Vision...
„Stałam
z nim na wysokim tarasie, patrząc głupio na płynącą rzekę, która robiła się
cała z lodu. A więc tak naprawdę nigdy nie znałam swojego ojca i przez to
poczułam, że tak naprawdę go nigdy nie było... że nie żyje...” – Death Over A Life...
Po pytaniu nastała błoga cisza. Maggie trzęsła
się niczym pies, który trząsł się z zimna. James patrzył na nią trochę
niecierpliwie i trochę z zawiedzoną miną. Nie lubił gdy ktoś go oszukuje, nie
lubił kłamstwa...
– James, mogłabym prosić Ciebie na stronę –
odezwała się niespodziewanie Johanne, nie mogąc wytrzymać ten ciszy, którą i
tak może przerwać. Jego zachowanie było karygodne. Wtargnął do domu jak gdyby
nigdy nic i zaczął tylko od sedna sprawy, która w sumie już go nie
interesowała. W życiu, między Johanne a Jamesem nigdy nie było idealnie, tym
bardziej, że w ogóle nie interesował się życiem nawet własnej córki.
Maggie połknęła głośno ślinę, a Harry ścisnął
jej dłoń i mimowolnie zazgrzytał zębami. Szatyn popatrzył się na nich bardzo
zdezorientowany i wręcz oburzony. Nie mógł powstrzymać się od wypowiedzenia się
i przybliżył się do Harry’ego jak i dziewczyny. Harry ledwo go powstrzymał od
podejścia, ale on najwidoczniej nie miał zamiaru jej od niego odciągać, chociaż
bardzo tego chciał. Jej serce nie przestawało bić bardzo szybko.
– Nie powiedziałaś mu – powiedział cicho.
– To ja kazałam jej nie mówić, ze względu na
to, że to nie jest jego sprawa. Justin, nie mieszaj się w to. To nie są już
nasze sprawy. – Wtrąciła stanowczo Pattie, a Justin patrzył się jedynie w oczy
blondynki.
– To są sprawy rodziny Blue... –
dopowiedziała, a ich wzrok był równie smutny, co i zarazem zły. Wszystkie
negatywne strony. Jej oczy były szklane, ale nie zamierzała się rozpłakać. Na
jej szczęście powstrzymała płacz. Roxan i Jacob wpadli do środka, a troskliwa
mina Roxan, która już zapewne zauważyła oba samochody przed domem, tylko drżała
się z obaw. Nikt nie wiedział jak skończy się ta cała zaistniała sytuacja.
Wszyscy chcieli już jej spokojny koniec.
– ... To jest jeszcze dziecko, ma czas na to
wszystko, nie zmuszaj jej do cierpień – usłyszała drżący głos matki. – Gdybyś
nie wiedział, ma siedemnaście lat i jeszcze życie ma przed sobą.
Tylko tyle zdołała usłyszeć. Nerwowo mrugnęła
kilka razy, biorąc głęboki wdech.
– Co się dzieje? Czy wujek James tutaj jest? –
spytała Roxan. – Justin odejdź... nie powinieneś...
– Zostaję – odparł stanowczo, wręcz groźnie,
patrząc w czarne oczy Roxan, a brunetka spuściła głowę. Pattie popatrzyła na
Jacoba, po czym na Justina. – To jest moja sprawa co dzieję się w jej życiu.
– Kim jesteś, że będziesz się wtrącał? –
parsknął złośliwie Styles, a szatyn posłał mu ostre spojrzenia. Maggie w końcu
nie mogąc już słuchać każdego kto ją otaczał, po prostu wybiegła z salonu
prosto na górę. Pattie spuściła wzrok na podłogę, Roxan pobiegła za nią, a
reszta stała tępo. Nikt nie wiedział co teraz ma robić. Harry podniósł swój
wzrok na sufit i zaczął się rozglądać.
– Justin, lepiej chodź. Zmęczyłeś się pewnie –
rzucił nagle Jacob, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. Popatrzył na niego dość
troskliwie.
– Nie zostawię jej.
– Będziesz niestety musiał – westchnął.
