piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 39

Fight

„Walka o swoje popłaca... ale nie zawsze jest to w sumie dobre dla drugiego człowieka.”


Minęły dwa dni. Maggie wraz z całym zespołem wyjechała do Paryża – ulubionego miasta Harry’ego, tam będą koncertować i spełniać marzenia.
Chociaż Harry zachowywał się inaczej niż zwykle. Louis to zauważył, ale nic nie mówił, ponieważ niepotrzebne byłoby stwarzać dyskusje. Niall był zafascynowany miastem, a najbardziej jedzeniem jakie tu serwują. Fani One Direction – Directioners – stały już pod hotelem, do którego weszli od tyłu, a paparazzi ich już wyłapali. Maggie inaczej się już czuła, ale wciąż była przygnębiona faktem, że już nie ma tej ważnej, bliskiej osoby. Wchodząc do środka, Harry spojrzał na dziewczynę, która miała smutnie spuszczoną głowę. Oblizał usta, po czym z zamyśleń wyrwał go Liam. Niall również spojrzał na blondynkę, więc ją w pewnej chwili zatrzymał. Spojrzała na niego, gdy ten rozkazał jej się uśmiechnąć. Zrobiła to delikatnie, ale nie miała powodów, dla którego miałaby się uśmiechać. Ostatnio wszystko wydawało się być szare i smutne. Przytulił ją, po czym zostawił na korytarzu, mówiąc że tu właśnie ma swój pokój.
Gdyby nie Niall nie wiedziałaby co ze sobą zrobić. Tyle, że Harry w ogóle nie rozmawiał z nią, traktował jak powietrze. Nie sądziłaby, że tak będzie... Że tylko nakrzyczy i się obrazi, a potem znów wszystko będzie dobrze. Jednak zazdrość też jest u niego prawie taka sama jak u Justina. Jej pokój był skromny – jaki sobie zażyczyła – o delikatnych kolorach, ciepły i przytulny. Był dosłownie prostokątny, łóżko było wręcz biało-miedziany. Pachniało bzem, gdzie właśnie na oknie, znajdowały się kwiaty z małą karteczką powitalną. Postawiła walizkę przy komodzie, wyglądała jak z XIX, XVIII wieku przez co było naprawdę ślicznie. Tak parysko to wszystko wyglądało. Wyglądnęła przez okno, gdzie widziano fanki, które głośno krzyczało każdą ksywę z chłopców. Głośno westchnęła, a po chwili znajdowała się w łazience, w której odświeżyła się, przebrana w koszulę w kratkę, biały podkoszulek i dżinsowe spodnie. Zamierzała na nowo porozmawiać z Harrym, by w końcu wyjaśnić sobie sprawy dogłębnie. Najbardziej w nim jest irytujące to, że nie odpuszcza i robi na złość, ale przecież złym człowiekiem nie jest. Wzięła głęboki oddech, po czym wyszła z pokoju, od razu kierując się w stronę pokoju chłopców. Jednak kiedy miała minąć korytarz, ujrzała Harry’ego, który ze swoimi dołeczkami rozmawia z jakąś dziewczyną. Dokładnie im się przypatrywała z daleka. Coś się w niej zagotowało jednocześnie zabolało. Poczuła dziwny ucisk w brzuchu i delikatnie zazgrzytały jej zęby. Nagle zza jej pleców usłyszała głos Louisa. Odskoczyła nagle i się odwróciła.
– Hej, co ty taka niedostępna? Ducha udajesz, czy co? – delikatnie ją przytulił. Uśmiechnęła się delikatnie i spuściła głowę.
– Przepraszam, ale przez ostatnie dni, nie czułam się żywa, więc nie zwracaj po prostu na to uwagi – powiedziała niechętnie, odwracając głowę. Harry’ego już nie było. Spuściła wzrok i znów spojrzała na Louisa, który delikatnie się do niej uśmiechał.
– Przykro mi jest z powodu twojej babci... wiem, że ciężka to sprawa, bo miałem podobną sytuację. Stało się to trzy lata temu. Mój wujek, z którym miałem bardzo dobry kontakt, zmarł w wypadku samochodowym i od tamtego czasu... byłem przygnębiony, ale potem dało mi to siłę, by myśleć trzeźwo. Po prostu nie chciałem, by we mnie coś pękło. Nie poddałem się, więc jest w porządku, a ty powinnaś postąpić tak samo. Postaraj się przynajmniej udawać podczas koncertów uśmiechniętą, bo przecież polega to na tym, żeby się nie poddawać i mieć ubaw z życia.
