piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 10

Pierwsze kroki...

„Najlepszy czas gdy mogę robić to co kocham, a obok są osoby, na których mi zależy.”

Rankiem, gdy Słońce wyjrzało zza chmur, obudziło słodko śpiącą dziewczynę, która najwyraźniej nie chciała wstawać. Johanne zaczęła łaskotać ją w stopy iż tam miała łaskotki. Poirytowana, niechętnie wstała i tylko wziąwszy swoje rzeczy, skierowała się ku drzwiom od łazienki. Wzięła ciepły prysznic, po czym ubrana w zwykły biały t-shirt ze beżowym swetrem, śnieżnobiałymi jeansami i trampkami, wraz ze spiętymi w kok złociste włosy, udała się na śniadanie, które czekało na nią na dole. Specjalnie dla niej naleśniki z ricottą i jagodami. Już na sam widok, była w szoku. Na białym obrusie, przy talerzu, leżały kilka czerwonych płatków róż i w kryształowej szklance – sok z świeżych pomarańczy.
Spojrzawszy na matkę, która też była tym wszystkim zaskoczona, tylko poczuła jak burczy jej w brzuchu. Nie minęło dziesięć minut jak skończyły jeść. Znikąd pojawiła się Pattie, która najwyraźniej dopiero wstała, z takim wyrazem twarzy można było powiedzieć, że była przemęczona wczorajszym dniem. Uśmiechnęła się to na blondynkę, to na swoją dawną przyjaciółkę, które znały się od wielu, wielu lat. Były nawet razem w szpitalu, pomagały sobie zawsze. Toteż widzą, jak syn Pattie patrzył, patrzy na córkę swojej przyjaciółki, już od bardzo dawna. Pamięta nawet jak razem się uczyli na sprawdziany, testy, a także jak uczyli się grać na instrumentach. Dziewczyna nauczyła go wiele, a Pattie jej za to będzie zawsze wdzięczna. Dała mu wiarę w siebie, a też myślała o ich wspólnej przyszłości, lecz teraz wszystko się pokomplikowało.
- Nie wyspana? – spytała Johanne, tuląc przyjaciółkę.
- Jestem zmęczona tymi spotkaniami... – westchnęła. – Justin będzie Ci pomagał w tym tygodniu, a w następnym wyjeżdżamy do Londynu, zaśpiewasz z nim w X-factorze, poznasz jeszcze zespół... jak mu tam? One Direction?
- Czemu nic o tym nie wiem? – założyła ręce na piersi dziewczyna, patrząc na nią spode łba. Pattie wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy, iż myślała, że ona żartuje.
- Jak to nie wiesz? Justin Ci nie mówił, ponoć z nim pół dnia spędziłaś – oznajmiła.
- Mówił mi o premierze – westchnęła, ale zauważyła  przy wejściu do hotelu Justina i Cody’iego. Idealna okazja, by wyjaśnić sprawę? Wątpliwe, lecz wszystko może się zdarzyć. Szatyn wraz z Simpsonem udali się w stronę kobiet, po czym Cody uśmiechnął się na widok blondynki. Odwzajemniła gest, lecz nie było jej do śmiechu. Szatyn potajemnie przyglądał im się, jednak nie miał ochoty na to patrzeć i tylko przytulił swoją rodzicielkę.
Godzinę później już nagrywali pierwszy hit z zeszytu dziewczyny. Utworów było mnóstwo, a w ucho wszystkim szybko wpadło. Nawet Antoniemu, który uważał, że mieć taką dziewczynę w wytwórni to cud. Cody wraz ze wszystkimi zgromadzonymi przyglądał się dziewczynie. Zaimponowała mu. Justin z uśmiechem na ustach, słuchał jak śpiewa. Tak prawdziwie jak on. Po kilkunastu minutach, odsłuchali to co zaśpiewała, sama nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Jest tutaj, słuchają ją i na dodatek chcą więcej. Justin zawsze lubił jak śpiewa, uśmiechał się gdy tylko ta była uśmiechnięta, był smutny gdy tylko ona była smutna. Wszystko robili i przeżywali razem, bez wyjątku. Spędzali każdą wolną chwilę razem, ale pewnego dnia to wszystko prysło. Patrzył się teraz na jej szczęście, móc teraz poczuć jak ona się czuła gdy ktoś bliski pomaga komuś dać, dać szansę. Odwzajemnił to. Niczego nie będzie żałował... do czasu. Zaśpiewała jeszcze raz, lepiej, by móc mieć już chwilę swoją. Cody pożegnał się z szatynem, wychodząc. Maggie wyszła z pomieszczenia, stanęła obok Johanne i Pattie, a L.A.Reid wciąż wyglądał, jakby zaniemówił.
