poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 53

Prezent

„Siedział przede mną ze srebrnym pierścionkiem, mówiąc trzy słowa, które odmieniły moje życie na dobre...”


Justin Drew Bieber... jeden z najprzystojniejszych nastolatków jakich powstało na tym świecie.
Już rankiem była cała zarumieniona na twarzy, przypominając sobie zachowanie swoje i jego. Udawała, że nic się nie stało, a tak naprawdę okazywała słabość i jak bardzo chciała poddać podnieceniu. Patrzyła na swój omlet z lekkim zażenowaniem. Jej usta były lekko otwarte, biorąc ciche i głębokie wdechy. Siedziała bezruchu na beżowym fotelu.
Usłyszała schodzenie na dół i okazał się być to Jeremy, który od razu po przywitaniu się z nią, udał się do kuchni. W końcu odważyła się chwycić niemały kęs do buzi, by zaspokoić na chwilę burczenie w swoim pustym żołądku. Miała tysiące myśli, ale żadna z nich nie należała do tego, by  nie umrzeć z głodu. Jeremy usiadł na tarasie, gdzie pogoda była naprawdę przyjemna.
Był głęboki błękit, bezchmurne niebo, a słońce grzało niemiłosiernie mocno. Gdy tylko słońce dotarło do miejsca gdzie jadła, jej włosy znów zaczęły lśnić. Gdy poruszała głową, ledwo jedząc jej kolor włosów odbijał się od światła słonecznego, aż ponadto do okna. I w końcu zaszło. Maggie skończywszy jeść, włożyła talerz do zlewu, jednak zamierzała umyć wszystkie brudne naczynia, które znajdowały się przy zlewie jak i w nim. W końcu miała jakieś zajęcie niż siedzenie bezsensownie i zastanawianie się jakby była jakimś myślącym. Poczuła dłonie na jej talii i jak oplatają jej brzuch. Czupryna ta sama – jak zwykle w nieładzie i końcówki sprawiały, że miał jeża na głowie.
Jego poranny uśmiech spowodował zaczerwienienie na jej twarzy. Znów obiły się jego brudne słowa z wczorajszego wieczoru. Wywróciła teatralnie oczami, gdy schował twarz w jej złocistych i miękkich włosach.
– Myślałem o tobie – mruknął seksownym, porannym, zachrypniętym głosem. – Próbowałem wyobrazić sobie Ciebie nagą, ale wolałbym to zobaczyć na własne oczy.
– Nie zobaczysz – warknęła. Odwróciła się do niego i położyła swoje mokre dłonie na jego klatce piersiowej, a on podskoczył i się odsunął. Zaśmiała się kpiąco i skończyła swoją pracę, gdy on za ten czas robił sobie posiłek.
– Skąd wiesz, że nie zobaczę? – uniósł pewnie brew, zagryzając dolną wargę. – Nie przewidujesz przyszłości, Meg.
– Ty również – odparła ironicznie.
– Dzień dobry – powiedziała Pattie, wchodząc do kuchni. Zauważywszy umyte naczynia, uśmiechnęła się promiennie. – O, jaka niespodzianka!
– Nie ma za co. Ja idę się ubrać, Marry i Jessica wkrótce się zjawią.
Wychodząc z kuchni, popędziła ku pokoju, w którym przebrała się w codzienne rzeczy, a ledwo zeszła na dół, gdzie usłyszała pukanie do drzwi. Przy wejściu, stały Marry i Jessica.
Marry patrzyła na nią jak doktor Watson, a Jessica jak Sherlock Holmes. Ukryły jednak te miny i pojawił się jak na zawołanie szczery uśmiech. Przytuliły się, bo w końcu ostatni raz, widziały się przed wyjazdem z Hawajów. No i Justin się przywitał...
