Fight
„Walka o
swoje popłaca... ale nie zawsze jest to w sumie dobre dla drugiego człowieka.”
Minęły dwa dni. Maggie wraz z całym zespołem
wyjechała do Paryża – ulubionego miasta Harry’ego, tam będą koncertować i
spełniać marzenia.
Chociaż Harry zachowywał się inaczej niż
zwykle. Louis to zauważył, ale nic nie mówił, ponieważ niepotrzebne byłoby
stwarzać dyskusje. Niall był zafascynowany miastem, a najbardziej jedzeniem
jakie tu serwują. Fani One Direction – Directioners – stały już pod hotelem, do
którego weszli od tyłu, a paparazzi ich już wyłapali. Maggie inaczej się już czuła,
ale wciąż była przygnębiona faktem, że już nie ma tej ważnej, bliskiej osoby.
Wchodząc do środka, Harry spojrzał na dziewczynę, która miała smutnie
spuszczoną głowę. Oblizał usta, po czym z zamyśleń wyrwał go Liam. Niall
również spojrzał na blondynkę, więc ją w pewnej chwili zatrzymał. Spojrzała na
niego, gdy ten rozkazał jej się uśmiechnąć. Zrobiła to delikatnie, ale nie
miała powodów, dla którego miałaby się uśmiechać. Ostatnio wszystko wydawało
się być szare i smutne. Przytulił ją, po czym zostawił na korytarzu, mówiąc że
tu właśnie ma swój pokój.
Gdyby nie Niall nie wiedziałaby co ze sobą
zrobić. Tyle, że Harry w ogóle nie rozmawiał z nią, traktował jak powietrze.
Nie sądziłaby, że tak będzie... Że tylko nakrzyczy i się obrazi, a potem znów
wszystko będzie dobrze. Jednak zazdrość też jest u niego prawie taka sama jak u
Justina. Jej pokój był skromny – jaki sobie zażyczyła – o delikatnych kolorach,
ciepły i przytulny. Był dosłownie prostokątny, łóżko było wręcz
biało-miedziany. Pachniało bzem, gdzie właśnie na oknie, znajdowały się kwiaty
z małą karteczką powitalną. Postawiła walizkę przy komodzie, wyglądała jak z
XIX, XVIII wieku przez co było naprawdę ślicznie. Tak parysko to wszystko
wyglądało. Wyglądnęła przez okno, gdzie widziano fanki, które głośno krzyczało
każdą ksywę z chłopców. Głośno westchnęła, a po chwili znajdowała się w
łazience, w której odświeżyła się, przebrana w koszulę w kratkę, biały
podkoszulek i dżinsowe spodnie. Zamierzała na nowo porozmawiać z Harrym, by w
końcu wyjaśnić sobie sprawy dogłębnie. Najbardziej w nim jest irytujące to, że
nie odpuszcza i robi na złość, ale przecież złym człowiekiem nie jest. Wzięła
głęboki oddech, po czym wyszła z pokoju, od razu kierując się w stronę pokoju
chłopców. Jednak kiedy miała minąć korytarz, ujrzała Harry’ego, który ze swoimi
dołeczkami rozmawia z jakąś dziewczyną. Dokładnie im się przypatrywała z
daleka. Coś się w niej zagotowało jednocześnie zabolało. Poczuła dziwny ucisk w
brzuchu i delikatnie zazgrzytały jej zęby. Nagle zza jej pleców usłyszała głos
Louisa. Odskoczyła nagle i się odwróciła.
– Hej, co ty taka niedostępna? Ducha udajesz,
czy co? – delikatnie ją przytulił. Uśmiechnęła się delikatnie i spuściła głowę.
– Przepraszam, ale przez ostatnie dni, nie
czułam się żywa, więc nie zwracaj po prostu na to uwagi – powiedziała
niechętnie, odwracając głowę. Harry’ego już nie było. Spuściła wzrok i znów
spojrzała na Louisa, który delikatnie się do niej uśmiechał.
