piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 23

Wyjazd do Berlina

„To boli. Poczułam to... to dziwne kłucie w serce. Teraz już wiem, dlaczego dąży mną ta ciągła nienawiść do Niego.”


Po południe się dłużyło tego dnia. Jednak tajemnica pozostała jedynie tajemnicą i zapomnieniem tego co dziś przeżyli oraz wczorajszego wieczoru. Było to zbyt bolesne i straszne dla ich oczu. Gdy tylko chłopak posprzątał swoje rzeczy, wziął niektóre z nich i od razu spakował do swojej torby. O niczym innym nie myślał, jak wspomnienia z Atlanty. Kolejna rzecz o jakiej chciał zapomnieć.
Następnego dnia, Justin wstał o świcie i już od dłuższego czasu przyglądał się jak śpi jego ukochana. Gdy padały na nią promienie słoneczne i tak pięknie się odbijało od jej skóry. Spojrzał w stronę dolnej części szafy. Korciło go, by tylko dowiedzieć się co tak naprawdę chowała, że nie chciała mu o niczym mówić. Dyskretnie zsunął się z jej łóżka, po czym kucnął przy szafie. Zagryzł dolną wargę i delikatnie wysunął dolną szufladę i zza jej dna wyciągnął jedną z kopert. Zauważył jej imię i nazwisko oraz adres. Była otwarta, co znaczyło, że czytała. Spojrzał na nią jeszcze raz i usiadłszy zaczął czytać. Zrobił się trochę zdenerwowany. Już pamiętał jak ktoś kto miał na nazwisko James Blue traktował go niemile. Że tak naprawdę nigdy ojciec jego ukochanej nie szanował ich przyjaźni, nawet nie zwracał często na nią uwagi. Że teraz odzywa się jakby nigdy nic. To było takie bezczelne. Wystraszony budzeniem Maggie, szybko schował do szuflady list, a sam szybko zniknął za drzwiami, delikatnie je zamykając. Dziewczyna przebudziła się lekko uśmiechnięta, lecz zaraz wstała. Ubrana w zwykłą jaskrawą koszulę oraz spodenki z ćwiekami, zeszła na dół na śniadanie. W kuchni było pusto, nad kosztownym obrazem, czarna torba Justina. Rozglądnęła się dookoła. Wyciągnęła z lodówki świeże mleko, płatki z szafy i przygotowała zwyczajne śniadanie, zamiast kombinować niepotrzebnie na początek tak ładnego dnia. Ledwo dawszy miskę do zlewu, za nią stał szatyn. Przeszedł przez jej kark dziwny dreszcz, który zawsze czuła przy nim. Jego miętowy oddech od razu poczuła. Odwróciwszy się, bez słów namiętnie musnął jej usta, nie móc już się oprzeć pokusie. W kuchni panowała cisza, a między nimi milczenie.
- Jest to pożegnanie czy też powitanie mnie z samego rana? – szepnęła, przerywając słodki, niewinny pocałunek. Podniosła jedną brew do góry, a on się pod nosem zaśmiał. Schylił głowę i musnął jej szyję.
- Wyglądasz pięknie kiedy śpisz – mruknął, uśmiechnięty. Spojrzeli sobie w oczy. Zdziwiło ją to co przed chwilą powiedział. – Przepraszam Cię za wczoraj.
Chwycił jej dłoń i przyłożył przy swoim sercu, które spokojnie biło. Wywróciła oczami, chcąc odejść, ale Justin zbyt mocno ją trzymał. Po chwili usłyszeli głos Johanne co trochę ich skrępowało, więc natychmiast się od siebie odsunęli. Spuścił głowę, a Maggie stanęła plecami w jego stronę, kręcąc głupio oczami.
- Jadłaś już coś Maggie? – zaczęła kobieta, poprawiając swoją poranną czuprynę. Kiwnęła twierdząco głową, a ona spojrzała teraz na szatyna, który ofiarował ją cudnym uśmiechem. – A ty?
- Nie jestem głodny – westchnął – za dwie godziny mam samolot.
Rzucił się na kanapę, patrząc na długie nogi dziewczyny, która właśnie przechodziła na taras. Szybko podwinęła koszulę, pokazując swój blady brzuch. Biorąc do ręki telefon, postanowiła się trochę poopalać. Chłopak po raz kolejny zaśmiał się tego dnia. Johanne popijając kawę, przysiadła się do niego, kątem oka się mu przyglądając. Postawiła kubek na szklanej ławie i wtedy zaczęła mu się przyglądać. Nie zwracał na nią uwagi tylko swoimi oczami patrzył na blondynkę.
- No idź do niej – szturchnęła go lekko w ramię. On zwrócił wzrok na matkę dziewczyny, która uśmiechała się do niego. Odwzajemnił uśmiech. – Myślisz, że nie wiem co robiliście w kuchni?
Zaśmiała się z triumfalnym uśmieszkiem, popijając kolejny łyk kawy.
Maggie słuchała piosenek Ushera, odpoczywając. Poczuła łaskotki, które jechały ku jej brzucha. Wzdrygnęła się, a słuchawki automatycznie wypadły jej z uszu. Zauważyła jego zimne dłonie na jej brzuchu. Przybliżył niebezpiecznie blisko niej twarz.
