piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 32

Never Let You Go

 „Zorganizował wspaniały spacer. Ta atmosfera, czyste powietrze i cudowny ocean, i  gwieździste niebo... chyba najromantyczniejszy spacer, na którym byłam...”


Pierwsze co, obudzili się z dobrymi humorami. Justin jako pierwszy skorzystał z łazienki, w której przesiedział ponad trzydzieści minut. Na dworze było niesamowicie ciepło, przyjemnie, aż szkoda zmarnować taki dzień. Maggie otrzymywała przez całą noc wiadomości od Harry’ego, ale ledwo odpowiedziała na dwa z piętnastu. Nie była tym osobiście zachwycona, że mimo wszystko zrobił się jeszcze bardziej troskliwy i zazdrosny. Czyżby nie dotrzymał słowa? Wzięła świeże rzeczy z walizki, gdzie trzymała jeszcze ten list, który jeszcze pachniał wanilią. Justin wyszedł z łazienki już w spodniach. Ich wzrok przez chwilę się spotkał, uciekła mu jak tchórz...
Chwytając ręcznik, skierowała się ku łazience, lecz przed tym szatyn lewym ramieniem zatrzymał ją. Jego mina była taka sama jak zawsze – pełna miłości, lekko uniesione kąciki ust oraz spojrzenie pełne żalu. Wciąż uciekała wzrokiem. Chłopak chwycił ją za podbródek i podniósł delikatnie w górę, by mogła spojrzeć mu w końcu w oczy. Cisza w pokoju była niesamowicie wielka, słyszeli rytm bicia serca, które tak spokojnie biło, na dodatek szum oceanu. Kiedy słońce przedostało się przez lekkie, długie, białe zasłony, jej włosy znów zamigotały. Uśmiechnął się, po czym w końcu wydusił z siebie:
– Czemu ty uciekasz? Przede mną... – przybliżył twarz ku jej ustom, a ona lekko je otworzyła, chcąc jakby zaczerpnąć powietrza, ponieważ coś się w niej dusiło. – Boisz się?
Wciąż milczała jak zaklęta. Nic nie mówiąc, spojrzała mu w oczy przez dłuższą chwilę i od razu zsunęła jego ręce z jej ramion i weszła pośpiesznie do łazienki. Szatyn zagryzł wargę i znów zapanowała w nim zazdrość... czy też ból. Nic jednak nie powiedział i jak najchętniej zszedł na dół gdzie zamówił z Pattie śniadanie. Blondynka z chęcią zrobiła sobie długą kąpiel. Wykorzystywała każdą chwilę relaksu, gdy na dole wszyscy czekali przy stoliku i rozmawiali. Jedynie co przychodziło mu do głowy, to plan na dzień, który spędzi z dziewczyną. W końcu zobaczyli ją, gdy kierowała się ku nich, w zwykłej kremowej koszuli, która miała ładne koronkowy kołnierzyk, rękawy podwinięte na wysokości łokcia, a jeszcze z dołu widać było śnieżnobiały podkoszulek. Buty były na koturnie oraz swoje ulubione spodenki z ćwiekami. Usiadła naprzeciw Bieber’a, a wzrok kolejny raz był skierowany w inną stronę, byleby nie patrzeć mu w oczy, które bardzo często potrafią hipnotyzować. Jakby był iluzjonistą, czy kimś podobnym to tego zawodu.
Po śniadaniu, wraz z Pattie i Johanne wyruszyła na zakupy, a Justin spędzał czas w hotelu w siłowni, która była teraz jego sympatią. Nie było może ciekawe chodzenie z jednego sklepu do drugiego, ale chciałaby kupić ładny prezent dla swojej babci, którą wkrótce zamierza odwiedzić w święta. Justin rozmyślał nad kolejnym spędzeniem czasu z ukochaną i przez cały czas, myślał, robił wszystko dla niej.
– Maggie słuchasz mnie? – w końcu usłyszała głos Johanne, która przed sobą trzymała ładną ognistoczerwoną, elegancką sukienkę. Wzdrygnęła się i dokładnie się jej przyjrzała.
– Jest naprawdę ładna, kup ją – potrząsała bezsensownie głową, byleby nie słyszeć kolejnych uwag ze strony rodzicielki.
– Mam lepszy pomysł... – odezwała się Pattie – idź stąd i nie waż się wracać. Jesteś młoda, skorzystaj z wakacji.
Uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczyny, która tylko niepewnie odwzajemniła gest. Stała jeszcze jak słup, gdy w końcu zniecierpliwiona Pattie, dodała:
– No już, zmykaj.
Skinęła lekko głową i po chwili opuściła sklep. Rozglądnęła się po okolicy i przypomniała sobie drogę na rynek. Wokół ludzi, można było dostrzec paparazzich, którzy robili jej zdjęcia. Nie byli tacy natrętni – to było na jej szczęście. Przez rynek, prowadziła droga do hotelu, w którym chciała odpocząć od ludzi i przeleżeć w ciszy i rozmyślaniu różnych rzeczy. Kiedy dotarła skierowała się ku windzie, po czym do pokoju. W nim zauważyła tylko czystość i cudowną ciszę. Odłożyła buty pod ścianą, gdy w końcu spostrzegła na jej łóżku karteczkę: CZEKAM NA CIEBIE ZA 3 GODZINY PRZED HOTELEM, SZUKAJ W CIEMNYCH KĄTACH, TAM GDZIE SIĘ BOISZ...
Przez kręgosłup przeszedł ją dziwny dreszcz. Po piśmie tylko wystarczyło stwierdzić, że to Justin, który kolejny raz ją zdenerwował. Zgniotła kartkę i wrzuciła ją do jego szuflady. Walnęła się na łóżku, już z telefonem w ręku. Nuda wzięła górę przez co zasnęła.
Kiedy się zbudziła przed oczami zauważyła już ciemność na dworze. Cisza w pokoju i lekki powiew ciepłego wiatru. Patrząc na zegarek, od razu minęło z gdzieś trzy godziny. A jednak nie zignorowała kartki. Coś ją ciągnęło. Była ciekawa co znów jej przygotował. Szybko weszła ku łazience i rozczesała swoje włosy i spięła je w wysoki kok. Po szybkim prysznicu, wzięła jedną ze swoich sukienek. Chociaż i tak za nimi nie przepadała. Ubrana, włosy rozpuściła, a loki na końcówkach włosów wyglądały idealnie, opadając na jej szczupłe ramiona. Delikatny makijaż i była już gotowa na wyjście. W głowie miała te słowa: TAM GDZIE SIĘ BOISZ...
A potem jego poranne słowa: Boisz się?
Kolejny raz przeszedł ją dreszcz. Na dole, był dość duży tłok i wszędzie było jasno. Rozglądała się wokół, szukając idealnego miejsca, gdzie mógłby na nią czekać. Nie było to łatwe. Jakby bawili się w chowanego. Boisz się? – nie mogła pozbyć się tych słów z głowy, a szczególnie głos, który dziwnie towarzyszył jej. W końcu wyszła przed hotel. Wzięła głęboki oddech i spojrzała przed siebie. Kątem oka, rozglądała się wokół siebie, szukając tego miejsca, w którym mógł się znajdować.
– Boisz się?
Poczuła nagłe ciepło, które ją ogarnęło. Dłonie już splecione w jedność, miętowy oddech... Wzięła głęboki wdech i odwróciła się do niego, patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się do niej i delikatnie i czule pocałował jej rękę.
– Mogłabym wiedzieć, co Cię ugryzło? – powiedziała sarkastycznie.
– Dowiesz się... – szepnął, ciągnąc ją w stronę plaży. Oblizał wargi, a jej włosy na całym ciele najeżyły się, gdy tylko na niego patrzyła. A szczególnie gdy słyszała jego cichy, cudowny głos, który sprawiał, że jej ciało drżało.
Dotarli na miejsce gdzie byli dwa dni temu na zachodzie słońca. Było tam tak cicho, jedynie ocean obijający się lekko o niewielkie skały, na których usiadła, a Justin przed nią stanął i patrzył jej w oczy, które pięknie błyszczały. Znów to słodkie uczucie, które sprawiało gdy wspominał ją gdy byli dziećmi. Delikatnie przejechał opuszkami palców przez jej ramie, co sprawiło u niej łaskotki. Spojrzała na niego jakby uważała go za niewiadomo jakiego z nutką pogardy. Ale właśnie w tej chwili jej stare uczucia powróciły, słabość do każdego gestu, który wykonywał oraz gęsią skórkę, gdy czuła jego oddech na swoich ustach. Mimo wszystko i tak nie mogła się oprzeć, ale wiedziała, że musi się starać.
– Boisz się? – powtórzył, przybliżając się niebezpiecznie blisko niej.