Przytaknęła głową, już lekko się uśmiechając, ale w pewnym momencie znów uśmiech zniknął. Louis wtulił ją w swoją klatkę piersiową i ucałował w czubek głowy. – Będzie dobrze.
Westchnąwszy, puścił ją, a sam odszedł z uśmiechem. Jednak przypomniawszy sobie o Harrym, postanowiła do niego pójść i z nim porozmawiać mimo wszystko. Bała się jednak, że jej nerwy i emocje ujrzą światło dzienne i rozpłacze się jak dziecko, jednocześnie zbulwersuje się na oczach każdego. A przecież zapewne Harry i ona tego nie chcą. Weszła bez pukania do pokoju i ujrzała w nim Zayna i Harry’ego razem. Śmiali się z czegoś, ale kiedy Zayn ją zauważył od razu zawołał loczka.
– Zayn, mógłbyś na chwilę wyjść? – spytała nagle, drapiąc się po skroni. Skinął głową, od razu kierując się w stronę wyjścia.
– I tak miałem zamiar wyjść – mruknął, śmiejąc się pod nosem.
Maggie wywróciła teatralnie oczami, po czym Harry zwrócił się do niej. Niechętnie na siebie patrzyli, a zielonooki uciekał od niej wzrokiem. Tak jak ona, gdy uciekała od Justina. Między nimi panowała długa chwila ciszy, jej rozum mówił, by nie robiła od razu awantury, jej usta chciały od razu przejść do sedna, a jej serce chciało jedynie przestać bić.
– Dlaczego kazałeś mnie ściągnąć do Mullingaru? – jej pytanie go zdziwiło. Zmarszczył czoło i stanął tuż naprzeciw niej.
– Myślałem, że będzie lepiej, gdy sprawdzę czy wciąż masz ochotę mnie widzieć i czy przez ten cały czas pachniesz Bieberem – oznajmił spokojnie, jednak kiedy wypowiedział nazwisko Justina jakby miał zaraz zwymiotować, jej zazgrzytały zęby, powstrzymując łzy i nerwy.
– Dlaczego tak myślisz? Co ja Ci złego zrobiłam, że tak mnie nienawidzisz... ranisz mnie.
Jej oczy mimowolnie zrobiły się szklane, on zareagował bardzo intensywnie.
– Gdybym Cię nienawidził, nie dbałbym o nas związek. Dbam o to, byś była mi wierna, sprawdzając czy jesteś odporna na każdego, prócz mnie – odparł. – Kocham Cię, Meg, ale jestem po prostu zazdrosny i przestań mnie osądzać również o zdradę, bo i mnie to boli.
– Myślałam, że ten temat mamy za sobą – jej głos zadrżał. Harry patrzył w jej oczy głęboko, po czym przysunął się bliżej, a ona... zadrżała. Nie czuła się już przy nim taka bezpieczna. – To ty nie jesteś wierny...
Jej słowa były wyduszone z gardła. Głośno połknęła ślinę, a już pierwsza kryształowa łza spłynęła po jej policzku, a on spuścił głowę. Iż, że teraz nie mógł wypowiedzieć na razie nic, aż w jego gardle powstała dziwna gula. Serce jej przyśpieszyło, momentalnie zadrżała, a łzy spłynęły jej wielokrotnie. Otarła je i bez słów wyszła. Usłyszała tylko od niego, bardzo ciche:
– Kocham Cię...
Ukryła twarz w dłonie, klnąc pod nosem jak głupia. Zacisnęła zęby, powstrzymując płacz. Miała w głowie jego wszystkie słowa. Miała być to rozmowa, a nie chwilowa wymiana zdań, ale Maggie nie potrafiła poradzić, że jest nadwrażliwa.
Cały wieczór spędziła zamknięta w pokoju, leżąc bezradnie. W głowie leciała jej piosenka, którą napisała razem z Harrym, a potem coś zupełnie innego...
Następny dzień, czekali wszyscy zniecierpliwieni na koncert, który miał odbyć się tutejszego wieczoru. Jednak całe One Direction zachowywali się bardzo swawolnie, przez co próby wyglądały jak WF. Maggie to bawiło, ale kiedy miała zacząć śpiewać razem z nimi, uciekała wzrokiem od Harry’ego, który znów starał się o to, by w końcu było w porządku, lecz nie udawało mu się to. Wszyscy nie zwracali na to uwagi, iż wyglądali jakby nic się nie stało i dalej ze sobą nie rozmawiali, ale mina Harry’ego, oraz chęć do niej, zdziwiło ich równocześnie. Po próbie, Maggie postanowiła zaprosić ich wszystkich na obiad. By przynajmniej żołądek Nialla nie dawał po sobie znać przed koncertem. Kiedy dotarli do jednej z restauracji, zamówili najbardziej polecane danie, a nim był – Łosoś w papilotach.
