Never Let You Go
„Zorganizował wspaniały spacer. Ta atmosfera,
czyste powietrze i cudowny ocean, i
gwieździste niebo... chyba najromantyczniejszy spacer, na którym
byłam...”
Pierwsze co, obudzili się z dobrymi humorami.
Justin jako pierwszy skorzystał z łazienki, w której przesiedział ponad
trzydzieści minut. Na dworze było niesamowicie ciepło, przyjemnie, aż szkoda
zmarnować taki dzień. Maggie otrzymywała przez całą noc wiadomości od
Harry’ego, ale ledwo odpowiedziała na dwa z piętnastu. Nie była tym osobiście
zachwycona, że mimo wszystko zrobił się jeszcze bardziej troskliwy i zazdrosny.
Czyżby nie dotrzymał słowa? Wzięła świeże rzeczy z walizki, gdzie trzymała
jeszcze ten list, który jeszcze pachniał wanilią. Justin wyszedł z łazienki już
w spodniach. Ich wzrok przez chwilę się spotkał, uciekła mu jak tchórz...
Chwytając ręcznik, skierowała się ku łazience,
lecz przed tym szatyn lewym ramieniem zatrzymał ją. Jego mina była taka sama
jak zawsze – pełna miłości, lekko uniesione kąciki ust oraz spojrzenie pełne
żalu. Wciąż uciekała wzrokiem. Chłopak chwycił ją za podbródek i podniósł
delikatnie w górę, by mogła spojrzeć mu w końcu w oczy. Cisza w pokoju była
niesamowicie wielka, słyszeli rytm bicia serca, które tak spokojnie biło, na
dodatek szum oceanu. Kiedy słońce przedostało się przez lekkie, długie, białe
zasłony, jej włosy znów zamigotały. Uśmiechnął się, po czym w końcu wydusił z
siebie:
– Czemu ty uciekasz? Przede mną... –
przybliżył twarz ku jej ustom, a ona lekko je otworzyła, chcąc jakby zaczerpnąć
powietrza, ponieważ coś się w niej dusiło. – Boisz się?
Wciąż milczała jak zaklęta. Nic nie mówiąc,
spojrzała mu w oczy przez dłuższą chwilę i od razu zsunęła jego ręce z jej
ramion i weszła pośpiesznie do łazienki. Szatyn zagryzł wargę i znów zapanowała
w nim zazdrość... czy też ból. Nic jednak nie powiedział i jak najchętniej
zszedł na dół gdzie zamówił z Pattie śniadanie. Blondynka z chęcią zrobiła
sobie długą kąpiel. Wykorzystywała każdą chwilę relaksu, gdy na dole wszyscy
czekali przy stoliku i rozmawiali. Jedynie co przychodziło mu do głowy, to plan
na dzień, który spędzi z dziewczyną. W końcu zobaczyli ją, gdy kierowała się ku
nich, w zwykłej kremowej koszuli, która miała ładne koronkowy kołnierzyk, rękawy
podwinięte na wysokości łokcia, a jeszcze z dołu widać było śnieżnobiały
podkoszulek. Buty były na koturnie oraz swoje ulubione spodenki z ćwiekami.
Usiadła naprzeciw Bieber’a, a wzrok kolejny raz był skierowany w inną stronę,
byleby nie patrzeć mu w oczy, które bardzo często potrafią hipnotyzować. Jakby
był iluzjonistą, czy kimś podobnym to tego zawodu.
Po śniadaniu, wraz z Pattie i Johanne
wyruszyła na zakupy, a Justin spędzał czas w hotelu w siłowni, która była teraz
jego sympatią. Nie było może ciekawe chodzenie z jednego sklepu do drugiego,
ale chciałaby kupić ładny prezent dla swojej babci, którą wkrótce zamierza
odwiedzić w święta. Justin rozmyślał nad kolejnym spędzeniem czasu z ukochaną i
przez cały czas, myślał, robił wszystko dla niej.
– Maggie słuchasz mnie? – w końcu usłyszała
głos Johanne, która przed sobą trzymała ładną ognistoczerwoną, elegancką
sukienkę. Wzdrygnęła się i dokładnie się jej przyjrzała.
– Jest naprawdę ładna, kup ją – potrząsała
bezsensownie głową, byleby nie słyszeć kolejnych uwag ze strony rodzicielki.
– Mam lepszy pomysł... – odezwała się Pattie –
idź stąd i nie waż się wracać. Jesteś młoda, skorzystaj z wakacji.
Uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczyny,
która tylko niepewnie odwzajemniła gest. Stała jeszcze jak słup, gdy w końcu
zniecierpliwiona Pattie, dodała:
– No już, zmykaj.
Skinęła lekko głową i po chwili opuściła
sklep. Rozglądnęła się po okolicy i przypomniała sobie drogę na rynek. Wokół
ludzi, można było dostrzec paparazzich, którzy robili jej zdjęcia. Nie byli tacy
natrętni – to było na jej szczęście. Przez rynek, prowadziła droga do hotelu, w
którym chciała odpocząć od ludzi i przeleżeć w ciszy i rozmyślaniu różnych
rzeczy. Kiedy dotarła skierowała się ku windzie, po czym do pokoju. W nim
zauważyła tylko czystość i cudowną ciszę. Odłożyła buty pod ścianą, gdy w końcu
spostrzegła na jej łóżku karteczkę: CZEKAM
NA CIEBIE ZA 3 GODZINY PRZED HOTELEM, SZUKAJ W CIEMNYCH KĄTACH, TAM GDZIE SIĘ
BOISZ...
Przez kręgosłup przeszedł ją dziwny dreszcz.
Po piśmie tylko wystarczyło stwierdzić, że to Justin, który kolejny raz ją
zdenerwował. Zgniotła kartkę i wrzuciła ją do jego szuflady. Walnęła się na
łóżku, już z telefonem w ręku. Nuda wzięła górę przez co zasnęła.
Kiedy się zbudziła przed oczami zauważyła już
ciemność na dworze. Cisza w pokoju i lekki powiew ciepłego wiatru. Patrząc na
zegarek, od razu minęło z gdzieś trzy godziny. A jednak nie zignorowała kartki.
Coś ją ciągnęło. Była ciekawa co znów jej przygotował. Szybko weszła ku
łazience i rozczesała swoje włosy i spięła je w wysoki kok. Po szybkim
prysznicu, wzięła jedną ze swoich sukienek. Chociaż i tak za nimi nie
przepadała. Ubrana, włosy rozpuściła, a loki na końcówkach włosów wyglądały
idealnie, opadając na jej szczupłe ramiona. Delikatny makijaż i była już gotowa
na wyjście. W głowie miała te słowa: TAM
GDZIE SIĘ BOISZ...
A potem jego poranne słowa: Boisz się?
Kolejny raz przeszedł ją dreszcz. Na dole, był
dość duży tłok i wszędzie było jasno. Rozglądała się wokół, szukając idealnego
miejsca, gdzie mógłby na nią czekać. Nie było to łatwe. Jakby bawili się w
chowanego. Boisz się? – nie mogła
pozbyć się tych słów z głowy, a szczególnie głos, który dziwnie towarzyszył
jej. W końcu wyszła przed hotel. Wzięła głęboki oddech i spojrzała przed
siebie. Kątem oka, rozglądała się wokół siebie, szukając tego miejsca, w którym
mógł się znajdować.
– Boisz się?
Poczuła nagłe ciepło, które ją ogarnęło.
Dłonie już splecione w jedność, miętowy oddech... Wzięła głęboki wdech i
odwróciła się do niego, patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się do niej i
delikatnie i czule pocałował jej rękę.
– Mogłabym wiedzieć, co Cię ugryzło? –
powiedziała sarkastycznie.
– Dowiesz się... – szepnął, ciągnąc ją w
stronę plaży. Oblizał wargi, a jej włosy na całym ciele najeżyły się, gdy tylko
na niego patrzyła. A szczególnie gdy słyszała jego cichy, cudowny głos, który
sprawiał, że jej ciało drżało.
Dotarli na miejsce gdzie byli dwa dni temu na
zachodzie słońca. Było tam tak cicho, jedynie ocean obijający się lekko o
niewielkie skały, na których usiadła, a Justin przed nią stanął i patrzył jej w
oczy, które pięknie błyszczały. Znów to słodkie uczucie, które sprawiało gdy
wspominał ją gdy byli dziećmi. Delikatnie przejechał opuszkami palców przez jej
ramie, co sprawiło u niej łaskotki. Spojrzała na niego jakby uważała go za
niewiadomo jakiego z nutką pogardy. Ale właśnie w tej chwili jej stare uczucia
powróciły, słabość do każdego gestu, który wykonywał oraz gęsią skórkę, gdy
czuła jego oddech na swoich ustach. Mimo wszystko i tak nie mogła się oprzeć, ale
wiedziała, że musi się starać.
– Boisz się? – powtórzył, przybliżając się
niebezpiecznie blisko niej.
