List
„Każdy
człowiek popełnia błędy, nie ma ideałów, trzeba to po prostu zaakceptować.”
Właśnie kończyła mycie zębów, gdy przed
drzwiami od łazienki, krążąc po sypialni czekał Scooter, Austin, Harry i Niall.
Robiła wszystko na ostatnią chwilę. Nie zawsze się spóźniała, lecz dość często.
Scooter sam zaczął się niecierpliwić. Gdy tylko wyszła z łazienki, loczek objął
ukochaną i wszyscy zniecierpliwieni, wyszli z hotelu. Nie mógł się pogodzić z
tym, że spotkają się dopiero za kilka tygodni, choć oboje starali się
utrzymywać kontakty.
Pocałował ją w policzek, a Niall uśmiechnął
się do dziewczyny. Spuścił wzrok, jednak ona niespodziewanie przerzuciła ramię
przez jego szyję. Musnęła słodko jego nosek, a Harry się zaśmiał. Austin nie
był jeszcze do końca przekonany co do Brytyjczyka, bardzo polubił Justina. Byli
tacy sami, ale rozumiał decyzje Maggie. Na dole stał Liam, Zayn i Louis.
Przytulili się razem jak zespół. Dziewczyna była wraz w środku z Harrym, objęci
w swoje ramiona.
- Przyrzekam, że będę dzwonić – powiedział
loczek, muskając jej usta, po czym ona oderwała się od niego, patrząc wzrokiem
zakochanej po uszy. Opuściła ich wszystkich, machając na pożegnanie.
Minęło kilkadziesiąt minut jak w końcu mogła
zasiąść na miejscu i włączyć sobie muzykę. Wszyscy czekali na start. Oparła się
głową o szybę i delikatnie przymknęła oczy, mrużąc je lekko. Lubiła to uczucie
jak odchodzi od sprawy, od świata. Było to przyjemne, być w swoim zamkniętym
świecie i tylko tam teraz przebywać. Teraz poczuła jak odrywa się od ziemi,
najwyraźniej wystartowali. Wzięła głęboki oddech i teraz spojrzała na czyste
błękitne niebo. Austin przeglądał Internet na swoim małym notebooku. Co jakiś
czas odwracał się w jej stronę, widząc jak słodko śpi. Miała słodko zamknięte
oczy jak On gdy śpi... tak bezbronnie. Scooter krzątał się po samolocie,
sprawdzając szafeczki nad głowami ekipy. Austin pod nosem się zaśmiał i wlepił
ponownie wzrok w ekran.
Parę męczących godzin później, wylądowali w
Los Angeles. Była godzina w pół do szóstej, a dojechali za pięć siódma. Pattie
i Johanne specjalnie przygotowały posiłek, oraz czekały na przyjazd dziewczyny.
Zauważyli ją tuż za skrzyżowaniem, po czym uśmiechnęły się. Maggie wraz ze
Scooterem wysiadła z samochodu i podbiegła do drzwi. Przed nimi stała Johanne,
która z otwartymi ramionami, przytuliła córkę. Pattie także niecierpliwie
czekała aż ktoś ją przytuli. Niespełna sekundę później, dziewczyna mocno
wtulała się w jej ramiona. Rozglądnęła się wokół mieszkania... cisza. Zdziwiła
się, lecz nie okazała tego po sobie. Usiadłszy na kanapie, obserwowała Austina
i Scootera, gdy wchodzili do domu.
- Gdzie Justin? Mam do niego sprawę –
rozglądnął się nerwowo Scooter.
- Justina cały dzień nie było w domu... znów
był jakiś smutnawy – westchnęła Pattie, spuszczając wzrok na swoje buty. Maggie
również to zrobiła i wzięła głęboki oddech. – A tak w ogóle jak wam poszło?
Pytanie było szczególnie skierowane do
dziewczyny. Johanne spojrzała na córkę, a ta lekko skinęła głową.
- Było świetnie – uśmiechnęła się –
zaproponowano im nawet kontrakt.
Niespodziewanie zza tylnych drzwi pojawił się
Justin. Miał z lekka nieład na głowie, dość zmęczoną twarz oraz ubrany w zwykły
biały t-shirt i czarne rybaczki. Momentalnie się odwróciła, a ich spojrzenia
się spotkały. Lekko się do niej uśmiechnął. Scooter aż podskoczył z miejsca,
ruszył w stronę Bieber’a, a ona wstając wróciła do swojego pokoju, biorąc od
ręki Austina walizkę.
