał, że jest w porządku.
– Jest dobrze. – Powiedziała złotowłosa, kończąc sałatkę. – Pozmywam.
Uśmiechnęła się, po czym wzięła brudne naczynia i weszła do małej kuchni, gdzie zrobiła mały porządek. Umyła wszystkie talerze i poustawiała na danym im było miejscu. Na dworze było już solidnie ciemno.
Justin leżał spokojnie z telefonem w ręku, gdy usłyszał otwierające się drzwi. Było wpół do dziesiątej. A gdy zauważył długie nogi oraz złociste włosy. Odłożył telefon i zmarszczył brwi, dziwnie się czując, gdy ona ot tak weszła do pokoju.
– Co tu robisz? – mruknął cicho, oblizując wargi.
– Też się dziwię, ale śpię – zwęziła usta, zagryzając dolną i podeszła do łóżka. Justin odsunął się trochę, dając jej jakiekolwiek miejsca do ułożenia się.
W duchu cieszył się jak głupi, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
– Dla twojej wiadomości, chciałam iść do Jessiki lub Marry, ale mama mi nie pozwoliła i niestety muszę spać z tobą, czego nie popieram, bo masz siedemnaście lat, a ja także, a to by było dziwne, bo wyglądałoby to tak jakbyśmy spali ze sobą.
– Przeszkadza Ci taka myśl? – uniósł brew, patrząc na nią z wielką ochotą w oczach. Spojrzała na niego z lekko otwartą buzią. – Nie odpowiadaj.
Zaśmiał się głośno.
– Postaw się w mojej sytuacji. Będąc w związku, śpisz z inną dziewczyną, ale wmawiając sobie, że z nią nie śpisz.
– Po pierwsze, nie mogę postawić się w twojej sytuacji, bo to jest chyba jasne, że to ty, a ja to ja. Po drugie, twój związek się rozpadł, a ja mam z tego dużo satysfakcji, bo teraz mógłbym powiedzieć, żebyś się rozebrała i usiadła na moich kolanach.
Justin ponownie się zaśmiał, ale faktycznie taka myśl przeszła przez jego głowę. Blondynka zarumieniła się i wywróciła teatralnie oczami.
– Ach, zapomniałam z kim rozmawiam – westchnęła głośno.
– To nie zapominaj.
– Zamknij się, Bieber.
– Pocałuj mnie, Blue.
Chwycił momentalnie ją za podbródek i przybliżył do swoich ust. Przycisnął swoje wargi i zaczął rozkoszować się jej zapachem, który był wręcz kojący dla jego nozdrzy. Przejechał ręką przez jej ramię, aż dotarł do talii i podwinął podkoszulek. Ustami przeszedł do szyi i słodko muskał jej pachnącą szyję.
– Dlatego nie chciałam z tobą spać...


„Uśmiech to pół pocałunku.” – Kornel Makuszyński

3 komentarze:

  1. http://postarajsiebieber.blogspot.com/2013/07/twenty-two.html ZAPRASZAM DO MNIE :D

    OdpowiedzUsuń
  2. wow... rozdział super ale kiedy nn bo już dawno nie dodawalaś a ja czekam i czekam :c
    tak ogólnie Maggie i Justin MAJĄ BYĆ RAZEM, AMEN!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w tej chwili na wyjeździe z mamą i siostrą u kuzynki. Internet jest, ale rozdział mam zaczęty w domu. Wracam dopiero w niedzielę rano, a do tego czasu musicie nacieszyć się 55 rozdziałem xd

      Usuń