Koniec
końców...
„Co ja
robię źle? Gdzie popełniłam błąd? Pytań tyle... nie wiem co mam teraz ze sobą
zrobić.”
Dziewczyna siedziała
z gitarą przy łóżku na drewnianej podłodze. Na śnieżnobiałym dywanie, z lekka
zgiętymi nogami. Stopy były trochę w swoją stronę. Obok leżała kartka z nutami.
Ubrana była w popielate rurki, białą koszulę, a na głowie czarną czapkę.
Grzywka opadała jej na czoło. Trzymała przez chwilę ołówek w ręku, pisząc słowa
kolejnej piosenki. Co chwilę przerywała dźwięk gitary, zastanawiając się nad
czymś, ciężko oddychając, myśląc o Nim, zaciskała powieki i zagryzała dolną
wargę. Bez przerwy krążyły wokół niej wspomnienia z dzieciństwa. Gdy bawili się
razem, płakali razem, uczyli, śmiali i przeżywali razem sukcesy, ciesząc się
swoim wzajemnym szczęściem. Wciąż do niej nie docierało, jak się stało.
Samotna, kryształowa łza, spłynęła po jej policzku, przez dołeczek aż po
malinowe wargi. Za dwa miesiące skończywszy siedemnaście lat, zacznie myśleć o
karierze, o której zawsze marzyła. Siedząc jeszcze spokojnie, zaczęła pewniej
wyłaniać rymy z ust, po czym dodawała bez problemu słodko brzmiącą melodię. Nie
zdawała sobie sprawy, kto za nią stoi i z entuzjazmem słucha jej utworu. Głos
miała taki podobny do Niego. Kiedy w końcu skończyła śpiewać cicho i słodko,
usłyszała oklaski. Zdezorientowana, odwróciwszy się, ujrzała swoją ukochaną
babcię. Była zachwycona jej talentem, choć zawsze wiedziała co z niej wyrośnie:
Piękna, dobra, kochana, sławna dziewczyna.
- Pokaż mi tą
piosenkę – zaczęła, siadając na skrawku jej łóżka, wyrywając z jej rąk nuty.
Blondynka tylko zagryzła dolną wargę. Babcia była zachwycona piosenką. Maggie
oparła ramię na wysokości łokcia o kolano i czekała uprzejmie, aż staruszka odda
jej nuty. – Cóż... – westchnęła, oddając. – Powiem tylko tyle: Dlaczego żeś
oddała swój sukces dla niego?
Spuściła wzrok,
wzruszając ramionami.
- On się do tego
nadaje – powiedziała cicho, wstając i odkładając obok białej komody gitarę.
- A ty nie? – spojrzała
przed siebie, wzięła głęboki oddech, a babcia czekała, by ta rzuciła
argumentem, który by uznał, że nie. W pokoju zapanowała cisza. Taka niezręczna.
Gwałtownie drzwi się otworzyły, a w nich Johanne, która prosiła na chwilę
babcię. Podniosła się, a po chwili stanęła w progu drzwi, nie odwracając się w
stronę wnuczki. – Zastanów się czasem nad tym co mówisz.
Zamknąwszy drzwi,
dziewczyna zakryła twarz w dłoniach, wypuszczając głośno powietrze. Znów się
poczuła jak idiotka. W sumie niepotrzebnie. Każdy popełnia błędy, nie ma
ideałów na tym świecie, który wydaje się okrutny, lecz jeśli się postaramy
będzie zupełnie inaczej. Usiadła na łóżku, biorąc do ręki piosenkę. Przytuliła
ją do klatki piersiowej, gdyż czuła w niej uczucia, mieszane. Wciąż wytykała błąd
jaki popełniła, ale tak naprawdę to nie ona.
Zbliżała się godzina
ósma wieczorem. Maggie po ciemku i z nudów, przełączała z programu na program.
Na jej twarz padało światło z telewizora. Opierała się głową o rubinową,
milutką poduszkę. Na dworze wicher i śnieg. Nie lubiła takich zimnych dni,
lubiła ciepło, czyjeś ciepło. Myślała o słowach babci; „Zastanów się czasem nad tym co mówisz.” Wyłączywszy telewizję,
wzięła swój miękki, kolorowy koc i w ciemnościach wracała do swojego pokoju.
