Jak cień...
„Widząc
Go, myślałam, że to sen, jakaś moja wyobraźnia. Chodzi za mną jak cień...”
Tego wieczoru, usiadłszy na leżaku nad
basenem, patrzyła na gwieździste niebo i tak sobie myślała o życiu. Jak to się
zaczęło... aż jak może się to skończyć. W ręku trzymała ciepłą miętową herbatę,
która stygła gdy wiał chłodny wiatr. Ubrana była w zwykły szary wełniany
sweter, krótkie czarne spodenki i biały zwiewny podkoszulek. Słyszała tylko
swoich współlokatorów, którzy siedzieli spokojnie w salonie i rozmawiali.
Szatyn obserwował ją co jakiś czas, popijając swoją herbatę. Pomyślał, że po
prostu myśli o ojcu, o przeszłości... o Harrym. Ale nawet nie chciał wymawiać
jego imienia w jego głowie. Już za dwa dni gala, na którą oczywiście muszą się
pojawić.
Przez ponad godzinę siedziała na tym leżaku
jakby spała z otwartymi oczami albo nie mogła przestać się nad czymś zastanawiać.
Obie kobiety, skierowały się ku górze, mówiąc krótkie „Dobranoc”, uśmiechnąwszy
się do szatyna. Ten odwzajemnił gest, a kiedy zapanowała głęboka cisza, cicho
jak myszka podszedł do niej. Już widząc jej czubek głowy, uśmiechnął się jak
głupi do serca, po czym spuścił głowę i zagryzł dolną wargę. Usłyszał jej
płytkie westchnięcie. Przymknęła oczy. Chłopak stał już nad nią i słodko się
uśmiechał. Spokojnie oddychała, a on delikatnie przejechał opuszkami palców po
jej cudownych włosach.
– Dobranoc, kochanie... – wyszeptał ledwo
słyszalnie. Ta nadal spokojnie i cicho oddychała, a potem wycofał się do
środka.
Maggie jednak słyszała te słowa. Tuż po tym
jak odszedł, otworzyła powieki i spojrzała w stronę tarasu, gdzie było wejście
do domu. Zgaszone światło, ciemno wokół.
Zauważyła, że jej herbata jest prawie pusta, ale już wystygła. Wchodząc
do środka, zapaliła jedną lampkę, a potem drugą w kuchni. Odstawiła kubek do
zlewu i najciszej jak może weszła ku górze, a potem do swojego pokoju. Gdzie
następnie zasnęła jak aniołek.
Tuż po tym jak słońce pojawiło się na niebie,
od razu zrobiło się przyjemnie. Blondynka wstała jako pierwsza tego dnia, od
razu zeszła na dół i zrobiła śniadanie. W tym czasie zdążyła się przebrać i
uczesać, a ubrana była w jasnoczerwony top, białe spodnie sięgające tylko do
kolan oraz białe buty na koturnie. Zdążyła uczesać się w kłos, który ułożyła na
boku. Jej zamyślenie było takie głębokie, że nawet nie usłyszała jak mówią jej
„Dzień dobry”. Aż odskoczyła, gdy Johanne musiała krzyknąć jej prosto do ucha.
Popatrzyły na siebie zdezorientowane obie.
– Co robisz? – spytała kręcąc oczami.
– Śniadanie – westchnęła spuszczając głowę. –
Spać w nocy nie mogłam, więc wstałam wcześniej i pomyślałam, że będzie milej,
jeśli... zrobię śniadanie – uśmiechnęła się sztucznie.
Johanne tylko przytaknęła głową i objęła
jednym ramieniem córkę. Odwzajemniła uśmiech i razem dokończyły robić
śniadanie, które potem ładnie zostało podane na stole na tarasie. We trzy
czekały aż jeden śpioch się pojawi. W brzuchu Maggie, aż skręcało od głodu.
Pattie nalała soku wiśniowego do szklanek, a potem pojawił się już ubrany
Bieber. Przywitał każdego szczerym uśmiechem, po czym w ciszy zjedli. Chłopak z
lekkim uśmiechem patrzył na nią, a w myślach jego słodkie słowa na jej temat.
Justin również przyłączył się do wspólnej pomocy w posprzątaniu na stole.
