Kolejna droga do miłości?
„Potrzebuję
tego. Jego potrzebuję, lecz On musi w tym przeszkodzić i będzie dążył do
niepowodzeń moich planów.”
Rankiem gdy wszyscy
szykowali się na spotkanie biznesowe z ludźmi z wytwórni. Maggie szorując
szybko zęby, ubrana w zwykłą brązową sukienką z dżinsowym bolerkiem, czarne
grube rajstopy i brązowe botki na obcasie, do tego włosy spięte w kucyk na
boku, jeden kosmyk włosa opierał się o jej policzek. Johanne bez przerwy stała
przed drzwiami od łazienki wraz z Justinem, który najwyraźniej nie mógł się
doczekać aż wystąpi przez samym L.A. Reidem. Czekali tak jeszcze przez parę
minut, gdy w końcu odważyła się wyjść. Widząc go ubranego w czerwone dżinsy,
białe supry, wełnianym białym swetrem, który odrobinę odkrywał jego białą
koszulę, spuściła głowę. Uśmiechnął się do niej czule, a matka tylko z
założonymi rękoma przyglądała się córce trochę zła ni to wściekła.
- Nie za lekko się
ubrałaś? – spytała sprytnie Johanne. Spojrzała na nią, poprawiając końce
sukienki.
- Te rajstopy
dostałam na Mikołaja od babci... – uśmiechnęła się nieśmiało. – To mój pierwszy
raz kiedy w nich chodzę i jest mi naprawdę ciepło.
Matka spiorunowała
ją wzrokiem, uśmiechając się, a Justin stał i wpatrywał w blondynkę,
zachwycając się jej wyglądem.
Na dole, gdzie nie
bardzo było tak zimno, spotkali Kennego, który najwyraźniej rozmawiał z kimś
przez telefon. Na dworze co najmniej z dziesięć stopni powyżej zera, jednak nie
było na tyle zimno, by ubierać się z kożuchy. Paparazzi nie ominęli spotkania z
Bieberem, który znów ciągnął Maggie jak najszybciej do samochodu.
- Justin Bieber
ponoć widziano pana w Polsce, czy ma pan romans z młodą fanką z Polski? – pytanie
zdenerwowało ich obojga. Nic nie odpowiedzieli, ale chłopak ścisnął jej ramię,
idąc coraz szybciej. Dziewczynę bolało to, ale biorąc głęboki oddech, chwyciła
Johanne za rękę, gdy ta pośpiesznie kierowała się z nimi ku samochodu. Kenny
otworzył drzwi, po czym Justin i Maggie oboje do niego wskoczyli. Maggie po raz
pierwszy poczuła się inna. Spełniona tego co planowała, a on jej w tym pomaga,
jednakże chciała ten wątek przemilczeć, byleby nic nie mówić, póki nie osiągnie
tego. Wiedziała jaki on jest sławny, do czego doszedł, ale z jej pomocą. Szatyn
starał się ją na razie chronić, pozostawić „jeszcze chwilowo” anonimową
dziewczyną, co dzieje się zupełnie inaczej. Bardziej karze jej iść w stronę
okrutnego show-biznesu, do którego sam wstąpił.
Minęło kilka minut kiedy byli już na miejscu.
Zdenerwowanie
panowało w jej ciele, co prowadziło do mocnego, silnego i szybkiego tętna
serca. Budynek był blado-biały, miał nie wiele okien, jednak patrząc z innej
perspektywy był ogromny. Kenny zostawił ich przed budynkiem, a chłopak
zaprowadził kobiety do środka. W środku było przytulnie. Wszyscy witali się z
Bieberem na co ten skinął za każdym razem głową. Po chwili stanęła przed nimi
Pattie, która porwała swoją przyjaciółkę gdzieś w długi korytarz. Blondynka
obejrzała kątem oka całe wejście, schody i dwa poboczne, długie korytarze.
- Zaprowadzę Cię do
studia nagraniowego tam poczekasz na Antoniego i Scootera – odwrócił się do
niej, zanurzając rękę w niej włosy. Chwyciła jego rękę i odepchnęła, patrząc mu
prosto w oczy.
- Ty tutaj jesteś
szefem, prowadź, ale bez żadnych takich – powiedziawszy to, chłopak ruszył
chichocząc pod nosem.
Na trzecim piętrze,
Justin otworzył jej ciemnobrązowe drzwi, które były ogromne. Wchodząc do niego,
wszędzie sprzęt, kolorowe guziki, wielka szyba, za którą był mikrofon,
słuchawki i dwie gitary. Niepewnie weszła do pomieszczenia, a za nią on. Stanął
za nią i odkrył jej kołnierzyk od bolerka. Zaczął muskać jej pachnącą szyję.
