Dystans
„Stało
ich trzech. Jak trzech muszkieterów, tyle że wrogo nastawionych. Jeden był z
Francji, drugi z Hiszpanii, a trzeci z Wielkiej Brytanii...”
Rozmyślenia Roxan i układanie pytań i
odpowiedzi jakich sama oczekiwała nie dawały kompletnego skutku. Nie chciała
nawet wypytywać Maggie ze względu, że przez śmierć babci Gabrieli nie ma ciągle
ochoty na zabawy.
Chociaż czasami się uśmiechała, to nie było to
samo co kiedyś. Dużo się pozmieniało od tych dwóch lat. A jak miały wyglądać
następne dwa lata? Blondynka zwracała tylko uwagę na kuzynkę gdy widziała coś
co jej się podobało. Reszta w sumie jej nie interesowała, a nie miała dziś
języka do rozmów. Roxan zauważyła dżinsową koszulę w rozmiarze, którym miała
Maggie. Podniosła brwi i rozpatrywała wokół swojskie złociste włosy. Ujrzała ją
przy stercie długich swetrów bawełnianych. Zagryzła wargę i spuściła wzrok.
Odstawiła koszulę na miejsce wychodząc z rzędu ubrań. W tym samym czasie
blondynka, od razu kierując się w jej stronę, ale zamierzaniem było wyjście ze
sklepu. Roxan popatrzyła na nią z lekkim
uśmiechem i znów towarzyszyła jej w czasie spaceru między wielkimi markowymi
sklepami. A między innymi: APART, ZARA, H&M, NEW YORKER, ADIDAS, REEBOK.
Irytowała ją ta cisza, a już na pewno jej
milczenie, do którego w szybkim czasie się przyzwyczaiła. Rozglądała się kątem
oka, szukając chłopaków gdzie się podziali, więc zamiast kręcić się wokół
pięter po prostu zadzwoniła.
– Tak, kochanie? – usłyszała głos Jacoba,
przez co kąciki ust poszły w górę.
– Gdzie jesteście? – westchnęła, patrząc na
swoją kuzynkę.
– Justina złapały fanki, a co? – mruknął.
– Spotkajmy się w chińskiej knajpie.
– A sklepy? – poczuła jak żartuje, a ona
wywróciła teatralnie oczami.
– W tych czasach ciężko znaleźć coś porządnego
– odparła – widzimy się za kwadrans.
Rozłączywszy się, schowała telefon do kieszeni
spodni, a po kilku minutach dotarły na miejsce. Usiadły przy stoliku obok
wielkiego obrazu przedstawiającego młodego samuraja na mostku oraz gdy
wszystkie barwy malowniczo łączyły się w jedność, tworząc piękne wzory. Maggie
wpatrywała się w obraz, w ogóle nie zwracając uwagi na brunetkę, która powoli
miała dosyć jej nieobecności na ziemi. Pragnęła tylko z nią przez chwilę
porozmawiać, o tym co wydarzyło się ostatnimi czasy, ale też chciała, by
wyżaliła się swoich zmartwień. Chowała się w kącie, uciekała od ludzi...
strasznie to martwiło Roxan. Otworzyła już usta, chcąc coś powiedzieć, ale
przerwali to chłopcy, którzy usiedli obok nich. Justin przysiadł się obok
Maggie naprzeciw Roxan. Jacob pocałował narzeczoną w policzek i posłał jej
czuły uśmiech. Panowała chwila ciszy, ale Maggie czując irytujący wzrok Justina
na swoim ciele, jakby również słyszała jego myśli – instynktownie – wzdrygnęła
się, odwracając głowę na środek stolika. Bieber zwęził oczy uważnie
przyglądając się sylwetce dziewczyny. Po chwili podeszła do nich kelnerka
pytając o zamówienie. Wszyscy zamówili to samo. Niespodziewanie do Justina
dzwoni telefon, po czym odchodzi od stolika, a dziewczyna odetchnęła z ulgą.
Wrzała w środku, ściskało ją od środka, gdy wiedziała jak patrzy na nią, a gdy
odszedł to uczucie minęło. Wzięła głęboki oddech. Roxan znów popatrzyła na nią,
ale z głęboką irytacją.
– Gardło Cię boli? – spytała nagle, chwytając
ją za rękę, a Maggie raptownie popatrzyła w jej czarne oczy, patrząc jak na
wariatkę. W środku się zagotowała. – Powiedz coś, a nie siedzisz i gapisz się
na ten obraz.
