piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 15

Serce nie sługa

„Jego pocałunek był ciepły i pełen miłości. Nigdy nie zapomnę takiej wspaniałej osoby jak On. Nigdy nie sądziłam, że na świecie są tacy ludzie... jak On.”


Wieczór skończył się na smutku, żalu i łzach. Bez słów ludzie przechodzili obok siebie. Nie każdy rozumiał uczucia drugiej osoby, nawet Ci najbliżsi. Dni mijały bezkarnie, czas płynął jak ulewa na dworze, kiedy miliardy kropelek wody, spadało na ziemię. Oboje nie chcieli siebie zrozumieć. On nie chciał nawet znać jej uczuć, ale jego celem było zupełnie co innego. Często nucił smutne melodie ze swojej gitary. Chwilowo był wrakiem człowieka, który dawał szczęście innym i sam czerpał z tego radość. Skończywszy siedemnaście lat, czuł się jeszcze gorzej. Nie był już do końca pewny swoich planów na życie, ale wiedział na pewno, że będzie wciąż uszczęśliwiał ludzi. Ona już dawno stała się jedną z najbardziej znanych, lubianych, sławnych i bogatych, młodych artystek. Ostatnimi czasy, jej plany wypalały, spełniła swoje marzenia, była z siebie zadowolona. Wszyscy wokół jej gratulowali. Nie spodziewała się takiego szacunku. Myślała, że już do końca życia będzie szarą, smutną i jedną z najbardziej utalentowanych, nie odkrytych przez media dziewczyną. Jednak dziękowała mu, że przyjechał, zabrał ją stąd i pozwolił jej spełnić marzenia, ale teraz role się odwróciły i sam zaczął żałować. Po niedługim czasie zrozumiał swój błąd, cierpienie jakie sprawił najukochańszej osobie na świecie. Trzecia osoba... nie tkwiła także w miejscu. Sam stał się częstym gościem na okładkach różnych gazet, czasopism, ale tylko dla miłości. Zaczął koncertować, spełniać marzenia. We trójkę robią to co kochają, lecz jest mała przeszkoda w ich życiu, którą bardzo ciężką przejść. Składa się z wielu prób życiowych, los skrzywdzi ich tak... by popamiętali się raz na zawsze.
Kwietniowy dzień w Los Angeles. Na dworze już zielono, wszyscy od świtu pracują. W jednej z ogromnych will, która miała co najmniej dwa hektary, z wysokimi murami, wokół piękny ogródek gdzie wokoło były cudowne, różnokolorowe kwiaty, Maggie szykowała się na sesję. Ubrana była w piękny top o kolorze czarno-niebieskim. Buty też niczego sobie – skórzane na wysokim koturnie. Ułożyła włosy w wysoki kucyk, delikatnie malując usta swoim jasnym błyszczykiem. Pod domem stał Austin – nowy ochroniarz, który miał prawie dwa metry wzrostu, był przystojnym brunetem, a także najlepszy przyjaciel dziewczyny. Szybko się zaprzyjaźnili. Oboje byli Mulami książkowymi. Wsiedli oboje do czarnego jeepa.
- Dziś sesja do Billboard, a jeszcze dziś masz przymiarkę sukienek na galę – poinformował. Dziewczyna przytaknęła głową, ale po chwili brunet dodał. – Z Justinem jedziesz na galę.
Maggie skrzywiła usta, jakby zjadła coś nieświeżego, coś co leżało w lodówce przez prawie pół roku. Wyjrzawszy za okno, ujrzała przepiękny widok na wysokie palmy i cudowne, błękitne niebo, a także słońce, które cudownie ogrzewało okolice. Zakochała się w tym mieście, odkąd tu przyjechała. Lubiła tą atmosferę jaka tu panuje. Po kilku minutach, dotarłszy z Austinem na miejsce spotkania z fotografem, szybko się nią zajęli. Od wielkiego wyboru ubrań, do cudownego makijażu. Nie była to jej pierwsza sesja, jednak pierwsza do Billboard. Była z niej bardzo zadowolona. Na zdjęciach wyszła bardzo pewna siebie, co ją trochę zaskoczyło, pierwszy raz widziała takie zdjęcie, poczuła jak się rumieni. Po chwili usłyszała z dala, dzwonek swojego telefonu. Sięgnąwszy po niego do kieszeni, znów usłyszała ten jedyny w swoim rodzaju głos.
