piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 43

Niezależność

„Zawsze byłam samodzielna, zawsze byłam niezależna od nikogo i twardo stąpałam po ziemi... niestety nie wiem dlaczego teraz jest inaczej...”


Spuściła głowę. Teraz jakby zapomniała języka w gębie, nie móc nic powiedzieć. Wyglądało to trochę egoistycznie, dziwnie, a szczególnie dla Niego bardzo irytująco.
Kiedy tylko tak stali w ciszy, znieruchomieli i brali głębokie wdechy i wydechy, usłyszeli głos Louisa, który zaraz stanął obok nich. Maggie zdezorientowana spojrzała na niego, a potem na Bieber’a, który zaraz w milczeniu odszedł, bo cóż tutaj dalej począć. Znów spuściła wzrok na swoje bose stopy. Westchnęła.
– Już masz dość? – delikatnie się uśmiechnęła. Kiwnął tylko głową. Wzrokiem przejechał przez ślady, w które odchodził Bieber i ponownie popatrzył w jej kakaowe oczy, w których faktycznie można się zakochać.
– O czym rozmawialiście? – spytał zmieniając temat.
– Wyjaśnialiśmy pewne sprawy – zagryzła wargę odchodząc od chłopaka.
Zaraz przeszła przez próg pokoju, w którym stał jeszcze Harry i patrzył na nią trochę podejrzanie, ale dociekliwym spojrzeniem, zarazem pożerającym. Ją to irytowało. Wyglądało to jakby chciał ją zabić za nieposłuszeństwo, jakby przekroczyła pewne obowiązujące ją zasady, które były dla niego święte. Podeszła do łóżka i zrobiła z nim porządek. Sięgnęła po ubrania i chcąc wejść do łazienki, gwałtownie Harry położył dłoń na kremowych drzwiach i stał tak patrząc na nią tym samym spojrzeniem. Był trochę podenerwowany, oddychał ciężko, a jego nozdrze były strasznie spragnione powietrza. Jego szmaragdowe oczy zaiskrzyły, a ona oblizując usta patrzyła w nie jak zahipnotyzowana i zaczarowana. Loczek przybliżył się i wyciągnąwszy dłoń, ujął ją w zewnętrznej części szczęki i delikatnie po niej jeździł. Spojrzeli wtedy równocześnie sobie w oczy.
– Dałaś mu już do zrozumienia tą błahą sprawę? – spytał z nadzieją w głosie, podnosząc brwi. Kiwnęła twierdząco głową i odsunęła od siebie jego rękę.
– Mogę wziąć prysznic?
Skinął tylko głową, a kilka długich sekund później przybliżył ją do siebie i z czułością musnął jej malinowe wargi. To trochę było spowodowane zazdrością. Chociaż tak bardzo lubił ją całować, widać to przecież. Zaczerpnęli powietrza i znów na siebie spojrzeli.
– Widzimy się na śniadaniu – podniósł jedną brew, uśmiechnąwszy się dumne. Przytaknęła głową. – Nie spóźnij się.
Wywróciła teatralnie oczami, a on zaśmiał się cicho pod nosem, po czym wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wzięła głęboki oddech i zamknęła drzwi wewnątrz łazienki. Nie trwało to długo, iż śniadanie, które miała zjeść z całym One Direction, miało odbyć się za kwadrans, czy dwadzieścia minut. Ubrana była w koralową koszulę z koronkowym kołnierzem, w czarne spodnie i czerwone vansy, zeszła na dół z pół uśmiechem na twarzy. Uczesana była w wysoki kok, oplątaną czarną wstążką. Znalazła się w kawiarni, która miała dodatkowo bar, a od razu zauważając blondasa, mulata i loczka, Niall widząc ją, uśmiechnął się szeroko i czule przytulił, lecz po chwili dostał pięścią w ramię. Jęknął, masując bolące miejsce, a Zayn i Harry wybuchli gromkim śmiechem. Nic nie powiedział i zasiedli przy jednym ze stolików. Zayn zamówił ciepłą owocową herbatę i omlet z pomidorem i kawałkami sera. Siedząc w ciszy, dołączyli do nich Scooter, Liam, Louis i Paul. Harry niespodziewanie chwycił jej rękę i pocałował w policzek.
– Widzę, że znów jest w porządku – uśmiechnął się Scooter patrząc na dziewczynę jakby na własną córkę. Odwzajemniła gest i skinęła tylko głową. Przybliżył po chwili głowę i usta do jej ucha, a ona momentalnie przybliżyła się. – Kiedy nagrasz piosenkę z Justinem, niecierpliwię się powoli.