- Co ty robisz?
- Dotykam co moje – zaśmiał się pod nosem, zaczynając ją całować po szyi. Usiadł na leżaku, przybliżając ją do siebie. Delikatnie ją podniósł i usiadła na jego kolanach. Zmieszana była jego zachowaniem. – Mam na Ciebie ochotę.
- Czyli, że kuchnia była twoim celem – parsknęła pod nosem z nutką irytacji w głosie. Chłopak wybuchł gromkim śmiechem.
- Mniej więcej. – Przyssał się do jej ust i rozpiął swoją koszulę. Mocno ją ścisnął do siebie aż w końcu powiesiła ręce wokół jego szyi. Już brakowało jej powietrza, w szczególności miała dość. Wspomnienia powróciły i to ją bolało. Wstała już z lekka wkurzona. Stała nad nim, patrząc na niego, lecz nie mogła oprzeć się pokusie i spojrzała na jego tors.
- Dość Justin, wiesz, że nie możemy. Przyszedłeś tu tylko po to, by mnie wkurzyć, tak? Udało Ci się. – Odwróciła się napięcie, lecz szatyn chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. – Przestań.
- I tak dziś Kenny po mnie przyjedzie – westchnął – jadę do Berlina, bo Scooter załatwił mi tam koncerty, a chciałbym się przed wyjazdem Tobą nacieszyć.
- Ale jestem z Harrym! – wtrąciła gwałtownie. – Nie traktuj mnie tak. Proszę Cię.
- Przeczytałem list od twojego ojca – dodał, mówiąc poważnym tonem. Ona z chęcią teraz rozszarpałaby go na strzępy. Milczała, patrząc na niego. Jakby zapomniała języka w gębie. – O tym, że wasze relacje się popsuły. Wiem, że wciąż cierpisz z powodu rozwodu rodziców, ale lepiej porozmawiaj z tym z mamą.
- Nie jestem mała, rozumiem, że w życiu tak bywa. Nic się nie udaje... na przykład moja ślepa miłość do Ciebie.
- Nie ślepa... słuszna – wtrącił.
- Nie wkurzaj mnie! Po coś grzebał w moich rzeczach?! Jakim prawem! – krzyknęła.
- Zależy mi na Tobie, zrozum – odpowiedział. Chwycił ponownie jej dłoń i położył na swojej piersi, przybliżając ją momentalnie. Oblizał wargi, chcąc kolejny raz ją pocałować. Odwróciła głowę i wyrwała rękę, ale nawet ona przyzna, że to zrobiła niechętnie. Robiła co musiała.
Usłyszeli głos Kenny’ego, który dochodził z zewnątrz. Przeszedł około, a widząc ich oboje uśmiechnął się. Odwzajemnili uśmiech, a ona podbiegła do niego i mocno go przytuliła, byleby nie stać jak słup w miejscu z głupią miną. Justin pośpiesznie zapiął koszulę i podbiegł po swoją torbę. Johanne wyszła przed dom i przywitała wielkoluda.
- Tak szybko? Myślałem, że za półtorej godziny jest samolot – powiedział głośno Justin, wychodząc z domu. Podał mu torbę do ręki i spojrzał zdziwiony na niego.
- Tak, przyśpieszyli lot – westchnął głośno – zbieraj się.
Chłopak przytaknął tylko bezsensownie głową.  Po tym, dziewczyna poprawiając swoją koszulę, natychmiast opuściła ich obojga.
Minuty i godziny już trwały od wyjazdu. Spadł niespodziewanie mocny deszcz, a ona siedziała spokojnie na podłodze, przeglądając swoje rzeczy. Także list dla Niego, który nie odważyła się wysłać, by tylko uświadomić mu co do niego czuła. Spuściła wzrok na dywan, gdzie były jeszcze krople krwi. Lekko uśmiechnęła się, przypominając jak chłopak jeszcze tamtego wieczoru, dojrzale ją potraktował mimo, iż była dla niego niemiła. Rozerwała kartkę na kilkadziesiąt drobnych kawałków i szybko wyrzuciła do kosza. Jeden list od ojca również wyrzuciła. Jeden jedyny list od dziadka, który przeczytać miała w odpowiednim czasie.
Chłopak lądował już w Niemczech gdzie miał mieć kolejne koncerty. Obok niego siedział Kenny. Patrzył za okno, gdzie już było widać samochody, oraz małych jak palec widocznych ludzi na parkingu. Wylądowali punktualnie. Przed lotniskiem roiło  się od fanów, którzy nawet sami krzątali się, by tylko spotkać samego Bieber’a.
