piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 22

List

„Każdy człowiek popełnia błędy, nie ma ideałów, trzeba to po prostu zaakceptować.”


Właśnie kończyła mycie zębów, gdy przed drzwiami od łazienki, krążąc po sypialni czekał Scooter, Austin, Harry i Niall. Robiła wszystko na ostatnią chwilę. Nie zawsze się spóźniała, lecz dość często. Scooter sam zaczął się niecierpliwić. Gdy tylko wyszła z łazienki, loczek objął ukochaną i wszyscy zniecierpliwieni, wyszli z hotelu. Nie mógł się pogodzić z tym, że spotkają się dopiero za kilka tygodni, choć oboje starali się utrzymywać kontakty.
Pocałował ją w policzek, a Niall uśmiechnął się do dziewczyny. Spuścił wzrok, jednak ona niespodziewanie przerzuciła ramię przez jego szyję. Musnęła słodko jego nosek, a Harry się zaśmiał. Austin nie był jeszcze do końca przekonany co do Brytyjczyka, bardzo polubił Justina. Byli tacy sami, ale rozumiał decyzje Maggie. Na dole stał Liam, Zayn i Louis. Przytulili się razem jak zespół. Dziewczyna była wraz w środku z Harrym, objęci w swoje ramiona.
- Przyrzekam, że będę dzwonić – powiedział loczek, muskając jej usta, po czym ona oderwała się od niego, patrząc wzrokiem zakochanej po uszy. Opuściła ich wszystkich, machając na pożegnanie.
Minęło kilkadziesiąt minut jak w końcu mogła zasiąść na miejscu i włączyć sobie muzykę. Wszyscy czekali na start. Oparła się głową o szybę i delikatnie przymknęła oczy, mrużąc je lekko. Lubiła to uczucie jak odchodzi od sprawy, od świata. Było to przyjemne, być w swoim zamkniętym świecie i tylko tam teraz przebywać. Teraz poczuła jak odrywa się od ziemi, najwyraźniej wystartowali. Wzięła głęboki oddech i teraz spojrzała na czyste błękitne niebo. Austin przeglądał Internet na swoim małym notebooku. Co jakiś czas odwracał się w jej stronę, widząc jak słodko śpi. Miała słodko zamknięte oczy jak On gdy śpi... tak bezbronnie. Scooter krzątał się po samolocie, sprawdzając szafeczki nad głowami ekipy. Austin pod nosem się zaśmiał i wlepił ponownie wzrok w ekran.
Parę męczących godzin później, wylądowali w Los Angeles. Była godzina w pół do szóstej, a dojechali za pięć siódma. Pattie i Johanne specjalnie przygotowały posiłek, oraz czekały na przyjazd dziewczyny. Zauważyli ją tuż za skrzyżowaniem, po czym uśmiechnęły się. Maggie wraz ze Scooterem wysiadła z samochodu i podbiegła do drzwi. Przed nimi stała Johanne, która z otwartymi ramionami, przytuliła córkę. Pattie także niecierpliwie czekała aż ktoś ją przytuli. Niespełna sekundę później, dziewczyna mocno wtulała się w jej ramiona. Rozglądnęła się wokół mieszkania... cisza. Zdziwiła się, lecz nie okazała tego po sobie. Usiadłszy na kanapie, obserwowała Austina i Scootera, gdy wchodzili do domu.
- Gdzie Justin? Mam do niego sprawę – rozglądnął się nerwowo Scooter.
- Justina cały dzień nie było w domu... znów był jakiś smutnawy – westchnęła Pattie, spuszczając wzrok na swoje buty. Maggie również to zrobiła i wzięła głęboki oddech. – A tak w ogóle jak wam poszło?
Pytanie było szczególnie skierowane do dziewczyny. Johanne spojrzała na córkę, a ta lekko skinęła głową.
- Było świetnie – uśmiechnęła się – zaproponowano im nawet kontrakt.
