piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 8

Kolejna droga do miłości?

„Potrzebuję tego. Jego potrzebuję, lecz On musi w tym przeszkodzić i będzie dążył do niepowodzeń moich planów.”


Rankiem gdy wszyscy szykowali się na spotkanie biznesowe z ludźmi z wytwórni. Maggie szorując szybko zęby, ubrana w zwykłą brązową sukienką z dżinsowym bolerkiem, czarne grube rajstopy i brązowe botki na obcasie, do tego włosy spięte w kucyk na boku, jeden kosmyk włosa opierał się o jej policzek. Johanne bez przerwy stała przed drzwiami od łazienki wraz z Justinem, który najwyraźniej nie mógł się doczekać aż wystąpi przez samym L.A. Reidem. Czekali tak jeszcze przez parę minut, gdy w końcu odważyła się wyjść. Widząc go ubranego w czerwone dżinsy, białe supry, wełnianym białym swetrem, który odrobinę odkrywał jego białą koszulę, spuściła głowę. Uśmiechnął się do niej czule, a matka tylko z założonymi rękoma przyglądała się córce trochę zła ni to wściekła.
- Nie za lekko się ubrałaś? – spytała sprytnie Johanne. Spojrzała na nią, poprawiając końce sukienki.
- Te rajstopy dostałam na Mikołaja od babci... – uśmiechnęła się nieśmiało. – To mój pierwszy raz kiedy w nich chodzę i jest mi naprawdę ciepło.
Matka spiorunowała ją wzrokiem, uśmiechając się, a Justin stał i wpatrywał w blondynkę, zachwycając się jej wyglądem.
Na dole, gdzie nie bardzo było tak zimno, spotkali Kennego, który najwyraźniej rozmawiał z kimś przez telefon. Na dworze co najmniej z dziesięć stopni powyżej zera, jednak nie było na tyle zimno, by ubierać się z kożuchy. Paparazzi nie ominęli spotkania z Bieberem, który znów ciągnął Maggie jak najszybciej do samochodu.
- Justin Bieber ponoć widziano pana w Polsce, czy ma pan romans z młodą fanką z Polski? – pytanie zdenerwowało ich obojga. Nic nie odpowiedzieli, ale chłopak ścisnął jej ramię, idąc coraz szybciej. Dziewczynę bolało to, ale biorąc głęboki oddech, chwyciła Johanne za rękę, gdy ta pośpiesznie kierowała się z nimi ku samochodu. Kenny otworzył drzwi, po czym Justin i Maggie oboje do niego wskoczyli. Maggie po raz pierwszy poczuła się inna. Spełniona tego co planowała, a on jej w tym pomaga, jednakże chciała ten wątek przemilczeć, byleby nic nie mówić, póki nie osiągnie tego. Wiedziała jaki on jest sławny, do czego doszedł, ale z jej pomocą. Szatyn starał się ją na razie chronić, pozostawić „jeszcze chwilowo” anonimową dziewczyną, co dzieje się zupełnie inaczej. Bardziej karze jej iść w stronę okrutnego show-biznesu, do którego sam wstąpił.
Minęło kilka minut kiedy byli już na miejscu. Zdenerwowanie panowało w jej ciele, co prowadziło do mocnego, silnego i szybkiego tętna serca. Budynek był blado-biały, miał nie wiele okien, jednak patrząc z innej perspektywy był ogromny. Kenny zostawił ich przed budynkiem, a chłopak zaprowadził kobiety do środka. W środku było przytulnie. Wszyscy witali się z Bieberem na co ten skinął za każdym razem głową. Po chwili stanęła przed nimi Pattie, która porwała swoją przyjaciółkę gdzieś w długi korytarz. Blondynka obejrzała kątem oka całe wejście, schody i dwa poboczne, długie korytarze.
- Zaprowadzę Cię do studia nagraniowego tam poczekasz na Antoniego i Scootera – odwrócił się do niej, zanurzając rękę w niej włosy. Chwyciła jego rękę i odepchnęła, patrząc mu prosto w oczy.
- Ty tutaj jesteś szefem, prowadź, ale bez żadnych takich – powiedziawszy to, chłopak ruszył chichocząc pod nosem.
Na trzecim piętrze, Justin otworzył jej ciemnobrązowe drzwi, które były ogromne. Wchodząc do niego, wszędzie sprzęt, kolorowe guziki, wielka szyba, za którą był mikrofon, słuchawki i dwie gitary. Niepewnie weszła do pomieszczenia, a za nią on. Stanął za nią i odkrył jej kołnierzyk od bolerka. Zaczął muskać jej pachnącą szyję. Objął ją mocno jak nikogo innego, delektując się zapachem i chwilą. Stała bez ruchu, jakby bała się, że stanie jej się krzywda. Brała głębokie oddechy, przymykając powieki.
