Niewinność...
„Głupie,
nieprawdziwe oskarżenie do osoby, którą darze uczuciem niewiarygodnie wielkim,
w tej chwili, w tym momencie zrozumiałam, że wszystko potoczyło się bez
wyjaśnień.”
Dziewczyna siedziała wciąż smutna na
kafelkach, a obok niej dwoje chłopców, którzy próbowali się czegokolwiek
dowiedzieć i dlaczego siedzi właśnie tutaj, a nie z ich przyjacielem. Zayn
podniósł głowę i ujrzał jej telefon na pralce. Sięgnął po niego i zaczął
sprawdzać czy ktoś coś po sobie nie zostawił. Nie znalazł nic podejrzanego.
Niall tulił ją do siebie, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Czuła się głupio i
nieswojo.
Harry zaczął się niecierpliwić. Wyszedł
pośpiesznie z pokoju i usłyszał jej gorzki płacz i szlochanie. Zmartwiony
zauważył ją w łazience, siedząca na podłodze w objęciach Irlandczyka oraz
mulata. Spojrzeli na niego z przejęciem, jakby to przez niego smuta. Harry
przykucnął obok niej i delikatnie gładził jej dłoń. Gwałtownie wyrwała się z
objęć Nialla, wstając z zaciśniętymi zębami. Byli zaskoczeni co ją tak nagle
opętało. Zayn próbował ją uspokoić, a loczek wtulić w siebie. Odepchnęła
jednego i drugiego, a w środku krzyczała ze złości. Znów się rozpłakała i
wybiegła z pośpiechem na korytarz i szybkim krokiem, biorąc swoje rzeczy z
pokoju Harry’ego. On wydawał się być już rozżalony, wskazywało na to, że
widocznie była na niego zła. Ze łzami w oczach, szybko wyszła z pokoju,
kierując się na dół, gdzie pod ścianą leżała jej czarna kurtka. Poczuła jak
Harry łapie ją za lodowatą i wilgotną dłoń.
- Co się dzieje? Co się stało? – spytał
zdziwiony. Blondynka parsknęła kpiąco pod nosem, chwytając do ręki kurtkę,
którą po chwili założyła. Niall wraz z Zaynem zbiegli na dół. Nie chcieli wołać
reszty gdyż po co robić awanturę. Spojrzała na nich smutnym, pełen żalu
wzrokiem, po czym stanęła przed drzwiami, trzymając za klamkę.
- Widzimy się jutro w studiu... – powiedziała.
Wybiegła z walizką z domu, lecz Harry wzdrygnął się pobiegł za nią. Na jego
szczęście, złapał ją jeszcze przed domem. Starała się wyrwać z jego uścisku
dłoni. Znów została zraniona, jakby ktoś wbił jej nóż w plecy, być tego
świadomym.
- Meg, co się dzieje? Wychodzisz z pokoju, by
spokojnie porozmawiać, widzę Cię płaczącą w łazience, a teraz zachowujesz się
jakbyś mnie nienawidziła.
- Jesteś dupkiem! – wysyczała mu w twarz, a po
jej policzkach, spłynęły łzy. – Ufałam Ci!
- Możesz jaśniej? – przekrzyczał ją.
- Jak mogłeś... – powiedziała, dusząc się
własnymi łzami – jak mogłeś mnie zdradzić?
Harry spojrzał na nią jak na wariatkę.
Przyśpieszyło mu tętno, nie wiedział jak to skomentować. Jednak domyślił się,
że rozmawiała z Seleną.
- Boże, to ta żmija... – powiedział prawie
niesłyszalnie. Schował twarz w swoje spocone dłonie i stali tak przez chwilę. Z
oddali można było dostrzec Nialla i Zayna, gdy patrzą przez okno ze zdziwieniem
w oczach.
- Słucham?
- Niby z kim Cię zdradziłem? – powiedział.
Oczy mu zalśniły, dobrze grał, chcąc udać, że o niczym nie wie.
- Niech pomyślę – udała zamyśloną – Selena
Gomez, wysoka brunetka, była dziewczyna Justina.
Chłopak głośno westchnął. Myśli go dręczyły.
Nie wiedział co powiedzieć... po prostu milczał. Rozpłakała się ponownie i
klnąc pod nosem, odwróciła się napięcie i opuściła go. Niall i Zayn, spuścili
oboje wzrok, obserwując przyjaciela, który kierował się w stronę drzwi. Wrócili
wszyscy do swoich pokoi, lecz Harry teraz dręczyło sumienie, jak widać źle
skończył.