– Masz coś przeciwko temu? – powiedziała
bardzo cicho, cofając głowę.
– Tak, tak mam. – Potrząsnęła głową. –
Przyjechałam, bo chciałam spędzić z wami czas. Poinformować Cię, że biorę ślub.
Myślałam, że uśmiech pojawi się na twojej prześlicznej twarzyczki, za którym
tęskniłam tak bardzo. Nie widujemy się często, a ty po prostu mnie ignorujesz.
Maggie zmarszczyła czoło na słowa kuzynki.
– Nie ignoruję Cię, po prostu... – wzięła
głęboki wdech, gryząc wnętrze policzka. – Rozwiązuję swój problem w ten sposób.
Nie miej mi tego za złe.
– Jeżeli chcesz go rozwiązać, lepiej pójść po
rady kogoś starszego – odparła czule, odsuwając kosmyk jej złocistych włosów na
bok. Maggie popatrzyła na nią, na sekundę podnosząc kąciki ust, a potem
przyłączył się w końcu Justin, który oblizał usta i schował iPhone’a do
kieszeni.
– Kto dzwonił, młody? – zapytał zaciekawiony
Jacob.
– Scooter – westchnął – jutro rano mam zjawić
się w Sali prób, poznać nowych tancerzy.
Kiwnął twierdząco głową, a potem przyszło
jedzenie, za które się zabrali. Jedzenie było tłuste, ale smaczne. Zapach był
bardzo interesujący i aromatyczny. Jedli w ciszy, w ogóle nic nie mówili, a
Roxan od czasu do czasu patrzyła na dwójkę siedemnastolatków. Przyglądała im
się uważnie i zaczęła coś podejrzewać. Chciałaby coś powiedzieć, lecz
rozmyśliła się, wiedząc, że gdyby palnęła to pytanie, Maggie odeszłaby, a
Justin zirytowałby się. Chodziło jedynie o Selenę. Dlaczego tak to wszystko się
potoczyło. Odpowiedzi znała ta dwójka, bo przecież to oni cierpieli, a brunetka
od dłuższego czasu nie miała kontaktu z Maggie i mówiła sobie w duchu, że źle
zrobiła podróżując, tuż po wyjeździe Justina z Kanady. Zamieszkiwała wtedy
Polskę, uczyła się języków i innych ważnych dla niej rzeczy. Dopiero gdy
zamierzała wybrać się do Ontario, przenocowała Seattle. Poznała wtedy Jacoba i
jak widać los się do nich obojga uśmiechnął. Stało się to dokładnie pod koniec
2010 roku. Że też tak szybko mieli się pobrać. Po zjedzeniu chińskich
przekąsek, Maggie by nie siedzieć razem z Justinem, który dziwnie sprawiał
wrażenie jakiegoś dziwnego paralizatora, ognia lub jakby miała na niego
alergię, poszła do łazienki. Jacob poszedł również po jakieś zimne picie oraz
przeglądnąć jeszcze parę koszul, które bardzo lubił nosić. Roxan korzystając z
okazji, wzięła głęboki oddech, lecz nie bardzo wiedziała od czego zacząć.
Justin przeglądał swój telefon, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.
– Wciąż jesteś z Seleną? – gwałtownie palnęła,
mówiąc potem do siebie, Głupia,
powiedziałaś to!
Justin popatrzył nią tym samym spojrzeniem co
blondynka, gdy ta gwałtownie wtedy gwałtownie chwyciła jej rękę. Prychnął
głośno.
– Ja z nią? Tą krętaczką i hipokrytką? Nie
sądzę.
– Widziałam ją dzisiaj w samochodzie,
dokładnie naprzeciw naszego samochodu. – Otworzył szerzej oczy, a w nich miał
już iskry złości. Zauważyła jak jego szczęka naprężyła się i mocno zaciska
zęby. Jego mina mówiła sama za siebie. – Maggie jest przybita, nie wiem jak mam
z nią porozmawiać, jest jakaś... inna.
– Proszę nie karz mi cierpieć przez moją
głupotę – jęknął błagalnym tonem, zakrywając twarz w dłonie. – Kocham Maggie
jak szalony, po prostu za nią szaleję, ale ja jak i ona ciężko nam się pogodzić
z naszym losem, który nas rozdzielił.
– Rozdzielił?
– wytrzeszczyła oczy.
– Selena ma plany co do mnie i Meg – syknął
cicho, a ona zauważyła jak zaciska pięść i ponownie jego szczęka naprężyła się.