Objął ją mocno jak nikogo innego, delektując się zapachem i chwilą. Stała bez
ruchu, jakby bała się, że stanie jej się krzywda. Brała głębokie oddechy,
przymykając powieki.
- O której mają
tutaj być? – spytała, wzdychając.
- Za dziesięć minut
– mruknął. – Jesteś taka piękna. – Wyszeptał do jej ucha, przegryzając jego płatek.
Odwróciła się
gwałtownie od niego, spiorunowała go wzrokiem, a on zdezorientowany patrzył
jedynie na jej cudowne wargi, myśląc by w końcu w nich się utopić.
- Nie korzystaj z
tego, że jesteśmy sami! Powinnam była zostać w Polsce, jeszcze plotki, że ty i
ja... – warknęła zirytowana, wywracając oczami i machając ramionami.
Niespodziewanie do Sali wszedł Scooter, a za nim Antonio. Uśmiechnęli się każdy
do siebie, a murzyn patrząc na nich obojga już wiedział, że podpisze z nią
kontrakt. Był zaskoczony ich urodą, ponieważ byli tak niezwykle podobni. Już
podejrzewał, że to jego siostra, ale nazwisko „Bieber” nie widniało w jej
legitymacji ni ktokolwiek mówił, że to starsza siostra Justina. Jeden z
pracowników także dołączył do nich, siadając przy sprzęcie.
- Witaj moja
droga... – przytulił ją Antonio, po czym uśmiechnął się. – Jak na Ciebie
patrzę, to aż ciepło mi się robi w środku.
Scooter się zaśmiał,
a blondynka zarumieniła. – Będziesz tylko ty, ja, Justin, Scooter, tak byś się
nie stresowała, bo wiem, że to twój pierwszy raz być w takim studio.
Kiwnęła tylko głową,
po czym została poproszona do środka. Justin stanął obok z założonymi rękami
czekając na werdykt. Wypuściła powietrze, nakładając na głowię słuchawki.
Zaśpiewała jedną znanych piosenek Ne-Yo i Rihanny. Wdała się w rytm muzyki, a
słowa szły z jej ust prawdziwie. Zawsze lubiła śpiewać, grać na instrumentach.
Nie tylko Justin. Justin był drugi z kolei. Gdy w końcu wyszła z pomieszczenia,
Scooter podał jej wodę, a L.A. Reid zaczął klaskać. Był tak samo zachwycony jej
talentem, jak gdy zaśpiewał mu chłopak. Serce waliło jej niczym bębny w
perkusji.
- Jeszcze jedno
pytanie... grasz na instrumentach, albo piszesz teksty? – spytał.
- Gra na flecie,
wiolonczeli, perkusji, gitarze, fortepianie i pisze bardzo dobre teksty –
wtrącił Justin, wymieniając każdy instrument na palcach. Scooter sam był w
szoku. Dziewczyna była trochę zmieszana.
- Poczekajcie tutaj
na nas – oznajmił Scooter, wychodząc za Antonim i pracownikiem. Maggie usiadła
na krześle, wypuszczając powietrze. Zrobiło się jej duszno w środku. Bez
przerwy czuła, że zaraz wybuchnie ze zdenerwowania. Chłopak kucnął przy niej,
uśmiechał się słodko, gładząc jej kolano. Między nimi panowała chwila ciszy.
Nagle wpadły Pattie i Johanne, które najwyraźniej czekały na jakiekolwiek
wieści od nich. Szatyn wstał, włożył do spodni ręce, po czym informując,
wyszedł.
- I jak? – spytała
Pattie.
- Jakoś tam poszło –
wzruszyła ramionami. – Nie mogłabym się sama ocenić... to przecież wytwórnia, a
nie Stratford.
- Pamiętam jeszcze
jak Justin tutaj występował... ile pochwał było, pewnie na Ciebie też są –
przytuliła ją kobieta, całując w czubek głowy. Po chwili wpadli Scooter i
Antonio, po minach można było zobaczyć ich miny, które mówiły „Kolejny talent
nas odwiedził”. W ręku trzymali długopis i kontrakt. Scooter rozejrzał się ze
zdziwienia.
- Gdzie Justin?
- Wyszedł do Chrisa,
a co? – odpowiedziała Pattie. Kiwnął głową i razem weszli do kolejnego
pomieszczenia. Wyglądało to trochę na biuro, na salon.
Omawiając spokojnie
kontrakt, Maggie podpisała go, ale strasznie drżała jej dłoń ze zdenerwowania,
szoku jakim przeżyła przez jedną chwilę, która na zawsze zostanie w jej
pamięci. Za zgodą Johanne, wyszła z budynku, zaczerpnąć odrobiny świeżego
powietrza, przejść się i dojść całkowicie do siebie. Mnóstwo ludzi mijała,
którzy pchali się jeden po drugim.