- Kiedy przyjedziesz do L.A? – spytała szybko i ani chwili dłużej nie chciała ukrywać swojego entuzjazmu. Wiedział jak bardzo za nim tęskni, sam też czuje się bez niej osamotniony.
- Postaram się w jak najbliższym czasie, ale finał mnie czeka za dwa tygodnie w X-factor – westchnął. Maggie usiadła na jednym z krzeseł i momentalnie uśmiech zniknął z jej twarzy. – Lepiej powiedz jak tam przygotowania do gali? Słyszałem, że idziesz z Justinem... – dodał, zmieniając temat. 
- Na razie jestem po sesji do Billboard, a jeszcze dziś idę na przymiarki sukienek na galę – oznajmiła bez żadnego ukazywania emocji.
- Rozmawiałaś ostatnio z nim? Jak ostatnio słyszałem był przez jakiś czas przygnębiony... myślisz, że to przeze mnie? – spytał, a w głosie było słychać smutek.
- Na pewno nie przez Ciebie, tylko wciąż do głowy nie może mu trafić, że jesteśmy razem – odpowiedziała.
Po chwili rozłączyli się oboje, a ona zaczęła się zastanawiać gdzie szatyn się podziewa. Coraz mniej czasu spędzają, a jeżeli się widują to tylko dla pracy, rodziny. Nie rozmawiają ze sobą. Justin stał się prawie niewidoczny, dużo koncertował, pracuje nawet nad nową świąteczną płytą. Sama go rozumiała, też nie była wolna. Czas upływał szybko, ale przebieranki dłużyły się. Każda idealnie na niej wyglądała, zdecydować się nie mogła. Nie lubiła chodzić po sklepach, nie przepadała za modą, dlatego mogłaby rzec, że się nudzi. Zrobiłaby wszystko, żeby wyrwać się i powrócić do domu, do swojej mamy oraz Pattie. Kiedy w końcu zdecydowała się na wybór odpowiedniej sukienki, mogła odetchnąć z ulgą i wyjść na świeże powietrze. Na dworze, było już widać czubek promyków słońca, które jeszcze ogrzewało, ale wiatr zrobił się srogi. Westchnąwszy głośno, zauważyła grupkę paparazzich, którzy z dala robili jej zdjęcia. Z Austinem pokierowała się w stronę parkingu, który znajdował się kilka metrów od nich. Jedynego czego nienawidziła w tym wszystkim to iż nie mogłaby spokojnie pospacerować po parku, czy też przejść się po bogatej okolicy miasta. Wróciwszy, od razu rozpoznała zapach świeżych wypieków, które obie kobiety szykowały szarlotkę z jabłkami. Teraz tylko wdychała cudowny, rozkoszny zapach, jabłka i cynamonu.
- Tak beze mnie robicie ciasto? – spytała czule, uśmiechając. Podmyła ręce, które następnie wytarła i zaczęła razem z Pattie ugniatać ciasto.
- Powiedz jak tam sesja? – dodała po chwili Johanne, patrząc na swoją córkę.