– A szczególnie gdy ja tu jestem – fuknął
pewny siebie Harry, idąc na górę. Chciał już zrobić krok ku niemu, ale nie
pozwolił mu na to Jacob, który popatrzywszy na niego, pokręcił głową. Justin
znów stał się zrezygnowany. Po chwili wyszedł James z kuchni, najwidoczniej
trochę wywrócony z równowagi. Nie wiedział co teraz począć. Rozglądnął się
wokół, nie mogąc znaleźć Maggie. Zacisnął usta w długą linię i popatrzył na
Jacoba i Bieber’a. Postał mu ostrzegawcze spojrzenie, a Johanne rozkazała po
chwili wyjść z salonu obu młodym chłopcom. Justin nie ruszył się z miejsca,
więc Jacob siłą wyciągnął go na zewnątrz. Nie utracił kontaktu wzrokowego z
ojcem dziewczyny, który patrząc na niego zabójczym spojrzeniem zaciskał pięść.
– Czego od niej, więc oczekujesz? – spytała
cicho Pattie, zakładając ręce na piersi. – Dziewczyna cierpi.
– Chciałbym żeby moja córka odciągnęła się od
swojej rodziny.
– Dlaczego? – zmarszczyła czoło.
– Ci dwoje są po prostu okropni, nie mogę
patrzeć na nich obojga. Jeżeli chociaż jeden ją tknie – zagroził swojej byłej
żonie palcem – obiecuję, że sam ich zabiję.
– Zostaw mojego syna w spokoju, Blue! –
warknęła Pattie. – Justin nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. I wyjdź z tego domu,
natychmiast.
James parsknął śmiechem, kręcąc irracjonalnie
głową i otworzywszy drzwi, dodał:
– Justin to punkt finałowy...
Nikt nie wiedział o co tak naprawdę chodzi,
ale dla nich najważniejsze było odejście Jamesa jak najszybsze. Johanne po jego
wyjściu, westchnęła ciężko, jej twarz stała się nagle blada. Obie usiadły na
kanapie, a potem kobieta zaczęła żałować raczej wszystkiego. Tego co raczej
dzieje się teraz wokół nich, mogło być największym koszmarem, z którego ciężko
było się obudzić. To wszystko tak nagle...
Maggie leżała plecami do Roxan, jej policzki
były zimne i mokre od płaczu. Harry trzymał ją mocno za rękę kucając przy niej
i troskliwie się na nią patrząc. Jej kakaowe oczy były całe czerwone, jej usta
znów pod kolor wiśni, jednak teraz bardzo intensywniejsze i wilgotniejsze. Łzy
spływały po jej wargach, kuzynka myślała nad zachowaniem swojego wujka. Nie
była z niego dumna, wręcz zirytowana jego aroganckim zachowaniem. Zadzierał
nosa kiedy tylko nadarzy się okazja, by komuś zrobić na złość, lub gdy tak
naprawdę to on decyduje o losie drugiego człowieka. Jak Maggie... Siedzieli w ciszy
i słuchali jej cichego szlochania. To był przygnębiający widok. Szczególnie gdy
przykrość robili sami rodzice. Cierpiała coraz bardziej. Tajemnice skrywali
przed nią, była świadoma, że to wszystko jest fałszywe. Teraz najbardziej
chciała powrócić do przeszłości... do Polski, nim zmarła babcia Gabriela.
Przeklinała siebie w duchu, że to wszystko tak się dzieje, a nie inaczej. W
pewnej chwili zrozumiała, że to nie tylko przez nią to się dzieje, nie przez
jej wybory... ale przez jej ojca. Od serca zaczęła go nienawidzić... jak
wszyscy wokół. Harry raczej nie przekonał się co do Jamesa ze względu na jego
ton mówienia oraz zachowanie wobec innych. Pewny siebie mężczyzna... nie chciał
mieć z nim nic wspólnego.
Justin był wściekły. Chciał już podnieść na
niego rękę i powiedzieć mu co o nim myśli, ale były to takie nierealne
marzenia. Chociaż, kto wie... Z zamysłów wyrwał go Jacob, który zaczął się
martwić Bieber’a zachowaniem. Nikt raczej nie chciał już drążyć tego tematu.