Nie miały okazji jeszcze dokładnie rozejrzeć się po domu Bieber’a, jednocześnie stwierdzając, że dom jest wielki jak i niesamowity. Kolorystyka łączyła się z meblami, obrazami, choć niektóre sypialnie (w tym pokój Justina i Maggie) były zupełnie inne. Odzwierciedlające tego co znajduje salon, korytarz na pierwszym piętrze, oczywiście kuchnia, jadalnia, taras, łazienki i inne pokoje. Ściągnęły niepotrzebne torebki z ramion, kładąc je przy komodzie w sypialni przyjaciółki, po czym usiadły grzecznie i zaczęły patrzeć na nią uważnie. Szybko media dowiedziały się o jej wypadku, dzięki czemu miały pewne źródło informacji na jej temat. Bodajże interesowały się jej związkiem, którym media stwierdziły, że jest on zakończony i chyba była to prawda, lecz człowiek niewinny póki nie ma dowodów. I dlatego tuż zjawiły się w Los Angeles wyjaśnić niektóre sprawy związane z nią oraz tym dlaczego widziały ją w Madrycie u boku jej ojca, z którym już dawno nie miały przyjemności porozmawiać. Ostatni raz rozmawiały z nim w wieku czternastu lat, a potem gdy wyjechał Justin, Maggie zamknęła się w sobie. Próbowały pomóc jej to przeboleć, ale żadna siła Boska, by miłości nie złamała. A ta bolała. Przebolała? Aż za bardzo, prowadząc do nienawiści. Albo, że ukrywała dalszy ból, kryjąc w nim to co chciałaby mu tak naprawdę powiedzieć co myśli. Mówi co myśli, ale rani, będąc tego świadoma. Najbardziej przerażona była Jessica, gdy dowiedziała się o jej wypadku i krwawieniu. Marry dygotała zawsze na tą myśl, a Jess miewała koszmary i obie stwierdziły, że to czas długiej rozmowy. Chociaż ich przyjaciółka zupełnie nie miała ochoty rozmawiać o sprawach takich jak ta, iż mieszała się z jej wizjami, o których wolała nie mówić.
– No to mów – zaczęła Marry, poprawiając swoje ciemnokasztanowe włosy. Maggie popatrzyła na nie ze znakiem zapytania, uniosła brwi i nawet nie wiedziała o czym mówić. O czym tak naprawdę chciały rozmawiać, ale po wiadomościach panny Marry Elizabeth Brook, podejrzewała, że o rzeczach chyba najbardziej oczywistych, które wydarzyły się w jej życiu. – Cholera, Meg! Nie dajesz znaku życia, my w Stratford chodzimy jak jacyś nerwusy i nie mamy głowy do nauki, a ty patrzysz na nas jak na jakieś wariatki!
– Rozumiem, że chcecie gadać, ale o czym konkretnie? – powiedziała piskliwym głosem jak katarynka.
– Jak o czym... O Harrym, o twoim wypadku, o tym jak spotkałaś Selenę na Wieży Eiffla, o twojej minie na wczorajszej gali, o tym twoim krzyku w Paryżu, o twoim ojcu, co się do cholery dzieje, powiedz nam – wyjaśniła brunetka, patrząc na nią troskliwie.
– Korzystacie ze stron plotkarskich, czyż nie? – dopytała irracjonalnie.
– Jaka różnica – machnęła ręką Jessica. Maggie wywróciła oczami. – Nie kręć oczami, bo to nieładnie, a ja nie przyjechałam się z tobą tarmosić!
Głos Jessiki był wręcz surowy, a blondynka poczuła się jakby dostała linijką od nauczycielki za nie uważanie na lekcji.
– Harry mnie zdradził, podoba się?! – powiedziała tak głośno jakby zaraz cały świat miał się dowiedzieć. – Selena guzik mnie obchodzi, że jest z nim w ciąży, Justin próbuje mnie zaciągnąć do łóżka, a co jest w tym wszystkim najlepsze? Że mój ojciec zjawił się jak gdyby nigdy nic, a moja babcia zmarła na raka! Ja naprawdę nie lubię o tym rozmawiać, ale wiem, że musicie wiedzieć, bo jesteście dla mnie jak siostry, a ja waszą najmłodszą, ale proszę was tak bardzo... nie karzcie mi przechodzić znów to samo.
Zaniemówiły. Nie dziwiła się ich reakcji, bo sama by tak z chęcią zrobiła, ale to ona była ofiarą tych wszystkich powstałych po śmierci babci, nieszczęść. Spojrzały na siebie z niepokojem, a potem na nią z nutką żalu i współczucia. Widziały w niej równy smutek, tęsknotę i podobną twarz tuż po wyjeździe Justina. Dobrze zapamiętały tę twarz, która nie skrywała prawdziwych uczuć.
