piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 34

Rodzina

„Pojawił się jak gdyby nigdy nic. Gdybym mogła, powiedziałabym mu w twarz co leży mi na sercu, ale coś podpowiadało mi, że to czas w końcu porozmawiać...”


Grubo po północy wrócił do pokoju, gdzie zastał Maggie, która spokojnie spała niczym niemowlę. Uśmiechnął się na jej widok, a sam zmęczony usiadł na łóżku. Był tak zmęczony, że kiedy już szykował się do snu, zorientował się, że specjalnie dla niego posłała mu łóżko, bo gdy na pewno wróci będzie bardzo zmęczony. Zgasił lampkę, po czym niedługo już słodko spał.
Ich śpiące oczka, zbudziło słońce, które padało w okna, odbijając się o szybę, aż po jej włosy. Schowała twarz w poduszkę, a chłopak już zaczął się wiercić. Odgłosy sprzed drzwi, dochodzące z tamtej strony, były wywoływane przez Austina, Marry, Jessiki, Ryana i Chaza. Dobijając się do drzwi, nie ruszyli się z łóżek tylko najprościej ich zignorowali. W końcu Austin, ruszył głową i tylko wziął jedną niewielką spinkę Jessiki i otworzywszy drzwi, ujrzeli jeszcze śpiącą dwójkę, która raczej nie zamierzała się nigdzie wybierać. Zaczęli wyciągać ich z łóżka podstępem oraz siłą. Nie obeszło się bez łaskotek i skakania po łóżku. Po kilku godzinach, byli już na plaży wraz z Pattie i Johanne. W końcu dziewczyna aktywnie towarzyszyła przyjaciołom w oceanie, ni razu przestając się uśmiechać. Nań padały na nich ciepłe promienie słoneczne, a woda była mile przyjemna. Już kilka dni później żegnali czwórkę przyjaciół, którzy mieli samolot do Ontario. Pożegnali się przed lotniskiem, a sami zaczęli się pakować. Jeszcze tego samego dnia planowali wrócić do L.A. Przed lotem zjedli, odpoczęli i pożegnali się z plażą. Nic nie trwa wiecznie. W końcu dotarli pod lotnisko, Austin oczywiście pomógł z przejściem do środka. Jednak Maggie nie chciała się żegnać z tą plażą. Po niecałych trzydziestu minutach, siedziała cicho na kremowym fotelu obok Johanne. Oparła głowę o jej ramię i przymknęła delikatnie oczy. Wzięła głęboki oddech i przez chwilę wyobraziła sobie tę samą twarz, którą w tym momencie boi się ujrzeć. Szmaragdowe oczy przeszły przez jej wyobraźnię gdy patrzą na nią groźnym zarazem podejrzliwym spojrzeniem. Potem dziwny krzyk, który raczej był w jej głowie odtworzony. Momentalnie otworzyła oczy, a serce zapukało dwa razy. Johanne spojrzała na nią czułym wzrokiem i delikatnie opuszkiem palca przejechała przez jej złociste włosy. Lekko uniosła kąciki ust, spuszczając głowę. Spojrzała na czyste, błękitne niebo i znów przeszły ją dziwne myśli. Na pewno nie upiecze jej się i zauważy u Harry’ego rozczarowanie oraz zbulwersowanie. W pewnym sensie zasłużyła sobie, ale najwidoczniej potrzebowała chociaż chwili od stresowania od niego. Justin widząc jej nijaką, a raczej jak zwykle dość bladawą twarzyczkę, trochę się zaniepokoił. Miała przymknięte oczy, usta jak zwykle różowiutkie i wilgotne. Późnym wieczorem dotarli do Los Angeles gdzie i tam w samochodzie spała, oparta o ramię Justina. Chłopak wpatrywał się w nią jak stróż, uśmiechał się, a w jego głowie tylko ona i on. Niechętnie ją zbudził gdy dotarli pod willę. Przeciągnęła się jak mała dziewczynka i wyszła z samochodu, patrząc na ślicznie oświetlony dom. Można by powiedzieć, że w tle z gwieździstym niebem, wyglądał naprawdę pięknie. Gdy weszli ku drzwiom frontowym, panował przez chwilę mrok przed oczami, ale zaraz było jasno i widać było wszystko. Chwyciła swoją walizkę i wraz z nią weszła ku swojego pokoju, przechodząc przez ciemny korytarz, w którym panował półmrok. Justin zrobił to samo i od razu wskoczył pod prysznic. W końcu zacznie jak i wcześniej – pracować nad płytą.