Jeszcze tego wczesnego popołudnia przyszedł Kenny, który wręczył sukienkę
specjalnie dla niej. Zdziwiona była trochę, bo przecież nie była na żadnych
zakupach, nawet Justin zaprzeczył, że nie jest od niego. Powiesiwszy ją na
wieszaku w łazience, wróciła do pokoju od razu włączając laptopa. Justin
pojechał wraz z Kennym na przymiarki strojów na galę, ale zastanawiał się kto
mógłby wysłać taki ładny prezent. Kenny raczej milczał na ten temat, mówiąc,
że tylko Scooter kazał by przekazał to
Maggie. Nic nie obwiniał ochroniarza, a potem minęło z kilka godzin od wybrania
odpowiedniego stroju. Blondynka przeglądając strony plotkarskie, nudząc się z
sekundy na sekundę, patrzyła co jakiś czas w szafę, to pokazywał się obraz
listu oraz jego słów. Znów ten krzyk w głowie. Wzdrygnęła się, po czym zamknęła
laptopa i go odłożyła. Zagryzła dolną wargę, a po chwili, usłyszała jak Johanne
skrada się by usiąść obok córki, która w ogóle się do niej nie uśmiechnęła.
– Jak przebiegła wczoraj rozmowa z tatą? –
zaczęła cicho. Tylko spuściła wzrok i wzruszyła obojętnie ramionami.
– Nijak. Wyjeżdżam do niego jutro po gali –
westchnęła.
– Cieszysz się, że przyjechał i Cię odwiedził?
– dopytała dociekliwa.
– Przecież wiesz jak nas potraktował –
zmarszczyła czoło – chociaż ciekawi mnie dlaczego właśnie dopiero sobie
przypomniał o rodzinie.
– Kiedy się poznaliśmy był zupełnie inny. Był
kochany, troszczył się, ale babcia Gabriela miała do niego racje.
– Jak zawsze – uśmiechnęła się w tym momencie.
Również zrobiła to Johanne, która potwierdziła jej słowa. Ucałowała ją w czubek
głowy, zauważyła na jej szyi ten naszyjnik, który dostała od niej i Pattie na
siedemnaste urodziny. Tego dnia, gdy Justin dowiedział się o czymś szczególnie
bolesnym.
Całe popołudnie przesiedziała nad
rozmyślaniami, brzdąkając na gitarze i przeglądaniu Internetu. Chłopak wrócił
do domu około szóstej. Oboje już nie mogli się doczekać gali. A wieczór minął
szybko i całkiem przyjemnie. Maggie odprężyła się w długiej kąpieli z
bąbelkami, które pachniały wanilią z nutką cynamonu i egzotycznych owoców.
Przymknęła oczy i odchyliła głowę. Wzięła kilka głębokich oddechów, a głowa
była pusta, w końcu wyciszona.
Późnym rankiem, obudził ją Kenny, który bez
pukania wszedł do jej sypialni, podciągając rolety do góry i otworzywszy okno.
Dziewczyna schowała głowę pod poduszkę oraz nakryła na nią kołdrę. Kenny głośno
westchnął i zsunął z niej całą pościel, widząc ją w samej pidżamie.
– No wstawaj! – zaśmiał się głośno. Wziął ją
na ręce i postawił na ziemi. – Idź na śniadanie, a potem czekaj na Ryana, który
Ci pomoże z wyglądem na galę.
Wywróciła teatralnie oczami i niechętnie
skierowała się ku drzwiom.
– Kiedyś się zemszczę – pokazała mu czubek swojego
języka, a ten tylko się głośno zaśmiał. Pokazała mu mordercze spojrzenie, a po
chwili znikła za ścianą.
Na stole ujrzała tosty francuskie z salsą
pomidorową i bazylią. Już na sam widok zgłodniała. Obok niej stanął Justin,
który również był zbudzony przez Kenny’ego i był zaskoczony tym co widział na
stole. Nic już raczej ich tego dnia nie może wywrócić z równowagi ani
zszokować.
– Śniadanie specjalnie zrobione dla was,
dzieciaki – uśmiechnęła się czule Pattie, która usadowiła ich na krzesłach,
podała talerze i nalała ciepłej herbaty.