- Wspaniale tylko najgorsze były sukienki – zaśmiała się, coraz mocniej ugniatając prawie gotowe ciasto. Wtórowały jej, po czym ujrzała szatyna, który miał dłonie w kieszeniach. Spojrzał na nią, oblizując wargi. Ta tylko przejechała wzrokiem po kuchni i salonie. Pattie uśmiechnęła się do syna, co ten odwzajemnił. Maggie umyła ponownie ręce, idąc ku pokoju, które drzwi znajdowały się przedostatnie po prawej. W pokoju było dużo przestrzeni, ogromne łóżko, mięciutki śnieżnobiały dywan, a ściany pomalowane kolorem żółto-niebieskim. Uwielbiała najbardziej fioletowy i niebieski jak Justin. Oparła się o ścianę, czytając kolejne wiadomości od Harry’ego. Uśmiech nawet pojawiał się na samą myśl o nim. Lubiła sobie tłumaczyć i wszystkim dookoła, że jest zakochana po uszy. Uwielbiała jego uśmiech, najlepsze co sprawiało, że go żąda. Po chwili poczuła jedyne w swoim rodzaju wargi, jak namiętnie muskają jej usta. Dłonie delikatnie położył na jej talii, przyciskając ją do ściany. Zaczął jeździć ustami po jej pachnącej szyi. – Myślałam, że jesteś we Włoszech.
Westchnęła cicho. Chłopak niechętnie zaprzestał ją całować. Stęsknił się za tymi cudownymi pocałunkami. Uwielbiał to robić, nawet gdy ona jest w związku. Nie przeszkadzało mu to, ale wciąż go bolało.
- Wróciłem dziś po południu... – odpowiedział, lekko się uśmiechając w jej stronę. – Tak się za Tobą stęskniłem. – Dodał, przysysając się ponownie do jej warg. Dotknął jej różowiutkiego policzka i oparł czoło o jej czoło. – Ile razy płakałem, gdy widziałem Ciebie i tego idiotę w Internecie... jak się całujecie. Boli mnie to.
Wyszeptywał za każdym razem, dotykając dolną wargą jej warg, chcąc je kolejny raz zasmakować. Oddychała głęboko, zaciskając palcami kawałek jego białej koszuli.
- Prawdopodobnie Harry przyjedzie za tydzień, udawaj nie zainteresowanego i niedostępnego, jasne? – podniosła brwi do góry, odpychając go delikatnie. Prychnął pod nosem jako oznaka, że nie zamierza patrzeć jak jego ukochana uprawia miłość z innym. Będzie o nią walczył, mimo wszystko. Znów musnął jej usta, wziął za uda i podniósł do góry. Poczuła jego wargi na jej szyi.
- Nie będziesz mi mówiła co mam robić, a czego nie... – powiedziawszy to, usłyszeli oboje dźwięk dzwonka dochodzący z jej telefonu. Niechętnie postawił ją na równe nogi, by mogła odebrać. Stał cicho i nic nie mówił. Był to Harry, który poinformował ją iż przyjedzie sam za dwa dni do L.A. Dziewczyna aż podskoczyła z radości, a Justin wywrócił teatralnie oczami i zrobił minę zniesmaczonego, zarazem odruch wymiotny. Wyszedł trzaskając drzwiami. Nie mógł dalej już słuchać. Wchodząc do swojego pokoju, zaczął kopać, walić w meble, byleby rozładować złość.
Nastał kolejny dzień. Justin wstał bardzo wcześnie. Z nagim torsem, wpatrywał się wschodzącemu słońcu, myśląc czy jego księżniczka jeszcze słodko śpi. Oblizywał wargi, czując ciepłe powietrze dochodzące z dworu. Bez przerwy miał spuszczoną głowę. Tak bardzo chciałby teraz do niej pójść i z rana smakować jej ust, zasypiać obok niej, czy nawet patrzeć jak śpi. Znudzony zszedł na dół, gdzie spokojnie w ciszy mógł zjeść śniadanie... mianowicie ciasto, które wczoraj upiekły. Wyszedł na ogródek i zaczął się rozglądać wokół siebie.
Wdrapał się na wysoki murek, usiadłszy na nim. Brał kolejne kawałki swojego ciasta, wpatrywał się w miasto, gdzie za horyzontem wschodziło jeszcze słońce.