Dotarła do Piedmont
Park, który delikatnie okrywało błoto i małe płatki śniegu. Idąc w jego dłuż,
zauważyła staw, w którym na lodzie były piękne łabędzie. Podeszła do nich
stojąc tuż przy lodzie. Znalazła okruszki chleba na zimnej trawie, po czym
rzuciła jednemu z nich. Złapał z powietrza, a ona uśmiechnęła się do siebie.
Znalazła duży kawałek bułki biorąc ją, ścisnęła w dłoni, krusząc ją. Rozłożyła
na dwóch dłoniach, złączyła, a nagle przy niej znalazły się pięć wspaniałych
łabędzi. Słodko i delikatnie dziobały z jej dłoni okruszki. Błyskawicznie
zniknęło z jej rąk. Rozejrzała się wokół, poszukując jeszcze jakichś sucharów.
Nie znalazłszy ich, opuściła staw, kierując się przed siebie. Poczuła na
nadgarstku, czyjąś ciepłą dłoń, znaną dłoń. Automatycznie się odwróciła,
ujrzawszy Justina z Christianem Beadlesem – przyjacielem, którym jest bratem
starszej siostry, byłej dziewczyny Bieber’a.
- Co ty tu robisz? –
spytał.
- Zwiedzam –
warknęła, wyrywając dłoń.
- Nie znasz tego
miasta, zgubisz się jeszcze – odparł przyjaciel. Spiorunowała go wzrokiem, ale
on się już po chwili wzrokowo wycofał.
- Jak na razie jest
dobrze – oznajmiła.
- Lepiej ja wrócę do
domu, czekają na mnie z obiadem, jak coś wpadnij stary – klepnął Christian w
ramię szatyna, zaraz po tym ich opuścił. Stali jeszcze tak przez chwilę, ale
paparazzi natychmiastowo znaleźli tą samą parę. Nie mogli im odpuścić tego
płazem. Byliby idealnym nagłówkiem na wszystkie czasopisma. Chłopak pociągnął
ją do siebie, karząc by biegła za nim. Zdezorientowana wszystkim zaczęła biec
ku jemu śladom.
Dobiegli do miasta,
gdzie schowali się w najbliższym, wolnym, wąskim przesmykiem, byleby nie
zostali złapani przez natrętnych fotoreporterów. Ściśnięci do siebie, próbowali
bardzo spokojnie i cicho oddychać i gdy tylko paparazzi się oddalili, mogli
odetchnąć z ulgą. Blondynka postawiła krok ku wyjściu z ciasnego miejsca,
jednakże Justin miał inny plan. Złapał ją w pasie, ciągnąc do siebie. Chwycił
ją za rękę, a kiedy zaczęła piskliwym głosem mówić, by puścił, zaczął ją
uciszać.
- Chodź pokażę Ci
coś... – odparł. Szedł wzdłuż przesmyku, który wydawał się znajomy. Duże
oliwkowe drzwi, które były tuż przy metalowych schodach, otworzył. Było bardzo
ciemno, dosłownie nic nie było widać. Pociągnął ją do siebie, idąc do środka.
Wiedział, że boi się ona ciemności, nie ufała mu. Postawił palec na usta. Kiedy
nic nie było widać, ciągnął niewiadomo dokąd dziewczynę. Była ona przerażona.
- Gdzie ty mnie
ciągniesz? – zaczęła wypytywać się to i owo samo. Po chwili poczuła jego palce
na jej oczach, jego zapach w swoich nozdrzach i jego aksamitny głos.
- Wyobraź sobie coś
pięknego, jakieś wspomnienie – szepnął do jej ucha.
- O czym ty mówisz?
– spytała piskliwym głosem.
- Ufasz mi?
- Nie – zaśmiała się
kpiąco.
- Wyobraź sobie
nas... ten dzień, w którym zakochaliśmy się w sobie, wyobraź sobie moje usta na
twych ustach, albo gdy... nasz wzrok po raz pierwszy spojrzał na siebie. Na ten
sam kolor tęczówek, słodki dziecinny śmiech. – I tak się stało. Doskonale
pamięta dzień, w którym pierwszy raz na siebie spojrzeli, w którym zmieniło się
wszystko. Znów poczuła jego wargi. Czuła jak odwraca ją i czule zaczyna muskać
jej usta. Zjechał dłonią po jej ramieniu, splatając na końcu palce.
- Powiesz mi gdzie
do cholery jesteśmy? – spytała, wyrywając się z pocałunku.
- W teatrze.
„Przesadzone, ale prawdziwe. Lubię ten zapach, te usta, dołeczki, kolor
oczu... to sprawia, że jestem szczęśliwą dziewczyną. Najbardziej ciekawe jest
to... że nasze pierwsze spotkanie... będzie dziwne.”