piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 38

Lie, as long as it doesn’t lose...

„Patrzyłam na tych ludzi, widząc szczęście i uśmiech na ich twarzach. Chciałabym również się do nich szczerze uśmiechnąć... ale nie mogę.”


W kolejny słoneczny dzień w Los Angeles, Justin z wielkim zaangażowaniem pracował nad płytą świąteczną, która dla fanów miała pojawić się specjalnie na święta Bożego Narodzenia. Mimo, że trwały jeszcze wakacje, nie chciał tracić czasu.
Jednak przypomniał sobie słowa Ellen, obietnice, którą chce spełnić, by jego fani mięli jeszcze większą radochę z płyty. Układał sobie plan, nakłonić na to Maggie, która teraz jest zajęta swoimi sprawami. Stęsknił się za nią i to bardzo. Z zamyśleń wyrwał go Usher, który kilka razy wołał go, ale ten nie reagował. Gdy w końcu się ocknął, przyjaciel zaśmiał się.
– Co się dzieje, że nie reagujesz? – spytał siadając na czerwonym fotelu.
Bieber przez chwilę milczał, a potem westchnął.
– Myślę – mruknął. Usher rozkazał mu usiąść obok.
– O czym? – dopytał.
– O niej... – powiedział najciszej jak może. On ledwo usłyszał, ale nic szczególnego nie powiedział. Zareagował zwyczajnie, chociaż już sam wiedział co się stało i zapewne jak teraz ona przeżywa.
Oboje czuli do niej żal, a Justin stęsknił za nią się cholernie mocno i oddałby wszystko, by tylko ją przytulić i powiedzieć jej jak jest mu przykro z powodu babci Gabrieli. Chciałby by wypłakała się na jego ramieniu, móc spokojnie porozmawiać, bo teraz tylko tego potrzebowała. Na ich nieszczęście są zupełnie gdzie indziej i ciężko znaleźć czas, by chociaż się wypłakać. Teraz nawet przeszły jego myśli wokół przeszłości, gdy siedziała smutna w domu, z nikim nie rozmawiała i płakała. Teraz było podobnie... nie miała oparcia, by komuś szczerze powiedzieć co czuje.
Oboje wrócili do pracy, po czym pożegnałszy się z przyjacielem, Justin już nawet zniechęcił się do tego i to bardzo. Usłyszał dzwoniący telefon, który dobiegał z jego kieszeni, więc po niego sięgnął i odebrał.
– Halo? – oblizał usta, siadając na krześle.
Przez chwilę było cicho.
– Cześć Justin.
Gwałtownie wstał z miejsca, a potem jakby znieruchomiał. Zmrużył oczami, a potem spytał już ochrypłym głosem:
– Po co dzwonisz?
– Bo chcę Ci coś wyjaśnić...
– Myślę, że już sobie wyjaśniliśmy – prychnął.
– Nie sądzę. Przyjdę do Ciebie za dwie godziny.
Przez chwilę się zamyślił. Głośno westchnął, po czym się niechętnie zgodził.
– Więc... do zobaczenia.
Rozłączywszy się, w nim się aż zagotowało. Znów to samo. Usiadł na miejsce i znów zaczął myśleć. W sumie nie trwało to długo, w sumie musiał powrócić do pracy, która go w pewnej chwili nieinteresowała. Sam był zdziwiony. Przez te dwie godziny spędził, przynajmnie starał się skupić na pracy. Wzdychał co kwadrans. Ten dzień mógł już zaliczyć do jeden z nienajlepszych. Jego najlepszy dzień to raczej ten, w którym się zakochał. A najgorszy to ten, w którym wyjechał z Kanady i późno zorientował się, gdy Maggie wyjechała z kraju na drugi koniec Świata – do środkowej Europy – a potem z bólem na sercu próbował zmienić jej zdanie. Przynajmniej ucieszył się gdy wróciła z nim, ale nie tak jak chciał. Wyznawszy jej miłość, odepchnął ją od siebie raptownie, przez co jej nienawiść zwrasta nawet w sekundach tego czasu. Przez to napotkała Harry’ego. Przez to ją prawie stracił, lecz nie daje za wygraną i bez przerwy próbuje ją do siebie zbliżyć i pokazać jak bardzo ją kocha. Gdyby nie on, zapewne byłaby z nim. Gdyby nie Selena...