– Przykro mi jest z powodu twojej babci...
wiem, że ciężka to sprawa, bo miałem podobną sytuację. Stało się to trzy lata
temu. Mój wujek, z którym miałem bardzo dobry kontakt, zmarł w wypadku
samochodowym i od tamtego czasu... byłem przygnębiony, ale potem dało mi to
siłę, by myśleć trzeźwo. Po prostu nie chciałem, by we mnie coś pękło. Nie
poddałem się, więc jest w porządku, a ty powinnaś postąpić tak samo. Postaraj
się przynajmniej udawać podczas koncertów uśmiechniętą, bo przecież polega to
na tym, żeby się nie poddawać i mieć ubaw z życia.
Przytaknęła głową, już lekko się uśmiechając,
ale w pewnym momencie znów uśmiech zniknął. Louis wtulił ją w swoją klatkę
piersiową i ucałował w czubek głowy. – Będzie dobrze.
Westchnąwszy, puścił ją, a sam odszedł z uśmiechem. Jednak przypomniawszy sobie o Harrym, postanowiła do niego pójść i z nim porozmawiać mimo wszystko. Bała się jednak, że jej nerwy i emocje ujrzą światło dzienne i rozpłacze się jak dziecko, jednocześnie zbulwersuje się na oczach każdego. A przecież zapewne Harry i ona tego nie chcą. Weszła bez pukania do pokoju i ujrzała w nim Zayna i Harry’ego razem. Śmiali się z czegoś, ale kiedy Zayn ją zauważył od razu zawołał loczka.
Westchnąwszy, puścił ją, a sam odszedł z uśmiechem. Jednak przypomniawszy sobie o Harrym, postanowiła do niego pójść i z nim porozmawiać mimo wszystko. Bała się jednak, że jej nerwy i emocje ujrzą światło dzienne i rozpłacze się jak dziecko, jednocześnie zbulwersuje się na oczach każdego. A przecież zapewne Harry i ona tego nie chcą. Weszła bez pukania do pokoju i ujrzała w nim Zayna i Harry’ego razem. Śmiali się z czegoś, ale kiedy Zayn ją zauważył od razu zawołał loczka.
– Zayn, mógłbyś na chwilę wyjść? – spytała
nagle, drapiąc się po skroni. Skinął głową, od razu kierując się w stronę
wyjścia.
– I tak miałem zamiar wyjść – mruknął, śmiejąc
się pod nosem.
Maggie wywróciła teatralnie oczami, po czym
Harry zwrócił się do niej. Niechętnie na siebie patrzyli, a zielonooki uciekał
od niej wzrokiem. Tak jak ona, gdy uciekała od Justina. Między nimi panowała
długa chwila ciszy, jej rozum mówił, by nie robiła od razu awantury, jej usta
chciały od razu przejść do sedna, a jej serce chciało jedynie przestać bić.
– Dlaczego kazałeś mnie ściągnąć do
Mullingaru? – jej pytanie go zdziwiło. Zmarszczył czoło i stanął tuż naprzeciw
niej.
– Myślałem, że będzie lepiej, gdy sprawdzę czy
wciąż masz ochotę mnie widzieć i czy przez ten cały czas pachniesz Bieberem –
oznajmił spokojnie, jednak kiedy wypowiedział nazwisko Justina jakby miał zaraz
zwymiotować, jej zazgrzytały zęby, powstrzymując łzy i nerwy.
– Dlaczego tak myślisz? Co ja Ci złego
zrobiłam, że tak mnie nienawidzisz... ranisz mnie.
Jej oczy mimowolnie zrobiły się szklane, on
zareagował bardzo intensywnie.
– Gdybym Cię nienawidził, nie dbałbym o nas
związek. Dbam o to, byś była mi wierna, sprawdzając czy jesteś odporna na
każdego, prócz mnie – odparł. – Kocham Cię, Meg, ale jestem po prostu zazdrosny
i przestań mnie osądzać również o zdradę, bo i mnie to boli.
– Myślałam, że ten temat mamy za sobą – jej
głos zadrżał. Harry patrzył w jej oczy głęboko, po czym przysunął się bliżej, a
ona... zadrżała. Nie czuła się już przy nim taka bezpieczna. – To ty nie jesteś
wierny...
