Niezależność
„Zawsze
byłam samodzielna, zawsze byłam niezależna od nikogo i twardo stąpałam po
ziemi... niestety nie wiem dlaczego teraz jest inaczej...”
Spuściła głowę. Teraz jakby zapomniała języka
w gębie, nie móc nic powiedzieć. Wyglądało to trochę egoistycznie, dziwnie, a
szczególnie dla Niego bardzo irytująco.
Kiedy tylko tak stali w ciszy, znieruchomieli
i brali głębokie wdechy i wydechy, usłyszeli głos Louisa, który zaraz stanął
obok nich. Maggie zdezorientowana spojrzała na niego, a potem na Bieber’a,
który zaraz w milczeniu odszedł, bo cóż tutaj dalej począć. Znów spuściła wzrok
na swoje bose stopy. Westchnęła.
– Już masz dość? – delikatnie się uśmiechnęła.
Kiwnął tylko głową. Wzrokiem przejechał przez ślady, w które odchodził Bieber i
ponownie popatrzył w jej kakaowe oczy, w których faktycznie można się zakochać.
– O czym rozmawialiście? – spytał zmieniając
temat.
– Wyjaśnialiśmy pewne sprawy – zagryzła wargę
odchodząc od chłopaka.
Zaraz przeszła przez próg pokoju, w którym
stał jeszcze Harry i patrzył na nią trochę podejrzanie, ale dociekliwym
spojrzeniem, zarazem pożerającym. Ją to irytowało. Wyglądało to jakby chciał ją
zabić za nieposłuszeństwo, jakby przekroczyła pewne obowiązujące ją zasady,
które były dla niego święte. Podeszła do łóżka i zrobiła z nim porządek.
Sięgnęła po ubrania i chcąc wejść do łazienki, gwałtownie Harry położył dłoń na
kremowych drzwiach i stał tak patrząc na nią tym samym spojrzeniem. Był trochę
podenerwowany, oddychał ciężko, a jego nozdrze były strasznie spragnione
powietrza. Jego szmaragdowe oczy zaiskrzyły, a ona oblizując usta patrzyła w
nie jak zahipnotyzowana i zaczarowana. Loczek przybliżył się i wyciągnąwszy
dłoń, ujął ją w zewnętrznej części szczęki i delikatnie po niej jeździł.
Spojrzeli wtedy równocześnie sobie w oczy.
– Dałaś mu już do zrozumienia tą błahą sprawę?
– spytał z nadzieją w głosie, podnosząc brwi. Kiwnęła twierdząco głową i
odsunęła od siebie jego rękę.
– Mogę wziąć prysznic?
Skinął tylko głową, a kilka długich sekund
później przybliżył ją do siebie i z czułością musnął jej malinowe wargi. To
trochę było spowodowane zazdrością. Chociaż tak bardzo lubił ją całować, widać
to przecież. Zaczerpnęli powietrza i znów na siebie spojrzeli.
– Widzimy się na śniadaniu – podniósł jedną
brew, uśmiechnąwszy się dumne. Przytaknęła głową. – Nie spóźnij się.
Wywróciła teatralnie oczami, a on zaśmiał się
cicho pod nosem, po czym wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wzięła
głęboki oddech i zamknęła drzwi wewnątrz łazienki. Nie trwało to długo, iż
śniadanie, które miała zjeść z całym One Direction, miało odbyć się za
kwadrans, czy dwadzieścia minut. Ubrana była w koralową koszulę z koronkowym
kołnierzem, w czarne spodnie i czerwone vansy, zeszła na dół z pół uśmiechem na
twarzy. Uczesana była w wysoki kok, oplątaną czarną wstążką. Znalazła się w
kawiarni, która miała dodatkowo bar, a od razu zauważając blondasa, mulata i
loczka, Niall widząc ją, uśmiechnął się szeroko i czule przytulił, lecz po
chwili dostał pięścią w ramię. Jęknął, masując bolące miejsce, a Zayn i Harry
wybuchli gromkim śmiechem. Nic nie powiedział i zasiedli przy jednym ze
stolików. Zayn zamówił ciepłą owocową herbatę i omlet z pomidorem i kawałkami
sera. Siedząc w ciszy, dołączyli do nich Scooter, Liam, Louis i Paul. Harry
niespodziewanie chwycił jej rękę i pocałował w policzek.
– Widzę, że znów jest w porządku – uśmiechnął
się Scooter patrząc na dziewczynę jakby na własną córkę. Odwzajemniła gest i
skinęła tylko głową. Przybliżył po chwili głowę i usta do jej ucha, a ona
momentalnie przybliżyła się. – Kiedy nagrasz piosenkę z Justinem, niecierpliwię
się powoli.
