Nowe Życie?
„Chcę żyć normalnie, ale coś czuje, że ktoś
stanie mi na drodze i będzie chciał mojego powrotu do domu... komplikując
wszystko.”
Był to pochmurny dzień. Drzewa prawie łyse,
liście szeleściły goniąc się w powietrzu, a zwierzęta szykowały się do snu
zimowego. Dzieci jak to dzieci, bawiły na dworze i śmiały się. Wszyscy ciężko
pracowali – na swój sukces, czy też na dobrą ocenę w szkole. Jedni mięli dobry
humor, a inni dobrą minę do złej gry.
Pod jednym z okien w małym miasteczku w Kanadzie,
siedziała młoda, co najmniej szesnastoletnia dziewczyna o złocistych w
promieniach słońca mieniące się jak złoto, włosy, oczy jak kakao, śliczne,
naturalne, różowiutkie policzki i usta jak malinki. Patrzyła na pochmurne
niebo, mając nadzieję, że wkrótce pogoda będzie piękna... w końcu żywa. Ona
była jak pogoda na niebie teraz. Smutna, rozkapryszona i zdołowana. Myślała o
swoim dotychczasowym życiu... piekle jakim przeszła. Chcąc go zmienić, planuje
wyjechać. Daleko stąd i zacząć zupełnie inne życie. Nowe życie. Siedząc tam i
myśląc, usłyszała pukanie do drzwi. Podniosła się z parapetu i spokojnym ruchem,
otworzyła drzwi. Stał w nich średniego wzrostu murzyn, w czarnej koszuli jak i
spodniach, o zabawnym i śmiesznym uśmiechu. Dziewczyna stała przed drzwiami,
okrywając się cienkim swetrem, naciągając rękawy na dłonie. Wiatr był okrutnie
zimny, na co ona trzepotała już nogami z zimna.
- Tak Kenny? W jakiej sprawie? – zaczęła.
Murzyn na początek wszedł do domu, by ta nie marzła. Rozejrzał się wokół, w
sumie dawno tu nie był. Ostatnim razem, na początku marca.
- Chciałem... – zastopował. – Chciałem Ci
powiedzieć, że może lepiej... żebyś została w Kanadzie. Tam nikogo nie znasz,
nie wiesz jakie tam są obyczaje. Zrób to dla siebie.
- Kenny, dobrze wiesz, że Cię lubię, ale... –
kiwnęła przecząco głową. Odwróciła się plecami w jego stronę, kierując do
niewielkiej kuchni. Miała stare drewniane szafki, mała lodówka, na której były
ponaklejane magnesy dla dzieci, czy też karteczki z informacjami. Mężczyzna
wypuścił powietrze, po czym wszedł za nią do kuchni.
- Ja wiem, że... – znów zastopował, jakby nie
wiedział co powiedzieć. Spojrzał na nią trochę spode łba. – Wiem, co się działo
ostatnimi czasy, chcesz na chwilę o tym zapomnieć.
- Na zawsze – wtrąciła, odwracając głowę w
jego stronę. Wzięła z lodówki mleko, od razu pijąc duszkiem. Kenny nie wiedział
co ma powiedzieć. Jaki argument palnąć. Bardzo lubił tą dziewczynę. Zawsze
wydawała się taka poukładana, słodka, niewinna. Jest teraz taka niepewna,
skryta, bojąca się wszystkiego. Spojrzał na zegarek ścienny, który wisiał nad
biblioteczką. Miał jeszcze chwilę czasu, by skończyć rozmowę z dobrą radą.
- A gdzie zamierzasz wyjechać? – spytał.
- Do Polski... do babci Gabrieli. Jeśli chcesz
wiedzieć, mam korzenie polskie i umiem rozmawiać w ich języku.
- Kanada jednak wydaje Ci się bliższa. –
Powiedział.
- Już nie... – znów
wtrąciła opierając się o kanapę. Popiła kolejny łyk mleka po czym rzuciła
prosto do kosza. Jakby rzut na trzy punkty z koszykówki. Była w to dobra. Murzyn
obserwując ją, takiej jej nie znał. Jest inteligenta, potrafi być przebiegła i
sprytna.
- Ja muszę już
iść... przemyśl to jeszcze.
- Nie mogę.
Wyjeżdżam dziś, jeśli chcesz wygadaj mu, ale wiedz, że ja nie ustąpię – dodała.
Kiwnął głową i szybko opuścił jej dom. Był zawiedziony jej upartym zachowaniem,
też nie zamierzał odpuścić.
Szybko jednak minął
dzień. Pogoda w ogóle się nie zmieniła. Była taka do końca. Dziewczyna wciąż
smutna, jakby od niej zależało jak będzie. Matka dziewczyny wróciła z lotniska,
mając już bilety na lot. Przesiedziały ostatnie chwile w swoim skromnym domu,
wiedząc, że będą za nim tęsknić. Mieszkały tu od niepamiętnych czasów, wiele w
nim przeżyły. Pierwsze rodzinne kłótnie, pierwsze sukcesy w szkole. Blondynka
nie zapomni jednak jednego najgorszego czego przeżyła. Wydawało się być to
dziecinne, ale uczucia mówią same za siebie. Kiedy tylko podjechała taksówka
pod ich dom, natychmiast wpakowały walizki do bagażnika, po czym wsiadły do
auta. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, patrząc ostatni raz na swój dom. Dała
słuchawki na głowę, biorąc swoją MP3 do ręki, od razu włączając spokojną, wolną
muzykę. Szybko dotarły na lotnisko. Coraz zimniej było. Zaczęły się naciągać na
ręce rękawy i chowały twarz pod kurtkę. Johanne – mama dziewczyny – zapłaciła
taksówkarzowi i obie udały się do środka.
- Maggie poczekaj
tutaj chwilę – powiedziała do córki, na co ta poprawiając włosy, usiadła na
niebieskim, plastikowym krześle. Wyciągnęła telefon z kieszeni, wybierając
numer do pewnej osoby. Chciała sprawdzić czy wciąż ignoruje i nie odbiera, czy
też odbierze. Znała Kenny’ego i dobrze wiedziała, że mu powie. Poczuła dziwne
mrowienie na ciele, kiedy łączyło ją z nim. Jej ręka nagle zrobiła się w pięść,
którą uderzyła o kolano. Znów nie odbierał. O dziwo, ulżyło jej. Pierwszy raz,
gdyż od zawsze bolało ją to. Kuło w serce jak igła, ściskało w żołądku, łzy
cisnęły się do oczu, a teraz zupełnie tak jak zawsze chciała. Johanne nagle
znalazła się obok córki, informując o tym, że samolot wkrótce będzie startował.
Schowała urządzenie do kieszeni, chwytając walizkę i idąc śladami matki.
Kiedy tylko znalazły się w samolocie,
dziewczyna wzięła wdech, dopóki nie wystartują. Była to jej pierwsza podróż
samolotem, ale zachowa zimną krew. W końcu poczuje się wolna od wszystkiego,
zacznie być niezależną dziewczyną i zapomni o wszystkim, dotychczasowym.
„W końcu będę niezależną dziewczyną, jaką od dłuższego
czasu pragnęłam być. W końcu zobaczą, że nie jestem kruchą, tą samą blondynką z
Kanady, w której się wychowałam... urodziłam. Czasami trzeba zacząć coś od
nowa, by móc zapomnieć o starych rzeczach. Tak. Uciekam przed problemem, który czyha wokół mnie.”