Jej słowa były wyduszone z gardła. Głośno
połknęła ślinę, a już pierwsza kryształowa łza spłynęła po jej policzku, a on
spuścił głowę. Iż, że teraz nie mógł wypowiedzieć na razie nic, aż w jego
gardle powstała dziwna gula. Serce jej przyśpieszyło, momentalnie zadrżała, a
łzy spłynęły jej wielokrotnie. Otarła je i bez słów wyszła. Usłyszała tylko od
niego, bardzo ciche:
– Kocham Cię...
Ukryła twarz w dłonie, klnąc pod nosem jak
głupia. Zacisnęła zęby, powstrzymując płacz. Miała w głowie jego wszystkie
słowa. Miała być to rozmowa, a nie chwilowa wymiana zdań, ale Maggie nie
potrafiła poradzić, że jest nadwrażliwa.
Cały wieczór spędziła zamknięta w pokoju,
leżąc bezradnie. W głowie leciała jej piosenka, którą napisała razem z Harrym,
a potem coś zupełnie innego...
Następny dzień, czekali wszyscy
zniecierpliwieni na koncert, który miał odbyć się tutejszego wieczoru. Jednak
całe One Direction zachowywali się bardzo swawolnie, przez co próby wyglądały
jak WF. Maggie to bawiło, ale kiedy miała zacząć śpiewać razem z nimi, uciekała
wzrokiem od Harry’ego, który znów starał się o to, by w końcu było w porządku,
lecz nie udawało mu się to. Wszyscy nie zwracali na to uwagi, iż wyglądali
jakby nic się nie stało i dalej ze sobą nie rozmawiali, ale mina Harry’ego,
oraz chęć do niej, zdziwiło ich równocześnie. Po próbie, Maggie postanowiła
zaprosić ich wszystkich na obiad. By przynajmniej żołądek Nialla nie dawał po
sobie znać przed koncertem. Kiedy dotarli do jednej z restauracji, zamówili
najbardziej polecane danie, a nim był – Łosoś w papilotach.
Harry zawsze chciał spróbować francuskich dań,
ale również dorzucił dla siebie i ukochanej – czekoladowe brioche – uśmiechając
się szczerze. Strasznie speszona, szukała obiektu do obserwacji, ale czując na
sobie wzrok Harry’ego strasznie się denerwowała, aż po prostu nic ją nie
interesowało, tylko spojrzała w jego szmaragdowe, błyszczące oczy. Jego słodkie
dołeczki były takie niesamowite, że nawet jej kąciki się delikatnie uniosły.
Gwałtownie chwycił jej rękę i pocałował.
– Madamé – mruknął. – Vous êtes belle...
(tłum. Jesteś piękna)
– Przestań się podlizywać – wyrwała rękę,
mówiąc cicho.
– Skąd wiesz co mówię – zmarszczył czoło.
– Uczyłam się w szkole francuskiego, więc nie
myśl, że nie wiem co znaczą te słowa – odpowiedziała pewna swoich słów. Harry
podparł się łokciami, położywszy na dłonie podbródek.
– Mlle Wise (tłum. Mądra Panna) – odparł,
śmiejąc się szarmancko.
Dziewczyna zarumieniła się, a potem usłyszeli
dźwięk telefonu Liama. Opuścił stolik, gdy zaraz podano jedzenie. Niall aż opadła szczęka i
wytrzeszczał oczy, jak to wszystko zostało wykwintnie podane.
– Bon appétit – pocałował ją w różowiutki
policzek, a ona ledwo go odsunęła od siebie. Chwycili wszyscy sztućce i zaczęli
jeść. Rozkoszowali się smakiem, a najbardziej z nich wszystkich Niall, który aż
mruczał. Czego by nie lubił, zjadłby. Wszyscy śmiali się cicho, aż po chwili wrócił
Liam. Zayn spytał oczywiście od kogo był telefon, a on poważnym tonem
powiedział:
– Dziś przyjeżdża Justin... do Maggie, bo ma
pewną sprawę.