Dziewczyna mozolnym ruchem, pokierowała się ku łazience, w której zrobiła poranne czynności. Głośno westchnęła, wychodząc na swoje śniadanie, które czekało na nią na dole. Spotkała przechodzącego obok Justina, ubranego w czarną koszulę, popielate jeansy i śnieżnobiałe supry. Tylko na nią spojrzał, lekko unosząc kąciki swoich ust. Skinęła tylko głową, po czym wraz z nim ruszyła do kuchni, w której siedziały kobiety mając w rękach kubki gorącej, ledwo zaparzonej kawy. Obie spojrzały na nich z porannym, zarazem czułym uśmiechem na twarzy, co obydwoje to odwzajemnili.
- Kto dzisiaj ruszył ciasto? – westchnęła głośno Johanne, rozglądając się wokół zgromadzonych. Justin pod nosem zachichotał, ponownie oblizując wargi.
- Już znaleziono winnego – dodała żartobliwie blondynka.
- Dobra, ale bez bicia oznajmiam, że ciasto jest wyborne – dodał.
- To przepis od prababci Maggie, zawsze przechodzi z pokolenia na pokolenie... – odparła spokojnie matka dziewczyny, ale chłopak spojrzawszy na nią tylko czule się uśmiechnął, na co ona oparłszy głowę o stół, podrapała po głowie.
- Mamo...
- Tak? – odwróciła się.
- Mógłby Harry przyjechać... zostać na noc? Wczoraj rozmawiałam z nim przez telefon... poinformował mnie, że przyjedzie dzień po gali – powiedziała, nie tracąc kontaktu wzrokowego ze swoją matką, która wzruszyła ramionami. Westchnęła, przewróciwszy teatralnie oczami, a Justin uśmiechnął się triumfalnie pod nosem.
- A nie pomyślałaś też o moich uczuciach? – spytał nagle szatyn. Pattie i Johanne tylko spojrzały na siebie, wiedząc co się teraz między nimi dzieje. Łatwo było się domyśleć, dlaczego chłopak był taki przygnębiony... był wrakiem człowieka.
- Jesteś egoistą – rzuciła obojętnie, kierując się znów ku pokoju. Chłopak zacisnął zęby, a Johanne weszła do salonu, gdzie mogłaby poczytać zaczętą książkę. Pattie położyła dłoń na ramieniu i delikatnie zaczęła gładzić. Poczuł znów się taki odrzucony. Niechciany przez nikogo. Zły, gwałtownie wstał i pokierował się do jej pokoju. Wystraszona aż podskoczyła kiedy ten trzasnął drzwiami. Spiorunowała go wzrokiem, jednocześnie tętno przyśpieszyło.
- Gdybym był egoistą, zostawiłbym Cię już dawno, nie przyjeżdżałbym po Ciebie do Polski, nie robiłbym z siebie idioty w Londynie! - Krzyknął, łapiąc ją za nadgarstek.
- Nie prosiłam Cię o nic! Prosiłam tylko Boga, bym już nie musiała Cię kiedykolwiek widywać! – Wyrwała się z mocnego uścisku Justina, a jego oczy zrobiły się szklane.
- Robię to, bo mi na Tobie zależy! Dlaczego jesteś taka zimna?
- Bo Cię nienawidzę, ileż można to powtarzać! – Podniosła ton, jednak jego emocje wzięły górę. Mocno w pasie pociągnął ją do siebie i namiętnie zaczął ją całować. Nie mógł tego słuchać, tych krzyków, jedynie co mógłby zrobić to całować ją bez przerwy. Poczuł ból, który niespodziewanie przeszył jego policzek. Mocniejsze uderzenie niż dwa miesiące temu. Nie złapał się za niego, tylko ścisnął zęby jak i przymknął powieki. Ścisnął wargi, chcąc by ból szybciej zniknął. – Najlepiej by było, żebyś wyszedł z tego pokoju i dał mi święty spokój. Jeśli naprawdę Ci na mnie zależy, pozwól mi być szczęśliwą... zrób kilka kroków w tył i wyjdź.
