All I Want Is You
„Czy naprawdę warto umrzeć za kogoś? Oko za
oko, ząb za ząb. To nie jest to co powinno być.”
Dom był ogromny.
Kolumny wykonane z miedzianego koloru, przedstawiające smoki oraz inne
nadnaturalne stworzenia. Na dworze panowała mgła, a ja przechodząc przez łuk do
biblioteki, czułam się osaczona.
Jak z głośników,
słyszałam dudniące serce, a potem jakby stanęło. Rozglądam się wokoło i
cisza... taka przerażająca cisza... Zamykam oczy, myśląc, że zaraz się obudzę.
Do uszu nic się nie odbijało, moje serce zaczęło bić. Czuję chłód.
Zimny, okrutny
chłód.
Otwieram oczy, a
wokół mnie ciepłe kolory ścian, podłoga wykonana z kasztanowego drewna, meble z
XVIII wieku, wielkie lustro i... łóżko. Rozglądając się, ujrzałam plamę krwi.
Na śnieżnobiałej pościeli.
Krzyk...
Śmiech dziecka...
Podchodzę bliżej.
Czuję jak moje serce wali młotem, niemiłosiernie boleśnie. Ujrzałam rozwalone
włosy i pobladłą twarz. Złapałam się za gardło, czując, że nie mogę wyłonić z
siebie żadnego dźwięku. Krzyku...
To On. Widzę go. Z
bronią w ręku. Wokół jego twarzy znajdują się kropelki krwi, które spływały
kaskadą jak deszcz z nieba. Ogłuszył mnie nagły strzał bronią. Znów chce
krzyknąć. Nie mogę. Odwracam się w stronę łóżka. Widzę kartkę zaplamioną krwią.
Przy Jego podpisie.
Nie wytrzymuję
już tego napięcia. Przysięgałem być przy niej aż do śmierci... na wieki. Przy
moim Aniele Stróżu. Już jej nie ma na świecie, a ja postąpię tak samo.
Na
wieczność...
30 grudnia 2012 r.
Biorę głęboki wdech.
Jego. Podpis. Po moich policzkach spływają łzy. Podchodzę do jego ciała i
czując zimne dłonie, sama marznę. Przytulam go i teraz wyłaniam krzyk...
Ostatni krzyk w moim
życiu...
Usłyszała w głowie ten sam krzyk. Jej ciało
wrzało od gorąca. Otworzyła przerażone oczy i zapaliła lampkę. Oddech miała
niespokojny i cała drżała ze strachu. Ujrzała w śnie martwe ciało, które było
blade i pół twarzy polana świeżą i o gorzkim smaku krwią. Wstała z łóżka i
szybko popędziła do łazienki, w której obmyła spoconą, bladą, przerażoną i bladą
twarz. Oparła się dłońmi o zlew i popatrzyła w lustro. Jej oczy były lekko
poczerwieniałe, opuchnięte, a jej tęczówki zrobiły się czarne jak smoła.
Pierwszy raz ujrzała się w takim stanie. Nie było to samo co poprzednio. Teraz
była blisko martwego ciała...
Czuła je.
Usiadła na toalecie i schowała twarz w dłonie.
Jej złociste włosy opadły na jej mokre policzki, a końcówki były mokre. Wciąż
drżała, a stopy były zimne niczym lód prosto wyciągnięte z zamrażalki. Widziała
Jego martwą twarz i doskonale wiedziała o kogo chodzi. Zaczęła się teraz bać. I
to naprawdę mocno bać. Wróciwszy do łóżka, przykryła się ponownie i zgasiła
lampkę. Ze strachem i ciężkim oddechem ponownie zasnęła, czując ten sam chłód
co we śnie. Musiała przecierpieć koniec tej nocy, mając na dzieje, że to co
widziała, nigdy się nie wydarzy.
Późnym rankiem, zbudził ją okrzyk Jazmyn i
Jaxona, przez co odskoczyła od łóżka i powróciła do świata realnego. Będąc
jeszcze śpiąca, schowała głowę pod kołdrę. Usłyszała gwałtowne otwieranie się
drzwi, a następnie poczuła gdy chłód i skakanie po jej łóżku.
– Maggie wstawaj! – krzyknęła Jazzy. Maggie
mruknęła i schowała głowę pod poduszkę.