- Jestem pod wrażeniem twoich zdolności... talentu Ci nie brak, myślę, że będzie lepiej jak kogoś Ci przedstawię – odparł. Po chwili do pomieszczenia wszedł Usher i Ryan. Dziewczyna obydwóch mocno przytuliła, a oni się głośno zaśmiali. Widać, że za nimi zatęskniła. Justin znów się szeroko uśmiechnął, ale po chwili znów gdzieś zniknął.
- Też się cieszymy, że Cię widzimy – zaśmiał się Ryan Good, czochrając dziewczynę po czuprynie.
- Słyszeć twój głos, to zaszczyt – dodał Usher. Dziewczyna się głośno zaśmiała. – Musimy kiedyś nagrać duet, koniecznie.
- Bo taka artystka jak ja da się wykorzystać – zaśmiała się głośno. Usher zaczął ją łapać i łaskotać. Głośno śmiali się i bawili, gdy w końcu nadszedł czas na pracę.
Justin wciąż siedział z Christianem przed konsolą, nawet nie wiedzieli kto stoi i opiera się o framugę ciemnych drzwi. Byli bardzo zajęci grą, a ona stała i czekała, aż w końcu któryś na nią spojrzy. Wywróciła już zirytowana oczami i podeszła do nich. Oboje poczuli ból na głowach. Odwrócili się w tym samym czasie, a widząc złotowłosą natychmiast zapomnieli o bólu.
- Skąd ty tu? – zaczął Christian, obracając się i z powrotem, zaskoczony jej byciem.
- Nie ważne – odwróciła jego głowę. Po chwili do pokoju zapukała matka chłopaka, pytając się o błahostki. Niestety dziewczyna nie miała na nic ochoty i jak najszybciej postarała się, by kobieta zostawiła ich samych. Udało się. Chłopcy lekko uśmiechnęli się do niej, po czym Chris wyłączył za pauzowaną grę. – Justin, lepiej żebyś mi wyjaśnił kilka rzeczy...
Chłopak wzruszył ramionami, a Chris się zadziornie uśmiechnął do nich obojga, po czym dziewczyna dokończyła:
- Na osobności.
Christian spuścił głowę i wyszedł z pokoju. Zostali sami. Usłyszeli jeszcze zamykające się drzwi, po czym oboje spuścili wzrok, ale dziewczyna spojrzała na niego i oblizała wargi, zagryzając dolną.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zaczęła nerwowo. On spojrzał na nią zdziwiony. Wytrzeszczył oczy, po czym nie pewnie zrobił krok w tył. – Londyn... X-factor... One Direction? Zataiłeś to wszystko przede mną... wiedziałeś o tym, że Scooter chciał przyjąć mnie do współpracy z wami już dobre kilka lat wcześniej, ale ty chciałeś wziąć Selenę...
Gwałtownie jej przerwał.
- Miało tak być... nie zgodził się, bo była moją dziewczyną, ale dlatego, że nie spodobała się jemu, a co dopiero Antoniemu... Tak szczerze – westchnął. – Wymigałem się, żebyś została zwykłą dziewczyną z Kanady, była wciąż moją przyjaciółką, ale jak widać inaczej Cię skrzywdziłem.
Maggie czuła dziwny ucisk w żołądku. Nie wiedziała czy to przez nerwy, czy przez prawdę jaką usłyszała. Jemu już było żal.
- Jesteś egoistą – wydukała, wychodząc z pokoju. Justin stał i nic nie mówił. Christian zauważył ją jak wybiega z mieszkania, co go zdziwiło. Kiedy stanął przed drzwiami, widział swojego przyjaciela zdołowanego. Przez chwilę myślał, że znów się pokłócili, że powiedziała mu coś niestosownego, co mogło go zranić. Jednak nie wiedział już nic, a on nic nie mówił.