Noc dłużyła się bezkarnie, a ona musiała
chować twarz przed paparazzimi. Nigdy nie czuła się tak dziwnie jak w tej
chwili. Szybko weszła do jakiegoś przytułku przy skrzyżowaniu, tuż za miastem.
Policzki miała całe mokre od łez. Widząc swój pokój, nie mogła narzekać, był to
najbliższy motel jaki zauważyła. Prysznic był zimny i nie przyjemny dla jej
skóry. Pragnęłaby tylko już wrócić do domu. Mając wciąż słowa Seleny, siedziała
pod oknem w lekkiej pidżamie sprawiając jej chłód i zimno na ciele. Na dworze
spadła nagła ulewa. Teraz czuła się jak pod psem.
Czuję
się jakbym już nie istniała... jakbym wyparowała z tego świata. Nie chcę... po
prostu nie chcę. Słowa mnie bolą, te które we trójkę mi zadali. To nie jest
życie dla mnie. Mój czas mija.
Rankiem, obudziła się zmarznięta. Miała
lodowate ręce oraz czubki stóp. Otulała się kołdrą, która niewiele dała. Miała
opuchnięte usta oraz słodkie czerwone policzki z zimna. Otworzywszy oczy,
usiadła i ponownie zamknęła oczy. W brzuchu burczało jej niemiłosiernie głośno.
Rozglądnęła się po pokoju.
Z łazienki, wyszła ubrana w czarny sweter,
jeansy oraz buty na obcasie. Związała włosy w wysoki kok i nałożyła na swój nos
Ray-Bany Harry’ego, który dał jej w prezencie tuż po tym jaki cudowny dzień na
plaży razem spędzili. Jeszcze doskonale pamiętała te cudowne pocałunki. Jej
usta teraz zadrżały. Dotknęła po chwili opuszkami palców dolnej wargi, patrząc
w swoje odbicie. Widziała Jego. Te oczy... usta... uśmiech... głos. Nigdy nie
zapomniałaby tego. Nawet gdyby... dziękuje Mu niezmiernie za to kim jest... Kim
są. Smutna, zeszła na dół, paparazzich nie zabrakło. Pytania ją dręczyły.
Chciałaby pobyć sama, ale to w sumie niemożliwe. Modliła się w myślach, oraz
szła bezradna w stronę miasta. Zdenerwowana pytaniami, zaczęła biec, zaczynając
płakać. Przechodni na szczęście nie zwracali na nią kompletnej uwagi. W końcu
stanęła pod jedną z opustoszałych kamienic, oparła się o ścianę i wybrała numer
do Austina. Czuła, że zaraz opadnie i zemdleje. Dziwnie się czuła. Zagryzła
dolną wargę, spuszczając głowę.
- Maggie? Gdzie jesteś, wszyscy czekają w
studiu... – rzucił na początek.
- Austin przyjedź po mnie na Abbey Road, proszę
– powiedziała, jakby miała zaraz zemdleć. Austin zareagował szybko i sprawnie i
po krótkim alarmie, szybko się rozłączyli. Dziewczyna sunęła po ścianie i
usiadła na zimnej ziemi. Końcówki włosów pięknie tańczyły przy chłodnym
powietrzu, a ona siedziała skulona w mały kłębek. Mijały minuty, czas jej się
dłużył. Oblizywała co chwilę wargi, a brzuch był pusty.
Po chwili poczuła znaną dłoń. Austin, chwycił
ją za rękę i razem poszli do samochodu. Zauważył w niej coś niepokojącego.
Patrzył na nią z żalem.
- Zdejmij okulary – rozkazał. Maggie
delikatnie otworzyła usta, patrząc na niego.
- Nie rozkazuj mi.
- Natychmiast zdejmuj okulary – wtrącił
poważnym tonem. Dziewczyna głośno westchnęła i niechętnie ściągnęła czarne
Ray-Bany. Jej oczy były czerwone, policzki jeszcze mokre od płaczu, a także
lodowate. Brunet dłonią dotknął jej czoła, sprawdzić czy przypadkiem źle się
nie czuje. Odepchnęła agresywnie jego rękę, a ten nagle ruszył. Jechali w ciszy
nic nie mówiąc. Patrzyła na drogę, a on kątem oka sprawdzał jej oczy.
