piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 7

Kolejna przeprowadzka

„Wyjeżdżając, zostawię po sobie tylko tęsknotę i zwykłe anonimowe życie. Teraz wszystko się zmieni...”

Ranek już nie był taki chłodny jak ostatnie dni. Nie było już tyle śniegu, lodu, mrozu. Dzieci szły do szkoły, było widać jak żegnają się z rodziną, idąc wzdłuż chodnika, prowadzącego do miasta. Kiedy tak mijała godzina ósma, dziewczyna znów pakowała rzeczy do przeprowadzki. Do Stanów, gdzieś do Hollywoodu – tak przypuszczała. Chowając kosmetyczkę i inne drobiazgi do torby, przypomniał jej się list, który dostała od babci. Mimo, że ciekawa była bardzo, nie otworzyła iż wolała poczekać, aż w końcu będzie odpowiedni czas na jego otworzenie. Czuła wciąż w nozdrzach ten zapach bzu i lawendy.
Zamykając walizkę, spojrzała tak przed siebie, wzdychając. Swoje złociste włosy poprawiła, a gdy w końcu była gotowa, zeszła spokojnie na dół, gdzie czekali Justin, Pattie, Johanne, babcia Gabriela i Kenny, na którego można było zauważyć, spojrzała wzrokiem pragnącym zemsty. Kenny zaśmiał się głośno mówiąc czułe „dzień dobry Prze Pani”. Uderzyła go lekko w bark pięścią. Justin patrzył na nią uśmiechnięty, stojąc obok swojej rodzicielki. Pożegnała się z babcią, co było bardzo trudne. Były bardzo do siebie przywiązane, odkąd ją pamięta z dzieciństwa. Pamiętają doskonale gdy pisały razem jedną piosenkę dla Justina, która teraz jest jednym z jego hitów.
- Cześć babciu – szepnęła czule dziewczyna, uśmiechając się.
- Cześć Słońce – zaśmiała się, całując ją w czoło. Machając ostatni raz, wyszła wraz z mamą z domu, Justinem i Pattie. Wszyscy spokojnie wsiedli do samochodu, a do Justina, znowu te same wibracje telefonu od Seleny. Blondynka była zaciekawiona i zdziwiona, dlaczego nie odbiera. Usiadła na samym końcu, wkładając do uszu swoje słuchawki, jednak Justin wziął jedną, przybliżając się bardzo blisko. Uniósł lekko kąciki swoich ust, a ona wywróciła oczami, włączywszy delikatną muzykę.
Gdy dojechali, zaczął padać śnieg. Dookoła błoto i mnóstwo ludzi z teczkami, biegnący w jedną i drugą stronę, dodatkowo z telefonem w ręku. Gdy tylko zauważono Bieber’a na polskiej ziemi, przyczepili się fotoreporterzy i niektóre młode dziewczęta. Justin chwycił dziewczynę za ramię i swoją walizkę, prowadząc siłą do środka. Szybkim krokiem, kierowali się wzdłuż krzeseł, na którym została posadzona blondynka przez Bieber’a.
- Poczekaj tutaj z twoją mamą i walizkami, ja i mama idziemy po bilety – uśmiechnął się, całując jej czoło, a ono odruchowo, odwróciła głowę. Usiadła obok niej Johanne, która najwyraźniej była bardzo przejęta lotem. Tłum zafascynowanych polskich dziewcząt, skierowało się w stronę szatyna, który stał kilka metrów dalej, ledwo go spostrzegając przez Maggie. Kenny szybko zainterweniował i przyśpieszył kroku ku szatynowi i Pattie.
Wieczorem gdy w końcu dolecieli do Atlanty, spotkali na miejscu Scootera, który uśmiechnął się na widok blondynki. Podbiegł do niej z otwartymi ramionami, ściskając ją mocno.
- Maggie, już myślałem, że nie przylecisz! – udał wzruszonego jej powrotem do USA. Zaśmiali się wszyscy, a Justin stanął obok nich. – Będziemy w Atlancie przez tydzień. Teraz chodźmy do samochodu.
Powiedziawszy to, wszyscy pokierowali się za Scooterem, który najwyraźniej był w dobrym humorze. Na dworze było co najmniej trzy stopnie powyżej zera. Maggie stanęła w miejscu i rozejrzała się dookoła, w górę, na ogromne budynki. Pierwszy raz była w tak ogromnym mieście w Stanach, lecz najbardziej chciała odwiedzić Nowy Jork. Justin stanął obok niej, jego dłoń poleciała nad jej nadgarstek, delikatnie głaszcząc. Czując jego zapach, czując jego dotyk, było jej cieplej, ale wiedziała doskonale, że tak postępować nie może. Robiąc pierwszy krok, Justin zatrzymał ją ramieniem, które objęło ją w pasie, odwracając do siebie.
- Meg, proszę... dam Ci wszystko tylko proszę... błagam – jęknął – bądź ze mną, bądź moja.