– Czyli, że koniec Ciebie i H-Harry’ego? – spytała lekko drżącym głosem Marry. – A tak w ogóle jak do tego doszło? Selena w ciąży z nim? Boże, Maggie, tak Cię przepraszamy, że nie byłyśmy przy tobie...
Przytuliły się, wtulając ją mocno do swoich ramion. Źle się z tym czuły, ale nie powinno tak być. Nie gdy powinno dziać się lepiej... Chociaż koszmar dręczył ją tylko urywkami, co było jednym z najgorszych rzeczy, które przeżywała nocami. Aż bała się nawet zasnąć. Przy kimś było inaczej.
– Pamiętaj, że masz nas, Maggie... masz nas, nie zapominaj o tym... – wyszeptała Jessica, nie mogąc otrząsnąć się po jej streszczeniu wszystkich sytuacji. – Powiedziałabym, żebyś odpoczęła od tego wszystkiego i przemyślała to, ale byłoby to kłamstwem. Jeżeli pozwolisz, jutro pójdziemy z chłopakami na zakupy.
Dziewczyna pokręciła głową.
– Nie przyjmujemy odmowy. To dobrze zrobi Ci przed powrotem do Kanady, a poza tym, zapomnij o tym i o tym pieprzonym dupku, który tylko myśli o jednym – dodała przekonująco Marry, jednakże Maggie zanim miałaby o nim zapomnieć, musi z nim jak najszybciej porozmawiać. To nie byłaby rozmowa przez telefon... to szczera rozmowa i wyłącznie w cztery oczy.

Dzień później Ryan i Chaz przyjechali wcześnie, jeszcze przed dziesiątą rano. Zdążyli zjeść, a od razu Marry i Jessica pogoniły ich czwórkę do porządku, a następnie do samochodu. Dzień był chłodniejszy niż poprzedni. Zapowiedź przed burzą?
Niebo było bardziej zachmurzone, chmury były gęstsze i ciemniejsze. Wiatr wiał silnie i nie było duszne, czy ciepłe. Droga zajęła im niedługo, a wszystko inne nie było ważne. Justin rozumiał Jessicę i Marry, iż sam próbował jej pomóc. Chroni ją i nie chce stracić. To było dla niego priorytetem. Na miejscu, błyskawicznie Ryan znalazł miejsce na parking w dobrym miejscu. Wyszli z auta, a Marry i Jessica skierowały ją na przód, gdzie mogłyby być same. Ryan, Chaz i Justin byli zupełnie rozkojarzeni i w ogóle nie zainteresowani pomysłem ich przyjaciółek, chodzenia po sklepach. Jednak Justin zaczął myśleć o prezencie dla Maggie, chociaż w głowie miał kompletną pustkę.
Miał jednak plan.
Od razu po wejściu, Jessica odwróciła się w stronę chłopaków, zakładając ręce na biodra. Odchyliła lekko głowę i patrzyła na Chaza swojskim i uwodzicielskim spojrzeniem. Maggie znów uciekała wzrokiem od Justina, w ogóle na niego nie patrząc.
– Spróbujcie mieć oko na Jusa – oblizała usta Marry. – Wiecie co zrobią fanki, gdy go zobaczą.
– Lub ich... – dodał żartobliwie szatyn, poprawiając leniwie swoje spodnie.
– Czasami myślę, że zadaję się z idiotami – dodała, wywracając oczami. Westchnęła głośno i założyła ręce na piersi.
– Ha ha ha, bardzo śmieszne – burknął Ryan, krzywiąc lekko usta. – Gdzie i kiedy się spotykamy?
– Spotykamy się pod McDonald’em za jakąś godzinę. Zjemy coś... i... – wzięła głęboki oddech Jessica, poprawiając kosmyki swoich ciemnych włosów.
– Wracamy – dokończyła Maggie, najwyraźniej już miała dosyć stania i patrzenia gdzie poniekąd ją poniesie. Cieszyła się jak dziecko, iż chłopak nie patrzył na nią. Nawet czuła najmniejsze zdenerwowanie i wielką ulgę. Coś było w nim już nie takiego samego co poprzednio. Zupełnie co innego zaczęło ich łączyć. Nie tylko zwykłe, stare uczucie, ale pociąganie fizyczne.