Kilka minut potem, Scooter wraz z Austinem
wyszli z domu, a ona oglądała jakieś tandetne programy w telewizji. Pattie i
Johanne buszowały gdzieś na górze, a Justin kręcił się w ciemnościach,
obserwując ją. Stał przy ścianie i dokładnie patrzył na jej widoczne złociste
włosy. Znudzona i zmęczona, wstała, wyłączywszy telewizor. Idąc ku schodom,
poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstek i przyciąga do ściany. Domyśliła się,
że to Justin. Było jednak ciemno i nie mogła dostrzec jego twarzy, lecz poczuła
już jego oddech na swoim policzku. Trochę już zmieszana i zdenerwowana, próbowała
się uwolnić od niesamowicie silnego uścisku chłopaka.
- Puść! – syknęła, próbując oddalić twarz.
- Myślisz, że nie wiem? – powiedział z nutką
cwaniactwa w głosie. Serce przyśpieszyło jej, aż zaczęło ją to boleć. Wbiła
paznokcie w wewnątrz jego nadgarstka. Syknął z bólu, rozluźnił uścisk, a ona
korzystając z okazji, próbowała uciec. Złapał ją w talii i znów wylądowała na
ścianie. – Nie udawaj. Wiem, że Styles Cię zdradził!
Maggie głośno przełknęła ślinę.
- O czym ty mówisz? – wycedziła, jakby miała
ogromną gulę w gardle.
- Dobrze wiesz o czym mówię, masz mnie za
idiotę?
- Nie wtrącaj się w mój związek, jasne? –
warknęła. Justin coraz mocniej ją trzymał, choć sam był już zmęczony. Usłyszeli
kroki po schodach. Przez nich przeszedł dreszcz, szybko wyrwała się z jego
ramion i po raz kolejny go odtrąciła. Usłyszała głos swojej matki, gdy miała
spuszczoną głowę. Zdziwiona była, że chodzi po ciemku. Nic nie mówiąc, poszła
na górę. Justin stał wciąż w ciemnościach, zachowywał się bardzo cicho, po czym
bezszelestnie wyszedł. Związała włosy w wysoki kucyk i wraz z książką weszła
pod kołdrę. Na ostatnich kartkach, była biała koperta z tymi słowami.
Zastanawiała się, czy może ją otworzyć i przeczytać. Milczała i zaczęła modlić
się nad kopertą. Mając ją w dłoni, schowała ją głęboko w dolnej części szafy.
Jednak poczuła ostrze, którym niechcący się zacięła. Krew spłynęła po jej
palcach, aż po sam nadgarstek. Zauważyła ten sam nóż do kopert, którym cięła
się podczas pobytu w Atlancie. Nic z dłonią nie zrobiła, tylko ustami otarła
ślad po krwi, lecz znów usłyszała ten głos.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo... –
mruknął. Pośpiesznie i głośno przymknęła szafę. Jej usta były bardziej czerwone
niż zwykle, tylko przez ranę. Chłopak przybliżył się do niej, a ona schowała dłoń
za siebie i podejrzanym wzrokiem go obserwowała. – Co chowasz w szafie?
- Nie twój interes – szepnęła prawie
niesłyszalnie. Stała jak słup, a on już był niebezpiecznie blisko niej. Dotknął
jej policzka, zjeżdżając palcami po jej ramieniu aż do dłoni, którą delikatnie
pocałował, lecz gwałtownie się odsunęła. – Wyjdź.
Popatrzyła na niego jak na wroga, a on tylko
zrobił krok w tył.
- Nie rób z siebie wojowniczki. Spójrz jak
wszystko niszczysz.
- Lepsze to niż robienie z siebie totalnej
dziwki – syknęła. Poczuła jak rana zaczęła ją piec, jak krew sunęła po jej
palcach, klejąc je. Było to niemiłe uczucie. Skrzyżowała z tyłu palec
wskazujący i palec środkowy. Justin patrzył na nią już inaczej. Raczej udawał
zdziwionego.
- Ale to nie ja udaję. Nie ja robiłem sobie
krzywdę, nie ja teraz chowam dłoń, bo krwawi. – Maggie wzdrygnęła się. – Pokaż
dłoń, chcę ją opatrzyć.