Nie przy niej, gdy teraz jest źle. Usłyszeli nagle śmiech i znany Irlandzki
akcent, co zdziwiło Justina jak i Jacoba. Przeszli przez ogród, po czym na
ganek. Zauważyli blond włosy oraz mulata, którzy rozglądali się dokoła siebie.
Jacob spojrzał na Bieber’a, marszcząc brwi i poprawił końcówki swojej koszuli
idąc ku nich. Strasznie zirytował Justina fakt, że jeszcze tego samego dnia
wszyscy bez żadnej zapowiedzi znajdują się w jego posiadłości. To nie jest
takie przyjemne, gdy obcy ludzie przychodzą kiedy chcą. Nawet gdy było to One
Direction i najwyraźniej czegoś od nich oczekiwali.
– Czego tutaj chcecie? – fuknął gwałtownie
Bieber, będąc już bliżej nich.
– Harry musi wracać do Londynu, Paul nie jest
zadowolony z jego wyrywek do Stanów. Ciągle tylko coś, kazano nam po niego
przyjechać – oznajmił bez żadnych emocji Zayn, a Niall niepewnie wszedł do
środka w poszukiwaniu swojego przyjaciela. Trafili w momencie gdy Roxan i Harry
zeszli na dół, a loczek był oszołomiony i zaskoczony widząc Irlandczyka w Los
Angeles. W domu Bieber’a. Nawet gdy sam nie
był mile widziany. Wytrzeszczył oczy, a Roxan przypatrując się obojga tylko
zauważyła Justina i Jacoba, którzy rozmawiają z Zaynem. Zmarszczyła czoło i
wyszła do nich na ganek. Jacob popatrzył na brunetkę i wziął ją do środka, ale
ona była nieugięta. Nie chciała by Justin ponownie wtargnął do niepotrzebnej
kłótni, ponieważ za dużo się przejmuje. – Harry, Paul karze Ci wracać. Nie jest
z Ciebie zadowolony.
– Przyjechałem, bo Maggie akurat ma problemy.
Chciałbym również z nią porozmawiać – bąknął, ignorując Nialla. Podszedł do
nich Jacob, najwyraźniej niezadowolony.
– Ona ma teraz mętlik w głowie. Nie karz jej
nosić tego wielkiego ciężaru. Jestem pewien, że zadzwoniłaby do Ciebie gdyby
Ciebie potrzebowała – westchnął. Niall skinął głową i popatrzył się na Harry’ego,
który nie zamierzał się nigdzie wybierać. Schował dłonie w kieszenie i stał jak
słup przyczepiony do ziemi. Już chciałby zapuścić tu korzenie, ale po chwili
Johanne wstała i chciała dać mu do zrozumienia, że niestety lepiej, żeby
wyszedł. Ten dzień nie zapowiadał się na najlepszy, wprawdzie gdy zbliżał się
wieczór.
Maggie czuła się strasznie. Wciąż w głowie te
sny, słowa i diagnozy. Ojca słowa, ukrywał coś i nie chciał jej powiedzieć. Zaś
chciał ją odepchnąć od nich wszystkich. I tutaj wracali do punktu wyjścia.
Dlaczego? Teraz jakby wszyscy zaczęli być sobie nieufni tylko z jej powodu.
Otarła swoje mokre, różowiutkie policzki, podciągnęła nosa i weszła do
łazienki. Ochlapała twarz wodą, otarła ją, po czym z głową w różnych otchłań
myślach, zamierzała zejść na dół. Czuła, że coś jest naprawdę nie tak. Emily to martwe dziecko! Dom Benetich w 1968
roku wyleciało w powietrze, dziecko zaginęło. Odkryto bombę w piwnicy ich domu
nad rzeką rosyjskich rybaków.
