Serce nie sługa
„Jego
pocałunek był ciepły i pełen miłości. Nigdy nie zapomnę takiej wspaniałej osoby
jak On. Nigdy nie sądziłam, że na świecie są tacy ludzie... jak On.”
Wieczór skończył się na smutku, żalu i łzach.
Bez słów ludzie przechodzili obok siebie. Nie każdy rozumiał uczucia drugiej
osoby, nawet Ci najbliżsi. Dni mijały bezkarnie, czas płynął jak ulewa na
dworze, kiedy miliardy kropelek wody, spadało na ziemię. Oboje nie chcieli
siebie zrozumieć. On nie chciał nawet znać jej uczuć, ale jego celem było
zupełnie co innego. Często nucił smutne melodie ze swojej gitary. Chwilowo był
wrakiem człowieka, który dawał szczęście innym i sam czerpał z tego radość.
Skończywszy siedemnaście lat, czuł się jeszcze gorzej. Nie był już do końca
pewny swoich planów na życie, ale wiedział na pewno, że będzie wciąż
uszczęśliwiał ludzi. Ona już dawno stała się jedną z najbardziej znanych,
lubianych, sławnych i bogatych, młodych artystek. Ostatnimi czasy, jej plany
wypalały, spełniła swoje marzenia, była z siebie zadowolona. Wszyscy wokół jej
gratulowali. Nie spodziewała się takiego szacunku. Myślała, że już do końca
życia będzie szarą, smutną i jedną z najbardziej utalentowanych, nie odkrytych
przez media dziewczyną. Jednak dziękowała mu, że przyjechał, zabrał ją stąd i
pozwolił jej spełnić marzenia, ale teraz role się odwróciły i sam zaczął
żałować. Po niedługim czasie zrozumiał swój błąd, cierpienie jakie sprawił
najukochańszej osobie na świecie. Trzecia osoba... nie tkwiła także w miejscu.
Sam stał się częstym gościem na okładkach różnych gazet, czasopism, ale tylko
dla miłości. Zaczął koncertować, spełniać marzenia. We trójkę robią to co
kochają, lecz jest mała przeszkoda w ich życiu, którą bardzo ciężką przejść.
Składa się z wielu prób życiowych, los skrzywdzi ich tak... by popamiętali się
raz na zawsze.
Kwietniowy dzień w Los Angeles. Na dworze już
zielono, wszyscy od świtu pracują. W jednej z ogromnych will, która miała co
najmniej dwa hektary, z wysokimi murami, wokół piękny ogródek gdzie wokoło były
cudowne, różnokolorowe kwiaty, Maggie szykowała się na sesję. Ubrana była w
piękny top o kolorze czarno-niebieskim. Buty też niczego sobie – skórzane na
wysokim koturnie. Ułożyła włosy w wysoki kucyk, delikatnie malując usta swoim
jasnym błyszczykiem. Pod domem stał Austin – nowy ochroniarz, który miał prawie
dwa metry wzrostu, był przystojnym brunetem, a także najlepszy przyjaciel
dziewczyny. Szybko się zaprzyjaźnili. Oboje byli Mulami książkowymi. Wsiedli
oboje do czarnego jeepa.
- Dziś sesja do Billboard, a jeszcze dziś masz
przymiarkę sukienek na galę – poinformował. Dziewczyna przytaknęła głową, ale
po chwili brunet dodał. – Z Justinem jedziesz na galę.
Maggie skrzywiła usta, jakby zjadła coś
nieświeżego, coś co leżało w lodówce przez prawie pół roku. Wyjrzawszy za okno,
ujrzała przepiękny widok na wysokie palmy i cudowne, błękitne niebo, a także
słońce, które cudownie ogrzewało okolice. Zakochała się w tym mieście, odkąd tu
przyjechała. Lubiła tą atmosferę jaka tu panuje. Po kilku minutach, dotarłszy z
Austinem na miejsce spotkania z fotografem, szybko się nią zajęli. Od wielkiego
wyboru ubrań, do cudownego makijażu. Nie była to jej pierwsza sesja, jednak
pierwsza do Billboard. Była z niej bardzo zadowolona. Na zdjęciach wyszła
bardzo pewna siebie, co ją trochę zaskoczyło, pierwszy raz widziała takie
zdjęcie, poczuła jak się rumieni. Po chwili usłyszała z dala, dzwonek swojego
telefonu. Sięgnąwszy po niego do kieszeni, znów usłyszała ten jedyny w swoim
rodzaju głos.