Już przed hotelem tłum fotoreporterów, którzy tylko czekali, aż ich ofiara nadejdzie. Wyglądało to jakby był w coś zamieszany, ale zignorował ich i jak najszybciej udał się do środka, gdzie potem zameldował się w jednym z największych apartamentów w tym oto pięciogwiazdkowym hotelu i jedynym w Berlinie. Większość mebel była koloru miedzianego oraz brązowego z nutką bordowego. Drewno z lakierowanymi frontami wyglądały bardzo nowocześnie. Jego pokój hotelowy był w stylu XX wieku, ale nie brakowało mu nic do zarzucenia, jeśliby spojrzeć na bardzo wygodne, wielkie łóżko z nowoczesną pościelą i jedwabiem na karku. Od razu po położeniu na ziemi torby, wyjął z niej swoje rzeczy, oraz duży żółty, wyblakły ręcznik po czym od razu poszedł do niedużej łazienki. Zrobił sobie gorący, przyjemny prysznic. O niczym innym nie myślał jak o nadchodzącym koncercie, jednak starał się także pomyśleć przez chwilę o pocałunkach, które z największą przyjemnością oddawał Maggie. Uwielbiał to robić. Wychodząc z kabiny spojrzał na swoje odbicie w dużym, wyciętym lustrze. Uśmiechnął się, widząc także jej oczy oraz uśmiech. Ubrał się w swój czarny t-shirt oraz granatową koszulę, do tego ciemne jeansy. Wyszedł z mokrymi włosami i walnął się na pościeloną pościel. Niestety kojący spokój przerwało pukanie do drzwi. Domyślał się, że to Scooter lub Kenny. Kiedy z niechęcią na twarzy otworzył drzwi, ujrzał te czarne jak węgiel włosy i brązowe oczy. Uśmiechnęła się do niego, sama Selena, którą zostawił kilka miesięcy temu.
- Cześć – wyszeptała – mogłabym wejść?
Rozglądnęła się dookoła pokoju.
- Czego tu chcesz – warknął – Jakim cudem tutaj jesteś?!
Ona zwróciła głowę ku jemu oczom, które zabłysły złością. Złapała go za kark, siłą przybliżając jej usta do jego lewego ucha.
- Będę z Tobą występować. Cudowne, czyż nie?
Zaśmiała się słodko, przegryzając płatek jego ucha. Odepchnął ją od siebie raptownie.
- Ale Scooter mi nic nie mówił...
- Scooter bał się Ci powiedzieć, więc miałam lepszy pomysł i przyszłam tutaj do Ciebie – zaczęła krążyć wokół niego, patrząc jedynie na szyję oraz usta. Zacisnął zęby i po raz kolejny spojrzał na nią z czystą złością i nienawiścią w oczach. Niespodziewanie chwycił ją za nadgarstek, a ona wystraszona aż jęknęła, już zaczynając krzyczeć.
- Nic do Ciebie nie dociera? – syknął. – Kocham tylko Maggie.
- Ona Cię nie chce... ma Styles’a! – opowiedziała pewna swoich słow. – To pusta dziewczyna! Nie wie, że Cię rani.
- Nie obrażaj jej! – warknął. – Jest o niebo lepsza od Ciebie.
Prychnęła pod nosem i znalazła się w progu drzwi. Chłopak jak najbardziej tego oczekiwał i niecierpliwił się jej odejścia coraz bardziej.
- Do zobaczenia na koncercie – bąknęła, po czym trzaskając drzwiami wyszła. Chłopak pokazał arogancki uśmieszek i w końcu mógł odetchnąć chwilą spokoju, który był dla niego teraz najważniejszy.
Maggie krążyła wokół telefonu. Sama nawet nie wiedziała dlaczego, ale czuła niepokój w sercu. Żołądek zrobił się strasznie głośny i burczał mimo tego, że była najedzona. Ręce miała zimne, a dwór był wciąż wilgotny. Znów czuła się jak pod psem. Pattie w ciszy siedziała na fotelu w salonie, popijając ziołową herbatę, którą zawsze przygotowywała na pochmurne dni. Dziewczyna głośno westchnęła, chwyciła telefon i powędrowała z nim do swojego pokoju. Wahała się zadzwonić do Harry’ego i spytać się czy wszystko w porządku. Na jej szczęście, czy też nieszczęście, ledwo usłyszawszy dźwięk telefonu, szybko odebrała. Był to Harry.
- Harry, jak dobrze, że dzwonisz, czuję, że coś się złego stało – powiedziała drżącym niemalże głosem. Chłopak westchnął, a ona już wiedziała, że to o niego chodziło. – Harry, co się stało?
- Nie będę obijał w bawełnę... po prostu powiem to prosto z mostu... – mówił jakby do siebie. Ona nie zrozumiała, jednak dalej słuchała jego przewrażliwionego głosu. – Jak na razie nie chcę się z Tobą widzieć.
Maggie nie wierzyła własnym uszom.
- O czym ty mówisz? – złapała się za lewe ramię, przestraszona. Potem wszystko potoczyło się tylko zwykłym sygnałem. Po prostu wierzyć jej się nie chciało. Pytania dobijały jej głowy i sama pod nosem się pytała: „Czemu?”, „Dlaczego?”, „Co się stało?” Jej intuicja dobrze wiedziała, że coś się stało, a po jego telefonie to sama nie jasność, lecz zamierzała się tego dowiedzieć mimo wszystko.

„Błędem nie było cięcie się, lecz marnowanie sobie życia przez te dwa lata.”