To było bardzo drażliwe.
Marry i Jessica pociągnęły blondynkę za rękaw od kurtki, podchodząc do jednych znanych i drogich marek ubrań. Nie szastały pieniędzmi i nawet nie zamierzały szaleć w Los Angeles, w którym pobyt mają krótki, iż Justin wyjeżdża w ostatnią trasę tego roku, gdzie ma się jeszcze pojawić na początku listopada przed ślubem Roxan i Jacoba, a ona zamierzała trochę potworzyć, rozerwać i trochę zadbać o wiedzę. W sumie plany na koniec tego roku były wielkie, iż w lutym kończy osiemnaście lat. Harry jednak jest priorytetem, żeby porozmawiać o tym co było najważniejsze dla niej. To co zrobił i jak bardzo ją tym zranił... Kolejny raz.
Jessica zaczęła powoli już przesadzać – według Maggie. Ubrań było od pasa po czubek głowy. Maggie przymierzyła kilka ciepłych, miłych w dotyku jak i skromnych sukienek na zbliżającą się jesień. Kupiła jedną parę butów i jedną z wybranych przez Marry, sukienek (chociaż je tak bardzo nie lubiła). Marry i Jessica miały bzika na punkcie mody, sportu i dobrego towarzystwa. Miały pewien wpływ na swoją przyjaciółkę, która przez czas szkolny, była sumienna, ale bardzo marzycielska. Nie tylko dla siebie, ale dla Justina, który wciąż nie kryje wdzięczności za jej upartość i jak bardzo zachęciła go do tego.
Ludzie co jakiś czas prosili o autografy, zdjęcia... aż potem chodząc wolnym tempem, trafiła na jeden z najdroższych sklepów z biżuterią. Wszystko było z prawdziwym diamencików. Jej uwagę przykuł jeden z nich za ponad dwadzieścia tysięcy dolarów. Był ze złota, akurat trafiła na brylant. Jeden duży w kształcie serca, a w środku jednak miał coś w sobie magicznego, co rzadko zdarza się pannie Blue, która nigdy nie przepadała za biżuterią. Lubiła wolny i dobry styl, dopasowany do jej potrzeb. Była w niego wpatrzona jak i w inne, na które zaczęła irracjonalnie patrzeć.
– Który Ci się podoba? – usłyszała znany jej głos, że znów poczuła się osaczona. Zawsze... przy nim. Odwróciła głowę i popatrzyła na niego lekko zdezorientowana. – Czy któryś Cię zainteresował?
– Akurat tak – westchnęła. Pokazała palcem na cudo, które tak bardzo ją zachwycało swoim wyglądem i magią w środku brylantu. – Jest za drogi...
– Przecież Cię stać – zmarszczył czoło.
– Nie chcę trwonić pieniądze na jeden brylant – odparła.
– Ale przecież Ci się podoba, jaki problem?
Maggie wywróciła oczami, gryząc wewnętrzną część policzka.
– Ugh... ale... – jęknęła, zagryzając wargę. – A z resztą, zapomnijmy o nim...
Odeszła bez dodatkowego słowa.
Justin znów popatrzył na brylant znajdujący się na środku pozłacanego metalu szlachetnego. Kiedy tylko zniknęła z zasięgu wzroku, zaczął dogłębnie się zastanawiać. Przypomniał sobie, że nie ma pomysłu na prezent.
I w tym momencie go znalazł.
Przed nosem.
Uśmiechnął się delikatnie, a następnie zniknął w głębi sklepu. Sklep był bardzo elegancki, żyrandol również był z diamentów i chyba wnętrze sklepu musiało kosztować fortunę... no ale czego się nie robi dla dobrego imienia firmy. Uśmiechnął się do ekspedientki, która odwzajemniła gest, unosząc pewnie głowę.
– Pan Justin Bieber, jak mniemam? – uniosła brew, uśmiechając się szelmowsko.
– Tak – potrząsnął głową.
– Czego pan poszukuje w naszych skromnych progach? – spytała zupełnie nie amerykańskim akcentem.