Usłyszał jej głos, kiedy ochroniarz trzymał ją na wysokości łokcia i nie chciał wpuścić. Widział jej pełne złości spojrzenie, a czarne oczy były jak zawsze czarujące. Jej wygląd mimo wszystko zniewalał go z nóg, ale to tylko dlatego, że była naprawdę ładną dziewczyną. Jednak nie równała z urodą Maggie. Spojrzała na Bieber’a, który skinął głową, by ochroniarz ją puścił. Przeszła przez próg drzwi do pomieszczenia, gdzie przebywał on. Przez chwilę panowała cisza, jej oczy skupiły się tylko na nim, a on czekał aż w końcu coś powie... Niestety musiał zacząć pierwszy:
– Co było tak ważnego, że musiałaś przyjść?
Wzięła głęboki oddech, rozpinając pierwsze guziki czarnego płaszcza.
– Chciałam Cię przeprosić – odparła delikatnym i czułym głosem. Justin jako że był zmieszany i z lekka poirytowany jej zachowaniem, które miało jeszcze miejsce w Berlinie. Zachowywała się wścibsko, nie podobało mu się to.
– I tylko po to przyszłaś? – dopytał, unosząc brwi. Zamilkła, wpatrując się w oczy szatyna, który niecierpliwił się z sekundy na sekundę. Prychnął, chcąc odejść. Kiedy miał ją minąć, złapała go mocno za ramię, powodując ból gdy niechcący wbiła w nie swoje paznokcie. – Zaczekaj... proszę. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale mógłbyś mnie wysłuchać.
– Gdybym chciał, teraz pewnie byś bała się do mnie nawet podejść – oznajmił groźnie.
– To nie jest do Ciebie podobne. Nie zrobiłbyś tego – jej głos mimowolnie zadrżał.
– Nie znasz mnie...
– Znam... – szepnęła. Justin wyrwał się z jej dłoni i stanął naprzeciw niej, czując wystarczające jej ciepło i zdenerwowanie. – Posłuchaj, wiesz dlaczego przespałam się z Harrym?
Justin spojrzał na nią wrogim spojrzeniem, starając się dokładnie jej wysłuchać, by potem nie podejmować pochobnych decyzji. – Bo Cię kocham. Zrobiłam to z nienawiści do niej, słyszysz? Ona na Ciebie nie zasługuje.
W nim aż się zagotowało. Zacisnął pięść oraz zęby, które mu zazgrzytały.
– Chciałam ją... skrzywdzić. By się poczuła tak źle, gdy ja cierpiałam po rozmowie z tobą – odparła – i nawet jeśli to nic nie zmieni między nami, chcę żebyś wiedział, że Cię kocham.
– Wynoś się – szepnął, wtrąciwszy się w słowo. – Robisz to dla siebie nie dla mnie.
Zaczął krążyć wokół niej, patrząc na jej opaloną karnację, oraz ciemnobrązowe włosy.
– Nie wiesz co to miłość. Ja nawet nie wiem, dlaczego z tobą byłem... może dlatego, że potrzebowałem bliskiej osoby wtedy kiedy osoba, którą kocham od urodzenia nie jest przy mnie, ale wiedz, że jesteś hipokrytką. Zrobiłaś to dla siebie nie dla mnie... dziecka się dla kogoś nie robi. Jeśli naprawdę jej nie nawidzisz to lepiej się do mnie nie zbliżaj.
Wtem złapał ją mocno za nadgarstek, odwróciwszy ją do siebie. Jego uścisk był na tyle mocny, by krew nie płynęła do koniczynów, że aż w pewnym momencie stała się sina.
– A kiedy postanowisz jej zrobić krzywdę, tknij ją, a poznasz mnie z tej strony, że nawet zaryzykuje dla niej... a wiesz chyba dlaczego. Kocham ją od kiedy się urodziłem.