Wydukał ostatnie słowa, bojąc się reakcji
Harry’ego. Maggie ciśnienie podskoczyło i przestała mielić jedzenie w buzi, a
Harry rzucił sztućce o talerz. Wszyscy przez chwilę spojrzeli w ich stronę, a
loczek zaraz spojrzał na przyjaciela, który był wystraszony jego miną. Maggie z
Niallem zauważyli, że Harry zaciska pięść, po czym spojrzeli na siebie.
– Harry uspokój się. Zjedz, a potem będziecie
się kłócić... nie w miejscu publicznym – mruknął Louis, przybliżając usta do
ucha zielonookiego. Przytaknął niechętnie głową i z nerwami w rękach zaczął
jeść.
Kiedy tylko skończyli, Maggie poczuła jak ktoś
ściska jej ramię i wyprowadza szybko z restauracji. Był to Harry, najwyraźniej
był bardzo zdenerwowany. Aż czuć było od niego tyle samo nienawiści, co i
zazdrości w jednej dłoni. Syknęła cicho z bólu, a potem chwycił kluczyki, które
wziął od Louisa i od razu skierował się z nią do samochodu. Niechętnie zajęła
miejsce pasażera, czując, że zaraz wybuchnie kolejna niepotrzebna kłótnia.
Oboje byli nieznośnie zazdrośni, a ta zazdrość wystarczyła na tyle, by zrobić
jej równocześnie krzywdę. Zamknął drzwi od środka z jej strony, po czym
niespodziewanie ruszył. Maggie zabolało serce, mocno uderzając ją w pierś.
Chłopak gwałtownie przyśpieszył, byleby dotrzeć tam najprędzej i spotkać się z
Paulem i z nim porozmawiać.
– Harry zwolnij! – wrzasnęła nagle dziewczyna,
gdy zauważyła, że naprawdę robi się niebezpiecznie. Chłopak zwolnił, ale nic
się nie odzywa. Może to i lepiej...
Dotarłszy na miejsce, chwycił ją za nadgarstek
i siłą wprowadził do środka, mijając francuskich fotoreporterów. Harry dał
upust swoim nerwom i gdy tylko zauważył Paula, który właśnie z kimś rozmawia,
ale jak przewidywali oboje, przerwał to zazdrosny Brytyjczyk.
– Kto sprowadził tutaj Bieber’a? – warknął w
jego stronę.
– Harry uspokój się – powiedział spokojnie,
zarazem zdziwiony Paul. Maggie zrobiła się cała czerwona. – Scooter dzwonił do
mnie i mówił, że Justin przyjeżdża ze względu na Meg, ale tylko tyle wiem...
– Nie chcę go tutaj widzieć – powiedział
groźnie. – Odwołaj to wszystko.
– Nie mogę – odpowiedział. Harry zacisnął
zęby. Zaczął kląć pod nosem, a Maggie stała obok niego, wpatrując się w niego.
Nie wierzyła własnym uszom, oczom ani uczuciom. Po prostu nie znała Harry’ego z
tej strony. Jej oczy zrobiły się szklane, a potem spojrzał na nią smutnym,
zarazem zazdrosnym wzrokiem. Podszedł do niej i chwycił jej rękę, zaś ona bez
słów odeszła od niego, kierując się w stronę wyjścia. Podbiegł do niej i znów
ją złapał.
– Proszę, zostań – szepnął do jej ucha,
całując ją delikatnie w skroń. Patrzyła się już na powoli zachodzące słońce, a
jej oczy zrobiły się piwno-miedziane. – Źle robię, wiem. Porozmawiajmy na
górze.
– Boję się Ciebie, Harry – wyznała drżącym
głosem. Harry wziął głęboki wdech.
– Zaufaj mi... błagam – szepnął znów i chwycił
jej dłoń, ale zaraz odsunęła się od niego i popatrzyła w jego oczy.
– Wkrótce koncert... lepiej idź się szykuj i
zbierz chłopaków – powiedziała – spotkamy się w garderobie na arenie...
