piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 35

Jak cień...

„Widząc Go, myślałam, że to sen, jakaś moja wyobraźnia. Chodzi za mną jak cień...”


Tego wieczoru, usiadłszy na leżaku nad basenem, patrzyła na gwieździste niebo i tak sobie myślała o życiu. Jak to się zaczęło... aż jak może się to skończyć. W ręku trzymała ciepłą miętową herbatę, która stygła gdy wiał chłodny wiatr. Ubrana była w zwykły szary wełniany sweter, krótkie czarne spodenki i biały zwiewny podkoszulek. Słyszała tylko swoich współlokatorów, którzy siedzieli spokojnie w salonie i rozmawiali. Szatyn obserwował ją co jakiś czas, popijając swoją herbatę. Pomyślał, że po prostu myśli o ojcu, o przeszłości... o Harrym. Ale nawet nie chciał wymawiać jego imienia w jego głowie. Już za dwa dni gala, na którą oczywiście muszą się pojawić.
Przez ponad godzinę siedziała na tym leżaku jakby spała z otwartymi oczami albo nie mogła przestać się nad czymś zastanawiać. Obie kobiety, skierowały się ku górze, mówiąc krótkie „Dobranoc”, uśmiechnąwszy się do szatyna. Ten odwzajemnił gest, a kiedy zapanowała głęboka cisza, cicho jak myszka podszedł do niej. Już widząc jej czubek głowy, uśmiechnął się jak głupi do serca, po czym spuścił głowę i zagryzł dolną wargę. Usłyszał jej płytkie westchnięcie. Przymknęła oczy. Chłopak stał już nad nią i słodko się uśmiechał. Spokojnie oddychała, a on delikatnie przejechał opuszkami palców po jej cudownych włosach.
– Dobranoc, kochanie... – wyszeptał ledwo słyszalnie. Ta nadal spokojnie i cicho oddychała, a potem wycofał się do środka.
Maggie jednak słyszała te słowa. Tuż po tym jak odszedł, otworzyła powieki i spojrzała w stronę tarasu, gdzie było wejście do domu. Zgaszone światło, ciemno wokół.  Zauważyła, że jej herbata jest prawie pusta, ale już wystygła. Wchodząc do środka, zapaliła jedną lampkę, a potem drugą w kuchni. Odstawiła kubek do zlewu i najciszej jak może weszła ku górze, a potem do swojego pokoju. Gdzie następnie zasnęła jak aniołek.
Tuż po tym jak słońce pojawiło się na niebie, od razu zrobiło się przyjemnie. Blondynka wstała jako pierwsza tego dnia, od razu zeszła na dół i zrobiła śniadanie. W tym czasie zdążyła się przebrać i uczesać, a ubrana była w jasnoczerwony top, białe spodnie sięgające tylko do kolan oraz białe buty na koturnie. Zdążyła uczesać się w kłos, który ułożyła na boku. Jej zamyślenie było takie głębokie, że nawet nie usłyszała jak mówią jej „Dzień dobry”. Aż odskoczyła, gdy Johanne musiała krzyknąć jej prosto do ucha. Popatrzyły na siebie zdezorientowane obie.
– Co robisz? – spytała kręcąc oczami.
– Śniadanie – westchnęła spuszczając głowę. – Spać w nocy nie mogłam, więc wstałam wcześniej i pomyślałam, że będzie milej, jeśli... zrobię śniadanie – uśmiechnęła się sztucznie.