– Czego miałabym się bać? – szepnęła, starając
się opanować tętno, które mimowolnie przyśpieszyło. Chłopak delikatnie się
uśmiechnął i delikatnie przejechał dłonią przez jej cudowne, złociste włosy.
Nic nie odpowiedział, a gest nie schodził mu z ust. Chwycił jej rękę i splótł
ich palce w jedność.
– Myślałaś, że zostawię Cię dla tego idioty?
Tego wieczora o nim zapomnisz – podniósł jedną brew do góry p e w n y swoich
słów. Wywróciła teatralnie oczami i wyrwała rękę, patrząc mu prosto w oczy.
Szukała coś w nim... jakiegoś podstępu, ale znalazła tylko coś, co sprawiło, że
ma ochotę go pocałować. – Chodź się przejść...
Położył dłonie na jej talii, delikatnie uniósł
w górę, po czym stanęła na miękkim piasku. Stał blisko niej, ona czuła jego
niesamowite ciepło i spuściła niepewnie głowę. Mocno złapał jej nadgarstek i
kierował się ku brzegu oceanu, gdzie spokojnie przechodzili. Czuła chłód, kilka
razy zatrzęsła się z zimna i jednak musiała się do niego niegdyś przytulić. Z
jego ust nie schodził pewny uśmiech. Gwiazdy towarzyszyły im tak, aż do końca
wspaniałego wieczoru...
W końcu przeszli przez niewielki, pusty park,
który tylko trzeszczały, gdy wiał wiatr. Cisza między nimi panowała, a Justin w
ogóle nie trzymał ją za ręki, jednak ich dłonie stykały się.
– Po co mnie wyciągnąłeś na ten spacer? –
spytała nagle. Momentalnie odwrócił głowę i przyjrzał się jej oczom, które
zalśniły.
– Chciałem być romantyczny... miły... pokazać
Ci, że to co o mnie myślisz jest nieprawdą – oznajmił.
– Nie znasz mojego prawdziwego zdania –
prychnęła, wywracając oczyma.
– A mógłbym je poznać? – podniósł brwi do
góry, ciągnąc ją teraz w ciemniejsze miejsce, niż przez które dotychczas
przechodzili. Przez chwilę było ciemno, gdy nie zauważyli małej altany
przystrojonej przepięknie lampkami i kwiatami. Gdy tylko to zauważyła, nie
wiedziała co powiedzieć. Najbardziej chciałaby odejść, ale jego ciepło było dla
niej strasznie pociągające jak magnes. Stanął wraz z nią na środku altany,
posyłając jej szarmancki, zarazem czuły uśmiech, ale uśmiech który kochała...
to uśmiech Harry’ego. – Zatańczysz ze mną?
– Przecież wiesz, że nie umiem, ledwo
poradziłam sobie na próbach w Londynie – delikatnie się zarumieniła.
– Dobrze zapamiętałaś tamte dni – powiedział
cicho, po czym przyciągnął ją do siebie. Ich twarze były znów niebezpiecznie
blisko siebie.
– E... muzyki nie słyszę, a bez muzyki nie da
się tańczyć – powiedziała, chcąc od niego odejść. Justin już wiedział co ma
robić i nikt nie zniszczy jego planów.
– Nic nie szkodzi... – westchnął. Lekko
podniósł ją w górę i stanęła mu na palcach. Czuła jak bije mu serce gdy
dotykała dłońmi jego torsu. Zaczął delikatnie bujać się z nią na boki, a potem
pochyla ją w dół. Zmrużyła oczy, gdy poczuła jak delikatnie musnął jej szyję. –
Powiedz mi swoje zdanie na mój temat.
Powiedziawszy to, delikatnie się wzdrygnęła i
wzięła głęboki oddech. Chłopak jednak był ciekaw jej zdania. Udał
zainteresowanego i dociekliwego. Robił podejrzane, zarazem słodkie miny
kierując w jej stronę, ale ona starała się je ignorować. Milczała jak zaklęta.
Starała się myśleć o Harrym, który znów pojawił się w jej głowie oraz słyszała
jego kochany głos. W ten oto sposób rozproszyła się. – Powiedz coś...
Jednak nic nie powiedziała. Milczała przez
cały spacer powrotny, który trwał kilkadziesiąt minut, a Justin tylko czekał na
finał jego końca. Chłód znów dotarł na jej delikatną skórę, a ona momentalnie
przytuliła się do niego. Poczuł na brzuchu jej lodowatą rękę, po czym ściągnął
swoją koszulę i otulił ją.