- A Selena? Ponoć z nią jesteś – powiedziała oschle, wyrywając się z jego niepotrzebnych objęć i skierowała się do srebrnego BMW. Chłopak zagryzł dolną wargę i ścisnął nadgarstek. Był zły. Wypomniała mu jej imię, które miało już nie istnieć.
Kiedy w końcu znaleźli się pod hotelem, Scooter i Kenny zaprowadzili ich do pokoju razem z walizkami. Był to hotel czterogwiazdkowy, bardzo luksusowy i drogi. Można było się już domyśleć, że przebywały w nim już sami artyści jak Usher czy Rihanna. Johanne była tym wszystkim taka zafascynowana, a Maggie bardziej była zajęta myśleniem o jutrzejszym spotkaniem z pracownikami z wytwórni. Biorąc swoją pidżamę, składająca się z białych spodenek w kolorowe kropeczki i zwykłego podkoszulka, weszła do łazienki, która była ogromna. Był w nim kominek, gdzie na środku ogromna wanna, wyglądająca jak jacuzzi i szklany blat z umywalką. Postanowiła wziąć długą i odświeżającą kąpiel. Spięła swoje włosy w wysoki kok, ściągając każdą część garderoby. Telefon położyła obok wanny, który niestety zawibrował. Był to Justin. Wypuściła znudzona powietrze z ust i wzięła jeszcze suchą dłonią urządzenie, po czym odebrała.
- Co znowu chcesz? – spytała z goryczą w głosie.
- Jesteś zajęta? – odpowiedział pytaniem.
- Biorę kąpiel. – Wywróciła oczami.
- Chciałbym Cię o coś spytać... tylko o jedną małą przysługę, ale spotkajmy się na dachu hotelu – ta informacja ją zaskoczyła. Jednak nie miała nic innego do stracenia.
- Poczekaj na mnie tam kwadrans, mam nadzieję, że nie pożałuję tych chwil straconego życia – westchnęła, rozłączając się.
Przechodząc przez niekończący się korytarz, sprawdzała które drzwi prowadzą na dach. Wkrótce je odnalazła i szybko kierowała się ku górze. Już przy ostatnich schodach zauważyła małe lampki rozświetlone na dużych roślinach, kwiatach. Obok wilgotnych ławek, na których jeszcze był śnieg. Rozejrzała się dookoła, gdy w końcu ujrzała go. Jeszcze krok aby mógł skoczyć ze stu metrów nad ziemią. Czy nawet więcej. W ręku trzymał swoją gitarę, a kiedy się odwrócił, ujrzała jego iskierki w oczach, które wydawały się naprawdę piękne. Uśmiechnął się do niej czule, podchodząc do niej. Poczuła gęsią skórkę na ciele, co źle pływało na jej obecność tutaj. Justin pociągnął jej nadgarstek do siebie, odkładając gitarę i położył jej dłoń na swoim ciepłym policzku.
- Jest Ci zimno, prawda? – spytał czule, ciągnąc ją w pasie do siebie. Próbowała go odepchnąć, lecz on był silniejszy.
- Nie dotykaj mnie – syknęła mu w twarz kiedy zadziornie położył swoje dłonie na jej pośladkach, mocno stykając swoje ciała do siebie.
- Selena nigdy nie istniałą, tylko ty...
- I po to tu mnie ciągnąłeś? – spytała sarkastycznie. Kiwnął przecząco głową i trzymając jej lodowatą rękę, pocałował.
- Mam piosenkę – odparł czule. Chwycił znów gitarę i zaczął szarpać o struny. W końcu dołączył głos i cytował zapamiętany tekst piosenki, którą napisał. Maggie wpadła w ucho. Robił to z sercem, bardzo prawdziwie to śpiewał. Czuli, że to o nich jest ta piosenka, co było prawdą. Nie zauważyli kiedy zaczął padać śnieg. Oboje uciekli w stronę schodów. Zaśmiali się głośno, szybko schodząc na dół. Dziewczyna już zapamiętała cały tekst, a chłopak miał nadzieje, że nadaje się na kolejną jego płytę. Miał ogromną nadzieje na powrót ich przyjaźni, więzi, która niestety jeszcze jest. Promyk nadziei, w którym widać ich szczęśliwych, spełnionych marzeń i miłości. Odprowadził ją pod drzwi, lecz kiedy chciała wejść do środka, chłopak odwrócił ją do siebie, namiętnie całując. Dotknął jej różowiutkiego policzka i gładził kciukiem. Poczuł na jej wargach malinowy smak tak jak jej usta. Uśmiechnął się czule mówiąc słodkie:
- Dobranoc Mała.
I odszedł. Maggie stała i patrzyła się na niego jak na kogoś idealnego. Zawsze zapamięta ten słodki uśmiech z dzieciństwa, który ją zauroczył, a teraz tylko czekać na kolejny pracowity poranek, dający drzwi do nowego świata.


„Życie, które daje nowe sukcesy, a potem je zabiera. Tym razem zabierze mi szczęście i to co dla mnie będzie miało największe znaczenie w życiu – miłość.”