– Czego miałabym się bać? – szepnęła, starając się opanować tętno, które mimowolnie przyśpieszyło. Chłopak delikatnie się uśmiechnął i delikatnie przejechał dłonią przez jej cudowne, złociste włosy. Nic nie odpowiedział, a gest nie schodził mu z ust. Chwycił jej rękę i splótł ich palce w jedność.
– Myślałaś, że zostawię Cię dla tego idioty? Tego wieczora o nim zapomnisz – podniósł jedną brew do góry p e w n y swoich słów. Wywróciła teatralnie oczami i wyrwała rękę, patrząc mu prosto w oczy. Szukała coś w nim... jakiegoś podstępu, ale znalazła tylko coś, co sprawiło, że ma ochotę go pocałować. – Chodź się przejść...
Położył dłonie na jej talii, delikatnie uniósł w górę, po czym stanęła na miękkim piasku. Stał blisko niej, ona czuła jego niesamowite ciepło i spuściła niepewnie głowę. Mocno złapał jej nadgarstek i kierował się ku brzegu oceanu, gdzie spokojnie przechodzili. Czuła chłód, kilka razy zatrzęsła się z zimna i jednak musiała się do niego niegdyś przytulić. Z jego ust nie schodził pewny uśmiech. Gwiazdy towarzyszyły im tak, aż do końca wspaniałego wieczoru...
W końcu przeszli przez niewielki, pusty park, który tylko trzeszczały, gdy wiał wiatr. Cisza między nimi panowała, a Justin w ogóle nie trzymał ją za ręki, jednak ich dłonie stykały się.
– Po co mnie wyciągnąłeś na ten spacer? – spytała nagle. Momentalnie odwrócił głowę i przyjrzał się jej oczom, które zalśniły.
– Chciałem być romantyczny... miły... pokazać Ci, że to co o mnie myślisz jest nieprawdą – oznajmił.
– Nie znasz mojego prawdziwego zdania – prychnęła, wywracając oczyma.
– A mógłbym je poznać? – podniósł brwi do góry, ciągnąc ją teraz w ciemniejsze miejsce, niż przez które dotychczas przechodzili. Przez chwilę było ciemno, gdy nie zauważyli małej altany przystrojonej przepięknie lampkami i kwiatami. Gdy tylko to zauważyła, nie wiedziała co powiedzieć. Najbardziej chciałaby odejść, ale jego ciepło było dla niej strasznie pociągające jak magnes. Stanął wraz z nią na środku altany, posyłając jej szarmancki, zarazem czuły uśmiech, ale uśmiech który kochała... to uśmiech Harry’ego. – Zatańczysz ze mną?
– Przecież wiesz, że nie umiem, ledwo poradziłam sobie na próbach w Londynie – delikatnie się zarumieniła.
– Dobrze zapamiętałaś tamte dni – powiedział cicho, po czym przyciągnął ją do siebie. Ich twarze były znów niebezpiecznie blisko siebie.
– E... muzyki nie słyszę, a bez muzyki nie da się tańczyć – powiedziała, chcąc od niego odejść. Justin już wiedział co ma robić i nikt nie zniszczy jego planów.
– Nic nie szkodzi... – westchnął. Lekko podniósł ją w górę i stanęła mu na palcach. Czuła jak bije mu serce gdy dotykała dłońmi jego torsu. Zaczął delikatnie bujać się z nią na boki, a potem pochyla ją w dół. Zmrużyła oczy, gdy poczuła jak delikatnie musnął jej szyję. – Powiedz mi swoje zdanie na mój temat.
Powiedziawszy to, delikatnie się wzdrygnęła i wzięła głęboki oddech. Chłopak jednak był ciekaw jej zdania. Udał zainteresowanego i dociekliwego. Robił podejrzane, zarazem słodkie miny kierując w jej stronę, ale ona starała się je ignorować. Milczała jak zaklęta. Starała się myśleć o Harrym, który znów pojawił się w jej głowie oraz słyszała jego kochany głos. W ten oto sposób rozproszyła się. – Powiedz coś...
Jednak nic nie powiedziała. Milczała przez cały spacer powrotny, który trwał kilkadziesiąt minut, a Justin tylko czekał na finał jego końca. Chłód znów dotarł na jej delikatną skórę, a ona momentalnie przytuliła się do niego. Poczuł na brzuchu jej lodowatą rękę, po czym ściągnął swoją koszulę i otulił ją.