Niespodziewanie zza tylnych drzwi pojawił się Justin. Miał z lekka nieład na głowie, dość zmęczoną twarz oraz ubrany w zwykły biały t-shirt i czarne rybaczki. Momentalnie się odwróciła, a ich spojrzenia się spotkały. Lekko się do niej uśmiechnął. Scooter aż podskoczył z miejsca, ruszył w stronę Bieber’a, a ona wstając wróciła do swojego pokoju, biorąc od ręki Austina walizkę.
Kilka minut potem, Scooter wraz z Austinem wyszli z domu, a ona oglądała jakieś tandetne programy w telewizji. Pattie i Johanne buszowały gdzieś na górze, a Justin kręcił się w ciemnościach, obserwując ją. Stał przy ścianie i dokładnie patrzył na jej widoczne złociste włosy. Znudzona i zmęczona, wstała, wyłączywszy telewizor. Idąc ku schodom, poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstek i przyciąga do ściany. Domyśliła się, że to Justin. Było jednak ciemno i nie mogła dostrzec jego twarzy, lecz poczuła już jego oddech na swoim policzku. Trochę już zmieszana i zdenerwowana, próbowała się uwolnić od niesamowicie silnego uścisku chłopaka.
- Puść! – syknęła, próbując oddalić twarz.
- Myślisz, że nie wiem? – powiedział z nutką cwaniactwa w głosie. Serce przyśpieszyło jej, aż zaczęło ją to boleć. Wbiła paznokcie w wewnątrz jego nadgarstka. Syknął z bólu, rozluźnił uścisk, a ona korzystając z okazji, próbowała uciec. Złapał ją w talii i znów wylądowała na ścianie. – Nie udawaj. Wiem, że Styles Cię zdradził!
Maggie głośno przełknęła ślinę.
- O czym ty mówisz? – wycedziła, jakby miała ogromną gulę w gardle.
- Dobrze wiesz o czym mówię, masz mnie za idiotę?
- Nie wtrącaj się w mój związek, jasne? – warknęła. Justin coraz mocniej ją trzymał, choć sam był już zmęczony. Usłyszeli kroki po schodach. Przez nich przeszedł dreszcz, szybko wyrwała się z jego ramion i po raz kolejny go odtrąciła. Usłyszała głos swojej matki, gdy miała spuszczoną głowę. Zdziwiona była, że chodzi po ciemku. Nic nie mówiąc, poszła na górę. Justin stał wciąż w ciemnościach, zachowywał się bardzo cicho, po czym bezszelestnie wyszedł. Związała włosy w wysoki kucyk i wraz z książką weszła pod kołdrę. Na ostatnich kartkach, była biała koperta z tymi słowami. Zastanawiała się, czy może ją otworzyć i przeczytać. Milczała i zaczęła modlić się nad kopertą. Mając ją w dłoni, schowała ją głęboko w dolnej części szafy. Jednak poczuła ostrze, którym niechcący się zacięła. Krew spłynęła po jej palcach, aż po sam nadgarstek. Zauważyła ten sam nóż do kopert, którym cięła się podczas pobytu w Atlancie. Nic z dłonią nie zrobiła, tylko ustami otarła ślad po krwi, lecz znów usłyszała ten głos.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo... – mruknął. Pośpiesznie i głośno przymknęła szafę. Jej usta były bardziej czerwone niż zwykle, tylko przez ranę. Chłopak przybliżył się do niej, a ona schowała dłoń za siebie i podejrzanym wzrokiem go obserwowała. – Co chowasz w szafie?
- Nie twój interes – szepnęła prawie niesłyszalnie. Stała jak słup, a on już był niebezpiecznie blisko niej. Dotknął jej policzka, zjeżdżając palcami po jej ramieniu aż do dłoni, którą delikatnie pocałował, lecz gwałtownie się odsunęła. – Wyjdź.
Popatrzyła na niego jak na wroga, a on tylko zrobił krok w tył.
- Nie rób z siebie wojowniczki. Spójrz jak wszystko niszczysz.