– Nie można już się nawet wyspać? – bąknęła
zaspanym głosem.
– Nie – usłyszała ponownie jej piskliwy
głosik, a potem jak wtula się w jej klatkę piersiową. Odkrywa głowę i przytula
się do niej. Dopiero teraz do niej dotarło, iż dzisiaj jest gala. To jeszcze
bardziej zniechęciło ją do wstawania, gdyż wybór sukienki zawsze ją męczył. W
końcu raczyła wstać, biorąc na ręce Jaxona, gdyż Jazmyn wybiegła z pokoju
budzić swojego niesfornego brata.
Przy jedzeniu płatków, Justin pojawił się w
samych spodniach. Jego burza na głowie była wręcz komiczna, a blondynka
zachichotała, lecz przypominając sobie sen, który ją wystraszył, natychmiast
wróciła do poważnej, zniechęconej miny. Bieber popatrzył na nią. Znikąd
pojawiła się Pattie, trzymając w ręku kopertę. Stanęła przy blacie i ją
rozpakowała, a chłopak stanął plecami do nich, przygotowując to samo co Maggie.
Uradowany uśmiech Pattie pojawił się na twarzy. Zawołała Johanne, podając
zaproszenie na ślub Roxan i Jacoba. Usiadł naprzeciw niej, zabierając od niej
kartkę. Podniósł brwi, a jego zaspane oczy otworzyły się.
– Ślub na początku listopada? Zapowiada się
chłodne wesele – prychnął żartobliwie.
– Będziesz pomagał Jacobowi w wybraniu
obrączki ślubnej – powiedziała. Justin uniósł brew, patrząc na jej twarz.
Oblizał wargi. – Nie patrz tak na mnie.
Justin zmarszczył czoło.
– Dlaczego?
– To irytujące – wywróciła oczami. – Czuję się
niekomfortowo, okej?
– Skarbie...
– Nie mów tak do mnie – fuknęła, kopiąc go
nogą w nogę. Udał, że go to bolało, idealnie zagrał rolę umierającego. Maggie
to zirytowało, iż on wciąż patrzył na nią jakby miał zaraz ją pożreć żywcem. –
Dasz mi przynajmniej zjeść?
– Naprawdę mnie lubisz? – spytał zmieniając
temat. Maggie na początku nie mogła zrozumieć o co mu chodzi, jednakże szybko
zorientowała się kto ją pytał o zdanie na jego temat. Czyżby podsłuchiwał?
– Podsłuchiwałeś? – odchyliła głowę na bok i
oboje popatrzyli sobie w oczy. – Wiesz, że to niegrzeczne.
Justin zaśmiał się pod nosem. Wywróciła
teatralnie oczami i westchnęła ciężko nic nie mówiąc. Co więcej, nie miała
ochoty z nim rozmawiać i znów się męczyć.
Po zjedzonym śniadaniu, szybko poszła zrobić
ze sobą to co należałoby zrobić rano. Iż dziś jest gala, nie musiała się
dziwić, jeżeli przyjdzie Ryan, który zaraz mógłby przyjść i zrobić swoje.
Maggie go bardzo lubiła i ceniła jako dobrego przyjaciela, choć jego sympatia
do mody oraz do jej sylwetki jednocześnie przerażała. Skończywszy swoją pracę,
od razu wróciła na dół i wyszła na taras. Pogoda była w sam raz. Ni za ciepła
ni za zimna. Po prostu dobra. Na tarasie, widziała Justina bawiącego się ze
swoim rodzeństwem. Stojąc przy framudze szklanych drzwi, obserwowała ich
trójkę, lekko się uśmiechając. Od kiedy Justin dowiedział się, że będzie miał
rodzeństwo, był zachwycony, a tego dnia nigdy nie zapomni. Dzień, w którym
dowiaduje się razem z nim. Jego uśmiech na twarzy, iskierki szczęścia w
oczach...
Poczuła jak ktoś obejmuje ją od tyłu i kładzie
brodę na jej ramieniu. Lekko odwróciła głowę, widząc jak Johanne patrzy również
na trójkę szczęśliwego rodzeństwa.
– Chciałabyś rodzeństwo? – spytała nagle.
Maggie zmarszczyła brwi i popatrzyła w jej piwne oczy.