– Jakie znów plany? – spytała cicho.
– Dzień przed wyjazdem do Francji, była u mnie
w studiu, chciała przeprosić, ale po tym jak traktowałem ją, zaczęła mi grozić
– oznajmił z bólem przypominając sobie tamte chwile w studiu. Roxan jako
oznakę, że rozumie, Justin kontynuował i oblizał wargi. – Oczernia ją. Boję
się, że zrobi jej krzywdę, boję się, że jest zdolna do tych okropnych rzeczy.
Jest w ciąży z Harrym i...
Przerwała gwałtownie Roxan.
– Co?! – pisnęła. – Jak to cholera w ciąży,
przecież to perfidna zdrada Harry’ego!
Justin również odszedł od stolika, chwytając
ją za ramię i pociągnął w kąt, ciemniejszego i cichszego miejsca w knajpie. Nie
dziwił się jej reakcji, ale była zbyt przerażająca dla innych klientów.
– Wiem co czujesz. Nie wiem jak Maggie znosi
jego kłamstwa, ale wiedząc jaka jest Selena, zdolna jest po prostu zabić.
Głupia dziewucha powiedziała, że dla mnie zrobiła tą ciążę, a ja kurczę nie
wiem co o tym myśleć. Przeraża mnie fakt,
że Maggie może być w niebezpieczeństwie i ona nie powinna mi się dziwić
dlaczego martwię się o jej cnotę, o jej zdrowie, czy jej zachowanie. Z
Harry’ego to niezłe ziółko, ale widzę również jak chce jej obronić przed złem, a tym złem byłem ja. Serce mi pęka jak widzą ją taką smutną. O śmierci
babci Gabrieli już nie wspomnę, ona teraz bardzo cierpi, zrozum, ale jak na nią
bardzo się stara dogodzić innym. Jeszcze jej ojciec...
– James? – zszokowało ją to co właśnie
powiedział. – Odezwał się?
Justin kiwnął twierdząco głową.
– Listem. Boże, czytając go zrobiło mi się
jego żal. Taki cwany, wredny i arogancki, po prostu brak słów... – westchnął
ciężko.
– Nic się nie zmienił – prychnęła. – I nie
mów, że Maggie połknęła haczyk? – Jęknęła.
Justin nic nie odpowiedział, ale jego smutna
mina dała odpowiedź Roxan. Przeklęła pod nosem, a potem wrócili do stolika.
Właśnie wróciła Maggie, która tylko schowała ręce do tylnych kieszeni, a Roxan
dając na stół pieniądze, wyszli we trójkę. Maggie starała się wcale nie patrzeć
w stronę szatyna, ale on patrzył na nią bez przerwy. Zostali złapani przez parę
młodych dziewczyn, które zrobiły sobie dwa zdjęcia z Justinem i Maggie, a potem
odeszli, uszczęśliwiając obie dziewczynki. Roxan widzą ich tak, sama do siebie
się uśmiechnęła i ciężko odnaleźli jej narzeczonego, który zgubił się w tej
dżungli sklepów.
Gdy tylko wyszli z centrum, Justin i Roxan,
dokładnie obejrzeli się wokoło, sprawdzając czy to samo białe Lamborghini nie
stało w tym samym miejscu. Nie stało. Popatrzeli na siebie wzrokiem
podejrzliwego detektywa, a następnie we czwórkę wsiedli do samochodu, który
prowadził Jacob. Dziewczyna oparła głowę o szybę i patrzyła jedynie na okolice,
przez które przejeżdżali. Przymknęła oczy, znów krzycząc w sobie, prosząc o
pomoc, a wiedząc, że gdyby się odwróciła, Justin na pewno spojrzałby na nią, i
gdyby zetknęli się wzrokiem, od razu zahipnotyzował. Chciała się w końcu
uwolnić od Bieber’a, ale nie dawało to najmniejszego skutku. Chciała po prostu
już wrócić do domu...
W nim wypiła tylko herbatę i zjadłszy kolację,
poszła do siebie, gdzie wzięła kojący prysznic, po czym przebrała się w zwiewny
podkoszulek i dżinsowe szorty. Włosy spięła w dwa kucyki, lekko pofalowane, a
jej grzywka opadała na jej czoło. Wyglądała wręcz słodko i bardzo w dziewczęcym
stylu. Chciała już odpiąć swój urodzinowy złoty łańcuszek, gdy poczuła znany
jej oddech na karku, oraz dłonie na biodrach, które mocno ściskał. Czuła jego
uśmiech na twarzy, jak przejeżdża nosem wzdłuż jej szyi oraz różowiutkiego
policzka. Znów to rozpalenie na jej ciele, które doprowadzało ją do obłędu.
Jednak bardzo chciała teraz go spłoszyć.
– Czego chcesz? – mruknęła szorstko,
odwracając głowę. Zniżyła w taki sposób wzrok, że Justin uśmiechnął się
szarmancko, a ona widząc jego nagi tors, zadrżała.
– Powiedzieć Ci dobranoc...
Już chciała to skomentować, ale gwałtownie
obrócił ją w swoją stronę i przycisnął jej pośladki na krawędź toaletki, a
łańcuszek zsunął jej się z dłoni, po czym spadł na podłogę.
– I w końcu dowiedzieć się co czujesz gdy Cię
całuję – jego oddech po tych słowach był niespokojny. Przybliżył niebezpiecznie
blisko twarz, patrząc na jej wargi. Przejechał kciukiem po jej dolnej, a ona
lekko rozszerzyła dostęp do środka. Automatycznie. – Jesteś tak urocza, kiedy
mimowolnie się boisz moich czynów. Jesteś bezbronna... nie wiesz co masz
robić... lubię kiedy jesteś stanowcza, ale przy mnie jesteś inna.
Przyssał się do dolnej wargi, ciągnąc ją
bardzo delikatnie w swoją stronę. Ona odwróciła głowę i kładąc dłonie na jego
klatce piersiowej, odsunęła odrobinę. Czuła jego bicie... było takie szybkie,
jakby dostał zaraz zawału. Nie zamierzał odpuścić. Oparł czoło o jej czoło,
przybliżając ją dolną częścią między jego nogi. Trzymał ją stanowczo i
stabilnie. Spojrzała irracjonalnie na jego wargi i położyła dłoń na jego prawej
piersi i starała się go dalej odsunąć, ale jego siła jej na to nie pozwalała.
– Wiesz, że Ci nie pozwolę – mruknęła. Nie
odezwał się, tylko uśmiechnął delikatnie. Wydobył z siebie mruknięcie, a jego
serce starało się zwolnić tempa. Chociaż jego dolna część mówiła co innego.
– Teraz tak bardzo Cię pragnę... – szepnął,
dotykając opuszkami palców jej zewnętrznej części szczęki, zjeżdżając kciukiem
na jej dolną wargę. Osłupiała jak głupia wystraszona. – Pozwól mi się
dotykać...
Bez jej żadnych słów, pocałował ją czule, a w
dole czuł dziwny brak miejsca. Po prostu... w tym momencie dostał erekcji. Nie
pozwalał jej już na żadne inne ruchy, które tylko zatrzymywały go przed tym co
tak naprawdę czuł. Usadowił na skrawku toaletki i zszedł ustami na jej szyję,
której składał delikatne pocałunki. Maggie czuła całe jego wrzące się
podniecenie na całym ciele, gdy dotykała jego torsu. Zaczęła się bać i z
trudnością próbowała odepchnąć jego ręce, gdyż były przylepione jakby super
klejem.
– Justin, opanuj się proszę – wysapała gdy
czuła lekkie łaskotki na szyi, jakie wyprawiał czubkiem języka i swoimi
wilgotnymi wargami. Była nastolatką i nie mogła zaprzeczyć, że tak naprawdę też
bardzo chciała spróbować, ale zdrowy umysł podpowiadał, że lepiej zaprzestać tą
głupotę. – Justin, puść, błagam.
Z jej ust wydobył się cichy swojski jęk, a on
naparł się na nią bardziej, pochylając do tyłu. Wrócił do ust, wsuwając na jej
podniebienie język. Źle zrobiła jęknąwszy mu tuż do ucha. Złapał ją w talii pod
bluzką i zaczął jechać w górę, gdy ona odepchnęła jego ręce raptownie od
siebie. Niestety gwałtownie złapał ją ponownie i mocniej zaczął przyciskać się
do jej ciała, całując o wiele inaczej niż myślał.
– Nie odrywaj się ode mnie – powiedział
ochrypłym głosem, ssąc jej górną wargę.
– Nie, Justin.
Popchnęła jego ramię, a on odsunął się
momentalnie.
– Odejdź, nie chcę problemów – odparła trochę
wystraszona. Jej ton głosu był aksamitny, taki delikatny. Oparła dłoń na swoim
ramieniu i onieśmieliła się strasznie.