- Kiedy przyjedziesz do L.A? – spytała szybko
i ani chwili dłużej nie chciała ukrywać swojego entuzjazmu. Wiedział jak bardzo
za nim tęskni, sam też czuje się bez niej osamotniony.
- Postaram się w jak najbliższym czasie, ale
finał mnie czeka za dwa tygodnie w X-factor – westchnął. Maggie usiadła na
jednym z krzeseł i momentalnie uśmiech zniknął z jej twarzy. – Lepiej powiedz
jak tam przygotowania do gali? Słyszałem, że idziesz z Justinem... – dodał,
zmieniając temat.
- Na razie jestem po sesji do Billboard, a
jeszcze dziś idę na przymiarki sukienek na galę – oznajmiła bez żadnego
ukazywania emocji.
- Rozmawiałaś ostatnio z nim? Jak ostatnio
słyszałem był przez jakiś czas przygnębiony... myślisz, że to przeze mnie? –
spytał, a w głosie było słychać smutek.
- Na pewno nie przez Ciebie, tylko wciąż do
głowy nie może mu trafić, że jesteśmy razem – odpowiedziała.
Po chwili rozłączyli się oboje, a ona zaczęła
się zastanawiać gdzie szatyn się podziewa. Coraz mniej czasu spędzają, a jeżeli
się widują to tylko dla pracy, rodziny. Nie rozmawiają ze sobą. Justin stał się
prawie niewidoczny, dużo koncertował, pracuje nawet nad nową świąteczną płytą.
Sama go rozumiała, też nie była wolna. Czas upływał szybko, ale przebieranki
dłużyły się. Każda idealnie na niej wyglądała, zdecydować się nie mogła. Nie
lubiła chodzić po sklepach, nie przepadała za modą, dlatego mogłaby rzec, że
się nudzi. Zrobiłaby wszystko, żeby wyrwać się i powrócić do domu, do swojej
mamy oraz Pattie. Kiedy w końcu zdecydowała się na wybór odpowiedniej sukienki,
mogła odetchnąć z ulgą i wyjść na świeże powietrze. Na dworze, było już widać
czubek promyków słońca, które jeszcze ogrzewało, ale wiatr zrobił się srogi.
Westchnąwszy głośno, zauważyła grupkę paparazzich, którzy z dala robili jej
zdjęcia. Z Austinem pokierowała się w stronę parkingu, który znajdował się kilka
metrów od nich. Jedynego czego nienawidziła w tym wszystkim to iż nie mogłaby
spokojnie pospacerować po parku, czy też przejść się po bogatej okolicy miasta.
Wróciwszy, od razu rozpoznała zapach świeżych wypieków, które obie kobiety
szykowały szarlotkę z jabłkami. Teraz tylko wdychała cudowny, rozkoszny zapach,
jabłka i cynamonu.
- Tak beze mnie robicie ciasto? – spytała
czule, uśmiechając. Podmyła ręce, które następnie wytarła i zaczęła razem z
Pattie ugniatać ciasto.
- Powiedz jak tam sesja? – dodała po chwili
Johanne, patrząc na swoją córkę.
- Wspaniale tylko najgorsze były sukienki –
zaśmiała się, coraz mocniej ugniatając prawie gotowe ciasto. Wtórowały jej, po
czym ujrzała szatyna, który miał dłonie w kieszeniach. Spojrzał na nią,
oblizując wargi. Ta tylko przejechała wzrokiem po kuchni i salonie. Pattie
uśmiechnęła się do syna, co ten odwzajemnił. Maggie umyła ponownie ręce, idąc
ku pokoju, które drzwi znajdowały się przedostatnie po prawej. W pokoju było
dużo przestrzeni, ogromne łóżko, mięciutki śnieżnobiały dywan, a ściany
pomalowane kolorem żółto-niebieskim. Uwielbiała najbardziej fioletowy i
niebieski jak Justin. Oparła się o ścianę, czytając kolejne wiadomości od
Harry’ego. Uśmiech nawet pojawiał się na samą myśl o nim. Lubiła sobie tłumaczyć
i wszystkim dookoła, że jest zakochana po uszy. Uwielbiała jego uśmiech,
najlepsze co sprawiało, że go żąda. Po chwili poczuła jedyne w swoim rodzaju
wargi, jak namiętnie muskają jej usta. Dłonie delikatnie położył na jej talii,
przyciskając ją do ściany. Zaczął jeździć ustami po jej pachnącej szyi. –
Myślałam, że jesteś we Włoszech.
Westchnęła cicho. Chłopak niechętnie
zaprzestał ją całować. Stęsknił się za tymi cudownymi pocałunkami. Uwielbiał to
robić, nawet gdy ona jest w związku. Nie przeszkadzało mu to, ale wciąż go
bolało.