Następnego dnia, zbudzili się późnym rankiem. Gdzieś około jedenastej jedli już śniadanie, które specjalnie przygotowała im Pattie. Uśmiechnęła się do każdego, a oni to odwzajemnili. Po śniadanie, Maggie pomogła posprzątać w kuchni tak jak ogarnąć dom po przyjeździe. Od razu ubrana w czyste, letnie rzeczy, spokojnie chowała rzeczy do swojej szafy. Ogarniając dół, kolejny raz natknęła się na list. Przez chwilę znów przypomniała jej się babcia, która jej to dała. W tym momencie się za nią stęskniła. Kucnęła, głośno wzdychając. Lekko odchyliła głowę w tył, powstrzymując się od otworzenia tego listu. Gwałtownie zamknęła dolną część szafy i przez chwilę przeszły ją ciarki. Czuła je aż po same drzwi. Odwróciła się, a tam stał Justin. Z rękami w kieszeniach, z daleka wyglądał na takiego ponurego.
– Przyszedłeś...? Po co? – zapytała, zagryzając wargi i spuszczając głowę.
– By na Ciebie popatrzeć – oznajmił wzruszając ramionami. Podszedł bliżej, po czym zaczął robić małe kroki ku niej.
– A tak naprawdę... – wywróciła oczami – nie lubię kiedy się skradasz.
Wytrzeszczyła oczy, gdy ten był już bardzo blisko. Lekko się do niej uśmiechnął, nie mogąc oderwać się od jej oczu, czy też warg.
– Nie wierzysz mi? – oblizał wargi.
– Nie.
Chłopak przybliżył się jeszcze bardziej, dotykając jej bioder. Jego pokusa była nie do opanowania i tylko stał i próbował wciąż na nią patrzeć.
– Uwielbiam kiedy śpisz – szepnął, udając rozmarzonego. Stała wryta, a sama dusiła się, czując jego bliskość.
– Idź już – powiedziała po chwili, przymykając oczy, gdy będzie mogła je otworzyć, ujrzy siebie samą w pokoju.
– Przestań. Myślisz, że tak łatwo oderwać się od takiej cudownej dziewczyny jak ty? Od ciała, które mnie podnieca? Myślisz, że jest mi łatwo? Widzę, że tobie też nie jest... nie chcesz bym odszedł...
Jego usta już były na tyle blisko by móc zasmakować jej warg, a gdy już chciał je musnąć, ona od razu odwróciła głowę i lekko odepchnęła jego ręce od siebie.
– Przestałbyś już w końcu. Ty chyba niczego się nie nauczysz – westchnęła nerwowo. W środku drżała, nawet czuła jak płonie i wtem odepchnęła go od siebie jeszcze bardziej. Dusiła się w jego ramionach, wzięła kilka głębokich oddechów i podeszła do drzwi.
– Masz taką samą niechęć do mnie, co twój ojciec czuje do mnie odrazę – prychnął pod nosem, a ona momentalnie się odwróciła – i to masz po nim... stawia na swoim i wie co ma robić.
– Dlaczego mieszasz do tego mojego tatę?
– Bo nienawidził mnie od zawsze. A teraz... ty – powiedział cicho, obserwując ją od stóp do głów.
– To są dwie różne sprawy... – odparła – wyjdź już z mojego pokoju, a najlepiej odczep się od mojego życia.
Wyszła po chwili z pokoju, po czym Justin za nią. Schodząc na dół ze spuszczoną głową, chciała minąć dwie panie, ale zauważyła, że Pattie stoi z otwartymi drzwiami i patrzy na nią dość dziwnym, tajemniczym spojrzeniem. Westchnęła, a blondynka zauważyła biały kabriolet porsche przed domem i to wcale nie był samochód Justna. Wyszła i ujrzała, średniego wzrostu mężczyznę, z siwymi włosami. Był ubrany w białą koszulę, popielate spodnie oraz ujrzała złoty zegarek. Rozmawiał z kimś przez telefon, a ona tylko mogła zacząć zgadywać. Jej serce zaczęło bić szybciej i mocniej. Stała jak słup i patrzyła z niedowierzaniem w oczach. Te momenty, kiedy widziała jak odjeżdża z pod domu były bolesne. Te momenty, kiedy siedziała skulona w pokoju, a przy niej nie było nawet Jego. Odjechał wtedy bez pożegnania z torbą pełną ubrań i innych potrzebnych rzeczy. Spojrzał na nią, mierząc wzrokiem córkę, którą niegdyś zapamiętał szarą, prostą i kochaną dziewczynę. Teraz widzi ją wysoką i śliczną dorosłą pannę. Jej włosy oraz nogi jako pierwsze rzuciły mu się w oczy. Otworzył już ramiona by ta mogła wtulić się w niego, przywitać się i wyjaśnić wszystko. Ale jej mina ze szklanymi oczami mówiła sama za siebie.
– Po co przyjechałeś? – zaczęła, mówiąc drżącym, poważnym tonem. W progu drzwi wejściowych, przyglądał się Justin i Pattie, ale Pattie po chwili zostawiła go samego. James gdy spostrzegł Bieber’a w drzwiach, chciał podejść i uderzyć go bez skrupułów. Znów zwrócił wzrok na blondynkę.
– Skarbie...
– Czelność jeszcze masz mówić tak do mnie?! Dlaczego nas zostawiłeś?