Odsunęła go bardziej od siebie i wyszła z
hotelu. Harry stał i głupio patrzył jak odchodzi.
Nikt, a nic się nie zmienia. Po prostu każdy
idzie w swoją stronę, robiąc co mu się żywnie podoba. Czasami po prostu nie
wytrzymuje się psychicznie. Zazdrość to najgorsza rzecz jaka może powstać w
związku. Zazdrość to również nieufność to drugiej osoby. Boląca rzecz, która
dotknęła jedynie Maggie. Dwie bliskie osoby, robią to nieświadomie... a może
świadomie? Tak czy inaczej boli. Serce pęka na kilkaset drobnych kawałków
patrząc jak ranią siebie fizycznie, a innych psychicznie. Te myśli nigdy nie
dadzą jej spokoju. Nawet gdyby ona wybrała. Sale w arenie już były wypełnione
po brzegi. Punktualnie zaczął się koncert, a chłopcy szaleli na scenie, chociaż
Harry tylko starał się poprawić sobie humor. Chociaż myśli o swojej ukochanej,
były jak niekończąca się historia wspomnień. Jej łzy doprowadzały go do szaleństwa,
ale kiedy Niall kazał mu myśleć o jej cudownym uśmiechu, było o drobinę
lepiej... przynajmniej na chwilę. Ona stała podenerwowana za kulisami i
czekała, aż zacznie śpiewać piosenkę, którą nagrała specjalnie z myślą o
Harrym. Co się dalej działo? Było wspaniale. Harry może i kilka razy pomylił
teksty, ale było wszystko w porządku. Gdy w końcu zaczęli śpiewać jedyną
piosenkę, którą nagrali razem. Maggie wyłoniła się zaraz, a wszystkie
reflektory były skierowane w jej stronę. Dla fanów One Direction, był to
wspaniały widok, ale także zaskoczenie. Atmosfera momentalnie zrobiła się
ciepła i było w porządku. Gdy zaraz pojawił się Harry. Jego usta drżały, a
wyglądał cudownie. Podchodził coraz bliżej niej, a zaraz dołączyli inni.
Wszystko co robili wyglądało niesamowicie.
Koncert trwał jeszcze kilkanaście minut, po
czym zmęczeni opuścili arenę. Harry nawet już się nie starał... wiedział, że
byłby to zły krok ku kolejnej jej bliskości. Wiedział nawet, że ją zranił i nie
chciał pogarszać sprawy. Niall zawsze mógł poprawić jej humor. W błyskawicznym
tempie dotarli do środka hotelu. Niestety, kogo tam zobaczyli? Scootera,
Kenny’ego i... Justina. Harry omal by nie zrobiłby mu krzywdy. Maggie cofnęła
się o krok, aż potem ich wzrok zetknął się, przez co chłopak delikatnie się
uśmiechnął. Scooter z szerokim uśmiechem przywitał swojego przyjaciela o późnej
porze. Niall i Louis, spojrzeli na siebie, po czym we czwórkę na Harry’ego.
Szatyn tęsknił przecież za nią... widać to po oczach. Justin nie podszedł,
przecież obserwował ich oboje z daleka. Najdziwniejsze było dla niego to, że
blondynka w ogóle nie obejmowała Harry’ego, czy też trzymała go za rękę. Poczuł
się dumnie.
– Co tu robisz? – spytał Harry, będąc
niespodziewanie naprzeciw niego.
– Waleczny jesteś, ale łżesz jak pies, lepiej
się nie wtrącaj – odparł Justin, a jego brew poszła w górę. Znów ciśnienie jej
podskoczyło.
– Harry nie zaczynaj – powiedziała drżącym
niemalże głosem. Justin znów się uśmiechnął.
– To ty przestań wtrącać się w jej życie
prywatne. Gdybyś nie zauważył cierpi.
– Dla twojej informacji, dowiedziałem się w
błyskawicznym tempie... – Maggie zauważyła jak Harry zaciska pięść. –
Ograniczasz jej wolność. Daj jej odsapnąć.