– Hm... nigdy wcześniej o tym nie myślałam –
oblizała swoje malinowe usta, krzywiąc je dodatkowo.
– Nigdy nie jest za późno – zaśmiała się.
Blondynka uniosła pewnie brew do góry, popatrzyła na nią z zaciekawieniem,
jakby o czymś nie wiedziała.
– Jesteś w ciąży? – szepnęła, odwracając się
do niej. Jej powieki rozszerzyły się.
– Nie, nawet nie mam faceta – wywróciła
oczami, śmiejąc się z wypowiedzi córki, a także gdy widziała jej bezcenną minę,
nie mogła powstrzymać śmiechu. – Ty lepiej szykuj się. Ryan dzisiaj będzie z
waszymi strojami, a tak dokładniej za pięć minut...
Maggie opadły ramiona i głośno westchnęła. Szybko
więc pokierowała się ku schodom, po których weszła na długi korytarz, od razu
do swojego pokoju. Ledwo tam weszła, słysząc już zapamiętany głos Ryana.
Wywróciła oczami, gdy głośno wykrzyknął jej imię. Na dole zrobiło się
zbiorowisko. Justin, Jazmyn, Jaxon, Pattie, Johanne i Jeremy stali otaczając wysokiego
szatyna, uśmiechniętego od ucha do ucha. Ryan widząc już te długie, szczupłe
nogi, oraz złociste włosy, ukazał jeszcze szerszy uśmiech, że nawet zaczęła go
boleć szczęka.
– I jest nasza atrakcja wieczoru – odparł z
aprobatą. Blondynka zarumieniła się, choć usta nie stały się czerwone na
szczęście. Spuściła głowę na swoje nogi, po czym przejechała wzrokiem na Jazzy
i Jaxona. – Dzisiaj będziesz wyglądała olśniewająco, wierz mi.
– Dlatego się boję – mruknęła. Justin
uśmiechnął się, nie mogąc już ukryć ekscytacji by ją w zobaczyć.
– Może chcesz coś do picia? – spytała Pattie,
patrząc z lekkim przejęciem. Ryan pokręcił przecząco głową.
– Nie teraz. Wolałbym zacząć od pracy – dodał
dziecinnie podekscytowany.
– Ryan, nie przesadź, dobra? – uniosła brwi,
lekko pięścią uderzając w jego bark. – Wiesz, że tego nie lubię.
– To mamy problem, bo ja Cię lubię. – Zaśmiał
się głośno. Wywróciła teatralnie oczami. – Justin, ty też dzisiaj będziesz
wyglądał inaczej.
– Ja też już się boję.
Ryan nie czekając dłużej, pociągnął
rodzeństwo, jak i jego ulubienicę,
zabierając się oczywiście za makijaż. W pierwszej kolejności zrobił co
należycie było dla niego priorytetem. Nie mógł powstrzymać się od śmiechu,
widząc jej naburmuszoną minę. Jazzy i Jaxon siedzieli obok i wpatrywali się w
nią, a po kryjomu zaglądali na sukienkę, którą specjalnie dla niej wybrał Ryan.
Justin wziął odświeżający prysznic, robiąc swoje. Na wieszaku wisiał garnitur,
który miał dziś ubrać. Był on czarny z czerwoną chustą. Czarne supry i wszystko
inne prócz chusty. Korciło go, pójść do drugiego pokoju z drugiej strony
korytarza i zobaczyć ją w sukni, w której miała wystąpić. Na dole siedział jego
ojciec, który wzrok wlepił w telewizor, oglądający football. Oparł się o kanapę
i przyglądał się również rozgrywce. Oblizał swoje wargi, gdy potem usłyszał
głos swojej matki. Odwrócił się zaraz, widząc jak oczy się jej rozszerzyły.
Ostatnim razem, garnitur ubrał mając piętnaście, szesnaście lat. Jeszcze wtedy,
gdy był w związku z Seleną. Na dół zeszło jego rodzeństwo. Jazzy miała lekko
pomalowane usta i policzki na różowo. Justin podszedł do niej i wziął ją na
ręce.
– Gdzie jest mój Anioł? – szepnął do ucha
dziewczynki, a ona słodko się zaśmiała. Wyswobodziła się z jego ramion i
chwytając jego dłoń, weszli ku schodom prosto na górę. Szatynowi waliło serce,
krew zaczęła płynąć szybciej, a nawet jej nie widział.