Maggie zmarszczyła czoło.
– Ale ja jej z nim nie nagram – szepnęła. Scooter
zrobił zdziwioną, zarazem skwaszoną minę. Skrzywił usta, a nagle mówiąc
„przepraszam”, chwycił ją za rękę i wyszedł z baru z jedzeniem. Stanęli obok
wielkiego obrazu olejnego, a Scott skrzyżował ręce na piersi, chcąc upewnić się
czy dobrze usłyszał.
– Nie nagrasz?
– podniósł brwi. Ona nic nie odpowiedziała tylko spuściła wzrok. Scooter
zacisnął wargi. – Nie robisz to dla mnie tak w ogóle, ani dla nikogo... robisz
to, bo to kochasz, Justin nie chce żebyś siedziała teraz zapewne w domu i
patrzyła na siebie tego samego ranka, nie mogąc spojrzeć na siebie w ten sposób
jaki patrzysz teraz. Zaproponował mi to dzień przed wyjazdem do Paryża, chciał
zrobić Ci niespodziankę, prezent na święta i nie tylko dla fanów... tylko dla
rodziny, rozumiesz? Mogę znać powód, dla którego tego nie zrobisz?
Głośno połknęła ślinę. Spojrzała na Scootera i
tak brała po kilka głębokich oddechów. On zaczął podejrzewać, że coś się
dzieje, że się boi czegoś... – A tak w ogóle, o co chodziło z tym krzykiem w
nocy? Wystraszyłaś się czegoś, powiedz...
Milczała wciąż, aż potem wydukała z ust:
– Nie chcę źle. Tłumaczyłam Justinowi,
wszystkim wokół... a może tylko sobie, że... ja zrezygnowałam z tego
wszystkiego, chociaż to wszystko było czymś czego chciałam dla siebie i dla
niego. On to zrobił, bo myślał, że dzięki temu coś dostanie, ale był w błędzie.
Nie chcę tego robić, bo mam go dość. Justin to typ nieprzewidywalny, wkręca
ludzi, by mieć z tego korzyści, czasami myślę, że wielki błąd zrobiłam
wyjeżdżając z Polski. Nie zostawiłabym babci samą jak palec, ale Justin kilka
dni po nowym roku, zjawił się jakby powrócił do Kanady, kiedy ja cierpiałam.
Ludzie się zmieniają Scooter, ja również. Justin musi pojąć, że to w jakim
stanie mnie zostawił, okłamując mnie, zostały tylko te głupie i nędzne
wspomnienia z dzieciństwa, które może i wydaje się cudowne, ale nie wiem jak to
nazwać. Teraz obrzydza mnie to, Justina nie chcę znać. Wróciłam, bo myślałam,
że będzie lepiej... przez chwilę było...
Maggie zwróciła wzrok ku stoliku gdzie siedziała cała czwórka
Brytyjczyków i jednego słodkiego Irlandczyka.
– Justin powiedział, że mnie kocha tylko
dlatego, żeby nie czuć się winy i po prostu zapomnieć to co było, ale rany
zostały i ich nie zagoi w żaden sposób. Ja Justina kochałam i byłam w stanie
oddać za niego życie, ale teraz... nie wiem dlaczego rzucił Selenę, nie jest
brzydka, jest w jego typie...
– Nie będę wtrącał się w wasze sprawy, ale
zrób to tylko dla siebie, pomyśl tylko o sobie... pomyśl, że go tam nie ma.
– To nie jest takie proste – oznajmiła.
Scooter zmarszczył czoło, a ona spojrzała w stronę Harry’ego. Wziął głęboki
oddech i podrapał się po skroni. – Walczą jakby byli na wojnie, nie chcę
żadnych krzywd...
Potrząsnął głową i znów popatrzył na jej dość
wystraszoną minę. Usłyszeli głos Louisa, który wołał ich na posiłek. Scooter
stał jak wryty w ziemię, a ona bez dodatkowych słów odeszła ku nich. Harry
przez pewien czas chciał wyczytać coś z jej twarzy, ujrzeć chociaż jedną
wystającą odpowiedź, dlaczego sztywno stali i rozmawiali. Maggie trochę to
irytowało, ale nic nie mówiąc wszyscy zabrali się za posiłek, który zamówili.