- Lepsze to niż robienie z siebie totalnej dziwki – syknęła. Poczuła jak rana zaczęła ją piec, jak krew sunęła po jej palcach, klejąc je. Było to niemiłe uczucie. Skrzyżowała z tyłu palec wskazujący i palec środkowy. Justin patrzył na nią już inaczej. Raczej udawał zdziwionego.
- Ale to nie ja udaję. Nie ja robiłem sobie krzywdę, nie ja teraz chowam dłoń, bo krwawi. – Maggie wzdrygnęła się. – Pokaż dłoń, chcę ją opatrzyć.
- Wolałabym wykrwawić się na śmierć – dodała ponuro. Chłopak zacisnął zęby i szybko wyszarpał jej dłoń. Zauważył głębokie przecięcie pod opuszkiem palca wskazującego. Spojrzał na nią teraz zły.
- Cięłaś się? – spytał, podnosząc jedną brew do góry.
- To stało się... kiedy... chowałam list... – wydukała, nie patrząc mu w oczy. Serce mu przyśpieszyło. Milczenie między nimi zapanowało. Rozkazał jej usiąść na łóżku, a sam skierował się szybko na dół po apteczkę. Wziął bandaż oraz kilka szwów. Miała przymknięte oczy i głośno, głęboko oddychała. Zauważyła małe czerwone plamy na dywanie, gdy zaraz kucał przy niej szatyn. – Robiłeś już to kiedyś?
Chłopak zaśmiał się.
- Przecież ty mnie tego uczyłaś – podniósł wzrok, po czym zaczął szyć. Mocno trzymała skrawek jego koszuli, plamiąc ją krwią. Piekło ją coraz bardziej, straciła dość dużo krwi, lecz nie na tyle, by stracić przytomność. Zacisnęła zęby i powieki i tylko czekała aż to wszystko się skończy. Po kilku minutach, Justin kończył zakładać jej mały już opatrunek na palca. Wyglądało to zabawnie jakby spuchł jej. – A tak w ogóle... co to był za list?
- Prosiłam, nie interesuj się.
Odwróciła się od niego, położyła na pościeli, po czym przymknęła oczy. Jednak jego dłoń zaczęła jeździć po jej ramieniu aż po same nogi. Przytulił ją od tyłu, a ona jakby została unieruchomiona.
- Póki żyję... jestem tutaj... będę się interesował twoim życiem, rozumiesz?
Pochylił usta nad jej uchem, jeżdżąc nosem po jej szyi. Delikatnie musnął, a ona poczuła wszędzie chłód, a na szyi cudowne ciepło.
Rankiem, obudziły ją promienie słoneczne, które drażniły jej oczy. Syknęła z bólu, a widząc bandaż tylko przypomniała sobie o wczorajszym. Jeszcze przed śniadaniem, zaczęła szperać po szafie, szukając czy aby przypadkiem, Justin nie ukradłby jej tego listu. Jednak był tam, ale wiedząc dlaczego ma te rany, nie widziała noża na listy. Serce omal by nie wyskoczyło jej ze strachu. Z hukiem zamknęła szafę, oraz trzasnęła drzwiami idąc ku kuchni. Widziała tam tylko Pattie, trzymająca kolejny list. Usiadła na blacie, a Pattie szybko zauważyła jej dłoń. Była w szoku.
- Boże Święty, co Ci się znów stało? – spytała cicho.
- To nic takiego – pokręciła głową, patrząc jedynie na to co trzymała kobieta. – Co to? – spytała w końcu. – I czy gdzieś może nie kręcił się Jus? Mam z nim mnóstwo do obgadania.
- Jeszcze śpi. A to? To jest do Ciebie, dzisiaj patrzyłam w skrzynkę, jest zaadresowane do Ciebie.
Podawszy jej kopertę, skierowała się na taras nad basen. Słońce grzało dziś najmocniej. Pogoda była piękna. Usiadła na leżaku... teraz przydałby się jej nóż do kopert. Musiała poradzić sobie inaczej, ale z jedną ręką, nie było to łatwe. Na niej zostało ręcznie napisany jej adres oraz imię i nazwisko.