Maggie zmarszczyła czoło.
– Ale ja jej z nim nie nagram – szepnęła. Scooter zrobił zdziwioną, zarazem skwaszoną minę. Skrzywił usta, a nagle mówiąc „przepraszam”, chwycił ją za rękę i wyszedł z baru z jedzeniem. Stanęli obok wielkiego obrazu olejnego, a Scott skrzyżował ręce na piersi, chcąc upewnić się czy dobrze usłyszał.
– Nie nagrasz? – podniósł brwi. Ona nic nie odpowiedziała tylko spuściła wzrok. Scooter zacisnął wargi. – Nie robisz to dla mnie tak w ogóle, ani dla nikogo... robisz to, bo to kochasz, Justin nie chce żebyś siedziała teraz zapewne w domu i patrzyła na siebie tego samego ranka, nie mogąc spojrzeć na siebie w ten sposób jaki patrzysz teraz. Zaproponował mi to dzień przed wyjazdem do Paryża, chciał zrobić Ci niespodziankę, prezent na święta i nie tylko dla fanów... tylko dla rodziny, rozumiesz? Mogę znać powód, dla którego tego nie zrobisz?
Głośno połknęła ślinę. Spojrzała na Scootera i tak brała po kilka głębokich oddechów. On zaczął podejrzewać, że coś się dzieje, że się boi czegoś... – A tak w ogóle, o co chodziło z tym krzykiem w nocy? Wystraszyłaś się czegoś, powiedz...
Milczała wciąż, aż potem wydukała z ust:
– Nie chcę źle. Tłumaczyłam Justinowi, wszystkim wokół... a może tylko sobie, że... ja zrezygnowałam z tego wszystkiego, chociaż to wszystko było czymś czego chciałam dla siebie i dla niego. On to zrobił, bo myślał, że dzięki temu coś dostanie, ale był w błędzie. Nie chcę tego robić, bo mam go dość. Justin to typ nieprzewidywalny, wkręca ludzi, by mieć z tego korzyści, czasami myślę, że wielki błąd zrobiłam wyjeżdżając z Polski. Nie zostawiłabym babci samą jak palec, ale Justin kilka dni po nowym roku, zjawił się jakby powrócił do Kanady, kiedy ja cierpiałam. Ludzie się zmieniają Scooter, ja również. Justin musi pojąć, że to w jakim stanie mnie zostawił, okłamując mnie, zostały tylko te głupie i nędzne wspomnienia z dzieciństwa, które może i wydaje się cudowne, ale nie wiem jak to nazwać. Teraz obrzydza mnie to, Justina nie chcę znać. Wróciłam, bo myślałam, że będzie lepiej... przez chwilę było...
Maggie zwróciła  wzrok ku stoliku gdzie siedziała cała czwórka Brytyjczyków i jednego słodkiego Irlandczyka.
– Justin powiedział, że mnie kocha tylko dlatego, żeby nie czuć się winy i po prostu zapomnieć to co było, ale rany zostały i ich nie zagoi w żaden sposób. Ja Justina kochałam i byłam w stanie oddać za niego życie, ale teraz... nie wiem dlaczego rzucił Selenę, nie jest brzydka, jest w jego typie...
– Nie będę wtrącał się w wasze sprawy, ale zrób to tylko dla siebie, pomyśl tylko o sobie... pomyśl, że go tam nie ma.
– To nie jest takie proste – oznajmiła. Scooter zmarszczył czoło, a ona spojrzała w stronę Harry’ego. Wziął głęboki oddech i podrapał się po skroni. – Walczą jakby byli na wojnie, nie chcę żadnych krzywd...