Niall jak zwykle skończył pierwszy, jedząc trochę niechlujnie. Przez ten czas,
Maggie myślała o słowach Scootera oraz o tym co mu powiedziała. Analizowała
wszystko i nie żałowała co powiedziała. Ale musiała w końcu dać się namówić...
czegoś takiego nie robi się z byle powodu wielkiego halo. Harry o niczym nie
wiedział – tym lepiej – więc godzinę później razem ze Scooterem udała się do
studia nagraniowego kilkadziesiąt kilometrów od hotelu. Justin stał tam z
czwórką wysokich ciemnoskórych mężczyzn, z którymi pisał właśnie kolejny hit.
Usłyszała tylko słodkie słówka, które razem zaśpiewali. Scooter stanął obok
Justina, a zaraz znalazła się obok blondynka, która tylko milczała i czekała aż
w końcu nadejdzie jej kolej. Justin był zdziwiony widząc ją, chociaż wiedział
że namówił ją przebiegły Scott, który zawsze jak ma cel, do tego zawsze dąży.
Popatrzył na nią z odrobiną żalu, ale w duchu krzyczał jak szczęśliwe dziecko.
Shawn i reszta opuścili ich po jakimś czasie, a ona milczała jak zaklęta lub
jakby miała zaklejone taśmą usta. Justin przejechał po niej wzrokiem i spojrzał
potem na Scootera, który widząc ich tak podobnych uśmiechnął się. Nic nie
mówiąc wzięli się do pracy. Usiedli na czarnej kanapie i chwycili jedną z
akustycznych gitar, która stała między gitarą basową a perkusją. Siedziała
cicho, a Scooter zostawił ich samych by mogli razem tworzyć, chociaż z początku
wydawało się, że nic z tego nie wyjdzie. Patrzyli tak od czasu do czasu na
siebie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Szatyn wyszedł po wodę, a ona po chwili
chwyciła gitarę i wzięła głęboki oddech. Przypomniał jej się tekst, który
napisała kilka miesięcy temu, jeszcze będąc u babci. Napisała dwa: jeden o
uczuciach, drugi o świętach. Była ona bardzo delikatna i ciepła. Pamiętała ją
na tyle, by ją zagrać. Pierwsze akordy i taniec palców na strunach gitary
sprawił, by zapomniała o przeróżnych rzeczach i skupiła się tylko na tym co
kocha. Justin stanął w miejscu i tylko słuchał co gra. Było to naprawdę
delikatne, melodia wpadła mu w ucho i w głowie zaczął sam sobie dalszy tekst
układać. Uśmiechnął się i usiadł obok niej, stawiając wodę na stoliku obok. Ona
nie spojrzała na niego ani nawet na sekundę, tylko z przymkniętymi oczami,
zaśpiewała to co napisała. Chociaż zawsze zapamiętywała tekst, który pisała,
chociaż większość z nich była dla Justina. Ostatnie słowa tekstu piosenki, a
potem wypuściła z ust powietrze. Chłopak popatrzył na nią trochę zdziwiony,
chociaż mile zaskoczony. Oblizał usta, a ona potem zaczęła pisać ten sam tekst
i nuty. Nie zważała na niego, traktowała jakby go tutaj nie było.
– Wymyśliłaś to na ostatnią chwilę? – spytał
cicho. Nie odpowiedziała nic, tylko robiła to co należy, by potem mieć od niego
spokój... chociaż wydawałoby się, że to nigdy nie nastąpi. – Odpowiedz.
Złapał ją za rękę, by przestała pisać tekst,
po czym momentalnie zesztywnieli oboje. Odwróciła głowę i trochę się od niego
odsunęła.
– Nie.
Nic już dalej nie powiedział i puścił jej
dłoń, by mogła skończyć to co zaczęła. Wziął głęboki oddech.
– Scooter Cię namówił, czyż nie? – zwróciła
wzrok ku niego i wbiła paznokcie w ołówek.
– A co? Oczekiwałeś, że przyszłabym tu z
własnej woli? – zmarszczyła czoło. – Znasz mnie. Wiesz, że już to co było,
zostało tylko w starym albumie ze zdjęciami.
– Każesz mi zapomnieć, chociaż ty sama do tego
wracasz – westchnął, chwytając ją za podbródek. Spojrzeli sobie w oczy, lecz
nie miała najmniejszego zamiaru w nie patrzeć, bo wiedziałaby do czego mogłoby
to doprowadzić. – Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale wtedy wierzę, że wciąż
coś do mnie czujesz...
Maggie parsknęła głośno, nie mogąc powstrzymać
się od skomentowania tego co powiedział. Wyglądało, że naprawdę ją tym
zdenerwował, że zamiast dać mu do zrozumienia pewne sprawy, wierzy w rzeczy
takie jak to co przed chwilą powiedział. O uszy jej się obijały te ostatnie
słowa...