- O której mają tutaj być? – spytała, wzdychając.
- Za dziesięć minut – mruknął. – Jesteś taka piękna. – Wyszeptał do jej ucha, przegryzając jego płatek.
Odwróciła się gwałtownie od niego, spiorunowała go wzrokiem, a on zdezorientowany patrzył jedynie na jej cudowne wargi, myśląc by w końcu w nich się utopić.
- Nie korzystaj z tego, że jesteśmy sami! Powinnam była zostać w Polsce, jeszcze plotki, że ty i ja... – warknęła zirytowana, wywracając oczami i machając ramionami. Niespodziewanie do Sali wszedł Scooter, a za nim Antonio. Uśmiechnęli się każdy do siebie, a murzyn patrząc na nich obojga już wiedział, że podpisze z nią kontrakt. Był zaskoczony ich urodą, ponieważ byli tak niezwykle podobni. Już podejrzewał, że to jego siostra, ale nazwisko „Bieber” nie widniało w jej legitymacji ni ktokolwiek mówił, że to starsza siostra Justina. Jeden z pracowników także dołączył do nich, siadając przy sprzęcie.
- Witaj moja droga... – przytulił ją Antonio, po czym uśmiechnął się. – Jak na Ciebie patrzę, to aż ciepło mi się robi w środku.
Scooter się zaśmiał, a blondynka zarumieniła. – Będziesz tylko ty, ja, Justin, Scooter, tak byś się nie stresowała, bo wiem, że to twój pierwszy raz być w takim studio.
Kiwnęła tylko głową, po czym została poproszona do środka. Justin stanął obok z założonymi rękami czekając na werdykt. Wypuściła powietrze, nakładając na głowię słuchawki. Zaśpiewała jedną znanych piosenek Ne-Yo i Rihanny. Wdała się w rytm muzyki, a słowa szły z jej ust prawdziwie. Zawsze lubiła śpiewać, grać na instrumentach. Nie tylko Justin. Justin był drugi z kolei. Gdy w końcu wyszła z pomieszczenia, Scooter podał jej wodę, a L.A. Reid zaczął klaskać. Był tak samo zachwycony jej talentem, jak gdy zaśpiewał mu chłopak. Serce waliło jej niczym bębny w perkusji.
- Jeszcze jedno pytanie... grasz na instrumentach, albo piszesz teksty? – spytał.
- Gra na flecie, wiolonczeli, perkusji, gitarze, fortepianie i pisze bardzo dobre teksty – wtrącił Justin, wymieniając każdy instrument na palcach. Scooter sam był w szoku. Dziewczyna była trochę zmieszana.
- Poczekajcie tutaj na nas – oznajmił Scooter, wychodząc za Antonim i pracownikiem. Maggie usiadła na krześle, wypuszczając powietrze. Zrobiło się jej duszno w środku. Bez przerwy czuła, że zaraz wybuchnie ze zdenerwowania. Chłopak kucnął przy niej, uśmiechał się słodko, gładząc jej kolano. Między nimi panowała chwila ciszy. Nagle wpadły Pattie i Johanne, które najwyraźniej czekały na jakiekolwiek wieści od nich. Szatyn wstał, włożył do spodni ręce, po czym informując, wyszedł.
- I jak? – spytała Pattie.
- Jakoś tam poszło – wzruszyła ramionami. – Nie mogłabym się sama ocenić... to przecież wytwórnia, a nie Stratford.
- Pamiętam jeszcze jak Justin tutaj występował... ile pochwał było, pewnie na Ciebie też są – przytuliła ją kobieta, całując w czubek głowy. Po chwili wpadli Scooter i Antonio, po minach można było zobaczyć ich miny, które mówiły „Kolejny talent nas odwiedził”. W ręku trzymali długopis i kontrakt. Scooter rozejrzał się ze zdziwienia.
- Gdzie Justin?
- Wyszedł do Chrisa, a co? – odpowiedziała Pattie. Kiwnął głową i razem weszli do kolejnego pomieszczenia. Wyglądało to trochę na biuro, na salon.
Omawiając spokojnie kontrakt, Maggie podpisała go, ale strasznie drżała jej dłoń ze zdenerwowania, szoku jakim przeżyła przez jedną chwilę, która na zawsze zostanie w jej pamięci. Za zgodą Johanne, wyszła z budynku, zaczerpnąć odrobiny świeżego powietrza, przejść się i dojść całkowicie do siebie. Mnóstwo ludzi mijała, którzy pchali się jeden po drugim.