– Chcę wiedzieć. – Przybliżył się, chcąc
złożyć znów pocałunek na jej wargach, ale zauważył, że odwróciła głowę.
– Nie będę Cię kłamać, że jest wspaniale –
powiedziała prawie niesłyszalnie odchodząc od niego kilka kroków w tył,
ogarnąwszy swoje rzeczy, byleby nie patrzeć na niego z przejęciem i tłumaczyć
się bezpotrzebnie. Bezpotrzebnie?
Raczej kiedy tak naprawdę jest strasznie nieznośny. Zawsze pyta jakby był w
szkole i pytał nauczycielki o różne ciekawostki. Gwałtownie ją odwrócił
chwytając gwałtownie za ramię.
– Nie kłam – syknął.
– Nie mam najmniejszego zamiaru tego robić –
poruszyła pewnie brwiami, a jej wymowa tych słów była nadzwyczaj arogancka niż
sądziła.
– Okłamujesz nie tylko mnie, ale starasz
siebie... – złapał ją za podbródek, trzymając ją wciąż by nie uciekła znowu.
Dla niego było już irytujące to, że uciekała przed nim wzrokiem. Jej policzki
stały się bardziej różowe niż były naturalnie. Jej kakaowe oczy zabłysły i usta
stały się czerwone jak wiśnie. Tak nagle. – Czy ty się rumienisz?
Powiedział uśmiechając się niebywale. Nie
poczerwieniała, ale wyglądała oszałamiająca gdy się rumieni. Oblizał usta, a
patrząc w jej oczy, znów zabłysły.
– Dobra, Justin. Sam tego chciałeś... Umiesz
całować, podoba mi się, ale tak naprawdę to nie od Ciebie oczekuję czułości...
– odepchnęła jego ręce od siebie i położyła się potem do łóżka. Justin podniósł
wisiorek z podłogi i zaczął mu się przyglądać. Złoty, a z jednej strony
widniało wygrawerowane jej imię, a otworzywszy środek, ujrzał brylant w
kształcie serca. Był piękny. Odłożył go na miejsce i rozluźnił każdy mięsień
ciała. Ona patrząc na niego uważnie, sprawdzając czy nie robi kroków w jej
stronę, ledwo oddychała, ledwo przykryta satynową kołdrą. Uśmiechnął się
patrząc jak światło odbija się wciąż od jej rumieńców, które powstały na jej
ślicznej twarzy. To lepiej wygląda niż na przykłady wyglądałoby u niego.
Uśmiechał się również w duchu, cieszył się jak dziecko słysząc to z jej ust,
kolejny raz dała mu satysfakcję, będąc tego świadoma. Niechętnie to przyznaje,
ale jednak prawdy nie da się oszukać. Posłał jej szelmowski uśmiech, kładąc na
toaletkę urodzinowy łańcuszek, po czym wyszedł. Jego myśli są głośne, nie może
się nacieszyć tymi słowami i gestami, chociaż były aroganckie jak to często
bywa. Był akurat na to przygotowany i zamierzał tego się dowiedzieć tego
wieczoru. Dobrze podejrzewał i nie mógł przez całą noc przestać się
uśmiechać... A jednak... coś dla niej znaczył.
Ranek był dla niej przytłaczający i żenujący,
gdyż przypomniała sobie to co mu wyznała, a on z wielkim uśmiechem na twarzy
zjadłszy śniadanie, ucałował swoją rodzicielkę na pożegnanie i wyszedł z
Kennym, który odwiózł go do Sali prób. Nie był w sumie zachwycony, że znów musi
zmieniać tancerzy, ale również niektórzy zostali. Zauważył jednego przy
Scrappy’m, który majsterkował przy sprzęcie i kamerze. Zdziwiony był. Wyglądał
na starszego od niego jak i również bardzo uśmiechniętego. Wyglądał na
szczerego optymistę. Podszedł do nich bliżej. Pierwszy raz zauważył kogoś kto
naprawdę zna się na całym sprzęcie. Aparat fotograficzny, układy, wszystkie
montaże filmowe. Dodatkowo był bardzo miły. Przez te kilka godzin zdążyli się
poznać; zaprzyjaźnić. Wszyscy może nie przypadli mu do gustu, ale cieszył się,
że może pracować z przyjaciółmi. Usiadł po długich próbach na podłodze i popił
duży łyk wody, wcierając we włosy swój pot. Razem z Alfredem, które imię kazał
mówić sobie – Fredo – śmiali się i wygłupiali przy okazji na przerwie. Justin
to spory dowcipniś, lubił żarty. Dzień był równie gorący, co i sala śmierdziała
potem. Cały dzień spędzony na próbach, pod wieczór jechał wraz z Alfredem i
Kennym do domu. Śmiali się wciąż i okazało się, że nadają na tych samych
falach. Niestety Justin ujrzał jeden z samochodów osoby, która tylko
przeszkadzała.