- Wolałabym wykrwawić się na śmierć – dodała
ponuro. Chłopak zacisnął zęby i szybko wyszarpał jej dłoń. Zauważył głębokie
przecięcie pod opuszkiem palca wskazującego. Spojrzał na nią teraz zły.
- Cięłaś się? – spytał, podnosząc jedną brew
do góry.
- To stało się... kiedy... chowałam list... –
wydukała, nie patrząc mu w oczy. Serce mu przyśpieszyło. Milczenie między nimi
zapanowało. Rozkazał jej usiąść na łóżku, a sam skierował się szybko na dół po
apteczkę. Wziął bandaż oraz kilka szwów. Miała przymknięte oczy i głośno,
głęboko oddychała. Zauważyła małe czerwone plamy na dywanie, gdy zaraz kucał
przy niej szatyn. – Robiłeś już to kiedyś?
Chłopak zaśmiał się.
- Przecież ty mnie tego uczyłaś – podniósł
wzrok, po czym zaczął szyć. Mocno trzymała skrawek jego koszuli, plamiąc ją
krwią. Piekło ją coraz bardziej, straciła dość dużo krwi, lecz nie na tyle, by
stracić przytomność. Zacisnęła zęby i powieki i tylko czekała aż to wszystko
się skończy. Po kilku minutach, Justin kończył zakładać jej mały już opatrunek
na palca. Wyglądało to zabawnie jakby spuchł jej. – A tak w ogóle... co to był
za list?
- Prosiłam, nie interesuj się.
Odwróciła się od niego, położyła na pościeli,
po czym przymknęła oczy. Jednak jego dłoń zaczęła jeździć po jej ramieniu aż po
same nogi. Przytulił ją od tyłu, a ona jakby została unieruchomiona.
- Póki żyję... jestem tutaj... będę się
interesował twoim życiem, rozumiesz?
Pochylił usta nad jej uchem, jeżdżąc nosem po
jej szyi. Delikatnie musnął, a ona poczuła wszędzie chłód, a na szyi cudowne
ciepło.
Rankiem, obudziły ją promienie słoneczne,
które drażniły jej oczy. Syknęła z bólu, a widząc bandaż tylko przypomniała
sobie o wczorajszym. Jeszcze przed śniadaniem, zaczęła szperać po szafie,
szukając czy aby przypadkiem, Justin nie ukradłby jej tego listu. Jednak był
tam, ale wiedząc dlaczego ma te rany, nie widziała noża na listy. Serce omal by
nie wyskoczyło jej ze strachu. Z hukiem zamknęła szafę, oraz trzasnęła drzwiami
idąc ku kuchni. Widziała tam tylko Pattie, trzymająca kolejny list. Usiadła na
blacie, a Pattie szybko zauważyła jej dłoń. Była w szoku.
- Boże Święty, co Ci się znów stało? – spytała
cicho.
- To nic takiego – pokręciła głową, patrząc
jedynie na to co trzymała kobieta. – Co to? – spytała w końcu. – I czy gdzieś
może nie kręcił się Jus? Mam z nim mnóstwo do obgadania.
- Jeszcze śpi. A to? To jest do Ciebie,
dzisiaj patrzyłam w skrzynkę, jest zaadresowane do Ciebie.
Podawszy jej kopertę, skierowała się na taras
nad basen. Słońce grzało dziś najmocniej. Pogoda była piękna. Usiadła na
leżaku... teraz przydałby się jej nóż do kopert. Musiała poradzić sobie
inaczej, ale z jedną ręką, nie było to łatwe. Na niej zostało ręcznie napisany
jej adres oraz imię i nazwisko.
Maggie Johanne Blue
Hollywood Street 312, Los Angeles
Zdziwiona,
szybko wyciągnęła kartkę z koperty i zaczęła czytać:
Droga
córciu
Nie wiem
jak zacząć ten list... ale bardzo chcę Ci powiedzieć, że jest mi niezmiernie
przykro jak Cię potraktowałem dwa lata temu. Nie dawałem znaku życia, nic...
Odważyłem się napisać, ponieważ tęsknię za Tobą. Twoja matka i ja... to już
przeszłość. Jesteś dużą dziewczynką, zrozumiesz, że tak bywa w życiu.