Jednak światło lubiła zza okien. Księżyc w pełni, który mocno i wysoko świecił.
Dziewczyna czuła wtedy jak świat zatrzymuje się, jest sama na nim, marząc o
różnych rzeczach. Zamknęła cicho drzwi od pokoju, w którym przebrała się i
położyła na swoim łóżku. Jednak wciąż miała te słowa w głowie, a zaraz w
ustach, które szeptała. Nie mogła się ich pozbyć z własnego umysłu.
Rankiem, zrobiła się
ogromna mgła. Wszędzie mróz, dookoła śnieg, na drzewach trawnikach, ulicach.
Słońce jednak ciepło świeciło. Dziewczyna usłyszała krzyk matki, która wołała
ją na dół. Chcąc dalej spać, walnęła poduszką w głowę. Gwałtownie, poczuła
zimne dłonie Johanne na swoim ciepłym ramieniu. Odskoczyła jak poparzona od jej
zimna, po czym szybko ruszyła ku łazience ze świeżymi ciuchami. Między innymi
był to beżowy, wełniany sweter, biały podkoszulek, grube rajstopy i jeansy.
- Jak możesz odśnież
wokół domu, jak skończysz wracaj na śniadanie – oznajmiła mama, machając palcem
wskazującym na śnieg, który sterczał aż po kolana. Wypuściła głośno powietrze.
Wspomnienia towarzyszyły jej w trakcie odśnieżania. Uśmiechała się do siebie,
przypominając gdy wraz z jej przyjacielem, w wieku czterech lat, odśnieżali
chodnik. Zabawy nie brakowało. Byli oboje w śniegu, rzucali śnieżkami i siebie
w nie. Wiatr bawił się jej włosami, które lekko unosiły się. Skończywszy swoją
poranną pracę, wróciła do środka, ocierając dłonie z zimna, a Johanne podała
jej gorącą czekoladę. Usiadła na kanapie, a obok mama z uśmiechem na twarzy.
Odgarnęła córce włosy z twarzy i dała za ucho. Pocałowała jej policzek,
obejmując ramieniem.
- Moja córcia.
- Co się dzieje? –
wtrąciła nagle, odwracając głowę w stronę matki. Wzruszyła ramionami i
spojrzała na nią trochę spode łba.
- Nic, co tam
miałoby się stać – powiedziała, machając ręką. Maggie podniosła jedną brew do
góry.
- Zawsze mnie
całujesz w policzek i mówisz te słowa, gdy coś się dzieje. – Babcia głośno się
zaśmiała. Johanne teraz poczuła, że się czerwieni na twarzy, a było to prawdą.
Blondynka popiła ciepłą czekoladę, nie tracąc uwagi na matkę. – Mamo... powiedz
zanim dowiem się później.
- Pattie dziś
przyjeżdża, dlatego prosiłam cię o odśnieżenie. – Westchnęła głośno.
- Sama? – spytała,
chcąc być pewna swych myśli, które znów stały się mieszane.
- Wątpię.
Kiwnęła głową i
wstając, kierowała się ku schodom. – Meg, naprawdę nie wiem co się stało.
Powiedziała mi tylko tyle, że Justin chcę się z tobą widzieć... porozmawiać...
przeprosić.
Babcia tylko
słuchała obie panie, sprzątając blat. Uśmiechała się cwaniacko. Maggie serce
przyśpieszyło po wymowie jego imienia. Spłynęły łzy po jej policzku, lekko
przymknęła oczy i spokojnie wypuściła z ust powietrze.
- Wiedziałaś co się
dzieje i nawet nie pomagasz mi zapomnieć o tym wszystkim! Jest ci przykro
owszem, ale znając moje uczucia, byś zignorowała telefon! – Krzyknęła,
odwracając się.
- Mam nie odbierać
telefonów od przyjaciółki z podstawówki? – spytała piskliwym głosem. Znów ta
cisza. Maggie zagryzła dolną wargę po czym odpowiedziała:
- Justin jest moim
wrogiem.
„Trudno zapomnieć o ważnej Ci osobie. Tak jak ja
teraz. Boję się, co przydarzy się dopiero gdy zobaczę Go, spotkam... czuję się
jak idiotka. Nie zapomnę jednak tego co wydarzyło się ostatnimi czasy,
znienawidziłam Go... I tak już będzie zawsze.”