Maggie Johanne Blue
Hollywood Street 312, Los Angeles

Zdziwiona, szybko wyciągnęła kartkę z koperty i zaczęła czytać:

Droga córciu
Nie wiem jak zacząć ten list... ale bardzo chcę Ci powiedzieć, że jest mi niezmiernie przykro jak Cię potraktowałem dwa lata temu. Nie dawałem znaku życia, nic... Odważyłem się napisać, ponieważ tęsknię za Tobą. Twoja matka i ja... to już przeszłość. Jesteś dużą dziewczynką, zrozumiesz, że tak bywa w życiu. Popełniłem jednak błąd, bo mało spędzaliśmy czas. Mieszkam teraz w Madrycie w Hiszpanii. Nie brak mi pieniędzy, o to się nie bój. Po prostu chciałbym się z Tobą spotkać, gdyż nadchodzą wakacje i może naprawilibyśmy nasze relacje. Ponoć masz chłopaka. Mam nadzieję, że jest wam dobrze, a ja wciąż jestem sam. Wkrótce napiszę dla Ciebie kolejny list, byśmy mogli w końcu się spotkać. Teraz tworzysz muzykę – to co kochasz. Jestem z Ciebie niezmiernie dumny, że doszłaś do takiego sukcesu. Jednak są sprawy, które mnie dręczą... i nie mogę tego ukrywać. Sumienie mi podpowiada, że ty jako moja córka, powinnaś się dowiedzieć, czegoś przygnębiającego. Nie jest mi łatwo to powiedzieć w trzech słowach, ale kiedyś... kiedy nadejdzie odpowiedni czas, wyznam Ci to i nie będziesz już żyła w kłamstwie. Zraniłem Cię ogromnie i wybacz mi to. Teraz możesz tak powiedzieć, ale boję się, że pewnego dnia, będziesz chciała, bym umarł samotnie. Już niedługo...

Twój tata.

Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Znów stare wspomnienia powróciły. Teraz wiedziała co jej brakowało... ojca. Jeszcze pamięta, gdy chował wszystkie swoje rzeczy i bez słowa wyszedł, nawet nie żegnając się. Siedziała jak zwykle pod oknem i płakała, za jednym i drugim, lecz nie sądziła, że w końcu odważy się do niej napisać. Siedziała tak dłuższą chwilę, lecz zaraz schowała ten list, po czym bez słowa ruszyła ku pokojowi Justina. Nieład panował w nim, rzeczy porozrzucane, otwarta szafa, a na niej jakieś głębokie zarysy. Odwróciła się, jednak nie widziała by spał. Trochę wystraszona, weszła do łazienki. Zlew był cały w krwi, a lustro brakowało jednego kawałka. Zaczęła przeszukiwać jego rzeczy, chcąc znaleźć swój nożyk. Nigdzie go nie było. Usiadła przy łóżku i zaczęła rozpaczać. Patrząc na szafę, dopiero teraz zauważyła coś dziwnego. Jakby coś było tam napisane. Przyjrzała się dokładnie. Poczuła ten świeży oddech na karku, odwróciwszy się ujrzała go. Spiorunowała go wzrokiem, a w ręku trzymał jej zakrwawiony nożyk.
- Co ty do cholery robiłeś? – spytała trochę wystraszona.
- Na pewno się nie ciąłem jak ty – parsknął pod nosem – nikt się nie dowie co robiłem w nocy, ale skorzystałem z okazji gdy spałaś i zabrałem nożyk z twojej szafy.
- Po co Ci?
Chłopak odwrócił się i zaczął sprzątać po sobie. – Co to za krew na zlewie?
- To krew z twoich ran, oraz moja.
Maggie wzdrygnęła się. – Wbiłem nożyk w lustro, rozbiło się... trochę szkła rozcięło mi nadgarstek, ale to nic poważnego.
- Lepiej posprzątaj tu, zanim Pattie tutaj nie zajrzy – szepnęła. – A tak w ogóle... po co wbiłeś nóż w lustro.
- Zły byłem, bo boję się o Ciebie. Znowu stałem się jakiś smutny... wściekły. – Chodził po pokoju, nie patrząc na nią. Samotna łza spłynęła po jej policzku, myśląc, że to ze strachu. – Ale nie martw się. Nic złego się nie stało... – podszedł do niej i oddał jej własność. Nic więcej nie powiedział, tylko zaczął sprzątać. Ona cała wystraszona, wyszła z pośpiechem z jego pokoju. Usiadła na łóżku, a nożyk jak najprędzej schowała zupełnie w inne miejsce. Jej dłonie drżały... nie po tym co zobaczyła w zlewie, ale po dziwnym zachowaniu Justina. Wszystko zaczyna się komplikować.


„Nigdy nie widziałam większego potwora... jakim okrutnym człowiekiem jest mój ojciec.”