piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 9

Tydzień w Londynie

„Słodki uśmiech, loki, oczy niczym klejnot, anielski głos – tak opisałabym jedną osobę”


Maggie stała cicho. Przełknęła tylko ślinę, czując ciągle jego zapach, bliskość. Delikatnie odsunął się od niej, kierując ku ciemności. Blondynka stała z zamkniętymi oczami, czekając aż wyprowadzi ją stąd. Chwilowo chciała się znaleźć zupełnie gdzie indziej, myślała tylko o tym, by wyjść i wrócić do hotelu. Chłopak znalazł włącznik od światła, po czym zapalił, a ona poczuła w oczach światło. Otworzyła oczy, rozglądając się wokół. Chłopak odwrócił ją do siebie i pociągnął w stronę wiśniowo-brązowych siedzeń, idąc ku wielkiej sceny. Podłoga była zrobiona z nowych drewnianych mebli. Kurtyna ognistoczerwona, a na środku wielki czarny jak smoła fortepian, znany fortepian Justinowi. To tutaj nagrywał teledysk do „U Smile”. Maggie bardzo lubiła tą piosenkę, bo była delikatna i słodka. Kiedy tylko stanęli na scenie, chłopak przejechał przez instrument, odkrywając klawisze. Spojrzał na nią i znów pociągnął do siebie.
- Zagraj mi to... – powiedział cicho, dotykając jej policzek.
- Co? – spytała.
- To co mi napisałaś... pamiętasz? – szepnął do jej ucha. Poczuła jak się uśmiecha i całuje ją w głowę. Wypuściła z ust powietrze, chcąc od niego odejść, lecz on zatrzymał ją. – Proszę.
Spojrzała na niego proszącym spojrzeniem, wyciągnęła z jego kieszeni telefon, zerkając która godzina. Już grubo po trzeciej. Podała mu telefon i rozejrzała się jeszcze raz wokół teatru i usiadła na schodach, poprawiając włosy. Chłopak jedną dłonią, zaczął naciskać klawisze. Od najniższego do najwyższego, wyłaniając do tego melodię. Wiedział, że słucha, ponieważ ona kochała muzykę. Po chwili zaczął śpiewać słowa piosenki „U Smile”. Uśmiechnął się, myśląc, że wstanie, podejdzie do niego i zrobi to samo. Niespodziewanie przestał po czym podszedł, złapał za nadgarstki, ciągnąc ponownie na scenę. Była dość wystraszona, a serce biło jak szalone. Położył dłonie na jej talii i słodko się do niej uśmiechnął. Już wiedziała czego on chce. Zaśmiała się pod nosem, próbując od niego odejść, jednak ten trzymał ją pewnie. Zrezygnowana już wszystkim, położyła głowę na jego ramieniu, patrząc się na puste miejsca. Poczuła jak porusza się wraz z nim na boki. Było cicho jak makiem zasiał. Także położył głowę, opierając się policzkiem o jej czubek. Zamknął delikatnie powieki i dał się ponieść muzyce, która tkwiła mu w głowie.
- Wiesz, że Ci nie wybaczę? – zaczęła oschle i z pogardą.
- Nic nie szkodzi... wiesz... – westchnął – jest wkrótce premiera mojego filmu i tak sobie pomyślałem czy nie mogłabyś...
- Nie! – Od razu mu przerwała, gwałtownie się wyrywając. Spojrzała szybko na niego i chciała odejść, a raczej uciec. Złapał ją szybko za nadgarstek i znów chcąc ją pociągnąć do siebie tym razem mu się nie udało. – Puść mnie idioto! – Zaczęła się wyrywać, a on trzymał bardzo mocno.
- Wrócisz ze mną, ponieważ nie znasz tego miasta – powiedział poważnie. Wyrwała się w ostatniej chwili i szybko zaczęła biec ku wyjściu, ku drzwiom, którymi weszła do teatru. Speszona już była nim, znudziło ją już ciągłe myślenie w kółko o Justinie. Na szczęście była jeszcze tą uliczną dziewczyną i nie ma tyle problemów z paparazzi co on.
Usłyszała jeszcze jego wołanie, lecz wyłączyła na chwilę umysł, skupiając się tylko, by wrócić do hotelu. Obejrzała się za siebie, ujrzawszy jego postać. Był taki idealny – dlatego była w nim głupio zakochana. Niestety dogonił ją, łapiąc szybko za ramię.
- Ej, ej... – zaczął, kiedy zatrzymywał ją.