– Jesteś głupcem, Justin.
Podała mu tekst, który skończyła pisać, a
potem wstała i skierowała się do wyjścia.
Jej pierwsze kroki postawiła tylko dwa, a potem poczuła dłonie, które
oplotły ją wokół talii i stanowczo pociągnął do siebie. Tętno, które
przyśpieszyło momentalnie było wręcz bolesne. Jego mina mówiła różne słowa, ale
jedno tak naprawdę można było wyczytać z twarzy... Ból i złość zarazem.
Odwrócił ją do siebie i od razu spojrzeli sobie w oczy. Głośno połknęła ślinę i
wypuściła powietrze przez nos. Tak bardzo chciała teraz przed nim uciec, jakby
zaraz miał ją uderzyć, chociaż wiedziała, że krzywdy jej nie zrobi... taką
miała nadzieję. Te słowa, które mu powiedziała były tymi samymi słowami co
usłyszał od Seleny, gdy była u niego, wmawiając mu kim tak naprawdę jest jego
ukochana. Nie chciał w to wierzyć, lecz słowa sprawiły, że go to zabolało, a
Maggie jeszcze była świadoma tego co powiedziała.
– Wiem... – ścisnął ją w talii, jak i swoje
urokliwe, różowiutkie wargi. Jego źrenicy zrobiły się węższe i groźniejsze. –
Chcąc nie chcąc, wierzę jednak w swoje słowa i nie zamierzam z nim zrezygnować.
Boisz się...
– Czego miałabym się bać – wtrąciła, próbując
odepchnąć jego ręce, mimo wielokrotnych prób, nie udało jej się. – Odejdź
Justin, proszę.
– Nie – ścisnął ją jeszcze mocniej,
przybliżając do siebie. Schylił się delikatnie, chcąc złożyć na jej ustach coś
wyjątkowego, ale odsunęła głowę w bok i tak jak sądziła, przypomniawszy sobie o
wyjątkowych wspomnieniach, dzieciństwie, którym razem przeżyli, rozpłakała się.
Zabolało ją również to, że piosenka, którą
napisała na święta, były również świątecznymi życzeniami dla niego i jego rodziny,
którą wciąż kocha jak własną. Maggie miernie się teraz czuła... jego ręce były
jak skały przyciśnięte do siebie, które ugniatały, a ją to bolało i ciężko
oddychała, wiedząc, że zawsze jest tak, gdy dotyka ją... całuje... czuje jego
bliskość. Wsunął usta i nos w jej złociste włosy i schylił się do szyi, którą
zaczął obdarowywać delikatnymi muśnięciami. Prawa ręka zjechała w górę na
wysokości żeber, a drugą objął ją mocno w pasie. Mierznie się wobec niego
zachowywała i po prostu oschle potraktowała jego pocałunki. Dotknęła jego lewej
dłoni, ściskając ją najmocniej palcami. Zacisnęła powieki, nie chcąc się
rozpłakać już na dobre, po czym Justin syknął z bólu do jej ucha, a blondynka
wyrwała się w końcu od jego uścisków. Wybiegła z pomieszczenia, a on za nią
wyleciał w szybkim tempie i ją szybko dogonił. Popchnął ją na popielatą ścianę,
trzymając w pasie, nawet nie myślał by kiedykolwiek ją puścić.
– Przestań mnie dotykać – walnęła go
delikatnie w żebro pięścią. – Wracam do domu, dalej poradzisz sobie sam...
– Do domu?
– zmarszczył czoło. – Twój dom jest przy mnie, Meg...
Bez żadnych skrupułów, pocałował ją z lekką
namiętnością i z wyczuciem. Lubił to uczucie, kiedy tak dotykał ją. Wtedy tak
naprawdę był szczęśliwy i za żadne marzenia by nie chciał nic innego, tylko ją.
Nie odwzajemniała pocałunków. Mocniej przycisnął ją do ściany i siebie
jednocześnie. Przywarł się dosłownie do niej, blondynka zaś z całych sił
próbowała go od siebie oderwać, chociażby odsunąć o kilka centymetrów dalej,
ale był za silny. Jego pocałunki, dusiły ją, mimo jak dobrze i z pasją to
robił. Odsunął twarz gwałtownie o kilka milimetrów i oboje wzięli głośnie
wdechy i wydechy. Uśmiechnął się mimowolnie.