Popełniłem jednak błąd, bo mało spędzaliśmy czas. Mieszkam teraz w Madrycie w
Hiszpanii. Nie brak mi pieniędzy, o to się nie bój. Po prostu chciałbym się z
Tobą spotkać, gdyż nadchodzą wakacje i może naprawilibyśmy nasze relacje. Ponoć
masz chłopaka. Mam nadzieję, że jest wam dobrze, a ja wciąż jestem sam. Wkrótce
napiszę dla Ciebie kolejny list, byśmy mogli w końcu się spotkać. Teraz
tworzysz muzykę – to co kochasz. Jestem z Ciebie niezmiernie dumny, że doszłaś
do takiego sukcesu. Jednak są sprawy, które mnie dręczą... i nie mogę tego
ukrywać. Sumienie mi podpowiada, że ty jako moja córka, powinnaś się
dowiedzieć, czegoś przygnębiającego. Nie jest mi łatwo to powiedzieć w trzech
słowach, ale kiedyś... kiedy nadejdzie odpowiedni czas, wyznam Ci to i nie
będziesz już żyła w kłamstwie. Zraniłem Cię ogromnie i wybacz mi to. Teraz
możesz tak powiedzieć, ale boję się, że pewnego dnia, będziesz chciała, bym
umarł samotnie. Już niedługo...
Twój
tata.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Znów stare
wspomnienia powróciły. Teraz wiedziała co jej brakowało... ojca. Jeszcze
pamięta, gdy chował wszystkie swoje rzeczy i bez słowa wyszedł, nawet nie
żegnając się. Siedziała jak zwykle pod oknem i płakała, za jednym i drugim,
lecz nie sądziła, że w końcu odważy się do niej napisać. Siedziała tak dłuższą
chwilę, lecz zaraz schowała ten list, po czym bez słowa ruszyła ku pokojowi
Justina. Nieład panował w nim, rzeczy porozrzucane, otwarta szafa, a na niej
jakieś głębokie zarysy. Odwróciła się, jednak nie widziała by spał. Trochę
wystraszona, weszła do łazienki. Zlew był cały w krwi, a lustro brakowało
jednego kawałka. Zaczęła przeszukiwać jego rzeczy, chcąc znaleźć swój nożyk.
Nigdzie go nie było. Usiadła przy łóżku i zaczęła rozpaczać. Patrząc na szafę,
dopiero teraz zauważyła coś dziwnego. Jakby coś było tam napisane. Przyjrzała
się dokładnie. Poczuła ten świeży oddech na karku, odwróciwszy się ujrzała go.
Spiorunowała go wzrokiem, a w ręku trzymał jej zakrwawiony nożyk.
- Co ty do cholery robiłeś? – spytała trochę
wystraszona.
- Na pewno się nie ciąłem jak ty – parsknął
pod nosem – nikt się nie dowie co robiłem w nocy, ale skorzystałem z okazji gdy
spałaś i zabrałem nożyk z twojej szafy.
- Po co Ci?
Chłopak odwrócił się i zaczął sprzątać po
sobie. – Co to za krew na zlewie?
- To krew z twoich ran, oraz moja.
Maggie wzdrygnęła się. – Wbiłem nożyk w
lustro, rozbiło się... trochę szkła rozcięło mi nadgarstek, ale to nic
poważnego.
- Lepiej posprzątaj tu, zanim Pattie tutaj nie
zajrzy – szepnęła. – A tak w ogóle... po co wbiłeś nóż w lustro.
- Zły byłem, bo boję się o Ciebie. Znowu
stałem się jakiś smutny... wściekły. – Chodził po pokoju, nie patrząc na nią.
Samotna łza spłynęła po jej policzku, myśląc, że to ze strachu. – Ale nie martw
się. Nic złego się nie stało... – podszedł do niej i oddał jej własność. Nic
więcej nie powiedział, tylko zaczął sprzątać. Ona cała wystraszona, wyszła z
pośpiechem z jego pokoju. Usiadła na łóżku, a nożyk jak najprędzej schowała
zupełnie w inne miejsce. Jej dłonie drżały... nie po tym co zobaczyła w zlewie,
ale po dziwnym zachowaniu Justina. Wszystko zaczyna się komplikować.
„Nigdy
nie widziałam większego potwora... jakim okrutnym człowiekiem jest mój ojciec.”