- Puść mnie, dobra? Mam dość! Ciebie i tych twoich czułości. Po co mi one? Na łaskę?! – prychnęła pod nosem, ignorując jego kolejne słowa. W środku kipiała z niewyobrażalnej złości. Chłopak wyciągnął z kieszeni telefon, by tylko Kenny po niego przyjechał. Sam był wściekły. Zepsuła wszystko, to co planował, niestety nie wiedział, że częściej będzie się to dziać, myślał, że to chwilowe.
Wieczorem, dziewczyna siedziała z gitarą w ręku, brzdąkając jakieś głupie melodie z nudów. Johanne siedziała na fotelu, czytając książkę. Wsłuchiwała się także w melodie córki, która najwyraźniej była zirytowana. Odłożyła gitarę i zaczęła ubierać swoje brązowe botki. Kiedy tylko kobieta zauważyła tą czynność zainterweniowała:
- Gdzie się wybierasz?
- Jak najdalej stąd – odpowiedziała oschle.
- Za młoda jesteś, za duże miasto byś mogła wychodzić sama – dodała pewnie matka. – A do tego jutro masz dużo pracy.
- Chcę się przejść – podniosła ton. Nigdy nie widziano jej takiej złej. – Muszę coś przemyśleć...
I wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Kierowała się ku windzie, po czym do niej weszła. Była zdenerwowana, chciała chociaż na chwilę wyjść na zewnątrz. Zaczęła iść wzdłuż chodnika, ze smutną miną i mieszanymi myślami. Znalazła drogę do tego samego parku i szybko udała się nad staw. Usiadła na zimnej ziemi i otuliła się własnych ciałem. Rozglądnęła się dookoła, patrząc na ludzi. Siedziała cicho, a łzy kręciły się wokół jej oczu. Miała wielką ochotę teraz cofnąć swoją decyzję, ale jeszcze list od babci. Trzymała głęboko w swojej torbie, zakazując każdemu jej dotykać, jednak powinna schować go do zeszytu. Czuła wciąż jego dotyk na jej dłoni, uścisk ramion. To wszystko dotyczyło chłopaka. Była po prostu na niego wściekła i przysięgła, że nigdy mu nie wybaczy, niech cierpi, niech poczuje się jak idiota. Zrobi to boleśnie, byleby go zranić, patrzeć na jego załzawione, czerwone i opuchnięte oczy. Pierwszy raz czuła do kogoś tak ogromną nienawiść, zawsze wybaczała, ale tutaj wystarczyłoby spojrzeć na osobę i już by wiedziała co należy z nią zrobić. Wbić nóż w plecy tak jak ktoś jej wbił. Chciała w końcu kogoś poznać, z kim spędziłaby czas, nie zmarnowałaby go, lecz wiedziała, że to tak szybko się nie stanie. Też gnębiła ją ciekawość, dlaczego Justin już się z Seleną nie spotyka, być może, że to przez nią. Przez to, że on ją kocha. Każde słowo z wczorajszego wieczoru, było dla niej jasne – „Bądź moja”, „Selena nigdy nie istniała tylko ty...”.
Teraz do niej dotarło wszystko. Kochał ją, kocha i boi się, że będzie, że nie da jej spokoju i zrobi piekło na ziemi. Wstała wytrzepując się i wracając ku miastu. Po niecałym kwadransie dotarła pod hotel. Zauważyła mnóstwo paparazzich, co źle świadczyło o jej byciu teraz tutaj. Zakryła jedną ręką twarz, wchodząc po schodach. Paparazzi przypomnieli sobie tą samą sukienkę, za którą biegli razem za Bieberem. W ostatniej chwili weszła do środka, ale gdy podniosła głowę, już wiedziała dlaczego jest ich tak pełno. Sam Cody Simpson stał obok Justina, rozmawiając. Jeszcze obok był Kenny i Scooter. Chciała wejść nie zauważalna przez szatyna, lecz nie udało jej się. Chłopak podbiegł do niej razem z Codym. Uśmiechnęli się do niej, jednak ona nie miała ochoty na żadne jakiekolwiek rozmowy.
- Meg! – zawołał.
- Czego? – odkrzyknęła. Cody był dość zaskoczony, a ona spojrzawszy na niego, uśmiechnęła się niepewnie. - Poznaj Cody’iego... Cody, poznaj mą przyjaciółkę z Kanady – uśmiechnął się to na nią, to na blondasa. Podali sobie ręce, uścisnęli.
- Wybaczcie, chcę wrócić do pokoju – wydukała z ust.