– Zauważyłem na wystawie pierścionek za dziewiętnaście i pół tysiąca dolarów i chciałbym wiedzieć, czy mógłbym go dostać przez wysłanie przesyłki. To znaczy, chciałbym go jakoś „udekorować”, iż chcę by to był idealny prezent dla mojej przyjaciółki na święta.
– Akurat trafił pan na świeży towar. Tyle że ten pierścionek, który pan widział, jest on tak naprawdę na zaręczyny – powiedziała, podchodząc do miejsca, w którym wyjątkowo jest na ukoronowanym miejscu na wystawie. Wyciągnąwszy go, Justin otrzymał go do ręki. Przeglądnął go dokładnie.
– Różnica między pierścionkiem zaręczynowym a zwykłym jest niewielka, jednakże ten oto jest wyjątkowo na obdarowanie swojej ukochanej bardzo wystawnym i drogim prezentem, oraz poproszenie jej o ręki.
– Nie chcę się jeszcze żenić, w tym jest ta różnica. To ma być prezent na święta.
– Hm... – mruknęła. – Zwykły prezent na święta?
Jej wzrok zrobił się podejrzliwy. Justin po chwili namysłu tego jak podkreśliła na słowo zwykły pokręcił przecząco głową.
– Po prostu prezent na święta. To wyjątkowa okazja.
– Nie przeczę, że nie, panie Bieber. – Justin oddał do ręki pierścionek, po czym odłożyła go na miejsce. – Dla kogo ten dar?
– Dla... Maggie Blue – uśmiechnął się szeroko, przypominając sobie jej uśmiech. Kobieta o szczupłej sylwetce, gdzieś po czterdziestce, skrzyżowała ręce na piersi i skinęła głową. – Chciałbym w jakiś sposób ją do siebie zbliżyć...
Te zdanie powiedział wyjątkowo ciszej, a ekspedientka profesjonalnie potraktowała sławnego gościa i z ciepłym sercem, spytała o nazwisko i adres. Justin złożył zamówienie na dzień dwudziesty czwarty grudnia. Miał się pojawić w dwa dni przed Wigilią. Chłopak wyszedł stamtąd bardzo z siebie zadowolony.
Zjawił się pod danym miejscem ostatni, iż wszyscy szczególnie czekali na niego. Maggie była dziwnie zaciekawiona jego miną. Podszedł do nich, a Ryan od razu wyciągnął kluczyki od samochodu i ze znakiem zapytania spojrzał na Marry.
– Jedziemy? – spytał cicho.
– Zjadłbym nuggetsy w McDonaldzie – zaśmiał się Bieber.
– Ja w sumie też bym coś przegryzł – dodał zgłodniałym tonem Chaz, patrząc na menu.
Jessica wywróciła oczami, oblizała wargi, patrząc na twarz swojej przyjaciółki, zupełnie odciętej od rzeczywistości. Pstryknęła jej przed oczami. Maggie wzdrygnęła się, mrużąc oczy i patrząc zdezorientowana na brunetkę.
Więc postanowili coś zjeść przed odjazdem. Szczególnie marudzenie chłopców w tym pomogło. Justin zajadał się nuggetsami, a reszta zamówiła hamburgery. Maggie nie tknęłaby jedzenia, gdyby nie uczucie głodu. Kęsy były dosyć wolne i dokładnie miażdżyła każdy milimetr fast food’a. Marry wypiła swoją mrożoną kawę, po czym wyszli z centrum handlowego, kierując w stronę miejsca gdzie zaparkował Ryan.
Dzień był wyjątkowo krótki – jak na życzenie Maggie, która chciałaby się położyć i jutro odwiedzić grób babci. Justin też miał okazję porozmawiać z nią na osobności. Miał co do powiedzenia, a już na pewno jak poradzić sobie z tym co go otacza i upartością swej ukochanej, która teraz przechodziła dramaty w związku.
Zanim się obejrzą... będą już pełnoletni, a każda decyzja, którą podejmą, będzie niosła ze sobą konsekwencje.


„Prorocza dusza szerokiego świata, śniąca o rzeczach przyszłych.” – William Szekspir

1 komentarz: