Tydzień w Londynie
„Słodki
uśmiech, loki, oczy niczym klejnot, anielski głos – tak opisałabym jedną osobę”
Maggie stała cicho.
Przełknęła tylko ślinę, czując ciągle jego zapach, bliskość. Delikatnie odsunął
się od niej, kierując ku ciemności. Blondynka stała z zamkniętymi oczami,
czekając aż wyprowadzi ją stąd. Chwilowo chciała się znaleźć zupełnie gdzie
indziej, myślała tylko o tym, by wyjść i wrócić do hotelu. Chłopak znalazł
włącznik od światła, po czym zapalił, a ona poczuła w oczach światło. Otworzyła
oczy, rozglądając się wokół. Chłopak odwrócił ją do siebie i pociągnął w stronę
wiśniowo-brązowych siedzeń, idąc ku wielkiej sceny. Podłoga była zrobiona z
nowych drewnianych mebli. Kurtyna ognistoczerwona, a na środku wielki czarny
jak smoła fortepian, znany fortepian Justinowi. To tutaj nagrywał teledysk do
„U Smile”. Maggie bardzo lubiła tą piosenkę, bo była delikatna i słodka. Kiedy
tylko stanęli na scenie, chłopak przejechał przez instrument, odkrywając
klawisze. Spojrzał na nią i znów pociągnął do siebie.
- Zagraj mi to... –
powiedział cicho, dotykając jej policzek.
- Co? – spytała.
- To co mi
napisałaś... pamiętasz? – szepnął do jej ucha. Poczuła jak się uśmiecha i
całuje ją w głowę. Wypuściła z ust powietrze, chcąc od niego odejść, lecz on
zatrzymał ją. – Proszę.
Spojrzała na niego
proszącym spojrzeniem, wyciągnęła z jego kieszeni telefon, zerkając która
godzina. Już grubo po trzeciej. Podała mu telefon i rozejrzała się jeszcze raz
wokół teatru i usiadła na schodach, poprawiając włosy. Chłopak jedną dłonią,
zaczął naciskać klawisze. Od najniższego do najwyższego, wyłaniając do tego
melodię. Wiedział, że słucha, ponieważ ona kochała muzykę. Po chwili zaczął
śpiewać słowa piosenki „U Smile”. Uśmiechnął się, myśląc, że wstanie, podejdzie
do niego i zrobi to samo. Niespodziewanie przestał po czym podszedł, złapał za
nadgarstki, ciągnąc ponownie na scenę. Była dość wystraszona, a serce biło jak
szalone. Położył dłonie na jej talii i słodko się do niej uśmiechnął. Już
wiedziała czego on chce. Zaśmiała się pod nosem, próbując od niego odejść,
jednak ten trzymał ją pewnie. Zrezygnowana już wszystkim, położyła głowę na
jego ramieniu, patrząc się na puste miejsca. Poczuła jak porusza się wraz z nim
na boki. Było cicho jak makiem zasiał. Także położył głowę, opierając się
policzkiem o jej czubek. Zamknął delikatnie powieki i dał się ponieść muzyce,
która tkwiła mu w głowie.
- Wiesz, że Ci nie
wybaczę? – zaczęła oschle i z pogardą.
- Nic nie szkodzi...
wiesz... – westchnął – jest wkrótce premiera mojego filmu i tak sobie
pomyślałem czy nie mogłabyś...
- Nie! – Od razu mu
przerwała, gwałtownie się wyrywając. Spojrzała szybko na niego i chciała
odejść, a raczej uciec. Złapał ją szybko za nadgarstek i znów chcąc ją
pociągnąć do siebie tym razem mu się nie udało. – Puść mnie idioto! – Zaczęła
się wyrywać, a on trzymał bardzo mocno.
- Wrócisz ze mną,
ponieważ nie znasz tego miasta – powiedział poważnie. Wyrwała się w ostatniej
chwili i szybko zaczęła biec ku wyjściu, ku drzwiom, którymi weszła do teatru.
Speszona już była nim, znudziło ją już ciągłe myślenie w kółko o Justinie. Na
szczęście była jeszcze tą uliczną dziewczyną i nie ma tyle problemów z
paparazzi co on.
Usłyszała jeszcze
jego wołanie, lecz wyłączyła na chwilę umysł, skupiając się tylko, by wrócić do
hotelu. Obejrzała się za siebie, ujrzawszy jego postać. Był taki idealny –
dlatego była w nim głupio zakochana. Niestety dogonił ją, łapiąc szybko za
ramię.
- Ej, ej... – zaczął,
kiedy zatrzymywał ją.
- Puść mnie, dobra?
Mam dość! Ciebie i tych twoich czułości. Po co mi one? Na łaskę?! – prychnęła
pod nosem, ignorując jego kolejne słowa. W środku kipiała z niewyobrażalnej
złości. Chłopak wyciągnął z kieszeni telefon, by tylko Kenny po niego
przyjechał. Sam był wściekły. Zepsuła wszystko, to co planował, niestety nie
wiedział, że częściej będzie się to dziać, myślał, że to chwilowe.
Wieczorem,
dziewczyna siedziała z gitarą w ręku, brzdąkając jakieś głupie melodie z nudów.
Johanne siedziała na fotelu, czytając książkę. Wsłuchiwała się także w melodie
córki, która najwyraźniej była zirytowana. Odłożyła gitarę i zaczęła ubierać
swoje brązowe botki. Kiedy tylko kobieta zauważyła tą czynność
zainterweniowała:
- Gdzie się
wybierasz?
- Jak najdalej stąd – odpowiedziała
oschle.
- Za młoda jesteś,
za duże miasto byś mogła wychodzić sama – dodała pewnie matka. – A do tego
jutro masz dużo pracy.
- Chcę się przejść –
podniosła ton. Nigdy nie widziano jej takiej złej. – Muszę coś przemyśleć...
I wyszła z pokoju,
zatrzaskując za sobą drzwi. Kierowała się ku windzie, po czym do niej weszła.
Była zdenerwowana, chciała chociaż na chwilę wyjść na zewnątrz. Zaczęła iść
wzdłuż chodnika, ze smutną miną i mieszanymi myślami. Znalazła drogę do tego samego
parku i szybko udała się nad staw. Usiadła na zimnej ziemi i otuliła się
własnych ciałem. Rozglądnęła się dookoła, patrząc na ludzi. Siedziała cicho, a
łzy kręciły się wokół jej oczu. Miała wielką ochotę teraz cofnąć swoją decyzję,
ale jeszcze list od babci. Trzymała głęboko w swojej torbie, zakazując każdemu
jej dotykać, jednak powinna schować go do zeszytu. Czuła wciąż jego dotyk na
jej dłoni, uścisk ramion. To wszystko dotyczyło chłopaka. Była po prostu na
niego wściekła i przysięgła, że nigdy mu nie wybaczy, niech cierpi, niech
poczuje się jak idiota. Zrobi to boleśnie, byleby go zranić, patrzeć na jego
załzawione, czerwone i opuchnięte oczy. Pierwszy raz czuła do kogoś tak ogromną
nienawiść, zawsze wybaczała, ale tutaj wystarczyłoby spojrzeć na osobę i już by
wiedziała co należy z nią zrobić. Wbić nóż w plecy tak jak ktoś jej wbił.
Chciała w końcu kogoś poznać, z kim spędziłaby czas, nie zmarnowałaby go, lecz
wiedziała, że to tak szybko się nie stanie. Też gnębiła ją ciekawość, dlaczego
Justin już się z Seleną nie spotyka, być może, że to przez nią. Przez to, że on
ją kocha. Każde słowo z wczorajszego wieczoru, było dla niej jasne – „Bądź
moja”, „Selena nigdy nie istniała tylko ty...”.
Teraz do niej
dotarło wszystko. Kochał ją, kocha i boi się, że będzie, że nie da jej spokoju
i zrobi piekło na ziemi. Wstała wytrzepując się i wracając ku miastu. Po
niecałym kwadransie dotarła pod hotel. Zauważyła mnóstwo paparazzich, co źle
świadczyło o jej byciu teraz tutaj. Zakryła jedną ręką twarz, wchodząc po schodach.
Paparazzi przypomnieli sobie tą samą sukienkę, za którą biegli razem za
Bieberem. W ostatniej chwili weszła do środka, ale gdy podniosła głowę, już
wiedziała dlaczego jest ich tak pełno. Sam Cody Simpson stał obok Justina,
rozmawiając. Jeszcze obok był Kenny i Scooter. Chciała wejść nie zauważalna
przez szatyna, lecz nie udało jej się. Chłopak podbiegł do niej razem z Codym.
Uśmiechnęli się do niej, jednak ona nie miała ochoty na żadne jakiekolwiek
rozmowy.
- Meg! – zawołał.
- Czego? –
odkrzyknęła. Cody był dość zaskoczony, a ona spojrzawszy na niego, uśmiechnęła
się niepewnie. - Poznaj Cody’iego... Cody, poznaj mą przyjaciółkę z Kanady –
uśmiechnął się to na nią, to na blondasa. Podali sobie ręce, uścisnęli.
- Wybaczcie, chcę
wrócić do pokoju – wydukała z ust.
- Twoja mama się
teraz szykuje na kolacje i ty też powinnaś – powiedział. Spiorunowała go
wzrokiem, po czym uciekła do pokoju. – Przepraszam Cię za nią... po prostu... –
westchnął głośno.
- Nie ma o czym
mówić... przecież wiem, że jest zdenerwowana wyjazdem do Londynu... –
uśmiechnął się, lecz Justin spuścił wzrok wraz z głową. Cody spojrzał na niego
spod byka. – Nie powiedziałeś jej?
- Miałem zamiar –
podrapał się po głowie, - ale dziś... no po prostu Scooter kazał mi przekazać
jej, bo... X-factor.
- Dobra nie wysilaj
się... powinieneś ją pilnować przed spotkaniem z One Direction – zaśmiał się,
szturchając go w bark.
- To jeszcze sześć
dni do wyjazdu, do tego czasu musi nagrać piosenkę – oznajmił, wymigując się od
myśli, by jeden z członków zespołu miał ją podrywać lub próbować ją mu odebrać.
- Idźmy wszyscy do
siebie, a za godzinę widzimy się w restauracji, wybacz, ale Kenny może mnie
podwieźć? – spytał. Chłopak kiwnął głową i wraz ze Scooterem szli do jego
pokoju hotelowego, który znajdował się na piątym piętrze. Na wieszaku w
łazience, Pattie zostawiła mu garnitur, który ma ubrać. Zrobił sobie
orzeźwiający prysznic. Użył najbardziej męskich zapachów jakie ma i tylko
wystarczyło mu, odstawić fryzurę i nałożyć garnitur.
Maggie miała do ubrania
słodką sukienkę o kolorze bladoniebieskim. Była zwiewna i lekka. Dosięgała do
kolan i była na ramiączkach. Buty były na wysokim koturnie, białe. Kiedy tylko
zaczęła szorować zęby, po czym makijaż, do drzwi dobijał się Scooter, który
gonił dziewczynę by wyszła w końcu z łazienki. Johanne tylko pomogła
dziewczynie zrobić loki, po czym we trójkę zeszły na dół. Kiedy chłopak
spojrzał na swoją przyjaciółkę, uśmiechnął się. Przyglądał jej się z zachwytem,
a ją zżerała ciekawość od kogo ta sukienka. Była wręcz przepiękna i bardzo
wygodna. Justin podszedł do niej, łapiąc za rękę. Poczuła bardzo męski zapach
na jego szyi, co ją można powiedzieć podnieciło. Lekko uniosła swoje kąciki ust
i wraz z ochroniarzami, wyszli z hotelu. Chłopak miał okazje się do niej jeszcze
bardziej zbliżyć, jednak nie było to w pewnym sensie na miejscu. Razem udali
się pod jedną z najdroższych i najmodniejszych restauracji w mieście. Już z
zewnątrz było widać paparazzich, a także jeszcze ładny wystrój, który opierał
się na restauracji. Ścisnęła nadgarstek szatyna, on zatem odwrócił głowę ku jej
twarzy i uśmiechnął się zadziornie. Spojrzała na dłonie i oderwała swoją.
- Nie musisz udawać
– szepnął do jej ucha.
Wywróciła teatralnie
oczami po czym po zatrzymaniu samochodu, wysiadła z niego, stojąc obok Pattie.
Justin bez niczego, złapał ją za rękę i razem weszli ku restauracji. Drogie
obrazy, wielkie stoliki i jedne z najbardziej wygodnych siedzeń. Ściany były
czerwono-białe. Weszli do sekcji VIP’ów, po czym zauważyli 14-latka w białym garniturze
razem ze swoim menadżerem i matką, przy jednym wielkim stole. Nałożone
najdroższe jedzenie jakie może być, a szczególnie Rathbun’s. Maggie była
speszona tym wszystkim, nie wiedziała co robić. Usiadła obok Justina, który
odsunął specjalnie dla niej krzesło. Cody przyglądał się ładnie wyglądającej
przyjaciółce kolegi. Myślał, że zażartował sobie z niego i jest to jednak jego
siostra, którą kto wie... poderwie iż, że jest od niego zaledwie trzy lata
starsza.
Po pół godzinach,
rozmowy o biznesie, padł temat na temat Londynu, co zaciekawiło dziewczynę.
Słyszała już o „One Direction”, lecz czy miałaby taką szansę spotkania się z
nimi? Justin przyglądał jej się co chwilę, by tylko na nią popatrzeć, jednak
martwiło go to czy Scooter lub Cody palnie iż miał jej przekazać. Zapowiadała
się jeszcze długa noc...
„Kpina! Jakiś żart?! Normalnie się zakochałam!”