- Twoja mama się teraz szykuje na kolacje i ty też powinnaś – powiedział. Spiorunowała go wzrokiem, po czym uciekła do pokoju. – Przepraszam Cię za nią... po prostu... – westchnął głośno.
- Nie ma o czym mówić... przecież wiem, że jest zdenerwowana wyjazdem do Londynu... – uśmiechnął się, lecz Justin spuścił wzrok wraz z głową. Cody spojrzał na niego spod byka. – Nie powiedziałeś jej?
- Miałem zamiar – podrapał się po głowie, - ale dziś... no po prostu Scooter kazał mi przekazać jej, bo... X-factor.
- Dobra nie wysilaj się... powinieneś ją pilnować przed spotkaniem z One Direction – zaśmiał się, szturchając go w bark.
- To jeszcze sześć dni do wyjazdu, do tego czasu musi nagrać piosenkę – oznajmił, wymigując się od myśli, by jeden z członków zespołu miał ją podrywać lub próbować ją mu odebrać.
- Idźmy wszyscy do siebie, a za godzinę widzimy się w restauracji, wybacz, ale Kenny może mnie podwieźć? – spytał. Chłopak kiwnął głową i wraz ze Scooterem szli do jego pokoju hotelowego, który znajdował się na piątym piętrze. Na wieszaku w łazience, Pattie zostawiła mu garnitur, który ma ubrać. Zrobił sobie orzeźwiający prysznic. Użył najbardziej męskich zapachów jakie ma i tylko wystarczyło mu, odstawić fryzurę i nałożyć garnitur.
Maggie miała do ubrania słodką sukienkę o kolorze bladoniebieskim. Była zwiewna i lekka. Dosięgała do kolan i była na ramiączkach. Buty były na wysokim koturnie, białe. Kiedy tylko zaczęła szorować zęby, po czym makijaż, do drzwi dobijał się Scooter, który gonił dziewczynę by wyszła w końcu z łazienki. Johanne tylko pomogła dziewczynie zrobić loki, po czym we trójkę zeszły na dół. Kiedy chłopak spojrzał na swoją przyjaciółkę, uśmiechnął się. Przyglądał jej się z zachwytem, a ją zżerała ciekawość od kogo ta sukienka. Była wręcz przepiękna i bardzo wygodna. Justin podszedł do niej, łapiąc za rękę. Poczuła bardzo męski zapach na jego szyi, co ją można powiedzieć podnieciło. Lekko uniosła swoje kąciki ust i wraz z ochroniarzami, wyszli z hotelu. Chłopak miał okazje się do niej jeszcze bardziej zbliżyć, jednak nie było to w pewnym sensie na miejscu. Razem udali się pod jedną z najdroższych i najmodniejszych restauracji w mieście. Już z zewnątrz było widać paparazzich, a także jeszcze ładny wystrój, który opierał się na restauracji. Ścisnęła nadgarstek szatyna, on zatem odwrócił głowę ku jej twarzy i uśmiechnął się zadziornie. Spojrzała na dłonie i oderwała swoją.
- Nie musisz udawać – szepnął do jej ucha.
Wywróciła teatralnie oczami po czym po zatrzymaniu samochodu, wysiadła z niego, stojąc obok Pattie. Justin bez niczego, złapał ją za rękę i razem weszli ku restauracji. Drogie obrazy, wielkie stoliki i jedne z najbardziej wygodnych siedzeń. Ściany były czerwono-białe. Weszli do sekcji VIP’ów, po czym zauważyli 14-latka w białym garniturze razem ze swoim menadżerem i matką, przy jednym wielkim stole. Nałożone najdroższe jedzenie jakie może być, a szczególnie Rathbun’s. Maggie była speszona tym wszystkim, nie wiedziała co robić. Usiadła obok Justina, który odsunął specjalnie dla niej krzesło. Cody przyglądał się ładnie wyglądającej przyjaciółce kolegi. Myślał, że zażartował sobie z niego i jest to jednak jego siostra, którą kto wie... poderwie iż, że jest od niego zaledwie trzy lata starsza.
Po pół godzinach, rozmowy o biznesie, padł temat na temat Londynu, co zaciekawiło dziewczynę. Słyszała już o „One Direction”, lecz czy miałaby taką szansę spotkania się z nimi? Justin przyglądał jej się co chwilę, by tylko na nią popatrzeć, jednak martwiło go to czy Scooter lub Cody palnie iż miał jej przekazać. Zapowiadała się jeszcze długa noc...

„Kpina! Jakiś żart?! Normalnie się zakochałam!”