Jazmyn i Jaxon wbiegli do pokoju, otwierając
na oścież drzwi, a zaraz ujrzał Ryana, najwyraźniej zadowolonego ze swojej
pracy. Stał, trzymając się za lekki zarost na brodzie, pocierał i przyglądał
się, jak Johanne poprawiała ostatnie szczegóły na czerwonej sukni swojej córki.
Była ona satynowa, asymetryczna z koronkowymi ramiączkami. Dekolt lekko
głęboki, przypominający lekko kształt serca. Fryzura była zrobiona na kłos z
czarnymi wstążkami. Usta lekko pomalowane, rzęsy jeszcze bardziej gęste niż
normalnie. Chłopak popatrzył na nią z delikatnością. Uniósł delikatnie kąciki
ust, a po chwili wpadła Pattie i jego ojciec. Oboje widząc ich obojga tak
szykownie ubranych, oniemieli z wrażenia. Maggie powstała gula w gardle,
aczkolwiek mogło być to spowodowane tym, że dziwnie się teraz czuje. Ryan był z
siebie dumny. Widząc ich tak ubranych, musiał zrobić im zdjęcie, by potem się
nimi pochwalić swoim bliskim.
Wybiła godzina czwarta, czyli minęło już pół godziny
od kiedy byli w drodze do centrum. Godzinę chodzili po czerwonym dywanie,
jednakże blondynka postanowiła już poradzić sobie sama. Było dość tłoczno,
coraz więcej ludzi zbierało się. Uroczystość miała już wkrótce się rozpocząć, a
pół godziny przed nią, wyszła do łazienki, w której zimnymi kropelkami wody
oblała swoje czoło. W żołądku ją coś ściskało, jakby zaraz miała się zdarzyć
jakaś katastrofa lub po prostu zakręciło jej się lekko w głowie.
Pewna osoba zza jej pleców, odchrząknęła, a
przez kręgosłup przeszedł zimny dreszcz, a włosy stanęły dęba. Odwróciła się.
– Witam Cię ponownie, Maggie – uśmiechnęła się
irracjonalnie Selena, w bardzo eleganckiej czerwonej, satynowej sukni z
głębokim dekoltem. – Wyglądasz olśniewająco.
– Ty również. – Bąknęła, kierując się ku
drzwiom. Niestety poczuła na ramieniu jej paznokcie.
– Poczekaj. – Warknęła i odsunęła ją od drzwi.
– Gdybym była naprawdę wredna, rozszarpałabym Cię w tym momencie.
– Za co miałabyś to robić? – zmarszczyła brwi,
ignorując jej ton.
– Nie teraz o tym mówić – prychnęła. – Chodzi
mi o twój nieszczęśliwy wypadek na schodach.
Maggie zmarszczyła czoło, nie mogąc zrozumieć
co ma jedno do drugiego. Selena ponownie posłała jej uśmiech, bardziej
arogancki niż sądziła. Wzięła głęboki oddech. Nie mogła nic z siebie wydusić,
tylko westchnięcie.
– Nawet nie wiesz jak szkoda, że nie żyjesz.
– Nikomu nie życz tego co tobie nie miłe,
Seleno – mruknęła. – Po raz kolejny powiem Ci co zapewne chciałabyś usłyszeć.
Nigdy nie chciałam być lepsza od Ciebie. Bierz go, póki jest w pobliżu, lub
żeby było łatwiej zaprowadzę Cię do niego.
– On na pewno teraz Cię szuka, bo w końcu jest
ślepo zakochany. Chcę byś po prostu znikła stąd, rozumiesz? Chcę żebyś teraz
leżała obok swojej ukochanej babci Gabrieli, a może zamiast niej, ty byś się
nadawała.
– Skąd wiesz? – jej głos prawie zamarł. Drżał.
Wtedy usłyszeli wejście do łazienki. Nikt
ważny. Maggie korzystając z okazji, wyszła z łazienki i znów się poczuła tak
głupio jak wtedy na Wieży Eiffla. Zacisnęła zęby oraz pięść, że aż knykcie
pobladły po sam nadgarstek. Poczuła ciepłą dłoń, która momentalnie ją odwraca.
Bała się, że to Selena próbująca ją zatrzymać i zapewne zacząć jej grozić, lecz
okazał się być to zmartwiony Bieber.
– Gdzie się podziałaś? Szukam Cię już kwadrans
– szepnął zirytowanym głosem, choć nie mógł się na nią napatrzeć. Wzrok pędził
od jej klatki piersiowej po same końcówki sukni.
– Byłam w łazience – odpowiedziała
beznamiętnie. Nic nie dodała. Wolałaby go nie denerwować obecnością Seleny oraz
jej tajemniczych, bolesnych i chamskich słów. – Ile jeszcze mamy czasu?
– Dziesięć minut – westchnął. Blondynka
nerwowo zagryzła wargę, po czym wzięła głęboki wdech powietrza. – Nie zagryzaj
wargi.
– Denerwuje się.
– Czym? – zmarszczył brwi. Nie odpowiedziała
mu na to banalne pytanie i odwróciła się napięcie, idąc w nieznanym kierunku. –
Meg, co się dzieje?
Odwrócił ją ponownie, trzymając stanowczo za
rękę. Pokręciła głową.
– Przestań – syknął. – Mów.
– To ty przestań – wysunęła swoje palce od
jego uścisku. – Nie będę Cię mieszać w moje sprawy.
Znów chcąc się odwrócić, Justin
niespodziewanie odwrócił ją, łapiąc za ramiona. Przywarł usta do jej ust, a
jego ręce zsunęły się na jej talię. Maggie szybko odwróciła głowę, chociaż jego
pocałunki były mocne niczym jak pijawki.
– Chcę wiedzieć. Tak to prawda. Nie szanuję i
nie akceptuje twojego związku, jestem mimo wszystko w rodzinie i należą mi się
wyjaśnienia. Dbam o twoje zdrowie, rozumiesz?
– Ty jesteś jak... jak... – pisnęła – jak
wrzód na tyłku, którego nie da się usunąć. Jesteś dupkiem! Po prostu mnie
zostaw!
– Nie – fuknął, robiąc ku niej krok, po czym
złapał ją za ramię. – Ja jestem dupkiem? A kto Cię zdradził i zrobił dziecko
Gomez, co? Przykro mi, że dbam o Ciebie bardziej niż on, ale ja potrafię być
wierny.
– Cholera jasna, Justin! – krzyknęła, będąc kilka
milimetrów od jego twarzy, po czym groźnie na niego spojrzała. – Nie pragnę Cię
już w ten sposób. Nie pociągasz mnie, ani nie chcę z tobą być. Daj mi dobry powód, dla którego powinnam być z takim
kolesiem jak ty.
– Daj mi dobry powód, dla którego dalej
powinnaś być z Harrym to się zastanowię, a potem dam Ci powód, dla którego
odpieprzę się od twojego życia. W sumie to się nie stanie, bo kobieta, którą
kocham i pociąga mnie w fizyczny sposób, teraz pluje mi w usta swoją
szyderczością.
– Serce nie sługa, kochany – uniosła brew. –
Wiem, że jesteś dobry, Harry również. Seleny dziecko mnie nie interesuje, tylko
czekam na dobry moment, aż będę miała okazję porozmawiać z Harrym.
– Nawet nie wiesz jaki jest z niego pieprzony
szczęściarz, ślepy i głupi – odparował warknięciem.
– Nie przeklinaj przy mnie – syknęła,
wyrywając się z jego mocnego i paraliżującego uścisku. Patrzyli sobie głęboko w
oczy, chociaż już nie było ani grama czułości. Justin nawet nie zamierzał jej
znowu łapać, tylko zaraz potem bez słowa odwróciła się napięcie i ruszyła ku
sobie.
Dalsza część gali przebiegła błyskawicznie, iż
w ogóle nie rozmawiali ze sobą i patrzyli co się wokół nich dzieje. Słowa
Seleny były dla niej równą zagadką co kolejny koszmar. Próbowała to wszystko
posklejać, lecz żadnego sensu w tym nie było. Kiedy znaleźli się w jeepie Kenny’ego,
dostała już nową wiadomość od Marry.