Spłynęły po jej policzku kilka kryształowych łez. Chciał je kciukiem otrzeć, jednakże ona gwałtownie odsunęła głowę, patrząc na okno, przez które przechodziły ciepłe promienie słoneczne. Chłopak spojrzał na jej wilgotne usta i delikatnie musnął dolną wargę, po czym rozszerzył usta i znów zaczął je całować, bardziej delikatnie. Przybliżył ją do siebie, a ona położyła dłonie na jego klatce piersiowej, czując jego ciepło i już opanowane bicie serca. Oboje słyszeli je, jak idealną muzykę dla ich uszu. Zaprzestała go całować, musiała opanować emocje, kochała Harry’ego, ale on sprawiał, że musi go całować... odwzajemniać pocałunki. Chłopak delikatnie się uśmiechnął. Już nie czuł takiego bólu, ale ślad jeszcze pozostał.
Wieczorem, Justin w pośpiechu zawiązywał krawat, który wydawał się zagadką, a Maggie kończyła zapinać swoją sukienkę. Pomogła dopiąć jej Pattie, która właśnie przechodziła obok. Fryzurę rozpuściła, włosy padały na jej ramiona, końcówki były lekko zakręcone, a grzywka idealnie układała jej się na czole. Na dole stał Kenny, który stał spokojnie obok Johanne i czekał. Pierwszy zszedł Justin, jak widać pośpiesznie. Przytulił wielkoluda, po czym na dół zeszła Maggie i Pattie. Uśmiechnęła się do murzyna, a Justin zaczął jej się przyglądać. Razem wsiedli do samochodu, a obie kobiety zasiadły kanapę, na której będą oglądać swoje dzieci. Szybko znaleźli się czerwonym dywanie. Justin zachowywał się jak dżentelmen, pierwszy raz od dłuższego czasu, pokazał się z uśmiechniętą buzią. Maggie trochę irytowały błysk flesza. Razem zasiedli na wyznaczonych miejscach, które znajdowały się obok siebie. Wszystko dłużyło się. Oboje zdobyli nagrody, z których byli dumni... z fanów i nawet dziękowali sobie nawzajem. Wrócili nie kilka minut wcześniej niż po jedenastej. Wszędzie panował mrok, tylko przez okna było widać światło księżyca, które padało na podłogę, srebrzysto się odbijało. Po cichu wpadli do środka, po czym udali się ku swoim pokojom.
Rankiem, Maggie obudziło łaskotanie na jej szyi. Zaśmiała się pod nosem, zabierając czyjąś dłoń. Znaną i ciepłą dłoń.
- Wstawaj Kochanie... – usłyszała znany Brytyjski akcent, przez który uśmiechnęła się jak mała dziewczynka.
- Harry! – gwałtownie wstała i rzuciła się chłopakowi na szyję, całując dodatkowo go w policzek. Poczuła motylki w brzuchu gdy tylko go zobaczyła. Spojrzawszy na niego, on musnął namiętnie jej usta, rzucając ją na łóżko, razem ze sobą. Zaczęli się czule całować, lecz co chwilę się śmiali i uśmiechali do siebie. – Nawet nie wiesz jak tęskniłam!
- Ja też za Tobą tęskniłem, śliczna – oznajmił czule.
- Kocham Cię – szepnęła mu do ucha.
- Ja Ciebie bardziej – mruknął, po czym włożył swoją dłoń pod jej koszulkę i zaczął delikatnie palcami gładzić jej brzuch.
- Kto Cię wpuścił? – spytała zaciekawiona.
- Twoja mama, powiedziała, że śpisz... – odpowiedział. – Spotkałem Justina jak schodził na dół, wydawał się być smutny.
- Nie przejmuj się, skarbie... – po tych słowach, namiętnie pocałowała chłopaka w usta, po czym usiadła na nim w rozkroku i ściągnęła jego koszulę. Zaśmiali się słodko oboje, a chłopak zaczął muskać jej szyję. Chwila dla nich była cudowna i chcieli jego pobyt w Los Angeles w pełni wykorzystać.


„Spotkałam najlepszą osobę w moim życiu. Wręcz zawsze będę wdzięczna sobie, że zakochałam się w takim intrygującym chłopaku.”