Popatrzyła się w jego czekoladowe tęczówki i wyrwała dłoń z uścisku. Justin uśmiechnął się zwycięsko, a potem dodał:
– Chcesz coś jeszcze powiedzieć, bo jestem zajęty?
Wzięła głęboki oddech.
– Tak. Mam gdzieś co o mnie myślisz, ale ja nie przestanę. Nie jest lepsza ode mnie. Gdyby nie ty, zapewne teraz miałaby piekło... ale przecież... ona ma Harry’ego, który jest tak o nią zazdrosny,  a szczególnie gdy ty kręcisz się w pobliżu, wężysz wokół niej, sprawdzając czy przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy. Jest zazdrosny o to, że taka osoba jak ty ciągnie tą wywłokę jak magnes psychicznie przez co nie może się skupić na własnym życiu. Przez to, chciałby Cię zabić, nawet jeśli zniszczyłby przy tym reputacje... nawet w show-biznesie trzeba uważać, a ty jesteś zapatrzony. Latasz obok niej gdy tylko masz okazję. On wie.
Justin patrzył się na nią zdziwiony, zarazem zły.
– Że kiedy nie patrzy, ty zastępujesz jej chłopaka. Aby tego jak najrzadziej się dowiadywać, czuć od niej twój zapach, musiałby Ci coś zrobić, albo żeby było mniej spektakularne... sprawić. Ona jest po prostu zwykłą zdzirą, która myśli i wyłącznie o tym by taki typ jak ty nigdy się nie odczepił. A ty ślepy, robisz wszystko by było tak jak ona chce. Jesteś głupcem, Justin.
Chłopak w pewnym momencie, musiał użyć siły. Selena stawiała mimo wszystko opór, ale była usatysfakcjonowana tym co powiedziała. Justin sam chciał wynieść ją własnymi rękoma, by tylko złość, która wżała w jego ciele minęła jak najprędzej, delektując się na zapas tym, że jako siedemnastolatek ukazuje swoją siłę, oraz wierność jedynej osobie, którą najbardziej kocha. Selena warknęła, mówiąc jaki on jest naiwny. Byleby go zdenerwować, mieć satysfakcje oraz po prostu nie przegrać. Jemu to z trudnością się odrzucało. Patrzył na nią wrogim spojrzeniem. Brunetka szarpiąc się z nim tuż przy drzwiach wyjściowych na parking, wyrwała się z mocnego uścisku, wbijając w żyły paznokcie. Justin zacisnął zęby, a potem usłyszeli głos Kenny’ego.
– Co tu się dzieje? – popatrzył to na Bieber’a to na Selenę, która udała jakby nic nigdy się nie stało.
– Kenny odejdź, sam sobie poradzę – szepnął ledwo opanowanym głosem.
– Czyżby Justin stał się bohaterem? – powiedziała dziecinnie, pokazując swoje oblicze. Kenny poczuł już napiętą atmosferę między nimi. Zauważył, że używa siły wobec niej, gdy na jego ramieniu powstał twardy biceps. To znaczyło tylko jedno.
– Dobra, dosyć! Justin puść ją – rozkazał. Justin spojrzał na niego prawie tym samym spojrzeniem co na Selenę, po czym go zignorował.
– Słyszałaś żmijo? Masz mnie puścić – uśmiechnął się arogancko.
Brunetka rozluźniła uścisk, przez co chłopak mógł już od niej odciągnąć rękę. Jego tętno waliło niczym młot. Złość panowała na całym ciele, przez co był gorący. Aż jego dłonie się spociły, a Selena to zauważyła.
– Jeszcze się przekonasz jak to jest, gdy ktoś wbija Ci nóż w plecy – syknęła.
– Zrób jej krzywdę, to ja nie podaruję – zagroził – wynoś się.
Dziewczyna w milczeniu już odeszła, ale ich spojrzenia były zabójcze. Kenny aż zadrżał, czując jak do siebie mówią. Wziął kilka głębokich oddechów, po czym położył dłoń na ramieniu Justina. – Kenny, zostaw mnie.
