Wytykane błędy
„Pokochałam
go, nie znając też jego uczuć. Przez nas oboje to wszystko się stało. Będziemy
jeszcze tego żałować.”
Ranek był bardzo
srogi i zimny. Dookoła lud, śnieg, a pod dachami ogromne sople lodu. W
dojrzałym wieku, można było dostrzec ludzi, odgarniających śnieg. Kruki
wydawały z siebie niezbyt piękne dźwięki, czarne jak one same. Zza chmur
wyłoniło się słońce, które odrobinę sprawiało ciepło w okolicy. Wdarły się małe
promienie do jej pokoju. Gdyby mogła, na pewno zatrzymałaby czas, cofając go
odrobinę. W sumie do czasów jeszcze, jak byli dziećmi. Przywiązała się już do
tych lat, teraz żałując, że w ogóle chodzi po tym jakże pięknym, a zarazem
okrutnym świecie. Sięgnęła po telefon, który leżał obok. Włączywszy Twitter,
ujrzała prywatną wiadomość od Justina. Jeszcze sprzed trzech dni. Była bardzo
zdziwiona. Kiedy tylko ją otworzyła, natychmiast krążyły wokół jej głowy
litery.
„Cześć, tutaj Justin... Justin Bieber. Pamiętasz mnie, wiem o tym, bo... przyjaźniliśmy się dość
długo. Od kołyski. Piszę do Ciebie, bo zmartwiony byłem, gdy Kenny opowiedział
mi o tym, że nie ma Cię w Kanadzie. Wierz mi, nie zapomniałem o Tobie. Tęsknie za Tobą, nie karz mi płakać, tylko porozmawiajmy jak
dojrzali ludzie. Nie wiem czy wiesz, ale jutro wyjeżdżam z Nowego Jorku, do
Ciebie. Myślę, że dasz argumenty, dla których mógłbym zaprzepaścić i rozwalić
naszą więź jaka nas łączyła, ale powodzenia.”
Usunęła ją po
przeczytaniu, odkładając telefon. Wzięła głęboki oddech, lekko przymykając
oczy. Usiadła na łóżku, poprawiając już swoje złociste lekko falowane włosy,
zacisnęła usta w długą linię i spojrzała przez okno, na które padało odbicie
słońca. Słyszeć poranny głos jej mamy, powodowało niechęć na twarzy dziewczyny.
Wywróciwszy oczami, chwyciła swoje rzeczy i ruszyła z nimi ku łazience. Ubrana
w t-shirt o jasnożółtym kolorze z nutką zieleni, spodnie grube i białe, grube
skarpetki i fryzura rozpuszczona w delikatne loki, zeszła na dół, gdzie poczuła
w nozdrzach zapach porannej kawy i ciastek. Był to ulubiony zapach Johanne.
Ciepłe poranki w przytulnym domu z rodziną, gdy na dworze mróz. Uśmiechnęły się
do siebie, a blondynka jeszcze musnęła policzek swojej rodzicielki.
- Pattie i Justin,
przyjdą za dwie godziny, a ty... – dotknęła opuszkiem palca wskazującego,
czubek nosa dziewczyny – odśnieżysz chodnik.
- Znowu – jęknęła
już zirytowana – przecież odśnieżałam... akurat wczoraj.
- Wyjrzyj za okno
ile śniegu – zaśmiała się babcia.
Wywróciła oczami,
biorąc do buzi, swoje śniadanie, składające się z omletu z grzybami i gorącą
owocową herbatą.
Justin jadł swoje
śniadanie dość późno, gdyż nie mógł zasnąć. Wciąż krążyły myśli wokół Maggie.
Bardzo zależało mu na wyjaśnień, przebaczeniu, a może nawet wyniknie z tego coś
więcej. Kiedy tylko przeglądał telefon, zauważył na wiadomości wysłanej do
niej, iż została przeczytana. Uśmiechnął się lekko jednak nie był wszystkiego
pewny. Może pomyśli, że żartuje?
- Justin, jutro
będziemy musieli wracać do Stanów – usłyszał głos Pattie, która usiadła obok
niego, dając dłoń na jego dłoń.
- Dlaczego? Nie
ruszę się bez niej – oznajmił buntowniczo, marszcząc czoło.
- Skończyła się
trasa „My World”, ale nie oznacza, że dużo pracy Cię nie czeka. Masz jeszcze
szkołę, zrozum – powiedziawszy to, Justin odłożył łyżkę i skierował się szybko
do swojego pokoju. Wyciągnął rzeczy z szafy, a między innymi swoją czarną
koszulę, czarne rurki, które miały zawieszony łańcuch na lewym boku. Wyjął spod
łóżka pudełko, biorąc kolejne jej zdjęcie. Schował do tylnej kieszeni, idąc ku
drzwiom od łazienki. Poprawił końcówki swoich włosów, lecz kiedy chciał wyjść z
niej, zauważył jego mamę, stojącą przy drzwiach, wpatrującą się w niego jak w
obrazek. Spojrzał na nią dość z krzywą miną, jakby wystraszył się jej, co w
połowie było prawdą.
- Gdzie się wybierasz?