Dotarła do Piedmont Park, który delikatnie okrywało błoto i małe płatki śniegu. Idąc w jego dłuż, zauważyła staw, w którym na lodzie były piękne łabędzie. Podeszła do nich stojąc tuż przy lodzie. Znalazła okruszki chleba na zimnej trawie, po czym rzuciła jednemu z nich. Złapał z powietrza, a ona uśmiechnęła się do siebie. Znalazła duży kawałek bułki biorąc ją, ścisnęła w dłoni, krusząc ją. Rozłożyła na dwóch dłoniach, złączyła, a nagle przy niej znalazły się pięć wspaniałych łabędzi. Słodko i delikatnie dziobały z jej dłoni okruszki. Błyskawicznie zniknęło z jej rąk. Rozejrzała się wokół, poszukując jeszcze jakichś sucharów. Nie znalazłszy ich, opuściła staw, kierując się przed siebie. Poczuła na nadgarstku, czyjąś ciepłą dłoń, znaną dłoń. Automatycznie się odwróciła, ujrzawszy Justina z Christianem Beadlesem – przyjacielem, którym jest bratem starszej siostry, byłej dziewczyny Bieber’a.
- Co ty tu robisz? – spytał.
- Zwiedzam – warknęła, wyrywając dłoń.
- Nie znasz tego miasta, zgubisz się jeszcze – odparł przyjaciel. Spiorunowała go wzrokiem, ale on się już po chwili wzrokowo wycofał.
- Jak na razie jest dobrze – oznajmiła.
- Lepiej ja wrócę do domu, czekają na mnie z obiadem, jak coś wpadnij stary – klepnął Christian w ramię szatyna, zaraz po tym ich opuścił. Stali jeszcze tak przez chwilę, ale paparazzi natychmiastowo znaleźli tą samą parę. Nie mogli im odpuścić tego płazem. Byliby idealnym nagłówkiem na wszystkie czasopisma. Chłopak pociągnął ją do siebie, karząc by biegła za nim. Zdezorientowana wszystkim zaczęła biec ku jemu śladom.
Dobiegli do miasta, gdzie schowali się w najbliższym, wolnym, wąskim przesmykiem, byleby nie zostali złapani przez natrętnych fotoreporterów. Ściśnięci do siebie, próbowali bardzo spokojnie i cicho oddychać i gdy tylko paparazzi się oddalili, mogli odetchnąć z ulgą. Blondynka postawiła krok ku wyjściu z ciasnego miejsca, jednakże Justin miał inny plan. Złapał ją w pasie, ciągnąc do siebie. Chwycił ją za rękę, a kiedy zaczęła piskliwym głosem mówić, by puścił, zaczął ją uciszać.
- Chodź pokażę Ci coś... – odparł. Szedł wzdłuż przesmyku, który wydawał się znajomy. Duże oliwkowe drzwi, które były tuż przy metalowych schodach, otworzył. Było bardzo ciemno, dosłownie nic nie było widać. Pociągnął ją do siebie, idąc do środka. Wiedział, że boi się ona ciemności, nie ufała mu. Postawił palec na usta. Kiedy nic nie było widać, ciągnął niewiadomo dokąd dziewczynę. Była ona przerażona.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? – zaczęła wypytywać się to i owo samo. Po chwili poczuła jego palce na jej oczach, jego zapach w swoich nozdrzach i jego aksamitny głos.
- Wyobraź sobie coś pięknego, jakieś wspomnienie – szepnął do jej ucha.
- O czym ty mówisz? – spytała piskliwym głosem.
- Ufasz mi?
- Nie – zaśmiała się kpiąco.
- Wyobraź sobie nas... ten dzień, w którym zakochaliśmy się w sobie, wyobraź sobie moje usta na twych ustach, albo gdy... nasz wzrok po raz pierwszy spojrzał na siebie. Na ten sam kolor tęczówek, słodki dziecinny śmiech. – I tak się stało. Doskonale pamięta dzień, w którym pierwszy raz na siebie spojrzeli, w którym zmieniło się wszystko. Znów poczuła jego wargi. Czuła jak odwraca ją i czule zaczyna muskać jej usta. Zjechał dłonią po jej ramieniu, splatając na końcu palce.
- Powiesz mi gdzie do cholery jesteśmy? – spytała, wyrywając się z pocałunku.
- W teatrze.

„Przesadzone, ale prawdziwe. Lubię ten zapach, te usta, dołeczki, kolor oczu... to sprawia, że jestem szczęśliwą dziewczyną. Najbardziej ciekawe jest to... że nasze pierwsze spotkanie... będzie dziwne.”