Od: Marry
Treść: Wyglądałaś pięknie. Ryan się postarał. <3 Jutro rano będziemy
w domu Justina, a sami zameldujemy się w jakimś motelu. Zaniepokoiła mnie ta
twoja mina. Co się znowu stało? Jutro nam powiesz, bo mamy zamiar przeprowadzić
z tobą długą rozmowę. Dobranoc Mała J
Emotikon od Marry sprawił, że delikatnie się
uśmiechnęła, choć w żołądku czuła pustkę jak i w głowie. Zupełną. Justin do
końca gali, ni w samochodzie na nią nie spojrzał. Chyba się przejął tym co mu
powiedziała. Znów te niepotrzebne wyrzuty sumienia. Gdy weszli ku domu,
zauważyli pustkę oraz, że cały dom jest pogaszony i raczej każdy domownik już
śpi. Kenny pożegnawszy się z nimi, odjechał, a Justin schował dłonie w kieszeń
i w końcu na nią spojrzał, ale dyskretnie patrzył jak się porusza. Stanęła na
środku przedpokoju i ściągnęła swoje wysokie obcasy i cicho je odłożyła, gdy
szatyn po chwili złapał ją w biodrach i lekko uniósł i przywarł do ściany. Jej
nadgarstki ścisnął, dając je nad głowę. Bez słów ją pocałował i patrzył na jej
niespokojny oddech. Zaśmiał się i poczuł w środku dumę. Okłamała go. Kolejny
raz.
– Nie będę się z tobą bawił. Pociągam Cię,
widzę jak twoje ciało na mnie reaguje – mruknął cicho, muskając jej kąciki ust.
– Przekonaj mnie – warknęła i chcąc go kopnąć,
nie zrobiła tego, iż odsunął się, a potem mocniej ścisnął jej nadgarstki i
położył na swojej klatce piersiowej. Poczuła jego niespokojne i szybkie, i
mocne bicie serca. Czuła jak jego temperatura ciała podskoczyła.
– Nie muszę. Pamiętasz... jak jęknęłaś mi do
ucha, gdy całowałem twoją szyję. Gdy powiedziałem Ci jak bardzo chciałbym Cię
nagą w moim łóżku. To znaczy... tak chciałem, myślałem... Nie oceniaj mnie,
Maggie. Jestem facetem, ale ty działasz na mnie w ten sposób, że staje mi nawet
kiedy o tobie myślę.
Na drugie zdanie jego wypowiedzi, jej tętno
zaczęło odczuwać także gorącą temperaturę ciała.
– Chciałbym żebyś codziennie była naga, a ja
obok Ciebie. Nie znaczy dla mnie nic to co o mnie mówisz, bo to szczere
kłamstwo. Mam gdzieś twój związek. On się rozpadł przez takiego jednego idiotę.
Gdybym był na jego miejscu...
– To co? – przerwała mu. – Zerżnąłbyś mnie,
prawda?
Justin przyłożył usta do jej ucha, całując jej
delikatnie.
– Gdybym był na jego miejscu, nie pozwoliłbym
Ci odejść...
Jej nogi stały się jak z waty, jej wargi
zadrżały i już na pewno czuła jak krew inaczej w niej spływa. Jego głos, jego
słowa, prawie że stałyby się rzeczywistością, gdyby nie jej zdrowy rozsądek. Jednak
nic nie powiedziała i w sumie pożałowała, bo szatyn muskał krótko jej skroń, a
potem usta.
– Ta noc może inaczej się skończyć, o ile
zaryzykujesz...
– Jesteś dupkiem – prychnęła, odwracając głowę
w przeciwną stronę. Niestety Bieber był wszędzie. Jej nadgarstki wylądowały
znów na ścianie, a on ją jednocześnie odwrócił. Włosy na jej plecach stanęły
dęba, dostała gęsiej skórki i dziwny dreszcz przeszedł przez jej ciało, czując
jego gorący i niespokojny oddech na karku.
– Nie interesuje mnie jak to odbierasz co Ci
właśnie zaproponowałem. Nie będę Cię zmuszał, ale podniecony jestem i to
cholernie mocno...
Jej nadgarstki zadrżały. Chłopak to poczuł i
się delikatnie uśmiechnął.
– Widzisz?
– Nie zgadzam się, więc możesz mnie puścić.
Jestem śpiąca.
Głos miała równie niespokojny co oddech. Krew
zaczęła być coraz bardziej gęstsza w jej żyłach.