Johanne tylko przytaknęła głową i objęła jednym ramieniem córkę. Odwzajemniła uśmiech i razem dokończyły robić śniadanie, które potem ładnie zostało podane na stole na tarasie. We trzy czekały aż jeden śpioch się pojawi. W brzuchu Maggie, aż skręcało od głodu. Pattie nalała soku wiśniowego do szklanek, a potem pojawił się już ubrany Bieber. Przywitał każdego szczerym uśmiechem, po czym w ciszy zjedli. Chłopak z lekkim uśmiechem patrzył na nią, a w myślach jego słodkie słowa na jej temat. Justin również przyłączył się do wspólnej pomocy w posprzątaniu na stole. Jeszcze tego wczesnego popołudnia przyszedł Kenny, który wręczył sukienkę specjalnie dla niej. Zdziwiona była trochę, bo przecież nie była na żadnych zakupach, nawet Justin zaprzeczył, że nie jest od niego. Powiesiwszy ją na wieszaku w łazience, wróciła do pokoju od razu włączając laptopa. Justin pojechał wraz z Kennym na przymiarki strojów na galę, ale zastanawiał się kto mógłby wysłać taki ładny prezent. Kenny raczej milczał na ten temat, mówiąc, że  tylko Scooter kazał by przekazał to Maggie. Nic nie obwiniał ochroniarza, a potem minęło z kilka godzin od wybrania odpowiedniego stroju. Blondynka przeglądając strony plotkarskie, nudząc się z sekundy na sekundę, patrzyła co jakiś czas w szafę, to pokazywał się obraz listu oraz jego słów. Znów ten krzyk w głowie. Wzdrygnęła się, po czym zamknęła laptopa i go odłożyła. Zagryzła dolną wargę, a po chwili, usłyszała jak Johanne skrada się by usiąść obok córki, która w ogóle się do niej nie uśmiechnęła.
– Jak przebiegła wczoraj rozmowa z tatą? – zaczęła cicho. Tylko spuściła wzrok i wzruszyła obojętnie ramionami.
– Nijak. Wyjeżdżam do niego jutro po gali – westchnęła.
– Cieszysz się, że przyjechał i Cię odwiedził? – dopytała dociekliwa.
– Przecież wiesz jak nas potraktował – zmarszczyła czoło – chociaż ciekawi mnie dlaczego właśnie dopiero sobie przypomniał o rodzinie.
– Kiedy się poznaliśmy był zupełnie inny. Był kochany, troszczył się, ale babcia Gabriela miała do niego racje.
– Jak zawsze – uśmiechnęła się w tym momencie. Również zrobiła to Johanne, która potwierdziła jej słowa. Ucałowała ją w czubek głowy, zauważyła na jej szyi ten naszyjnik, który dostała od niej i Pattie na siedemnaste urodziny. Tego dnia, gdy Justin dowiedział się o czymś szczególnie bolesnym.
Całe popołudnie przesiedziała nad rozmyślaniami, brzdąkając na gitarze i przeglądaniu Internetu. Chłopak wrócił do domu około szóstej. Oboje już nie mogli się doczekać gali. A wieczór minął szybko i całkiem przyjemnie. Maggie odprężyła się w długiej kąpieli z bąbelkami, które pachniały wanilią z nutką cynamonu i egzotycznych owoców. Przymknęła oczy i odchyliła głowę. Wzięła kilka głębokich oddechów, a głowa była pusta, w końcu wyciszona.
Późnym rankiem, obudził ją Kenny, który bez pukania wszedł do jej sypialni, podciągając rolety do góry i otworzywszy okno. Dziewczyna schowała głowę pod poduszkę oraz nakryła na nią kołdrę. Kenny głośno westchnął i zsunął z niej całą pościel, widząc ją w samej pidżamie.
– No wstawaj! – zaśmiał się głośno. Wziął ją na ręce i postawił na ziemi. – Idź na śniadanie, a potem czekaj na Ryana, który Ci pomoże z wyglądem na galę.
Wywróciła teatralnie oczami i niechętnie skierowała się ku drzwiom.
– Kiedyś się zemszczę – pokazała mu czubek swojego języka, a ten tylko się głośno zaśmiał. Pokazała mu mordercze spojrzenie, a po chwili znikła za ścianą.
Na stole ujrzała tosty francuskie z salsą pomidorową i bazylią. Już na sam widok zgłodniała. Obok niej stanął Justin, który również był zbudzony przez Kenny’ego i był zaskoczony tym co widział na stole. Nic już raczej ich tego dnia nie może wywrócić z równowagi ani zszokować.
– Śniadanie specjalnie zrobione dla was, dzieciaki – uśmiechnęła się czule Pattie, która usadowiła ich na krzesłach, podała talerze i nalała ciepłej herbaty.