– Zimno Ci? – spytał cicho. Lekko kiwnęła
głową, gdy zaraz znaleźli się w środku hotelu. Chłopak nie odrywał od niej
wzroku, niespodziewanie złapał ją w pasie i pociągnął w stronę niekrytego
basenu, w którym jeszcze wczoraj pływali. Maggie była zdezorientowana jego
planami. Było ciemno, tylko widać było lampki w basenie, które tak pięknie
świeciły. Justin gwałtownie skoczył do tego basenu, chlapiąc dodatkowo
blondynkę. Śmiał się z tego, a ona poczuła, że skończy się to źle.
– Justin! Co ty do cholery robisz, wyłaź z
wody – syknęła, rozglądając się wokół. Chłopak podpłynął do niej i spojrzał na
nią z dołu.
– To mi pomóż – zaśmiał się. Pokazał swoje
śnieżnobiałe zęby, a ona ugryzła się w język przed komentarzem tego co
powiedział. Wolałaby już wrócić do pokoju. Kiedy podała dłoń, by mógł ją
złapać, pociągnął do wody. Ze strachu aż pisnęła, a gdy poczuła, że jest w jego
objęciach, zamarła. Woda była przyjemnie letnia taka ciepła. Objęła go delikatnie
wokół szyi, a ten tylko się zadziornie uśmiechnął, w sposób, który udał
zadowolonego. – Przyjemna, co?
– Przestań, jeszcze ktoś nas zobaczy –
szepnęła lekko zdenerwowana.
– Nie zawsze można zobaczyć Justina Bieber’a,
który po nocach buszuje w ciuchach na basenie.
Znów to dziwne uczucie. Zaśmiała się niepewnie
w prawdzie nieśmiało. Jego wzrok był wlepiony w jej wargi, w które w końcu
chciał zatopić swoje. Ściągnął z niej
swoją koszulę, po czym swój t-shirt. Poczuła dziwne uczucie, gdy zaczął ją całować.
Delikatnie to robił, najlepiej jak potrafi, byleby jej nie spłoszyć. W tym
momencie zapomniała o Harrym i o każdym innym żywym stworzeniu prócz Justin.
Zaczął rozpinać guziki, nie przestawszy całować. Kiedy dotknął delikatnie jej
klatki piersiowej, serce zaczęło mu szybciej bić. Maggie odskoczyła od niego,
gdy tylko poczuła co robi.
– Dobra, dosyć – westchnęła.
Justin zagryzł dolną wargę, wychodząc z basenu
za nią. Poczuł, że czuje się ona teraz dziwnie spanikowana, ale jego tętno
wciąż było szybkie.
– Mam już odpowiedź dlaczego to robisz –
momentalnie się odwróciła. – Nie spodziewałam się tego...
Justin nie odpowiedział.
– To, że mam na Ciebie ochotę, nie znaczy, że
robię to tylko dlatego, by zniszczyć Ci związek oraz życie.
Parsknęła kpiąco pod nosem.
– Ale to robisz! – powiedziała głośno. – Nie
pozwalasz mu mnie dotykać, a sam robisz coś czego nie powinieneś.
– Bo tylko ja mogę dotykać Ciebie w ten sposób
– przybliżył się do niej, a gdy chciała odejść, złapał ją za ramię na wysokości
łokcia. Spojrzeli sobie prosto w oczy, ale ona nie miała ochoty znów poczuć się
jak jego własność. – Myślisz, że jeśli będziesz z Harrym, odepchniesz mnie
jednocześnie od siebie i w końcu dam Ci spokój? Mylisz się. Należysz do mnie i
próbuję Ci wytłumaczyć od kilku miesięcy.
– Kim ty jesteś, że będziesz kierował moim
życiem?!
– A ty wciąż nie rozumiesz... – przybliżył ją
do siebie.
– Odczep się. Harry nigdy nie był taki
nachalny jak ty! Jest o wiele lepszy od Ciebie, to był błąd idąc z tobą na ten
głupi spacer, a wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?
Wzięła głęboki oddech i raz jeszcze ugryzła
się w swój niewyparzony język.
– Że mi się cholernie podobało, a szczególnie
altana!
Oderwała jego ręce od swojego ramienia i
kolejny raz od niego uciekła. Nawet za nią nie pobiegł, ale jej słowa spodobały
mu się. I to co chciał usłyszeć, ale w sposób inny, jaki wieczór miał się
skończyć...
Ale wiedział jedno.
N i e pozwoli j e j odejść.
„Kiedy
jego ręce dotykały moje ciało, aż we mnie się zagotowało. To co sprawił jest nie
do opisania, a jego pocałunki jak najbardziej rozkoszne.”