– Wróć już do domu. Od świtu siedzisz jak głupi i nie wiesz co robić. Scooter kazał byś do niego zadzwonił i powiedział przynajmniej jak się czujesz.
– Co kogo obchodzi jak się czuję – mruknął.
– Przecież jesteśmy jak rodzina... Nie martw też mamy, nie chcesz by znów zaczęła płakać – powiedział opanowanym głosem wielkolud. Chłopak głośno westchnął, a potem Kenny zawiózł go z powrotem do domu.
Na dworze panował już lekkawy półmrok, słońce powoli chowało się za horyzontem, a małe świecące kropeczki pojawiły się na pół niebieskim niebie, pół purpurowym. Szatyn uspokoił mamę, opanował już emocje i nerwy, ale wciąż był dziwnie zdenerwowany... zmęczony psychicznie i fizycznie. Jednak Kenny po raz kolejny rozkazał zadzwonić mu do Scootera, przynajmniej powiedzieć jak dzień minął. Usher zapewne poinformował go o niechęci do pracy, która w pewnym momencie miała miejsce. Wszystkiego czego potrzebował teraz to uśmiechu Maggie...
Po odświeżającym prysznicu, zasiadł na łóżku, sięgnąwszy do kieszeni po telefon. Łóżko było zaścielone, jedwabna pościel muskała jego plecy, gdy tylko rozłąrzył się na nim.
– W końcu raczyłeś zadzwonić – usłyszał westchnięcie swojego menagera. Zaśmiał się, oblizując wargi.
– Przepraszam, ale byłem zajęty pracą – wydukał, ledwo pewny swoich słów. Scooter i tak mu nie uwierzył, nawet sobie nie uwierzył, więc żadna z tego wymówka.
– Usher mi mówił o twojej „nieobecności na ziemi” – odparł żartobliwie. Justinowi nie było do śmiechu.
– Kenny mi już przekazał.
– Co się dzieje? Od kiedy Maggie wyjechała do ojca, zajmujesz się pracą, ale przychodzisz jak na Ciebie zbyt wcześnie.
Justin zmarszczył czoło.
– To kiedy się ostatni raz z nią widziałem? – spytał zmieszany.
– Z pięć dni temu.
– Jest tak piękna, że nawet nie wiedziałem, kiedy wyjechała – odparł głosem zakochanego. Scooter to usłyszał i to doskonale.
– Dobra, ważne, że wiem o co chodzi. Trzymaj się – już chciał się rozłączyć, gdy Justin wpadł na pomysł.
– Scott, chciałbym napisać z nią piosenkę na święta, tylko chyba musiałbyś jej o tym powiedzieć.
– Nie wiem czy mnie posłucha. – Westchnął trudno.
– To chyba będę musiał do niej pojechać – uśmiechnął się na samą myśl, by ją zobaczyć.
Scooterowi jak najbardziej pomysł się spodobał. Rozłączył się, a potem Justin mógł odetchnąć z ulgą. Tylko o niej myślał i ze spokojem mógł zasnąć. Przynajmniej na koniec dnia mógł się uśmiechnąć, wiedząc że spełni obietnicę fanów, a także będzie miał okazję zbliżyć się do ukochanej.
Chociaż w pewnym momencie przypomniałszy sobie o tym co powiedziała Selena, znów się zdenerwował. Jej słowa, a już samo spojrzenie doprowadzało go do szewskiej pasji. Jego dłonie stały się pięściami, które walnął o łóżko, czując jak w jednej ręce rozprzestrzenia się ból, który mu zadała. Dopiero w tym momencie go poczuł. Zauważył, że ma rany odbitych paznokci, a także, że skóra jest rozdrapana i rany całe czerwone. Miałby teraz ochotę ją z rozkoszą zabić, ale były to tylko myśli spowodowane zdenerwowaniem. Nie pozwoli, żeby Maggie stała się krzywda... nawet jeśli musiałby zniszczyć jej związek.


„Jego obecność czułam wszędzie. W moim umyśle, w moim bijącym jeszcze sercu, w moich ramionach, a nawet w powietrzu...”