Wieczorem, Maggie leżała skulona w łóżku, a łzy tak czy siak leciały jej po policzkach. Była w nim sama. Nic nie było słychać, tylko gości przetłaczających się po korytarzu. Pokój teraz wydawał się przyjemny i można było w nim porozmyślać samemu. Czuła się wykorzystana i upokorzona. Niegdyś myślała, że to Justin jest i będzie zawsze zainteresowany prasą, nie ona. Wyszło na jaw iż to ona miała wraz z nim spełniać marzenia. Po chwili poczuła ten sam zapach perfum. Odwróciwszy głowę, Justin stał przed nią z malowanym się smutkiem i żalem na twarzy, a w oczach miał słowa „Przepraszam Cię”. Ona zignorowała jego obecność i dalej skulona, zachowywała się cicho jakby nie istniała. Chłopak niesfornie podszedł, odwracając ją i namiętnie pocałował. Czekał na to cały dzień, ale zakończyło się to niepowodzeniem. Został uderzony w twarz. Widać jak na jej twarzy widniała złość. Złapał ją za nadgarstki i klęknął na kolanach.
- Maggie błagam... to było dawno, a ja byłem głupi... jestem – jęknął z rozpaczy. Ona jednak nie miała ochoty go słuchać.
- Wynoś się – warknęła, gwałtownie wstając. Teraz rozszarpałaby go na strzępy, ale wolała sobie odpuścić dramatyczną scenę w hotelu. Stanęła przy ścianie obok drewnianych drzwi, a on jak magnes stanął przed nią.
- Błagam Cię... – wyjąkał.
- Nie licz na nic... ja po prostu Cię nie chcę, zrozum to – odparła. Spuścił głowę i płakał, a ona tylko patrzyła na jego pełne smutku łzy. Widać, że go raniła, ale nie sądziła, że ją to też będzie boleć, kuć w serce. Sumienie też ją dręczyło, ale wolała być niezależna od nikogo. Stali tak, gdy w końcu ktoś im nie przeszkodził, a mianowicie Cody, który wraz z Kennym kazali mu się wybrać do studia. Spojrzawszy na dziewczynę, czule się uśmiechnął, przypominając sobie wieczór.
Bardzo go intrygowała, a szczególnie jej słodki, niezależny charakter. Zauważył małą łzę na policzku Justina, ale wolał to przemilczeć. Wyszli razem, a Justin na pożegnanie powiedział:
- Dobranoc.
Po czym wyszedł. Dziewczyna korzystając z okazji, weszła do łazienki, w której znalazła nożyk na listy. Usiadła na szklanym blacie i trochę nalała wody do małej porcelanowej miseczki. Mocno złapała się za ramię, dłonią jeżdżąc po swoim prawym nadgarstku. To się działo. Zrobiła sobie bardzo głęboką ranę, a krew spływała po dłoni jak ze źródła. Serce przyśpieszyło tętnu, a jej po policzkach spływały łzy. Cały nożyk był zalany krwią. Jednak nie przestawała. Teraz myślała o śmierci, mając małą nadzieję, że dzisiaj to jej koniec. Złapała głęboki oddech, gdy jeździła nożem po koniczynach swoich palców. Pod paznokciami miała krew, po całych dłoniach. Gdy nagle poczuła się oszołomiona, zrzuciła nożyk na podłogę, który poplamił kafelki o miodowym kolorze. Oczyściła rany jak i całe dłonie, wytarła blat, który także poplamiła i nożyk. Schowała na swoje miejsce, lecz o dziwo chciała tego więcej. Chwiejącym krokiem, udała się do swojej sypialni. Rzuciła się na łóżko, gdy kręciło się w jej głowie. Jakby świat był na karuzeli, nie chcąc przestać się kręcić, jakby oczy latały wokół jej twarzy. Zamknęła powieki i myślała nad swoimi błędami i planami. Czy choć raz spojrzy komuś w oczy i powie: „Kocham Cię”.


„Człowiek popełnia błędy. Stawia pierwsze kroki ku nim, aż w końcu dojdzie do wniosku, że źle zrobił i chce zacząć od nowa... ja jestem gotowa na wszystko.”