Potrząsnął głową i znów popatrzył na jej dość wystraszoną minę. Usłyszeli głos Louisa, który wołał ich na posiłek. Scooter stał jak wryty w ziemię, a ona bez dodatkowych słów odeszła ku nich. Harry przez pewien czas chciał wyczytać coś z jej twarzy, ujrzeć chociaż jedną wystającą odpowiedź, dlaczego sztywno stali i rozmawiali. Maggie trochę to irytowało, ale nic nie mówiąc wszyscy zabrali się za posiłek, który zamówili. Niall jak zwykle skończył pierwszy, jedząc trochę niechlujnie. Przez ten czas, Maggie myślała o słowach Scootera oraz o tym co mu powiedziała. Analizowała wszystko i nie żałowała co powiedziała. Ale musiała w końcu dać się namówić... czegoś takiego nie robi się z byle powodu wielkiego halo. Harry o niczym nie wiedział – tym lepiej – więc godzinę później razem ze Scooterem udała się do studia nagraniowego kilkadziesiąt kilometrów od hotelu. Justin stał tam z czwórką wysokich ciemnoskórych mężczyzn, z którymi pisał właśnie kolejny hit. Usłyszała tylko słodkie słówka, które razem zaśpiewali. Scooter stanął obok Justina, a zaraz znalazła się obok blondynka, która tylko milczała i czekała aż w końcu nadejdzie jej kolej. Justin był zdziwiony widząc ją, chociaż wiedział że namówił ją przebiegły Scott, który zawsze jak ma cel, do tego zawsze dąży. Popatrzył na nią z odrobiną żalu, ale w duchu krzyczał jak szczęśliwe dziecko. Shawn i reszta opuścili ich po jakimś czasie, a ona milczała jak zaklęta lub jakby miała zaklejone taśmą usta. Justin przejechał po niej wzrokiem i spojrzał potem na Scootera, który widząc ich tak podobnych uśmiechnął się. Nic nie mówiąc wzięli się do pracy. Usiedli na czarnej kanapie i chwycili jedną z akustycznych gitar, która stała między gitarą basową a perkusją. Siedziała cicho, a Scooter zostawił ich samych by mogli razem tworzyć, chociaż z początku wydawało się, że nic z tego nie wyjdzie. Patrzyli tak od czasu do czasu na siebie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Szatyn wyszedł po wodę, a ona po chwili chwyciła gitarę i wzięła głęboki oddech. Przypomniał jej się tekst, który napisała kilka miesięcy temu, jeszcze będąc u babci. Napisała dwa: jeden o uczuciach, drugi o świętach. Była ona bardzo delikatna i ciepła. Pamiętała ją na tyle, by ją zagrać. Pierwsze akordy i taniec palców na strunach gitary sprawił, by zapomniała o przeróżnych rzeczach i skupiła się tylko na tym co kocha. Justin stanął w miejscu i tylko słuchał co gra. Było to naprawdę delikatne, melodia wpadła mu w ucho i w głowie zaczął sam sobie dalszy tekst układać. Uśmiechnął się i usiadł obok niej, stawiając wodę na stoliku obok. Ona nie spojrzała na niego ani nawet na sekundę, tylko z przymkniętymi oczami, zaśpiewała to co napisała. Chociaż zawsze zapamiętywała tekst, który pisała, chociaż większość z nich była dla Justina. Ostatnie słowa tekstu piosenki, a potem wypuściła z ust powietrze. Chłopak popatrzył na nią trochę zdziwiony, chociaż mile zaskoczony. Oblizał usta, a ona potem zaczęła pisać ten sam tekst i nuty. Nie zważała na niego, traktowała jakby go tutaj nie było.
– Wymyśliłaś to na ostatnią chwilę? – spytał cicho. Nie odpowiedziała nic, tylko robiła to co należy, by potem mieć od niego spokój... chociaż wydawałoby się, że to nigdy nie nastąpi. – Odpowiedz.
Złapał ją za rękę, by przestała pisać tekst, po czym momentalnie zesztywnieli oboje. Odwróciła głowę i trochę się od niego odsunęła.
– Nie.
Nic już dalej nie powiedział i puścił jej dłoń, by mogła skończyć to co zaczęła. Wziął głęboki oddech.
– Scooter Cię namówił, czyż nie? – zwróciła wzrok ku niego i wbiła paznokcie w ołówek.
– A co? Oczekiwałeś, że przyszłabym tu z własnej woli? – zmarszczyła czoło. – Znasz mnie. Wiesz, że już to co było, zostało tylko w starym albumie ze zdjęciami.
– Każesz mi zapomnieć, chociaż ty sama do tego wracasz – westchnął, chwytając ją za podbródek. Spojrzeli sobie w oczy, lecz nie miała najmniejszego zamiaru w nie patrzeć, bo wiedziałaby do czego mogłoby to doprowadzić. – Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale wtedy wierzę, że wciąż coś do mnie czujesz...