– Ryan może się spóźnić albo zatrzyma go jakaś
knajpa z Fast Foodami. – Dodał Kenny, gdy schodził na dół. Spojrzeli na niego
wrogim spojrzeniem. Kenny widząc ich obojga w tej samej pozycji, ten sam
niebezpieczny wzrok, od razu skierował się do drzwi. Pożegnał się, po czym
wyszedł. Oni zaśmiali się i zabrali do konsumowania ciepłego posiłku. Aż uszy
im się trzęsły od aromatycznego i jakże cudownego smaku śniadania.
Po południu Ryan wpadł do nich ze swoimi
narzędziami do upiększania. Maggie już myślała, że te chwile z nim to będzie
jakaś męka. Nigdy nie lubiła robić sobie makijażu, najczęściej używa zwykły
błyszczyk i maskarę do rzęs. To wszystko. Jednak Ryan miał inne plany co do
niej. Planował szczególnie podkreślić jasnymi kolorami jej urodę. Justin stał
obok wraz z Pattie, która pomogła dziewczynie. Nie była już to męka, a raczej
godzina ogromnej nudy. Szczególnie rumieniła się gdy Bieber stał za nią i
patrzył co się dzieje.
– A teraz sukienka – powiedziała Pattie. Myśli
dziewczyny były zwykłą kpiną na temat tego co się teraz dzieje. Najchętniej
przeszłaby się teraz po parku. Kiedy Ryan ją zobaczył, oczy mu aż wyszły, a
Justin tylko się uśmiechnął.
– Nie jest za krótka?
– Jest idealna – oznajmił Justin, wpatrując
się z zachwytem w nią. Odszedł po chwili, a potem mogła się spokojnie w nią
przebrać. Wychodząc, od razu Ryan zaczął
mówić jak aprobata, a Pattie jeszcze osłodziła. Jej figura była stworzona do
tej sukienki, a szczególnie jej długie nogi. Patrząc w lustro, trochę skrzywiła
usta.
– Jest za krótka! – powiedziała.
Ryan wywrócił oczami. Justin gdy przechodził
przez korytarz, zapinając koszulę, aż oniemiał z zachwytu widząc ją. Uśmiechnął
się szeroko. Jej nogi były dla jego oczu czymś co mógłby wpatrywać się wieczność.
Już nawet zazdrościł Harry’emu, za co bardziej go nienawidził. Teraz chętnie
podszedłby do niej i zabrał gdzieś na koniec świata.
– Za godzinę jedziemy – powiedział po chwili
Bieber, patrząc w jej kakaowe oczy, które cudownie zalśniły. Za każdym razem
gdy patrzył w nie.
– Dobrze, więc zaraz chodźcie na dół – odparł
Ryan.
– Meg, możesz mi pomóc? – dodał szatyn,
podchodząc z dużą czarną muszką. Pattie i Ryan wyszli z pokoju, a dziewczyna
wzięła głęboki oddech. Kiedy wzięła od niego muszkę od razu obojgu zaczęło bić
szybciej serce. Gwałtownie złapał ją, kładąc dłonie na wysokości kości
ogonowej, a jej pośladkami.
– Co ty robisz? – szepnęła, nie patrząc mu w
oczy.
– Jesteś taka śliczna – od razu wpił się w jej
usta. Muskał je z ogromną czułością oraz czuł, że jest strasznie tym
spragniony. Czując, że jego ręce lądują pod sukienką, serce coraz mocniej
waliło, aż nawet bolało. Wyrwała jego dłonie oraz przyczepiając muszkę, od razu
od niego.
– Już Ci pomogłam, możesz wyjść.
– Nie wyjdę bez Ciebie, kochanie – uśmiechnął
się, chwytając ją za rękę, momentalnie była bardzo blisko niego.
– Nie mów tak do mnie – zagryzła dolną wargę,
wyrywając rękę.
– Uwielbiam gdy się denerwujesz – zaśmiał się
pod nosem i wraz z nią zeszli na dół, gdzie już czekał Austin przed domem.