– Kłamiesz... – odsunął ją od ściany i dając
jej nadgarstki na jej brzuch, trzymając ją, szedł z nią ku górze. Dopiero teraz
poczuła woń jego męskich perfum. – Czekam na kolejne kłamstewka.
– Puść mnie, ja nie chcę iść z tobą do łóżka.
Jej dłonie stały się śliskie, ale trzymał ją
coraz mocniej, przez co jęknęła z bólu.
– Gdybyś nie chciała, nie byłabyś taka gorąca.
Spociłaś się z nerwów, drżysz jak powiem coś podniecającego, a w ogóle czuję
jak robisz się mokra... – mruknął, kładąc usta na jej szyi. – Twoje ciśnienie
się podniosło. Nie wiedziałem, że dzięki mnie możesz dostać nawet orgazmu teraz.
– Justin ja... – jej usta zadrżały. – Nie
uważam, że nie jesteś pociągający, ale ja naprawdę nie chcę.
Szatyn po raz kolejny się uśmiechnął dumnie.
– Przyznałaś się do jednego, teraz czekam na
resztę... – delikatnie ją uniósł i razem poszli na górę. Korytarz był ciemny.
Wokół nich mrok, lecz Justin zapamiętał każdy krok w swoim domu, każdy jego
szczegół, więc nie miał problemu dostać się z ukochaną na górę.
– Jestem siedemnastoletnią dziewczyną, która
ma prawo być podniecona, więc nie dziw mi się, że teraz mogłabym to zrobić, ale
ja nie chcę – jęknęła błagalnie.
– Ciągle Cię chcę nagą... – mruknął,
przegryzając płatek jej ucha. – Ups, twoje kolejne kłamstewko ujrzało światło nocne.
Zaśmiał się pod nosem.
– Nie zdradzę Harry’ego.
– On Cię zdradził, więc jaki w tym sens dalej
się w to bawić – odpowiedział cicho.
– Jak chcesz się kochać, nie mając żadnego
zabezpieczenia? – dopiero teraz miała dobry powód, dla którego nie musiałaby
stracić dziewictwa. Justin uśmiechnął się. Odwrócił ją do siebie, przywarł do
zimnej ściany, a ona po raz kolejny zadrżała.
– Dobranoc – mruknął. – Śpij dobrze, bo ja na
pewno nie będę mógł, będąc świadomym, że tej nocy, w moim łóżku, naga, kiedy
zanurzyłbym się w tobie, mogłaś krzyczeć moje imię...
– Ty dupku – syknęła. – Zrobiłeś to celowo!
– Jeżeli masz zamiar mnie obrazić to źle Ci to
wychodzi. Ale tak. Jestem sprytniejszy niż Ci się to wydaje. Dobranoc.
Pocałował ją czule w usta, łapiąc w pasie i
uwalniając jej nadgarstki, a ona niepewnie dotknęła jego aksamitnych włosów. Ścisnął
do siebie i piersiami dotykała jego klatki piersiowej. Usłyszał to co
poprzednio. Automatyczny jęk wydobyty z jej ust prosto skierowany w jego usta.
Uśmiechnął się, a potem puścił ją i odszedł bez dodatkowego słowa. Stała tam
chwilę. Jej niespokojny organizm dalej drżał, gęsia skórka minęła, lecz jej
podniecenie było już na wysokim poziomie. Warknęła, uderzając w ścianę. Dała
się nabrać, ale musiała się przyznać do błędu. W końcu to jest Justin Drew Bieber.
„Czułam
Go w sobie. Po prostu to czułam i nie żałowałam żadnej z moich decyzji...”
o Boże <3 <3 <3 boski rozdział! tak strasznie bym chciała, żeby Justin i Maggie byli już razem :). czekam na NN / laura.
OdpowiedzUsuńO m G ! Xd muszę przyznać ze koncowka jest niesamowita, w końcu jakieś grubsze uczucie miedzy nimi, nie mogę doczekać się następnego rozdziału xd
OdpowiedzUsuńgenialne kiedy nn ? :P
OdpowiedzUsuńJest na razie 7 stron. Wyobraź sobie, że ten rozdział ma 17 stron, a następny pisze się, ale nie dodam jutro lub pojutrze... Chociaż nie wiem.
Usuń