Kiedy w końcu byli na miejscu, mogła nałożyć
okulary i razem weszli do środka. Przy wyjściu, stał Liam i Louis. Minęła ich
bez słowa ze spuszczoną głową. Oni także milczeli. Przekraczając próg wielkim
metalowych drzwi, zauważyła Scootera i Saymona – jednego z jurorów brytyjskiego
X-factor. Zauważyli coś w niej niepokojącego. Za szybą stali Niall, Zayn i
Harry. Harry spojrzał na nią smutny, miał bardzo podobny wyraz twarzy taki jak
ona. Nie zdziwił się dlaczego się spóźniła. Scooter zaniepokoił się i spojrzał
na nią spode łba. Zaraz po jej wejściu, wsiedli Liam, Louis i razem weszli do
pomieszczenia. Ich wzrok spotkał się, lecz nie długo potem, w ogóle nie
zwracali na siebie uwagi, kompletnej. Zaczął Niall, a po kilku słowach dołączył
się Zayn. Wszystkim podobała się piosenka. Maggie zaczęła wraz z Harrym śpiewać
resztę piosenki. Słowa były o miłości, o szczęściu jakim znaleźli... lecz ona
czuła, że zaraz po pewnych słowach zacznie płakać. Nie mogła się pozbyć tych
myśli, które bolały. Tak bardzo chciała cofnąć czas, teraz już mogłaby nawet
powiedzieć, że żałuje, że go poznała. Jednak uważała, że duet z Justinem do tej
piosenki byłby kłamstwem. Na zakończenie zaśpiewał Liam z Louisem. Wszystko
idealnie szło, ale w pewnym sensie, łzy same spływały po ich policzkach. Bali
się, że to już po prostu koniec. Nawet nie chcieli tak myśleć, lecz wszystko
wskazywało na rozłąkę.
Nagrywali przez pół dnia. Dzień mijał im
bardzo szybko. Nie rozmawiali ze sobą, nawet się z tego cieszyli, ale sumienie
od czasu do czasu ruszało ich na dłuższą chwilę. Wracając ze studia z
przymkniętymi oczami, ukazała jej się scena, w której całowała z przyjemnością
usta zielonookiego. Jej uśmiech na twarzy, pokazywał jak bardzo jest
szczęśliwa. Teraz była smutna i rozżalona – tego najbardziej chciała uniknąć.
- Za dwa dni wracasz do domu... – zaczął
ponuro Austin, zatrzymując samochód przed motelem. Spojrzeli na siebie, a on
patrzył na nią z powagą. – Daj klucz.
Wyciągnął rękę. Podała mu to o co poprosił i
rozkazał, by na niego poczekała. Krople deszczu spływały po szybie, a ona przed
sobą widziała szarą rzeczywistość, lecz Big Ben dodawał jakby nadzieję, na
lepsze jutro. Usłyszała dźwięk swojego telefonu, sięgając po niego do kieszeni,
odebrała.
- Tak słucham?
- Maggie wszystko w porządku? – usłyszała głos
swojej opiekuńczej mamy.
- Tak, tak jest ok. – Westchnęła szybko.
- Scooter dzwonił, powiedział, że z Harrym
wyglądaliście jak byście się pokłócili – powiedziała zaniepokojona. Maggie omal
nie wybuchła płaczem.
- Pokłóciliśmy się, ale Justin o tym nie wie?
– upewniła się.
- Na twoje szczęście nie.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kamień spadł jej
z serca.
- Wiesz mamo, później zadzwonię, teraz czuję
się zmęczona...
- Jasne, będę czekać aż wrócisz... Kocham Cię.
- Ja też Cię bardzo kocham.
Powiedziała jako swoje pożegnanie. W tym samym
czasie do samochodu wszedł Austin. Lekko uniósł w jej stronę kąciki swoich
chudych warg, po czym odpaliwszy silnik wraz z nią udali się do hotelu, gdzie
była kilka miesięcy temu. W końcu mogła coś zjeść, oraz zaspokoić swój smutek w
odprężającej kąpieli. Kiedy tylko ochroniarz stanął przed hotelem, wyciągnął
jej walizkę i wraz z nią udał się do środka. Paparazzi byli nieugięci. Austin
sprawnie pomógł przejść przez tłum fotoreporterów, a ona spokojnie mogła wejść.
Po zameldowaniu w pokoju hotelowym, ochroniarz zostawił ją samą. W końcu mogła
odpocząć bo dziewczęco. Od razu zrzuciła z siebie ubrania i zrobiła sobie
długą, gorącą, odprężającą hotel. Spięła włosy wysoko i przymykała oczy,
rozmarzając się o różnych rzeczach. Szczególnie o spokoju i normalnym życiu.
Ubrana w samą bieliznę, założyła na nią aksamitny i miękki szlafrok. Usłyszała
pukanie do drzwi, a gdy tylko je otworzyła, ujrzała Louisa. Uśmiechnęła się do
niego. Był trochę zmieszany i niepewnie wszedł do pokoju. Zdziwiona była jego
wizytą, lecz zapewne miał jej coś do powiedzenia. Usiadł sztywno na skrawku
łóżka i z otwartą buzią, układał jak zacząć rozmowę. Usiadła obok niego,
patrząc na jego podenerwowaną twarz.