Pożegnali się, a potem przejechali przez dłuższą godzinę, a gdy w końcu
dotarli. Wokół paparazzi, reporterzy i inne sławy. Nawet byli fani. Rozglądała
się wokół za Harrym, który mógłby się pojawić na gali, jednak nigdzie go nie
znalazła. W sumie nawet bała spojrzeć mu w oczy, po tym, że nie odbierała
ciągłych telefonów od niego. Bieber ciągnął ją siłą do siebie, uśmiechając się
łobuzersko. Ona wciąż się rozglądała. W uszach miała jego szept, te słodkie
słówka, które tak lubiła jak mówił. Jednak bliskość Justina peszyła ją i po
prostu szła za nim jak cień resztę godzin.
Gala minęła dość szybko, oboje zdobyli
nagrody, a ona wciąż myślała o Harrym. Justin porwał ją prosto do samochodu, po
czym odjechali. Przez całą drogę wyglądała przez okno, a on patrzył na niej
smutnawą twarz. Nic jednak nie powiedział i tylko siedział w ciszy jak zaklęty.
Przez cały wieczór siedziała zamknięta w
pokoju, jakby oderwała się od świata. Z nikim nie rozmawiała po powrocie. W
głowie tylko Harry, straszny krzyk i dziwna pustka. Rankiem już spakowała się
do wyjazdu, a chłopak z bólem serca na to patrzył. Spojrzeli na siebie przez
chwilę, lecz potem spuściła głowę, żegnając Pattie oraz Johanne. Austin zawiózł
ją na lotnisko, gdzie tam wyleci do Madrytu i zobaczy jak jej ojciec żyje. Czy
da mu szansę i czy dobrze się stanie, że tam pojedzie. Dzień ten to był
kompletny skwar. Głowa bolała ją od wczoraj, czuła się teraz taka wyobcowana...
Wylot trwał kilka godzin, dotarła tam i zauważyła już inny samochód, gdzie w
nim siedział uśmiechnięty James. Maggie nie było do śmiechu, ale przytuliła
ojca z grzeczności. Odjechali razem, a droga jakby się dłużyła w trochę
niezręcznej ciszy.
– Jak tam gala? – spytał po chwili.
– W porządku – westchnęła.
– Nie chcesz wiedzieć jaką miałem minę, gdy
widziałem jak Bieber patrzy na Ciebie... to irytujące.
– Taki już jest i boję się, że już na zawsze –
parsknęła niepewnie pod nosem.
– Skopać takiemu tylko tyłek i by się odczepił
– dodał żartobliwe James.
– Tato! – szturchnęła go w ramię. Zaśmiał się
głośno, a po kwadransie dotarli na miejsce. Zanim jednak podjechali pod dom,
przejechali przez jeszcze hektar drogi, który zajmował ogród i przejazd do
rezydencji, która wyglądała jak zamek, ale od środka była bardzo nowoczesna i
luksusowa. Postawiła walizkę obok ogromnych schodów i zaczęła się wokoło
rozglądać. – Wow... aż taki jesteś nadziany?
– Dobre inwestycje, hazard i dobrze sprawująca
się firma zrobiła swoje – odparł czule – idź zobacz pokój... wybrałem jeden z
tych, które mają wspaniały widok na ogród.
– Tato, tutaj łatwo się zgubić – zaśmiała się
pod nosem.
– Dobra, no to chodźmy.
Przechadzając się po domu, w którym panowała
cudowna cisza, oraz było naprawdę pięknie ozdobiony korytarz, czyniła z tego
miejsca jeszcze lepszym. Tylko smutno jest gdy mieszka się tu samym jak palec.
Gdy weszła do pokoju, był naprawdę wielki. W nim było dużo, ale to bardzo dużo
przestrzeni, cicho... Mały korytarz, prowadzący do garderoby oraz drzwi do
łazienki.
– Cieszę się, że z tego do czego doszedłeś w
życiu, jest tutaj naprawdę pięknie – oznajmiła, a po jej minie można było
spodziewać się tylko zaskoczenia.
– Dzięki, córciu – przytulił ją, a ona wtuliła
głowę w jego tors. – Kocham Cię.
– Ja Ciebie też – szepnęła niemalże
niesłyszalnie.
„Ten
sen... koszmar... był okropny. Przerażający krzyk... okropieństwo. W miejscu, w
którym się znalazłam, był tam On... cały zalany krwią. Na ścianie krew, a także
płacz dziecka. To wszystko to była po prostu chora wyobraźnia. Moja
wyobraźnia...”