Obraz powrócił. Maggie ledwo odzyskawszy swój
rozum, poczuła ból na całym ciele. Przeszył ją cały. Poczuła jak drewniane i
ogromne schody wbijają jej się w żebra, w krzyż, na cały kręgosłup. Usłyszała
tylko krzyk swojej matki, głos Nialla, Harry’ego i Jacoba. Miała zamknięte
oczy, a ból sparaliżował ją całą i nie mogła w ogóle się ruszyć. Dziecka nie odnaleziono, zostało przyjęte,
że spadło z wodospadu, a ciało zostało rozszarpane przez skały i zostało na
dnie. Emily to dziecko śmierci! Zabiję Cię! Nie! Krzyk kobiety, który
usłyszała, ogłuszył ją i ledwo otworzyła oczy, i przed sobą ujrzała tylko
czerwoną plamę na swoim ramieniu. Poczuła zapach świeżej krwi, a wszystko inne
nie istniało. W średniowieczu kobiety,
które rodziły dzieci jako dziewice uznawano za wiedźmy i czarną magię. To
rzadkość. Dzieci były wymordowane za wywoływane rzezie na wsiach. Emily to
dziecko Bieber’a, DNA potwierdzają to! Zemszczę się na niej! To absurd! Jeżeli
ona to ja też! Zamknęła oczy, a potem widziała przed oczami ciemność,
słyszała krzyki, dźwięk syren ambulansu. Głos Justina...
– Meg, obudź się!
– Justin ona krwawi.
– Proszę się odsunąć, zabierzemy ją ze sobą.
– Jadę z wami.
– Tylko ją dotknij to Cię zabiję. – Syk
Harry’ego był wręcz zabójczy.
Maggie poczuła tylko jak zostaje przenoszona z
jednego miejsca na drugi. Reszta zajmowała ból... i rozmowy jej bliskich.
On na
nią czeka. Zabije go. W miejscu gdzie wszyscy giną... Ona umrze. Jeżeli ona to
ja też! Sprowadź ich tu...
Poczuła czyjąś dłoń na swoim zimnym policzku,
łzę, która naleciała na jej wargi i czyjś oddech na swojej twarzy. Niestety
ból, który czuła był nie do zniesienia. Jej serce biło wolno i spokojnie. Każda
sekunda dla nich była męcząca.
Gdyby
można było umrzeć już teraz...
– Jej stan nie jest ciężki, to był tylko nagłe
przyśpieszenie tętna serca, wkrótce powinna się obudzić.
Słowa usłyszała wyraźnie, dokładnie, bez
żadnego bólu. Nie poruszyła się i z zamkniętymi oczami, słuchała krzątających
się przy niej ludzi. Ból ustępował, ale nie czuła swojego lewego ramienia. Za
to czuła przyjemne ciepło, które ogarniało ją z każdą chwilą. Jakby była przy
kominku, który otulał ją i ogrzewał. W tym momencie bardzo chciała wiedzieć kto
ją tak tuli... ogrzewa jej zimne, prawie lodowate dłonie.
– Odsuń się od niej – usłyszała nagle.
Ciepło, które ją tak ogarniało nagle znikło. –
Gdyby to była twoja wina, zamiast niej, leżałbyś tutaj ty.
– Lepiej wracaj do Seleny, tak Ci było przy
niej dobrze? To może teraz będzie lepiej.
– Nie twoja sprawa, Bieber – warknął. Mogła
teraz podejrzewać, że to Harry.
– Maggie jest dla mnie wszystkim, a nie jak
dla Ciebie przynętą na show-biznes. – Głos Justina, był zaskakująco smutny i
pełen żalu. Ton jakim używał, drżał i raczej jakby był po długim, męczącym
płaczu.
– Zaraz Cię tu...
– Witam was chłopcy – teksański śmiech,
sprawił, że tętno jej przyśpieszyło. Chciała wstać i uciec od nich byleby tego
nie słyszeć. Bolało ją to bardziej niż ramię. – Usłyszałam poniekąd, że nasza
Blue leży nieprzytomna, bo jakże przerażającym
wypadku.
– Odejdź żmijo – syknął Bieber.
– Gdyby ta wywłoka uważała bardziej, teraz
byście nie musieli się trudzić z przyjazdem tutaj. Harry mam dla Ciebie
nowinę... urodzę twojego syna.
„–
Maggie! – zawołał ktoś za mną. Moje oczy były takie ciężkie jakby ważyły tonę.
Nie wiem czy właśnie się unoszę, czy wciąż leżę bezruchu. Nie umiem tego
opisać. Spać mi się chce. Widzę ją. Osobę, która była przy mnie. Jej uśmiech
jest zawsze małą nadzieją na lepsze jutro. Czyżbym odchodziła?”