– Zimno Ci? – spytał cicho. Lekko kiwnęła głową, gdy zaraz znaleźli się w środku hotelu. Chłopak nie odrywał od niej wzroku, niespodziewanie złapał ją w pasie i pociągnął w stronę niekrytego basenu, w którym jeszcze wczoraj pływali. Maggie była zdezorientowana jego planami. Było ciemno, tylko widać było lampki w basenie, które tak pięknie świeciły. Justin gwałtownie skoczył do tego basenu, chlapiąc dodatkowo blondynkę. Śmiał się z tego, a ona poczuła, że skończy się to źle.
– Justin! Co ty do cholery robisz, wyłaź z wody – syknęła, rozglądając się wokół. Chłopak podpłynął do niej i spojrzał na nią z dołu.
– To mi pomóż – zaśmiał się. Pokazał swoje śnieżnobiałe zęby, a ona ugryzła się w język przed komentarzem tego co powiedział. Wolałaby już wrócić do pokoju. Kiedy podała dłoń, by mógł ją złapać, pociągnął do wody. Ze strachu aż pisnęła, a gdy poczuła, że jest w jego objęciach, zamarła. Woda była przyjemnie letnia taka ciepła. Objęła go delikatnie wokół szyi, a ten tylko się zadziornie uśmiechnął, w sposób, który udał zadowolonego. – Przyjemna, co?
– Przestań, jeszcze ktoś nas zobaczy – szepnęła lekko zdenerwowana.
– Nie zawsze można zobaczyć Justina Bieber’a, który po nocach buszuje w ciuchach na basenie.
Znów to dziwne uczucie. Zaśmiała się niepewnie w prawdzie nieśmiało. Jego wzrok był wlepiony w jej wargi, w które w końcu chciał zatopić swoje.  Ściągnął z niej swoją koszulę, po czym swój t-shirt. Poczuła dziwne uczucie, gdy zaczął ją całować. Delikatnie to robił, najlepiej jak potrafi, byleby jej nie spłoszyć. W tym momencie zapomniała o Harrym i o każdym innym żywym stworzeniu prócz Justin. Zaczął rozpinać guziki, nie przestawszy całować. Kiedy dotknął delikatnie jej klatki piersiowej, serce zaczęło mu szybciej bić. Maggie odskoczyła od niego, gdy tylko poczuła co robi.
– Dobra, dosyć – westchnęła.
Justin zagryzł dolną wargę, wychodząc z basenu za nią. Poczuł, że czuje się ona teraz dziwnie spanikowana, ale jego tętno wciąż było szybkie.
– Mam już odpowiedź dlaczego to robisz – momentalnie się odwróciła. – Nie spodziewałam się tego...
Justin nie odpowiedział.
– To, że mam na Ciebie ochotę, nie znaczy, że robię to tylko dlatego, by zniszczyć Ci związek oraz życie.
Parsknęła kpiąco pod nosem.
– Ale to robisz! – powiedziała głośno. – Nie pozwalasz mu mnie dotykać, a sam robisz coś czego nie powinieneś.
– Bo tylko ja mogę dotykać Ciebie w ten sposób – przybliżył się do niej, a gdy chciała odejść, złapał ją za ramię na wysokości łokcia. Spojrzeli sobie prosto w oczy, ale ona nie miała ochoty znów poczuć się jak jego własność. – Myślisz, że jeśli będziesz z Harrym, odepchniesz mnie jednocześnie od siebie i w końcu dam Ci spokój? Mylisz się. Należysz do mnie i próbuję Ci wytłumaczyć od kilku miesięcy.
– Kim ty jesteś, że będziesz kierował moim życiem?!
– A ty wciąż nie rozumiesz... – przybliżył ją do siebie.
– Odczep się. Harry nigdy nie był taki nachalny jak ty! Jest o wiele lepszy od Ciebie, to był błąd idąc z tobą na ten głupi spacer, a wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?
Wzięła głęboki oddech i raz jeszcze ugryzła się w swój niewyparzony język.
– Że mi się cholernie podobało, a szczególnie altana!
Oderwała jego ręce od swojego ramienia i kolejny raz od niego uciekła. Nawet za nią nie pobiegł, ale jej słowa spodobały mu się. I to co chciał usłyszeć, ale w sposób inny, jaki wieczór miał się skończyć...
Ale wiedział jedno.
N i e pozwoli j e j odejść.


„Kiedy jego ręce dotykały moje ciało, aż we mnie się zagotowało. To co sprawił jest nie do opisania, a jego pocałunki jak najbardziej rozkoszne.”