– Ryan może się spóźnić albo zatrzyma go jakaś knajpa z Fast Foodami. – Dodał Kenny, gdy schodził na dół. Spojrzeli na niego wrogim spojrzeniem. Kenny widząc ich obojga w tej samej pozycji, ten sam niebezpieczny wzrok, od razu skierował się do drzwi. Pożegnał się, po czym wyszedł. Oni zaśmiali się i zabrali do konsumowania ciepłego posiłku. Aż uszy im się trzęsły od aromatycznego i jakże cudownego smaku śniadania.
Po południu Ryan wpadł do nich ze swoimi narzędziami do upiększania. Maggie już myślała, że te chwile z nim to będzie jakaś męka. Nigdy nie lubiła robić sobie makijażu, najczęściej używa zwykły błyszczyk i maskarę do rzęs. To wszystko. Jednak Ryan miał inne plany co do niej. Planował szczególnie podkreślić jasnymi kolorami jej urodę. Justin stał obok wraz z Pattie, która pomogła dziewczynie. Nie była już to męka, a raczej godzina ogromnej nudy. Szczególnie rumieniła się gdy Bieber stał za nią i patrzył co się dzieje.
– A teraz sukienka – powiedziała Pattie. Myśli dziewczyny były zwykłą kpiną na temat tego co się teraz dzieje. Najchętniej przeszłaby się teraz po parku. Kiedy Ryan ją zobaczył, oczy mu aż wyszły, a Justin tylko się uśmiechnął.
– Nie jest za krótka?
– Jest idealna – oznajmił Justin, wpatrując się z zachwytem w nią. Odszedł po chwili, a potem mogła się spokojnie w nią przebrać.  Wychodząc, od razu Ryan zaczął mówić jak aprobata, a Pattie jeszcze osłodziła. Jej figura była stworzona do tej sukienki, a szczególnie jej długie nogi. Patrząc w lustro, trochę skrzywiła usta.
– Jest za krótka! – powiedziała.
Ryan wywrócił oczami. Justin gdy przechodził przez korytarz, zapinając koszulę, aż oniemiał z zachwytu widząc ją. Uśmiechnął się szeroko. Jej nogi były dla jego oczu czymś co mógłby wpatrywać się wieczność. Już nawet zazdrościł Harry’emu, za co bardziej go nienawidził. Teraz chętnie podszedłby do niej i zabrał gdzieś na koniec świata.
– Za godzinę jedziemy – powiedział po chwili Bieber, patrząc w jej kakaowe oczy, które cudownie zalśniły. Za każdym razem gdy patrzył w nie.
– Dobrze, więc zaraz chodźcie na dół – odparł Ryan.
– Meg, możesz mi pomóc? – dodał szatyn, podchodząc z dużą czarną muszką. Pattie i Ryan wyszli z pokoju, a dziewczyna wzięła głęboki oddech. Kiedy wzięła od niego muszkę od razu obojgu zaczęło bić szybciej serce. Gwałtownie złapał ją, kładąc dłonie na wysokości kości ogonowej, a jej pośladkami.
– Co ty robisz? – szepnęła, nie patrząc mu w oczy.
– Jesteś taka śliczna – od razu wpił się w jej usta. Muskał je z ogromną czułością oraz czuł, że jest strasznie tym spragniony. Czując, że jego ręce lądują pod sukienką, serce coraz mocniej waliło, aż nawet bolało. Wyrwała jego dłonie oraz przyczepiając muszkę, od razu od niego.
– Już Ci pomogłam, możesz wyjść.
– Nie wyjdę bez Ciebie, kochanie – uśmiechnął się, chwytając ją za rękę, momentalnie była bardzo blisko niego.
– Nie mów tak do mnie – zagryzła dolną wargę, wyrywając rękę.
– Uwielbiam gdy się denerwujesz – zaśmiał się pod nosem i wraz z nią zeszli na dół, gdzie już czekał Austin przed domem. Pożegnali się, a potem przejechali przez dłuższą godzinę, a gdy w końcu dotarli. Wokół paparazzi, reporterzy i inne sławy. Nawet byli fani. Rozglądała się wokół za Harrym, który mógłby się pojawić na gali, jednak nigdzie go nie znalazła. W sumie nawet bała spojrzeć mu w oczy, po tym, że nie odbierała ciągłych telefonów od niego. Bieber ciągnął ją siłą do siebie, uśmiechając się łobuzersko. Ona wciąż się rozglądała. W uszach miała jego szept, te słodkie słówka, które tak lubiła jak mówił. Jednak bliskość Justina peszyła ją i po prostu szła za nim jak cień resztę godzin.