- Wróciłem dziś po południu... – odpowiedział,
lekko się uśmiechając w jej stronę. – Tak się za Tobą stęskniłem. – Dodał,
przysysając się ponownie do jej warg. Dotknął jej różowiutkiego policzka i
oparł czoło o jej czoło. – Ile razy płakałem, gdy widziałem Ciebie i tego
idiotę w Internecie... jak się całujecie. Boli mnie to.
Wyszeptywał za każdym razem, dotykając dolną
wargą jej warg, chcąc je kolejny raz zasmakować. Oddychała głęboko, zaciskając
palcami kawałek jego białej koszuli.
- Prawdopodobnie Harry przyjedzie za tydzień,
udawaj nie zainteresowanego i niedostępnego, jasne? – podniosła brwi do góry,
odpychając go delikatnie. Prychnął pod nosem jako oznaka, że nie zamierza
patrzeć jak jego ukochana uprawia miłość z innym. Będzie o nią walczył, mimo
wszystko. Znów musnął jej usta, wziął za uda i podniósł do góry. Poczuła jego
wargi na jej szyi.
- Nie będziesz mi mówiła co mam robić, a czego
nie... – powiedziawszy to, usłyszeli oboje dźwięk dzwonka dochodzący z jej
telefonu. Niechętnie postawił ją na równe nogi, by mogła odebrać. Stał cicho i
nic nie mówił. Był to Harry, który poinformował ją iż przyjedzie sam za dwa dni
do L.A. Dziewczyna aż podskoczyła z radości, a Justin wywrócił teatralnie
oczami i zrobił minę zniesmaczonego, zarazem odruch wymiotny. Wyszedł
trzaskając drzwiami. Nie mógł dalej już słuchać. Wchodząc do swojego pokoju,
zaczął kopać, walić w meble, byleby rozładować złość.
Nastał kolejny dzień. Justin wstał bardzo
wcześnie. Z nagim torsem, wpatrywał się wschodzącemu słońcu, myśląc czy jego
księżniczka jeszcze słodko śpi. Oblizywał wargi, czując ciepłe powietrze
dochodzące z dworu. Bez przerwy miał spuszczoną głowę. Tak bardzo chciałby
teraz do niej pójść i z rana smakować jej ust, zasypiać obok niej, czy nawet patrzeć
jak śpi. Znudzony zszedł na dół, gdzie spokojnie w ciszy mógł zjeść
śniadanie... mianowicie ciasto, które wczoraj upiekły. Wyszedł na ogródek i
zaczął się rozglądać wokół siebie.
Wdrapał się na wysoki murek, usiadłszy na nim.
Brał kolejne kawałki swojego ciasta, wpatrywał się w miasto, gdzie za
horyzontem wschodziło jeszcze słońce.
Dziewczyna mozolnym ruchem, pokierowała się ku
łazience, w której zrobiła poranne czynności. Głośno westchnęła, wychodząc na
swoje śniadanie, które czekało na nią na dole. Spotkała przechodzącego obok
Justina, ubranego w czarną koszulę, popielate jeansy i śnieżnobiałe supry.
Tylko na nią spojrzał, lekko unosząc kąciki swoich ust. Skinęła tylko głową, po
czym wraz z nim ruszyła do kuchni, w której siedziały kobiety mając w rękach
kubki gorącej, ledwo zaparzonej kawy. Obie spojrzały na nich z porannym,
zarazem czułym uśmiechem na twarzy, co obydwoje to odwzajemnili.
- Kto dzisiaj ruszył ciasto? – westchnęła
głośno Johanne, rozglądając się wokół zgromadzonych. Justin pod nosem
zachichotał, ponownie oblizując wargi.
- Już znaleziono winnego – dodała żartobliwie
blondynka.
- Dobra, ale bez bicia oznajmiam, że ciasto
jest wyborne – dodał.
- To przepis od prababci Maggie, zawsze
przechodzi z pokolenia na pokolenie... – odparła spokojnie matka dziewczyny,
ale chłopak spojrzawszy na nią tylko czule się uśmiechnął, na co ona oparłszy
głowę o stół, podrapała po głowie.
- Mamo...
- Tak? – odwróciła się.
- Mógłby Harry przyjechać... zostać na noc?
Wczoraj rozmawiałam z nim przez telefon... poinformował mnie, że przyjedzie
dzień po gali – powiedziała, nie tracąc kontaktu wzrokowego ze swoją matką,
która wzruszyła ramionami. Westchnęła, przewróciwszy teatralnie oczami, a
Justin uśmiechnął się triumfalnie pod nosem.