Maggie parsknęła głośno, nie mogąc powstrzymać się od skomentowania tego co powiedział. Wyglądało, że naprawdę ją tym zdenerwował, że zamiast dać mu do zrozumienia pewne sprawy, wierzy w rzeczy takie jak to co przed chwilą powiedział. O uszy jej się obijały te ostatnie słowa...
– Jesteś głupcem, Justin.
Podała mu tekst, który skończyła pisać, a potem wstała i skierowała się do wyjścia.  Jej pierwsze kroki postawiła tylko dwa, a potem poczuła dłonie, które oplotły ją wokół talii i stanowczo pociągnął do siebie. Tętno, które przyśpieszyło momentalnie było wręcz bolesne. Jego mina mówiła różne słowa, ale jedno tak naprawdę można było wyczytać z twarzy... Ból i złość zarazem. Odwrócił ją do siebie i od razu spojrzeli sobie w oczy. Głośno połknęła ślinę i wypuściła powietrze przez nos. Tak bardzo chciała teraz przed nim uciec, jakby zaraz miał ją uderzyć, chociaż wiedziała, że krzywdy jej nie zrobi... taką miała nadzieję. Te słowa, które mu powiedziała były tymi samymi słowami co usłyszał od Seleny, gdy była u niego, wmawiając mu kim tak naprawdę jest jego ukochana. Nie chciał w to wierzyć, lecz słowa sprawiły, że go to zabolało, a Maggie jeszcze była świadoma tego co powiedziała.
– Wiem... – ścisnął ją w talii, jak i swoje urokliwe, różowiutkie wargi. Jego źrenicy zrobiły się węższe i groźniejsze. – Chcąc nie chcąc, wierzę jednak w swoje słowa i nie zamierzam z nim zrezygnować. Boisz się...
– Czego miałabym się bać – wtrąciła, próbując odepchnąć jego ręce, mimo wielokrotnych prób, nie udało jej się. – Odejdź Justin, proszę.
– Nie – ścisnął ją jeszcze mocniej, przybliżając do siebie. Schylił się delikatnie, chcąc złożyć na jej ustach coś wyjątkowego, ale odsunęła głowę w bok i tak jak sądziła, przypomniawszy sobie o wyjątkowych wspomnieniach, dzieciństwie, którym razem przeżyli, rozpłakała się.
Zabolało ją również to, że piosenka, którą napisała na święta, były również świątecznymi życzeniami dla niego i jego rodziny, którą wciąż kocha jak własną. Maggie miernie się teraz czuła... jego ręce były jak skały przyciśnięte do siebie, które ugniatały, a ją to bolało i ciężko oddychała, wiedząc, że zawsze jest tak, gdy dotyka ją... całuje... czuje jego bliskość. Wsunął usta i nos w jej złociste włosy i schylił się do szyi, którą zaczął obdarowywać delikatnymi muśnięciami. Prawa ręka zjechała w górę na wysokości żeber, a drugą objął ją mocno w pasie. Mierznie się wobec niego zachowywała i po prostu oschle potraktowała jego pocałunki. Dotknęła jego lewej dłoni, ściskając ją najmocniej palcami. Zacisnęła powieki, nie chcąc się rozpłakać już na dobre, po czym Justin syknął z bólu do jej ucha, a blondynka wyrwała się w końcu od jego uścisków. Wybiegła z pomieszczenia, a on za nią wyleciał w szybkim tempie i ją szybko dogonił. Popchnął ją na popielatą ścianę, trzymając w pasie, nawet nie myślał by kiedykolwiek ją puścić.
– Przestań mnie dotykać – walnęła go delikatnie w żebro pięścią. – Wracam do domu, dalej poradzisz sobie sam...
– Do domu? – zmarszczył czoło. – Twój dom jest przy mnie, Meg...
Bez żadnych skrupułów, pocałował ją z lekką namiętnością i z wyczuciem. Lubił to uczucie, kiedy tak dotykał ją. Wtedy tak naprawdę był szczęśliwy i za żadne marzenia by nie chciał nic innego, tylko ją. Nie odwzajemniała pocałunków. Mocniej przycisnął ją do ściany i siebie jednocześnie. Przywarł się dosłownie do niej, blondynka zaś z całych sił próbowała go od siebie oderwać, chociażby odsunąć o kilka centymetrów dalej, ale był za silny. Jego pocałunki, dusiły ją, mimo jak dobrze i z pasją to robił. Odsunął twarz gwałtownie o kilka milimetrów i oboje wzięli głośnie wdechy i wydechy. Uśmiechnął się mimowolnie.
– Ode mnie potrafisz być niezależna, ale od niego już nie... dziwne to, nieprawdaż? – parsknął pod nosem. Nie odpowiedziała ani słowem, tylko patrzyła na niego z nienawiścią w oczach, wręcz morderczym spojrzeniem, z nutką żalu. Warknęła zirytowana i powróciła do pomieszczenia gdzie wcześniej zagrała dla niego utwór. Chwyciła go do ręki i położyła na pulpicie. Usiadła stanowczo jak najdalej od niego i podawszy mu gitarę, sam spróbował zagrać tą piosenkę. Pomylił parę razy tekst, a potem dziewczyna przyłączyła się do niego z wielką niechęcią. Razem skonstruowali tekst, w którym będą mogli razem zaśpiewać i uczynić Beliebers szczęśliwe. Maggie burzyła się gdy tylko pomyślała, że Justin robi to tylko i wyłącznie, iż chce mieć ją przynajmniej na chwilę na własność... by była z dla od Harry’ego. I może taka właśnie była racja...
Cały dzień spędzili na nagrywaniu, rozmawiając tylko o tekście piosenki, a nie o tym kto tutaj w co wierzy, czy inne wierne sobie sprawy. Dzień zleciał im wolniej niż oczekiwała tego Maggie, ale spędziła również czas z tym co kocha. Między innymi na tworzeniu. Rytm zrównał się z melodią i tekstem. Wszystko dobrze ułożyła dziewczyna, a on zaśpiewał to z myślą o niej i o tym, że gdy wrócą na święta do Stratford, do Kanady, powrócą w końcu te wspomnienia i wypełnią ich tym samym uczuciem. Nadzieję każdy może mieć, ale wybór był jeden, a dróg dwie... Wrócili kiedy już zapadł zmierzch, na dworze wszystko było już oświetlone, a w hotelu zniecierpliwiony Harry. Kenny przyszedł wraz z nimi, a od razu kiedy spojrzał na ukochaną, rzucił się do niego z pięściami zielonooki i z wściekłością w oczach, rzucił nim o ścianę, po czym uderzył głową o lustro, zbiwszy je. Kenny próbował go odciągnąć, a Justin wyswobodzić z jego bardzo mocnego ramienia, którym go przywarł. Maggie spanikowana, stanęła obok Harry’ego wręcz osłupiona i wystraszona patrząc jak z tyłu głowy Justina przez lustro, spływała kropla krwi. Kątem oka spojrzał na dziewczynę, gdy jej twarz zrobiła się blada.
– Harry, przestań! Zraniłeś go! – krzyknęła drżącym głosem. Próbowała go odciągnąć, ale Kenny nawet nie pomógł. Harry spojrzawszy na nią wrogim spojrzeniem, które mówiło tylko ostrzegawcze słowa, chciała już zniknąć jak duch.
– Harry, puść go – bąknął groźnie Kenny – nie chcę Ci zrobić krzywdy...
– Jedyną zranioną osobą w tej chwili, jest Bieber – powiedział najgroźniej jak można. – No powiedz jak to jest gdy boli... gdy ktoś wbija Ci nóż w plecy!
Złapał jedną dłonią go za skroń i przycisnął, walnąwszy go jeszcze raz o lustro. Bieber zacisnął szczękę i tylko przytrzymał jego nadgarstek, który powoli ściskał. Harry odepchnął go raptownie, a on uderzył twarzą w drewnianą podłogę. Z tyłu miał widoczną plamę krwi.
– Jeszcze raz tkniesz ją w sposób, dla którego w tym momencie powinieneś być martwy, zabiję Cię i nie żartuję... – syknął.
– Nie potrafisz zadbać o nią w sposób, w który powinna być traktowana – spojrzał na niego i dotknął miejsca, gdzie dostał w głowę. Na opuszkach palców, znalazły się krople krwi. Maggie stanęła między nimi i głośno krzyknęła:
– Dość!
Harry podszedł z twardą pięścią, ignorując co powiedziała. Chwyciła go za ramię i odepchnęła.
– Dość, powiedziałam! – spojrzała na Harry’ego, a z jej oczu wydobyły się słone łzy. – Od tej pory macie mnie traktować jak białą flagę po obu stronach, zrozumiano? Mam was dosyć, waszych ciągłych walk między sobą. Justin idź przemyj ranę, a ty Harry, nie zbliżaj się do mnie...


„Walka się wciąż toczy i nie wiem czy ja ją przeżyję...”