– Ode mnie potrafisz być niezależna, ale od
niego już nie... dziwne to, nieprawdaż? – parsknął pod nosem. Nie odpowiedziała
ani słowem, tylko patrzyła na niego z nienawiścią w oczach, wręcz morderczym
spojrzeniem, z nutką żalu. Warknęła zirytowana i powróciła do pomieszczenia
gdzie wcześniej zagrała dla niego utwór. Chwyciła go do ręki i położyła na
pulpicie. Usiadła stanowczo jak najdalej od niego i podawszy mu gitarę, sam
spróbował zagrać tą piosenkę. Pomylił parę razy tekst, a potem dziewczyna
przyłączyła się do niego z wielką niechęcią. Razem skonstruowali tekst, w
którym będą mogli razem zaśpiewać i uczynić Beliebers szczęśliwe. Maggie
burzyła się gdy tylko pomyślała, że Justin robi to tylko i wyłącznie, iż chce
mieć ją przynajmniej na chwilę na własność... by była z dla od Harry’ego. I
może taka właśnie była racja...
Cały dzień spędzili na nagrywaniu, rozmawiając
tylko o tekście piosenki, a nie o tym kto tutaj w co wierzy, czy inne wierne
sobie sprawy. Dzień zleciał im wolniej niż oczekiwała tego Maggie, ale spędziła
również czas z tym co kocha. Między innymi na tworzeniu. Rytm zrównał się z
melodią i tekstem. Wszystko dobrze ułożyła dziewczyna, a on zaśpiewał to z
myślą o niej i o tym, że gdy wrócą na święta do Stratford, do Kanady, powrócą w
końcu te wspomnienia i wypełnią ich tym samym uczuciem. Nadzieję każdy może
mieć, ale wybór był jeden, a dróg dwie... Wrócili kiedy już zapadł zmierzch, na
dworze wszystko było już oświetlone, a w hotelu zniecierpliwiony Harry. Kenny
przyszedł wraz z nimi, a od razu kiedy spojrzał na ukochaną, rzucił się do
niego z pięściami zielonooki i z wściekłością w oczach, rzucił nim o ścianę, po
czym uderzył głową o lustro, zbiwszy je. Kenny próbował go odciągnąć, a Justin
wyswobodzić z jego bardzo mocnego ramienia, którym go przywarł. Maggie
spanikowana, stanęła obok Harry’ego wręcz osłupiona i wystraszona patrząc jak z
tyłu głowy Justina przez lustro, spływała kropla krwi. Kątem oka spojrzał na
dziewczynę, gdy jej twarz zrobiła się blada.
– Harry, przestań! Zraniłeś go! – krzyknęła
drżącym głosem. Próbowała go odciągnąć, ale Kenny nawet nie pomógł. Harry spojrzawszy
na nią wrogim spojrzeniem, które mówiło tylko ostrzegawcze słowa, chciała już
zniknąć jak duch.
– Harry, puść go – bąknął groźnie Kenny – nie
chcę Ci zrobić krzywdy...
– Jedyną zranioną osobą w tej chwili, jest
Bieber – powiedział najgroźniej jak można. – No powiedz jak to jest gdy boli...
gdy ktoś wbija Ci nóż w plecy!
Złapał jedną dłonią go za skroń i przycisnął,
walnąwszy go jeszcze raz o lustro. Bieber zacisnął szczękę i tylko przytrzymał
jego nadgarstek, który powoli ściskał. Harry odepchnął go raptownie, a on
uderzył twarzą w drewnianą podłogę. Z tyłu miał widoczną plamę krwi.
– Jeszcze raz tkniesz ją w sposób, dla którego
w tym momencie powinieneś być martwy, zabiję Cię i nie żartuję... – syknął.
– Nie potrafisz zadbać o nią w sposób, w który
powinna być traktowana – spojrzał na niego i dotknął miejsca, gdzie dostał w
głowę. Na opuszkach palców, znalazły się krople krwi. Maggie stanęła między
nimi i głośno krzyknęła:
– Dość!
Harry podszedł z twardą pięścią, ignorując co
powiedziała. Chwyciła go za ramię i odepchnęła.
– Dość, powiedziałam! – spojrzała na
Harry’ego, a z jej oczu wydobyły się słone łzy. – Od tej pory macie mnie
traktować jak białą flagę po obu stronach, zrozumiano? Mam was dosyć, waszych
ciągłych walk między sobą. Justin idź przemyj ranę, a ty Harry, nie zbliżaj się
do mnie...
„Walka
się wciąż toczy i nie wiem czy ja ją przeżyję...”