Harry zawsze chciał spróbować francuskich dań, ale również dorzucił dla siebie i ukochanej – czekoladowe brioche – uśmiechając się szczerze. Strasznie speszona, szukała obiektu do obserwacji, ale czując na sobie wzrok Harry’ego strasznie się denerwowała, aż po prostu nic ją nie interesowało, tylko spojrzała w jego szmaragdowe, błyszczące oczy. Jego słodkie dołeczki były takie niesamowite, że nawet jej kąciki się delikatnie uniosły. Gwałtownie chwycił jej rękę i pocałował.
– Madamé – mruknął. – Vous êtes belle... (tłum. Jesteś piękna)
– Przestań się podlizywać – wyrwała rękę, mówiąc cicho.
– Skąd wiesz co mówię – zmarszczył czoło.
– Uczyłam się w szkole francuskiego, więc nie myśl, że nie wiem co znaczą te słowa – odpowiedziała pewna swoich słów. Harry podparł się łokciami, położywszy na dłonie podbródek.
– Mlle Wise (tłum. Mądra Panna) – odparł, śmiejąc się szarmancko.
Dziewczyna zarumieniła się, a potem usłyszeli dźwięk telefonu Liama. Opuścił stolik, gdy zaraz  podano jedzenie. Niall aż opadła szczęka i wytrzeszczał oczy, jak to wszystko zostało wykwintnie podane.
– Bon appétit – pocałował ją w różowiutki policzek, a ona ledwo go odsunęła od siebie. Chwycili wszyscy sztućce i zaczęli jeść. Rozkoszowali się smakiem, a najbardziej z nich wszystkich Niall, który aż mruczał. Czego by nie lubił, zjadłby. Wszyscy śmiali się cicho, aż po chwili wrócił Liam. Zayn spytał oczywiście od kogo był telefon, a on poważnym tonem powiedział:
– Dziś przyjeżdża Justin... do Maggie, bo ma pewną sprawę.
Wydukał ostatnie słowa, bojąc się reakcji Harry’ego. Maggie ciśnienie podskoczyło i przestała mielić jedzenie w buzi, a Harry rzucił sztućce o talerz. Wszyscy przez chwilę spojrzeli w ich stronę, a loczek zaraz spojrzał na przyjaciela, który był wystraszony jego miną. Maggie z Niallem zauważyli, że Harry zaciska pięść, po czym spojrzeli na siebie.
– Harry uspokój się. Zjedz, a potem będziecie się kłócić... nie w miejscu publicznym – mruknął Louis, przybliżając usta do ucha zielonookiego. Przytaknął niechętnie głową i z nerwami w rękach zaczął jeść.
Kiedy tylko skończyli, Maggie poczuła jak ktoś ściska jej ramię i wyprowadza szybko z restauracji. Był to Harry, najwyraźniej był bardzo zdenerwowany. Aż czuć było od niego tyle samo nienawiści, co i zazdrości w jednej dłoni. Syknęła cicho z bólu, a potem chwycił kluczyki, które wziął od Louisa i od razu skierował się z nią do samochodu. Niechętnie zajęła miejsce pasażera, czując, że zaraz wybuchnie kolejna niepotrzebna kłótnia. Oboje byli nieznośnie zazdrośni, a ta zazdrość wystarczyła na tyle, by zrobić jej równocześnie krzywdę. Zamknął drzwi od środka z jej strony, po czym niespodziewanie ruszył. Maggie zabolało serce, mocno uderzając ją w pierś. Chłopak gwałtownie przyśpieszył, byleby dotrzeć tam najprędzej i spotkać się z Paulem i z nim porozmawiać.
– Harry zwolnij! – wrzasnęła nagle dziewczyna, gdy zauważyła, że naprawdę robi się niebezpiecznie. Chłopak zwolnił, ale nic się nie odzywa. Może to i lepiej...
Dotarłszy na miejsce, chwycił ją za nadgarstek i siłą wprowadził do środka, mijając francuskich fotoreporterów. Harry dał upust swoim nerwom i gdy tylko zauważył Paula, który właśnie z kimś rozmawia, ale jak przewidywali oboje, przerwał to zazdrosny Brytyjczyk.
– Kto sprowadził tutaj Bieber’a? – warknął w jego stronę.
– Harry uspokój się – powiedział spokojnie, zarazem zdziwiony Paul. Maggie zrobiła się cała czerwona. – Scooter dzwonił do mnie i mówił, że Justin przyjeżdża ze względu na Meg, ale tylko tyle wiem...