- A nie pomyślałaś też o moich uczuciach? –
spytał nagle szatyn. Pattie i Johanne tylko spojrzały na siebie, wiedząc co się
teraz między nimi dzieje. Łatwo było się domyśleć, dlaczego chłopak był taki
przygnębiony... był wrakiem człowieka.
- Jesteś egoistą – rzuciła obojętnie, kierując
się znów ku pokoju. Chłopak zacisnął zęby, a Johanne weszła do salonu, gdzie
mogłaby poczytać zaczętą książkę. Pattie położyła dłoń na ramieniu i delikatnie
zaczęła gładzić. Poczuł znów się taki odrzucony. Niechciany przez nikogo. Zły,
gwałtownie wstał i pokierował się do jej pokoju. Wystraszona aż podskoczyła
kiedy ten trzasnął drzwiami. Spiorunowała go wzrokiem, jednocześnie tętno
przyśpieszyło.
- Gdybym był egoistą, zostawiłbym Cię już
dawno, nie przyjeżdżałbym po Ciebie do Polski, nie robiłbym z siebie idioty w
Londynie! - Krzyknął, łapiąc ją za nadgarstek.
- Nie prosiłam Cię o nic! Prosiłam tylko Boga,
bym już nie musiała Cię kiedykolwiek widywać! – Wyrwała się z mocnego uścisku
Justina, a jego oczy zrobiły się szklane.
- Robię to, bo mi na Tobie zależy! Dlaczego
jesteś taka zimna?
- Bo Cię nienawidzę, ileż można to powtarzać!
– Podniosła ton, jednak jego emocje wzięły górę. Mocno w pasie pociągnął ją do
siebie i namiętnie zaczął ją całować. Nie mógł tego słuchać, tych krzyków,
jedynie co mógłby zrobić to całować ją bez przerwy. Poczuł ból, który
niespodziewanie przeszył jego policzek. Mocniejsze uderzenie niż dwa miesiące
temu. Nie złapał się za niego, tylko ścisnął zęby jak i przymknął powieki.
Ścisnął wargi, chcąc by ból szybciej zniknął. – Najlepiej by było, żebyś
wyszedł z tego pokoju i dał mi święty spokój. Jeśli naprawdę Ci na mnie zależy,
pozwól mi być szczęśliwą... zrób kilka kroków w tył i wyjdź.
Spłynęły po jej policzku kilka kryształowych
łez. Chciał je kciukiem otrzeć, jednakże ona gwałtownie odsunęła głowę, patrząc
na okno, przez które przechodziły ciepłe promienie słoneczne. Chłopak spojrzał
na jej wilgotne usta i delikatnie musnął dolną wargę, po czym rozszerzył usta i
znów zaczął je całować, bardziej delikatnie. Przybliżył ją do siebie, a ona
położyła dłonie na jego klatce piersiowej, czując jego ciepło i już opanowane
bicie serca. Oboje słyszeli je, jak idealną muzykę dla ich uszu. Zaprzestała go
całować, musiała opanować emocje, kochała Harry’ego, ale on sprawiał, że musi go
całować... odwzajemniać pocałunki. Chłopak delikatnie się uśmiechnął. Już nie
czuł takiego bólu, ale ślad jeszcze pozostał.
Wieczorem, Justin w pośpiechu zawiązywał
krawat, który wydawał się zagadką, a Maggie kończyła zapinać swoją sukienkę.
Pomogła dopiąć jej Pattie, która właśnie przechodziła obok. Fryzurę rozpuściła,
włosy padały na jej ramiona, końcówki były lekko zakręcone, a grzywka idealnie
układała jej się na czole. Na dole stał Kenny, który stał spokojnie obok
Johanne i czekał. Pierwszy zszedł Justin, jak widać pośpiesznie. Przytulił
wielkoluda, po czym na dół zeszła Maggie i Pattie. Uśmiechnęła się do murzyna,
a Justin zaczął jej się przyglądać. Razem wsiedli do samochodu, a obie kobiety
zasiadły kanapę, na której będą oglądać swoje dzieci. Szybko znaleźli się
czerwonym dywanie. Justin zachowywał się jak dżentelmen, pierwszy raz od
dłuższego czasu, pokazał się z uśmiechniętą buzią. Maggie trochę irytowały
błysk flesza. Razem zasiedli na wyznaczonych miejscach, które znajdowały się
obok siebie. Wszystko dłużyło się. Oboje zdobyli nagrody, z których byli
dumni... z fanów i nawet dziękowali sobie nawzajem. Wrócili nie kilka minut
wcześniej niż po jedenastej. