Sprawy rodzinne
„Powroty,
których nie chcę powrotu...”
Tracąc kontrolę możemy zdziałać naprawdę
dziwne, zarazem straszne rzeczy. Zazdrość prowadzi do tego samego nawet jeżeli
tego nie chcemy. Byciem zapatrzonym – tak samo...
Jest wiele powodów, dla którego sztuką jest
się kontrolować nawet gdy ma się bzika na czymś lub na kimś...
Cały wieczór nie był taki idealny jaki miał
być. Zamieszki i okaleczenie Kanadyjczyka w holu stał się popularnym skandalem
na Internecie w ciągu kilku godzin. Ślady krwi ciężko zostały zmyte. Zbite
lustro, które kawałki leżały na ziemię, zostało wymienione, ale z wysokim
odszkodowaniem dla hotelu. Dziewczyna czuła się wystarczająco upokorzona, by
zabić się na miejscu. Jej uczucia stały się mieszane do jednego jak i drugiego.
Nie lubiła tego, chciała być pewna na sto procent, że kocha tylko jednego, ale
dzień cały sprawił, że uczucia stały się jeszcze bardziej płytsze niż powinny.
Po długich rozmyślaniach, zamierzała pójść do Niego. Iż czuła się winna
wszystkiemu, chciała go przeprosić.
Cicho przeszła przez swój pokój na koniec
korytarza i w lewo, ujrzawszy pokój, w którym znajdował się Justin. Niewinnie i
drżącą ręką zapukała, jakby drzwi były zrobione ze szkła, które zaraz miały się
zbić. Ugryzła się w język i delikatnie rozszerzyła drzwi, widząc kawałek
pokoju. Jej serce biło młotem, jeszcze bardziej się bała. Połknęła głośno
ślinę, a potem otworzyła jeszcze szerzej drzwi. Na skrawku pościelonego łóżka,
siedział z nagim torsem chłopak, który wycierał krew spływającą mu z tyłu
głowy. Usłyszała jak zaciska zęby i pięść z bólu. Podeszła do niego cicho – na
palcach – po czym weszła do jego łazienki, nie zważając na to, że jest
zdziwiony jej byciem. Wyciągnęła z dolnej szafki, bandaż i wodę utlenioną.
Delikatnie uśmiechnęła się, schylając głowę.
– Co tu robisz? – zapytał zmęczonym głosem,
nie odrywając od niej wzroku. Nic nie odpowiedziała, tylko schyliła jego głowę
do przodu, zapaliła lampkę i opatrzyła ranę. Na jego szczęście nie znalazły się
w nim maluteńkie odłamki szkła, tylko dość zgłębioną, rozciętą ranę. Milczeli
przez chwilę, aż potem powiedziała:
– Będziesz musiał iść do lekarza zaszyć ranę.
– Ty to zrób – oznajmił, unosząc kąciki swoich
ust. Zdziwiła się i znieruchomiała jak kamień.
– Nie wiem, czy będę w stanie – odpowiedziała
przestraszona, wytrzeszczając oczy.
– Ufam Ci – szepnął.
Wzięła kilka głębokich oddechów, idąc po nić
do apteczki, a potem Justin złapał ją za skrawek jej białej podkoszulki i mocno
ją gniótł, gdy ona starała się jak najdelikatniej zaszyć jego paskudne rany.
Wielokrotnie sykał z bólu i przycisnął głowę do jej klatki piersiowej. Po karku
spływały kropelki krwi, które na końcu otarła. Trzymała go za kark i oczyściła
to co zostawiło ślady. Justin poczuł ulgę, gdy rana została opatrzona przez
osobę, której ufa bezgranicznie, i która umie zrobić tyle dobrego. Popatrzył na
nią wdzięcznie i się uśmiechnął. Sama bała się, że gdzieś popełniła błąd, więc
co chwilę sprawdzała czy wszystko jest w porządku. Szatyn wziął głęboki oddech.
– Po co przyszłaś? – spytał, odrobinę
marszcząc czoło. Ugryzła się w zewnętrzną część policzka i usiadła obok niego,
zniżając wzrok.
– Chciałam Cię przeprosić za niego – popatrzył
na nią z lekkim niedowierzaniem, czując się trochę uszczęśliwiony słysząc
przeprosiny. Chociaż był świadomy tego, że niczemu nie zawiniła i chciał ją
uświadomić, że nie powinna się martwić rzeczami, którymi ona nie zrobiła
najmniejszej krzywdy. – Za to co wydarzyło się w holu... nie sądziłam, że tak
postąpi.
– Nikt się tego nie spodziewał, a już na pewno
moja głowa – zaśmiał się. Zagryzła wargę i nieśmiało na niego popatrzyła.
– Nie wiem co ja takiego mam w sobie, co go
tak prowokuje byciem złym – mruknęła, a Justin po chwili podniósł jej podbródek
i cicho zaśmiał się pod nosem. Maggie to zdziwiło i trochę wystraszyło.
– Ja mu się w sumie nie dziwię... – odparł –
podobasz nam się obu, ale tylko ja mogę dotykać Cię w sposób, w który powinnaś
drżeć.
Przybliżył się momentalnie, a ona czuła jego
miętowy oddech na całym swoim ciele, chociaż nie jeździł ustami w niewiadome
kierunki. Na jej ciele powstała gęsia skórka, a wzdłuż jej pleców przeszedł
dziwny, ciepły dreszcz, zarazem zimny. Jego usta jak magnes znalazły się na jej
ustach, muskając je z rozkoszą. Rękami próbowała się odsunąć, ale chwycił ją w
biodrach i usadowił na swoich kolanach. Nie odsuwał się, tylko przywarł ją
jeszcze bliżej siebie. Wiedziała, że źle robi, ale potrzebowała czułości i
czyjejś bliskości. W pewnej chwili wahała się z uczuciami. Miała teraz
huśtawkę, która bujała się w jedną i drugą stronę. Jedna wyższa, druga niższa,
i tak na zmianę. Jego ciepłe dłonie ściskały ją, powodując w niej drgania i
gęsią skórkę. Tętno chłopaka nie mogło wytrzymać. Z trudnością starał się być
delikatny, słodki, czuły zarazem. Chciał więcej. Przesunął się wraz z nią
bardziej w środek skromnego, lecz dużego łóżka, ale nie przerywając pocałunku,
chciał poczuć jej reakcję. Nie wiedział co się dzieje, ona była w podobnej
sytuacji. Co dalej? Delikatnie obrócił ją, wciąż mając ją jak najbliżej. Nie
opierała mu się, ale wciąż był niepewny. Delikatnie odsunęła się, czując jaka
temperatura powstaje na jego ciele. Wystraszyła się, a potem poczuła na palcach
jego krew. Ich oddech stawał się płytszy, brakowało im powietrza. Jedyną
rzeczą, o której chciał myśleć to tylko to, że ich związku jest koniec, ale
poczułby się tak samo winny jak ona, gdy niepotrzebnie zwaliła winę na siebie,
przez to że Harry zaatakował go z wielką brutalnością i zrobił mu jednocześnie
krzywdę. Chciałby mieć ją chociaż tego wieczoru obok siebie, ale to było jak
cud z nieba. Tęsknił za smakiem jej ust, tak bardzo lubił czule to robić, a nie
z przymusu kiedy tak naprawdę nie może. Nigdy nie przypuszczałby, że
kiedykolwiek poczuje się tak niej spragniony. To znaczy, nigdy nie czuł się tak
tym spragniony. Za każdym razem chciał dwa razy więcej, ale nie wiedział, czy
to udzieli się również jej. Bez przerwy uciekała. Irytowało go to, ale bardzo
go to przyciągało zarazem... jak magnes.
Jego pocałunki stały się bardziej
agresywniejsze niż powinny, a ona już pewna, że źle robi, położyła dłonie na
jego klatce piersiowej i go od siebie odsuwała. Ich pocałunki zostały
przerwane, ale stykali się czołami, a on popatrzył ze smakiem na jej szyję.
– Będę mądrzejsza i przestańmy robić coś czego
nie powinniśmy – wzięła głęboki oddech, wstając niespodziewanie. Skierowała się
do wyjścia bez żadnych dodatkowych słów, ale Justin najwyraźniej nie chciał tego
tak skończyć. Chciał jej podziękować... chciał jeszcze czuć jej bliskość, którą
tak bardzo pragnął.
– Skąd wiesz, że to niemądre? Zgadnij lepiej
jak się czułem, gdy tylko dotknąłem twoich warg – szepnął w jej usta, chcąc
zrobić to jeszcze raz. Dotknął opuszkami palców jej różowiutkiego policzka i
przejechał po nim kciukiem. Wyglądało to dość teatralnie, ale nie było tego tak
widać po ich minach. Irracjonalnie popatrzyła w jego oczy, a od tego wręcz
chciała uciec. Zawsze lubiła jego kolor oczu, patrząc na niego, patrzyła jak na
własne odbicie, ale stęskniła się za tym starym, przyjaznym widokiem, który
zmieniał się z dnia na dzień. – Poczułem się jak w niebie. Dziękuję Ci za
wspaniale spędzony dzień w studiu, dziękuję Ci za opatrzenie rany... dziękuję
Ci za wszystko co w życiu dla mnie zrobiłaś. Zrozum w końcu, że kocham Cię, że
chciałbym byś ufała mi jak kiedyś, bo twoja wiara we mnie jest na tyle silna,
bym wtedy był silny, czuł że żyję... Ty nawet nie wiesz jaka jest ta silna
więź, która nas łączy.
– Poprawka, Justin... łączyła – oznajmiła już szorstko, odpychając go raptownie od
siebie. – To co było, nie wróci, bo ty okłamujesz każdego dookoła i również
siebie. Wiesz jaka jest rzeczywistość i nie myl się co do tego co jest.
Jego słowa, które wypowiedział, przypomniała
sobie obietnicę, matki Harry’ego, którą od tamtego dnia, traktowała jak święte
przykazanie. Uczucie do Harry’ego nie zmieniłoby nawet gdyby go zabił, ale
Harry nie byłby do tego zdolny, gdyby nie wiedział co się wokół nich dzieje.
Nie zrobiłby Justinowi krzywdy, bo by go w ogóle nie znał... bo by go nigdy nie
spotkał. Ale dzięki właśnie Justinowi, zetknęli się w Londynie, a od razu coś
ich połączyło.
– Odpowiedz mi na jedno banalne pytanie... Czy
kiedy Cię pocałowałem poczułaś się wyjątkowa?
Głośno połknęła ślinę. Ugryzła się w język,
milczała jak zaklęta, patrzyła na niego tępo, a on szukał w niej odpowiedzi,
ale i tak ją znał. Chciał to usłyszeć z jej malinowych ust, chciał po prostu
usłyszeć prawdę. Każda sekunda jej milczenia sprawiała, że chciałby
odpowiedzieć za nią, ale nie tego oczekiwał. Atmosfera między nimi stała się
gęsta i taka chwiejna. Chciałaby już wrócić do siebie bez odpowiedzi, ale nie
dałby jej spokoju, gdyby nie odpowiedziała i dalej łudziłby się tym co tylko
ślina na język mu przyniesie. Walczyłby dalej jak głupi i zamiast mieć od niego
spokoju sama robi sobie piekło. Dalej daje mu niepotrzebne nadzieje, będąc sama
głupia i oszukuje nawet siebie. Chwiała się, nigdy taka nie była i to w sobie
nienawidziła. Pojawiła się w niej niepewność po wyjeździe Justina z Kanady,
potem to już tylko same problemy i samotność. Chłopak nie wytrzymał tej ciszy,
powoli zaczął się niecierpliwić, a ona wciąż stała jakby zaraz miała zapuścić
korzenie w podłogę. No i się stało: Nic nie odpowiedziała i opuściła pokój,
nawet nie mówiąc głupiego „dobranoc”. Justin zawahał się pójść za nią i tylko
zrezygnowany, wypuścił głośno powietrze. Poszedł do łazienki, schowawszy do
apteczki bandaż, nić i wodę utlenioną, a zużyte rzeczy wyrzucił do kosza. Spojrzał
w swoje odbicie w lustrze i dotknął swoją świeżą, opatrzoną ranę, która wciąż w
sumie bolała. Miał prawie tam niewidoczne zaszycia, zrobiła mu to naprawdę
delikatnie i tak by w ogóle nic nie poczuł. Włosy miał potargane, innymi słowem
miał na głowie nieład. Oblizał usta, biorąc głęboki oddech, po czym postanowił
wziąć szybki prysznic, który pomoże mu dokładnie oczyścić głowę.