– Kenny zatrzymaj się – powiedział mimowolnie
groźnie i gwałtownie wyszedł z samochodu. Alfredo był również zdezorientowany
Bieber’a postawą. Zmarszczył czoło, a Kenny już wiedział do czego to może doprowadzić.
Jeden z samochodów Harry’ego, którym w kwietniu pojechali na plażę, właśnie
stał przed jego domem. Wbiegł do środka, a potem ujrzał go siedzącego przy
blacie obok Maggie, którą nie trzymał za rękę, ale mimo to był zły. Wrzało w
jego żyłach, chcąc już wybuchnąć, ale przy Pattie, mogło mu to szczerze
utrudnić. Poczuł niespodziewanie dłoń wielkoluda na swoim lewym ramieniu,
odciągając go od zbliżenia się od Brytyjczyka. Jego oczy płonęły zazdrością i
zbulwersowaniem. Harry odwrócił się, a Maggie widząc go, wstała jak poparzona.
Połknęła głośno ślinę, a widząc twarz Justina, zbladła. Justin ostatni raz
widząc ją, widział jej słodkie rumieńce na ustach i policzkach, a w oczach
widział onieśmielenie. Teraz... strach. Alfredo był wciąż zmieszany całą tą sytuacją,
lecz próbował pomóc Kenny’emu powrócić do normalnej postawy i wrócił do siebie.
Ale on jest
u siebie.
A Harry intruzem
w jego domu.
– Co on tu robi? – powiedział prawie
spokojnie, ale jego głos drżał.
Pattie podeszła do niego i ujęła jego twarzy w
dłonie.
– Justin już się uspokój. Jesteś zmęczony po
całym dniu prób, a to widzę twój nowy kole...
– Przyjaciel – wtrącił z zaciśniętymi zębami.
Harry wstał i nawet nie zamierzał przyjmować pozycji bojowej. To go naprawdę
zaskoczyło.
To wszystko było jakieś nielogiczne.
– O nie – powiedziała Pattie, wyglądając przez
wielkie okno, tuż obok drzwi frontowych. Popatrzyła na Johanne, która podeszła
do okna, sprawdzając co się dzieje. Zbladła. Robiło się coraz gorzej. Kenny
również spojrzał w stronę podwórka.
– Fredo, lepiej żebyś już wrócił do domu.
– Też tak uważam... cześć Jus – uśmiechnął się
i uścisnął jego rękę.
Justin był totalnie zawiedziony i sam
zdezorientowany co się dzieje. Maggie złapała Harry’ego za nadgarstek, a on
splótł ich palce w jedność. Tego kogoś kogo zobaczyli w drzwiach zamurowało
ich, a już na pewno wystraszyło dziewczynę. Schowała się za ramionami
Harry’ego, a James rozglądnął się wokół zebranych. Wzrok przykuł jednak Harry,
a szczególnie jego cztery nogi. Loczek uśmiechnął się niepewnie.
– Moja córa bawi się ze mną w chowanego, tak?
– podniósł brwi, widząc ją przytuloną do pleców Brytyjczyka. Harry odwrócił się
i objął ją, a w jej oczach czaił się strach, który za wszelką cenę chciała
ukryć. – A to ty jesteś ten Harry, o którym mówiła?
Wysunął do niego dłoń, a Harry wystraszony ją
uścisnął. Chociaż czując uścisk Jamesa, myślał, że zmiażdży mu rękę.
– Mówiłaś, że koncertujesz – zmarszczył czoło,
wracając do córki. Ona patrzyła na niego wystraszona, serce bębniło jej
niemiłosiernie szybko, tętno przyśpieszyło, a na jej ciele zrobiło się
niespodziewanie gorąco. Justin patrzył na nich zdziwiony. I tak oto walka
między nimi rozpoczęła się prowadząc do nienawiści i zazdrości.
„Justin stał dokładnie czołem opartym o broń mojego ojca, mówiąc żeby
strzelił, gdy znikąd usłyszeliśmy huk, a na twarz Justina pojawiła się krew...”
– Death Over A Life...