– Nie chcę go tutaj widzieć – powiedział groźnie. – Odwołaj to wszystko.
– Nie mogę – odpowiedział. Harry zacisnął zęby. Zaczął kląć pod nosem, a Maggie stała obok niego, wpatrując się w niego. Nie wierzyła własnym uszom, oczom ani uczuciom. Po prostu nie znała Harry’ego z tej strony. Jej oczy zrobiły się szklane, a potem spojrzał na nią smutnym, zarazem zazdrosnym wzrokiem. Podszedł do niej i chwycił jej rękę, zaś ona bez słów odeszła od niego, kierując się w stronę wyjścia. Podbiegł do niej i znów ją złapał.
– Proszę, zostań – szepnął do jej ucha, całując ją delikatnie w skroń. Patrzyła się już na powoli zachodzące słońce, a jej oczy zrobiły się piwno-miedziane. – Źle robię, wiem. Porozmawiajmy na górze.
– Boję się Ciebie, Harry – wyznała drżącym głosem. Harry wziął głęboki wdech.
– Zaufaj mi... błagam – szepnął znów i chwycił jej dłoń, ale zaraz odsunęła się od niego i popatrzyła w jego oczy.
– Wkrótce koncert... lepiej idź się szykuj i zbierz chłopaków – powiedziała – spotkamy się w garderobie na arenie...
Odsunęła go bardziej od siebie i wyszła z hotelu. Harry stał i głupio patrzył jak odchodzi.
Nikt, a nic się nie zmienia. Po prostu każdy idzie w swoją stronę, robiąc co mu się żywnie podoba. Czasami po prostu nie wytrzymuje się psychicznie. Zazdrość to najgorsza rzecz jaka może powstać w związku. Zazdrość to również nieufność to drugiej osoby. Boląca rzecz, która dotknęła jedynie Maggie. Dwie bliskie osoby, robią to nieświadomie... a może świadomie? Tak czy inaczej boli. Serce pęka na kilkaset drobnych kawałków patrząc jak ranią siebie fizycznie, a innych psychicznie. Te myśli nigdy nie dadzą jej spokoju. Nawet gdyby ona wybrała. Sale w arenie już były wypełnione po brzegi. Punktualnie zaczął się koncert, a chłopcy szaleli na scenie, chociaż Harry tylko starał się poprawić sobie humor. Chociaż myśli o swojej ukochanej, były jak niekończąca się historia wspomnień. Jej łzy doprowadzały go do szaleństwa, ale kiedy Niall kazał mu myśleć o jej cudownym uśmiechu, było o drobinę lepiej... przynajmniej na chwilę. Ona stała podenerwowana za kulisami i czekała, aż zacznie śpiewać piosenkę, którą nagrała specjalnie z myślą o Harrym. Co się dalej działo? Było wspaniale. Harry może i kilka razy pomylił teksty, ale było wszystko w porządku. Gdy w końcu zaczęli śpiewać jedyną piosenkę, którą nagrali razem. Maggie wyłoniła się zaraz, a wszystkie reflektory były skierowane w jej stronę. Dla fanów One Direction, był to wspaniały widok, ale także zaskoczenie. Atmosfera momentalnie zrobiła się ciepła i było w porządku. Gdy zaraz pojawił się Harry. Jego usta drżały, a wyglądał cudownie. Podchodził coraz bliżej niej, a zaraz dołączyli inni. Wszystko co robili wyglądało niesamowicie.
Koncert trwał jeszcze kilkanaście minut, po czym zmęczeni opuścili arenę. Harry nawet już się nie starał... wiedział, że byłby to zły krok ku kolejnej jej bliskości. Wiedział nawet, że ją zranił i nie chciał pogarszać sprawy. Niall zawsze mógł poprawić jej humor. W błyskawicznym tempie dotarli do środka hotelu. Niestety, kogo tam zobaczyli? Scootera, Kenny’ego i... Justina. Harry omal by nie zrobiłby mu krzywdy. Maggie cofnęła się o krok, aż potem ich wzrok zetknął się, przez co chłopak delikatnie się uśmiechnął. Scooter z szerokim uśmiechem przywitał swojego przyjaciela o późnej porze. Niall i Louis, spojrzeli na siebie, po czym we czwórkę na Harry’ego. Szatyn tęsknił przecież za nią... widać to po oczach. Justin nie podszedł, przecież obserwował ich oboje z daleka. Najdziwniejsze było dla niego to, że blondynka w ogóle nie obejmowała Harry’ego, czy też trzymała go za rękę. Poczuł się dumnie.