Gala minęła dość szybko, oboje zdobyli nagrody, a ona wciąż myślała o Harrym. Justin porwał ją prosto do samochodu, po czym odjechali. Przez całą drogę wyglądała przez okno, a on patrzył na niej smutnawą twarz. Nic jednak nie powiedział i tylko siedział w ciszy jak zaklęty.
Przez cały wieczór siedziała zamknięta w pokoju, jakby oderwała się od świata. Z nikim nie rozmawiała po powrocie. W głowie tylko Harry, straszny krzyk i dziwna pustka. Rankiem już spakowała się do wyjazdu, a chłopak z bólem serca na to patrzył. Spojrzeli na siebie przez chwilę, lecz potem spuściła głowę, żegnając Pattie oraz Johanne. Austin zawiózł ją na lotnisko, gdzie tam wyleci do Madrytu i zobaczy jak jej ojciec żyje. Czy da mu szansę i czy dobrze się stanie, że tam pojedzie. Dzień ten to był kompletny skwar. Głowa bolała ją od wczoraj, czuła się teraz taka wyobcowana... Wylot trwał kilka godzin, dotarła tam i zauważyła już inny samochód, gdzie w nim siedział uśmiechnięty James. Maggie nie było do śmiechu, ale przytuliła ojca z grzeczności. Odjechali razem, a droga jakby się dłużyła w trochę niezręcznej ciszy.
– Jak tam gala? – spytał po chwili.
– W porządku – westchnęła.
– Nie chcesz wiedzieć jaką miałem minę, gdy widziałem jak Bieber patrzy na Ciebie... to irytujące.
– Taki już jest i boję się, że już na zawsze – parsknęła niepewnie pod nosem.
– Skopać takiemu tylko tyłek i by się odczepił – dodał żartobliwe James.
– Tato! – szturchnęła go w ramię. Zaśmiał się głośno, a po kwadransie dotarli na miejsce. Zanim jednak podjechali pod dom, przejechali przez jeszcze hektar drogi, który zajmował ogród i przejazd do rezydencji, która wyglądała jak zamek, ale od środka była bardzo nowoczesna i luksusowa. Postawiła walizkę obok ogromnych schodów i zaczęła się wokoło rozglądać. – Wow... aż taki jesteś nadziany?
– Dobre inwestycje, hazard i dobrze sprawująca się firma zrobiła swoje – odparł czule – idź zobacz pokój... wybrałem jeden z tych, które mają wspaniały widok na ogród.
– Tato, tutaj łatwo się zgubić – zaśmiała się pod nosem.
– Dobra, no to chodźmy.
Przechadzając się po domu, w którym panowała cudowna cisza, oraz było naprawdę pięknie ozdobiony korytarz, czyniła z tego miejsca jeszcze lepszym. Tylko smutno jest gdy mieszka się tu samym jak palec. Gdy weszła do pokoju, był naprawdę wielki. W nim było dużo, ale to bardzo dużo przestrzeni, cicho... Mały korytarz, prowadzący do garderoby oraz drzwi do łazienki.
– Cieszę się, że z tego do czego doszedłeś w życiu, jest tutaj naprawdę pięknie – oznajmiła, a po jej minie można było spodziewać się tylko zaskoczenia.
– Dzięki, córciu – przytulił ją, a ona wtuliła głowę w jego tors. – Kocham Cię.
– Ja Ciebie też – szepnęła niemalże niesłyszalnie.


„Ten sen... koszmar... był okropny. Przerażający krzyk... okropieństwo. W miejscu, w którym się znalazłam, był tam On... cały zalany krwią. Na ścianie krew, a także płacz dziecka. To wszystko to była po prostu chora wyobraźnia. Moja wyobraźnia...”