– spytała zaciekawiona, zakładając ręce na piersi.
- A gdzie mógłbym
jak nie do niej... – westchnął znudzony, mijając rodzicielkę jak powietrze.
Ubrał swoje czerwone supry, biorąc swoją skórzaną kurtkę i szybko zszedł ku
dołu, a za nim Pattie.
- Justin, pojedziemy
razem, poczekaj... ubiorę się – powiedziała. Delikatnie wtuliła w siebie
chłopaka, całując go dodatkowo w czoło.
Gdy tylko Maggie
kończyła kolejne odśnieżanie śniegu, otrzepując się jeszcze z zimna, zauważyła,
ten sam czarny samochód, który po chwili zaparkował przed ich domem. Pattie
uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, a Justin oblizując wargi, podszedł.
- Myślałam, że
przyjedziecie za pół godziny – powiedziała blondynka, poprawiając włosy. Pattie
minęła ją bez słowa, a Justin przed nią stanął. Zaobserwowała go na chwilę po
czym weszła ku domu. Myślała, że już gorzej być nie mogło. Czuła wciąż na sobie
wzrok szatyna, który jak widać był nią „zafascynowany”. Ujrzeli ubierającą się
Johanne, która skinęła głową, widząc Justina.
- Idźcie najpierw
sami, my was dogonimy – machnęła ręką na nich Pattie, po czym z głośnym
westchnięciem, dziewczyna opuściła dom, a mróz był coraz gorszy. Poszła w
stronę, którą dzień po przyjeździe do Polski, szła na jesienny spacer, gdy
liście spadały delikatnie na ziemię, różnokolorowe drzewa, zimny powiew wiatru
i lekko zachmurzone niebo. Teraz zimowy spacer z znienawidzoną osobą. Justin i
wyłącznie na nią patrzył. Na jej idealnie złociste włosy, które jesienią
wyglądają bajecznie. Przypominające złoto-żółte liście. Przybliżył się do niej,
stykając się dłońmi, ale kiedy Maggie zauważyła to, schowała dłoń w kieszeń.
Oblizała wargi, na co Justin powiedział czule:
- Nie oblizuj warg,
bo będą opuchnięte i brzydkie.
- Nie bądź taki
troskliwy, sama wiem co jest dla mnie lepsze – odparła oschle.
- Meg, proszę...
wróć do Stanów. Zostawiłaś tam Jessicę, Marry, Ryana, Chaza... i mnie – stanął
przed nią, zatrzymując ją w tym samym czasie. Spojrzeli sobie w oczy, jakby
czegoś tam szukali.
- Ty raczej
zostawiłeś mnie. Kiedy Cię potrzebowałam. Tato nas zostawił, wyjechał do
Madrytu, tam mieszka jako biznesmen i bogacz! – wysyczała mu w twarz. Justin
zagryzł dolną wargę, rozglądnął się dookoła i powrócił na obserwowanie
zdenerwowanej dziewczyny.
- Przepraszam...
dowiedziałem się tydzień temu.
- Po cholerę,
przyjechałeś do Polski! – Krzyknęła mijając go. Justin odwrócił się, łapiąc
sprytnie jej ramię, odwracając.
- Po to bym Cię stąd
wyrwał... Scooter chce Cię przyjąć do zespołu – dodał. Maggie ramieniem się
odsunęła od niego, szukając w oczach prawdy. Nigdy jej nie okłamał, więc
dlaczego miałby kłamać. – Wyjeżdżam jutro, mama nic nie wie, tylko ja, Ryan,
Scooter i Kenny. Tylko proszę Cię, zaufaj mi.
- To głupie –
oznajmiła. Justin gwałtownie wbił się w jej usta, przybliżając ją siłą za
kurtkę. Ssał mocno jej usta, oblizując dodatkowo. Wtuliła się w niego niepewnie
iż było jej zimno. Kiedy tylko oderwał się od jej ust, musnął je ostatni raz,
odgarniając kosmyk z jej twarzy, dając za ucho. Poczuła teraz prawdziwe ciepło
jego ciała, które ją mile zaskoczyło.
- Nadal tak uważasz?
Czy mam powtórzyć tę chwilę? – uśmiechnął się, opierając czoło o jej czoło.
Dotknęła jego torsu, odsuwając go od siebie, lecz poczuli płatki śniegu na
czubkach swoich nosów. Razem spojrzeli w górę, a z nieba znów spadają białe
maleństwa. Spojrzeli znów sobie w oczy. Uśmiechnęli się lekko.
- Wracajmy...
zastanowię się, ale nie licz na skruchę – powiedziała stanowczo. Przytaknął
głową, razem wracając ku domków jednorodzinnych. Byli bardzo zdziwieni swoim
dziwnym zachowaniem wobec siebie, ponieważ był to raczej ich pierwszy raz,
odkąd traktują siebie jak chłopak i dziewczyna.
„Może
zwariowałam, ale chyba wybiorę drogę, w której będę mogła w końcu spełnić swoje
marzenie. Nie mogę jednak
uwierzyć w to co się stanie... w końcu kogoś poznam z kim będę chciała spędzić
resztę życia.”