Maggie patrzyła na jeszcze swoje palce, które
były od jego krwi, gdy szyła mu delikatnie głowę. Podeszła do łazienki i
przemyła brudne ręce. W głowie mąciła
jej się obietnica mamy Harry’ego, ale
mieszała się również z tym, co on sam obiecał i co dzisiaj zrobił. Zrobiwszy
porządek w łazience i w pokoju, zauważywszy która godzina, oznajmiła, że należy
już pójść spać, iż jutro będzie ciężki dzień prób i dwa koncerty przez dwa dni.
Musiała skończyć dopracowywać piosenkę, którą już prawie skończyła z Justinem,
ale teraz jakby to nie miało już najmniejszego sensu dokańczać tego, ale cóż...
musiała. Co zaczęto, trzeba skończyć, chociaż wciąż miała nadzieję, że da jej w
końcu spokój. Nadzieja była niewielka, ale liczyła się każda pozytywna myśl na
ten temat. Ułożyła się wygodnie na delikatnej pościeli i zgasiwszy światło,
odpłynęła do krainy Morfeusza.
Całą noc, Nowy Jork tętnił życiem jak i
wczesnym rankiem. Ludzie szykowali się do pracy, a jako pierwszy na nogach był
Liam, który zaczął budzić każdego po kolei, prócz Maggie i Justina. Sądził, że
lepiej powinni oboje odpocząć po zajściu na holu, ale Harry’emu raczej nie
zamierzał odpuścić. Postanowił z Zaynem i Louisem dać mu wycisk na próbach oraz
nie popuszczą na koncercie. Teraz śniadanie wyglądało zupełnie inaczej. Po
zbudzeniu dziewczyny, odświeżona i ubrana w białe spodnie khaki, zwiewną beżową
tunikę i półbuty, udała się do stoliku, w którym siedział jedynie Austin i
Niall. Justin osobno wraz ze Scooterem i Kennym, a osobno Paul i całe One
Direction. Co jakiś czas we trójkę patrzyli na siebie w nierównym czasie.
Justin popatrzył raz na Harry’ego, który często obserwował ją i czy przypadkiem
nie spogląda na Bieber’a. Nawet niczego nie podejrzewał, a ona po prostu już
wkurzona, przestała zwracać uwagę na każdego z nich, ponieważ w pewnym
momencie, poczuła jak rozpętali między sobą wojnę. Po śniadaniu, Justin udał
się do studia, w którym zaczął pracować z Boyz II Men, którzy mieli pół dnia
wolnego i mogli razem skorzystać na tworzeniu. Cały zespół wraz z nią udali się
na salę prób, gdzie mogli odbywać kolejne nauki śpiewu i spędzić czas na
ćwiczeniu. Tak jak chłopcy planowali, dali Harry’emu wycisk i za każdym razem
starali się zachować profesjonalnie. On patrzył większość czasu na nią, jak
brzdąka na gitarze i stara się cokolwiek zagrać. Niall był przy niej, przez co
czuła się lepiej. Nie mogła jednak zapomnieć o tej słodkiej piosence, którą
jeszcze wczoraj od nowa pisała. Harry najwidoczniej się domyślił lub jakimś
cudem dowiedział o duecie. Przerażał ją z każdą chwilą, ale w sumie odciągnąć
się od niego nie potrafiła. Każdy jego krok potrafił doprowadzić ją do obłędu,
ale jednocześnie odpychała go jego gwałtowna adrenalina, którą w sobie miał
przez co nie umiała się z nim porozumieć w pewien sposób. Okazywał, że ją
kocha, ale raniąc ją i głowę Justina. Lekkomyślnie traktował rady jej oraz
swoją zdolność potrafienia do zabicia, ale nie wierzyła, żeby przyczynił się do
czegoś takiego.
Do wieczora musieli czekać na koncert, który
miał mieć miejsce w jednym z największych aren. Był to sukces dla One Direction
w tak szybkim czasie, ale to w sumie zasługa Maggie. Pojawiła się tylko dwa
razy na ich koncercie, gdy potem magia prysła i znów wrócili do hotelu,
czekając na jutrzejszy spektakl w jednym z teatrów na Broadway’u. Najwięcej
miejsc zajmował teatr, który potrafił zmieścić ponad trzysta tysięcy osób. I
tak w sumie to nie było mało. Scena była zrobiona z ciemnego drewna i został
ładnie zbudowany w skromnym miejscu. Justin już się nie odzywał, wolałby nie
ryzykować, ale i tak wciąż czuł smak jej ust na swoich ustach. Tego dnia gdy
mieli koncert w teatrze, postanowił pójść i ją zobaczyć z widowni dla VIPÓW. I
tak też się stało. Był na całym ich koncercie i oglądał ich z ukrycia. Jednak
pojawiwszy się Maggie, uśmiechnął się momentalnie i przypomniał sobie ją jako
małą, słodką i niewinną dziewczynkę, którą bez pamięci pokochał jako swoją...
Zachwycali się nią wszyscy dookoła, ale ten uśmiech momentalnie zniknął gdy
znikąd pojawił się Harry, starając się jak najlepiej to zaśpiewać... tak
prawdziwie jak chciał. Zauważył na jej twarzy ukrytą niechęć, którą naprawdę
chciała ukryć, iż wolałaby nie zobaczyć niepokoju na twarzy fanów One
Direction. I oto piosenka zabrzmiała głośniej, a tekst był jak najbardziej
prawdziwy. Były w niej podziękowania i ukryte ich wspólne uczucia. Nie
przestawał i tak się zachwycać. Zamienili się rolami – zamiast ona popatrzeć
jak on dokonuje wielkiego sukcesu, on teraz patrzy z góry na nią i z uśmiechem
przyglądać się, jak zdobywa coś co jej się należy. Jego uczucia były prawdziwe,
tylko chciałby żeby ona w to wierzyła...
Dwa dni potem, postanowili zrobić sobie kilka
dni odpoczynku. Zayn, Liam, Louis i Niall stęsknili się za rodziną, nawet
Maggie, Justin i Harry, którzy też mieli dość jak na te kilka dni. Powinni od
siebie odpocząć, to ważne. Czasem nie powinno wisieć się na kimś i patrzeć
jakby był jego oczkiem w głowie, chociaż w oczach Harry’ego, Maggie znaczyła
dla niego mnóstwo. Była jak klejnot, którego nie chciał ani oddać czy też
sprzedać. Wolałby mieć ją tylko na własność tak samo jak Justin. Traktowali ją
jak przedmiot, ale wiedzieli, że ma uczucia, ale zapominali o tym gdy tylko
widzieli jak jeden z nich miał ją w swoich objęciach. Osobnym odrzutowcem mieli
odlecieć, a ona ciągle przytulała czwórkę niemożliwie kochanych chłopaków.
– Kocham was chłopaki – powiedziała tuląc ich
ostatni raz. Niall indywidualnie ją mocno przytulił i delikatnie uniósł do
góry.
– My Ciebie też, Meg – westchnął ciężko,
wtulając twarz w jej ramię. – Postaramy się porozmawiać z nim co robi źle, ale
największy wpływ na niego ma Louis, więc to on powinien z nim solidnie pomówić.
– Będę mu bardzo wdzięczna.
Uśmiechnął się.
– Pilnuj się w L.A. – musnął jej czoło po
przyjacielsku, a potem pożegnawszy się, zasiadła w odrzutowcu jak grzeczna
dziewczynka. Siedziała i patrzyła jak oni wchodzą do swojego samolotu, a potem
odlatują. Już za nimi tęskniła. Poczuła dłoń na swoim prawym udzie. Odwróciła
głowę i ujrzała twarz Justina, który przybliżył usta do jej ucha.
– Czekam wciąż na twoją odpowiedź – szepnął.
– Nadzieja, która wciąż w tobie drzemie
powinna już dawno odejść w zapomnienie – odparła, odpychając jego dłoń. – Tak
jak wtedy kiedy wyjechałeś i zupełnie o mnie zapomniałeś...
– Nigdy.
„Powrót
chwiejnych uczuć sprawia, że znowu nie myślę trzeźwo.”