– Co tu robisz? – spytał Harry, będąc niespodziewanie naprzeciw niego.
– Waleczny jesteś, ale łżesz jak pies, lepiej się nie wtrącaj – odparł Justin, a jego brew poszła w górę. Znów ciśnienie jej podskoczyło.
– Harry nie zaczynaj – powiedziała drżącym niemalże głosem. Justin znów się uśmiechnął.
– To ty przestań wtrącać się w jej życie prywatne. Gdybyś nie zauważył cierpi.
– Dla twojej informacji, dowiedziałem się w błyskawicznym tempie... – Maggie zauważyła jak Harry zaciska pięść. – Ograniczasz jej wolność. Daj jej odsapnąć.
– Nie przy tobie... czuć od niej twój zapach, kiedy odbierasz mi ją – warknął. Harry gwałtownie wbił paznokcie w jego ramię przez koszulę, ale dziewczyna ją z trudnością odepchnęła.
– Wierz mi... nie przyjechałem, by manipulować jej umysłem jak ty – odpowiedział. – Przyjechałem specjalnie, by ją zobaczyć.
– Odejdź – wtrącił. – Odejdź póki jestem spokojny.
– Chciałbyś patrzeć jak ona cierpi przez Ciebie i twój niewyparzony język? Lepiej odpuść.
– Przestańcie! – przytuliła się do torsu Harry’ego, jednocześnie patrząc w oczy Justina. Harry patrzył na niego spode łba, zauważył, że patrzą na siebie, co może go doprowadzić do obłędu. Wtem odepchnął ją raptownie i uderzył mocno Justina w brzuch, szarpiąc go w ubrania. Wystraszona, próbowała ich odciągnąć, lecz pomogli jej w tym Kenny i Louis. Musieli odetchnąć. Harry’ego jednak ciężko było powstrzymać, wyglądał na strasznie zdenerwowanego, jakby naprawdę chciałby go zabić. Justin spojrzał na nią czułym wzrokiem. Maggie odeszła ledwo miałaby się rozpłakać, gdy szatyn wyrwał się i pobiegł w jej stronę. Harry musiał się uspokoić, ponieważ to co czuł, było nie do opisania.
Trzęsły jej się ręce, ledwo otworzyła kluczem pokój, gdy znów poczuła to same ciepłe dłonie. Miała szklane oczy, nie chciała spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki, bo mógłby to wykorzystać i zadawać mnóstwo niepotrzebnych pytań. Otworzyła drzwi, więc weszła do pokoju, lecz on za nią, przez co trzęsła się jeszcze bardziej. Dała jednak przy nim upust swoim emocjom.
– No dalej, płacz – powiedział, przybliżając ją do siebie. Odepchnęła go, stojąc odwrócona do niego plecami. Trzymała się za kark i starała się przestać szlochać.
– Przyjechałeś nie w tym momencie co trzeba – mruknęła już spokojniejszym głosem. Stanął za nią, a ona czuła jego oddech zaraz przy swojej skroni.
– Ile można na Ciebie czekać? – szepnął, odwracając ją do siebie. – To szaleństwo. Nie mogę wytrzymać pięć dni. Nie wiem co bym zrobił, gdybyś odeszła na zawsze.
– Przestań mnie dotykać.
Poczuła jego dłonie na swojej talii, chłopak siłą przybliżał ją do siebie. Ich usta dzieliły mniej niż dziesięć milimetrów. Dusili się oboje, ale ich pragnienie było silniejsze, a jej nerwy już dawno puściły.
– Tracę kontrolę...
– Po prostu odejdź – szepnęła w jego usta.
– Nie mogę...
I to zrobił. Wpił się w jej wargi ze staranną delikatnością. Chociaż wiedział, że to dzieje się za szybko. W pewnej chwili oboje stracili zmysły. Justin chwycił ją za udo i położył ją przy swoim udzie, trwało to mniej niż tyle ile chciał. Odepchnęła go od siebie, biorąc głębokie wdechy.
– Robisz to świadomie, wyjdź! – krzyknęła. Przez chwilę milczał jak zaklęty, a potem z lekkim uśmiechem powiedział:
– Jesteś spragniona czułości... On Ci tego nie daje. Czuję to...
Zacisnęła powieki. Brzuch zaczął ją przedziwnie boleć. Usłyszała jak wychodzi. Opadła na kolana, na podłogę i zaczęła w tej chwili płakać, jednocześnie była naprawdę wściekła. Kłuło ją coś od środka, rozrywało... krzyczy...


„Boli, kiedy to robi. Walczę z tym, ale przegrywam za każdym razem...”