– Nie będziemy tak rozmawiać... musisz dbać o reputację – oznajmił, mijając ją i wchodząc ku drzwiom. Bieber wciąż stał i kątem oka patrzył na mężczyznę z wrogim nastawieniem i spojrzeniem. Odruchowo dał przejść, a ich wzrok był wręcz morderczy.
Blondynka sztywno weszła za ojcem, który stanął na środku salonu z rękami w kieszeniach i rozglądał się wokół siebie. Justin stanął przy pół ściance, oparłszy się o nią. Maggie stanęła między nimi, nie tracąc kontaktu wzrokowego z ojcem.
–  Justin – zwróciła się do chłopaka – zostaw nas samych, proszę.
Chłopak niechętnie opuścił ukochaną. Wszedł szybkim ruchem na górę, a gdy spojrzała w tamtą stronę, zniknął jak duch. – Więc?
–  Przyjechałem bym w końcu wyjaśnił Ci pewne sprawy...
–  Nie jestem mała. Wiem to i owo, ale w liście ciekawi mnie ta twoja tajemnica – wtrąciła. – Co przede mną ukrywałeś? Co dalej przede mną ukrywasz?
–  Nie będę Ci się z tego tłumaczył w tym momencie...
–  To nie mamy o czym rozmawiać – westchnęła, idąc w stronę tarasu. Niestety, James mocno chwycił córkę za ramię, powyżej łokcia, a w jego jednej ręce było czuć siłę siedmiu chłopa.
–  Meg, nie zachowuj się jak dziecko – gwałtownie przybliżył ją do siebie i popatrzył na jej cudne rysy twarzy, która nawet jedna nie była jego. – Kiedy ten Bieber się od Ciebie odczepi... jesteś taka do niego podobna...
Odgarnął kosmyk z jej twarzy, który zakrywał jej prawą część twarzy.
– Staram się... – spiorunowała go wzrokiem – ale nie chcę o nim rozmawiać.
– Kiedy zauważyłem jak patrzycie na siebie... od razu poczułem, że coś was łączy. Nie przyjaźń, a coś więcej.
– Wiedz, że mnie nic już z nim nie łączy. Przyjaźń to przeszłość, dzieciństwo minęło. Nie chcę wracać do tych bolesnych wspomnień, słyszysz? – dodała, wyrywając ramię. James patrzył na nią swoimi piwnymi oczami jakby teraz ją zaczął szanować. Jakby okazał dumę. Uniosła kącik ust po lewej stronie, robiąc figlarny uśmieszek, cicho prychając pod nosem.  – Masz taką córkę jaką chciałeś, ale nie zmienia to faktu, że nie mam do Ciebie żalu.
– Może to zmienisz gdy spędzimy ze sobą kilka wolnych chwil – podniósł jedną brew do góry. – Proszę Cię tylko o wybaczenie... jak ojciec.
– Niezły z Ciebie hazardzista – zaśmiała się.
– Inaczej nie miałbym własnej firmy – dodał pewny siebie – ale zależy mi na rodzinie. A już szczególnie na twoim szczęściu.
Zapadła chwila ciszy. Dziewczyna wciąż analizowała słowa ojca, które stały się przez chwilę żartem prosto w oczy... albo kłamstwem.
– Nie nazywaj tego tak – westchnęła.
– Chcę go poznać – wtrącił nagle zmieniając temat. Popatrzyła w jego oczy zdezorientowana. – Harry’ego...
– Znasz jego imię?
– Wiele o nim piszą – dodał. – To jak? Umowa stoi?
Podał dłoń w jej stronę. Zagryzła dolną wargę i uścisnęła pewnie dłoń ojca, który uniósł w górę swoje chude wargi. – Czekam na Ciebie za kilka dni w mojej rezydencji.
Powiedziawszy to, pożegnał się, po czym wyszedł. Ta chwila była jak tortura. Gdy tylko odjechał, Pattie wskoczyła jakby właśnie cieszyła się, że dom nie poszedł w ruiny. Jednak siedziała cicho, wbiegła do pokoju, walnąwszy się na łóżko. Pościel była mile chłodna, a jej ciało całe gorące. Niestety telefon przerwał jej spokój. W końcu odezwał się Scooter.
– Tak słucham?
– Cześć ptaszyno, gdzie żeś się podziewała? – powiedział z akcentem w głosie.
– Przechodziłam z kąta w kąt – uśmiechnęła się lekko.
– Tak czy inaczej, przekaż Jusowi, że wraz z nim pójdziesz na galę, macie oboje nominacje, dziś dostałem wiadomość – westchnął.
– A Paul... coś mówił na temat gali? Czy niejaki One Direction się tam pojawi?
– Tego Ci wyjawić nie mogę... jeśli mu przekażesz, będę wdzięczny.
– Do usłyszenia, Scott.


„Patrzyłam mu prosto w oczy, a on mnie. To były prawdziwe chwile męki. A jednak... chyba opłacało się.”