- Przyszedłem nie do Ciebie, bo mam prośbę,
tylko po to by Ci coś uświadomić – zaczął. Maggie skinęła głową i dokładnie mu
się przyjrzała. – Chciałbym byś porozmawiała z Harrym. Cały wieczór płakał. Był
zdołowany, myślał, że to już koniec. Wierz mi, nie zrobiłby tego Tobie, ani
żadnej innej dziewczynie.
- Louis ja... – w końcu odezwała się – wiesz,
że mnie to bolało.
- Zapewne, ale... on... On Cię kocha. Bardzo
mocno Cię kocha. Byłby głupcem gdyby Cię zdradził – dodał. Maggie po tych
słowach, przypomniała sobie w końcu o uczuciach Justina. Znów sumienie zaczęło
ją dręczyć. Zacisnęła dyskretnie pięść i zęby. Chciałaby teraz pozbyć się go z
głowy, gdyż kochała tylko Harry’ego. – Za kilka tygodni, mamy finał w X-factor,
nie karz go na coś czego będzie później żałował. Prosił bym przekazał Tobie tą
kartkę, jest dla niego to ważne, ale przeczytaj jak sobie już pójdę.
Wzięła od niego kartkę, a on szybko uciekł z
pokoju. Nawet się nie pożegnał. Zaśmiała się pod nosem. Louis był dobrym
przyjacielem, oni byli najlepszymi przyjaciółmi. Odwracając kartkę, wstała i
oparła się o ścianę, zaczynając czytać:
Jeśli to
czytasz to zapewne Louis jest już w drodze do domu. Dzięki Bogu, że
przynajmniej na niego można liczyć.
Wracając
do nas...
Kochana
Maggie, nie wiem dlaczego nie dałaś mi się wytłumaczyć, lecz wyznam Ci to zanim
będzie za późno. Kocham Cię. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wiem czy ty mnie
kochasz, ale będę o nas walczył. Zrozumiałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
To nie są puste słowa tylko prawda o nas samych. Poznaliśmy się... zaprzyjaźniliśmy,
aż w końcu zrozumiałem do czego miało doprowadzić nasze pierwsze spotkanie. Do
czegoś niesamowitego. Sprawiasz, że me dni nie są klęską tylko
Błogosławieństwem od Boga, którego od tak dawna nie dostałem. Jesteś Moim
Aniołem Stróżem... Kocham Cię. Wiem, powtarzam się, ale cóż innego można było
jeszcze powiedzieć... Dziękuję Ci za najwspanialszy prezent na świecie. Dzięki
Tobie spełniam marzenia, Ty sprawiasz, że czuję się spełniony i dlatego będę
walczył byśmy przetrwali te trudne dni. Zapewniam Cię... nie zdradziłbym Cię.
Kocham Cię po prostu i nie przestanę...
Harry
Styles – ten chłopak, która Kanadyjka sprawiła, że czuje, że życie ma jednak
sens.
Maggie poczuła łzy na policzkach. Użył tych
słów. Nie mogła wytrzymać, rozpłakała się i to bardzo. Wściekła się na niego
jeszcze bardziej. Sprawił, że zatęskniła za osobą, której nienawidzi.
Justin
stał przy oknie i wpatrywał się na zachodzące słońce. Myślał tylko o niej. O
swoim życiu, błędzie jakim popełnił. Będzie walczył o Nią... po prostu będzie
walczył o swojego Anioła Stróża, którego mu odebrano.
„Nigdy
nie mógł zapomnieć tych różowych policzków, malinowych warg, złocistych włosów.
Pamiętał te pierwsze dni wiosny, gdy razem bawili się w starym już opuszczonym
placu zabaw, gdy na jej twarz padało słońce, które malowniczo odbijało się od
jej ciała. Jakby wyglądała na anioła, który znikąd pojawił się na tym świecie,
pokazując piękno i miłość. Gdy w ręku trzymała białe stokrotki, łaskocząc tym
swoje nozdrze. Zrobiła z tego przepiękny wianek, który włożyła na głowę. Wtedy
wyglądała zupełnie inaczej. Śmiali się oboje, ganiając i bawiąc. Już wiedział,
że popełnił błąd, ale czy da mu szansę? Mięli wtedy zaledwie dwanaście lat, 5
marca 2006 roku, wiosna – tego dnia kiedy spędzali czas w tym parku, domyślił się,
że anioły są wśród nich. Kiedy tak naprawdę, jedna osóbka, sprawia, że jest
szczęśliwy.”