– Nie przy tobie... czuć od niej twój zapach,
kiedy odbierasz mi ją – warknął. Harry gwałtownie wbił paznokcie w jego ramię
przez koszulę, ale dziewczyna ją z trudnością odepchnęła.
– Wierz mi... nie przyjechałem, by manipulować
jej umysłem jak ty – odpowiedział. – Przyjechałem specjalnie, by ją zobaczyć.
– Odejdź – wtrącił. – Odejdź póki jestem
spokojny.
– Chciałbyś patrzeć jak ona cierpi przez
Ciebie i twój niewyparzony język? Lepiej odpuść.
– Przestańcie! – przytuliła się do torsu
Harry’ego, jednocześnie patrząc w oczy Justina. Harry patrzył na niego spode
łba, zauważył, że patrzą na siebie, co może go doprowadzić do obłędu. Wtem
odepchnął ją raptownie i uderzył mocno Justina w brzuch, szarpiąc go w ubrania.
Wystraszona, próbowała ich odciągnąć, lecz pomogli jej w tym Kenny i Louis.
Musieli odetchnąć. Harry’ego jednak ciężko było powstrzymać, wyglądał na
strasznie zdenerwowanego, jakby naprawdę chciałby go zabić. Justin spojrzał na
nią czułym wzrokiem. Maggie odeszła ledwo miałaby się rozpłakać, gdy szatyn
wyrwał się i pobiegł w jej stronę. Harry musiał się uspokoić, ponieważ to co czuł,
było nie do opisania.
Trzęsły jej się ręce, ledwo otworzyła kluczem
pokój, gdy znów poczuła to same ciepłe dłonie. Miała szklane oczy, nie chciała
spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki, bo mógłby to wykorzystać i zadawać
mnóstwo niepotrzebnych pytań. Otworzyła drzwi, więc weszła do pokoju, lecz on
za nią, przez co trzęsła się jeszcze bardziej. Dała jednak przy nim upust swoim
emocjom.
– No dalej, płacz – powiedział, przybliżając
ją do siebie. Odepchnęła go, stojąc odwrócona do niego plecami. Trzymała się za
kark i starała się przestać szlochać.
– Przyjechałeś nie w tym momencie co trzeba –
mruknęła już spokojniejszym głosem. Stanął za nią, a ona czuła jego oddech
zaraz przy swojej skroni.
– Ile można na Ciebie czekać? – szepnął,
odwracając ją do siebie. – To szaleństwo. Nie mogę wytrzymać pięć dni. Nie wiem
co bym zrobił, gdybyś odeszła na zawsze.
– Przestań mnie dotykać.
Poczuła jego dłonie na swojej talii, chłopak
siłą przybliżał ją do siebie. Ich usta dzieliły mniej niż dziesięć milimetrów.
Dusili się oboje, ale ich pragnienie było silniejsze, a jej nerwy już dawno
puściły.
– Tracę kontrolę...
– Po prostu odejdź – szepnęła w jego usta.
– Nie mogę...
I to zrobił. Wpił się w jej wargi ze staranną
delikatnością. Chociaż wiedział, że to dzieje się za szybko. W pewnej chwili
oboje stracili zmysły. Justin chwycił ją za udo i położył ją przy swoim udzie,
trwało to mniej niż tyle ile chciał. Odepchnęła go od siebie, biorąc głębokie
wdechy.
– Robisz to świadomie, wyjdź! – krzyknęła.
Przez chwilę milczał jak zaklęty, a potem z lekkim uśmiechem powiedział:
– Jesteś spragniona czułości... On Ci tego nie
daje. Czuję to...
Zacisnęła powieki. Brzuch zaczął ją
przedziwnie boleć. Usłyszała jak wychodzi. Opadła na kolana, na podłogę i
zaczęła w tej chwili płakać, jednocześnie była naprawdę wściekła. Kłuło ją coś
od środka, rozrywało... krzyczy...
„Boli,
kiedy to robi. Walczę z tym, ale przegrywam za każdym razem...”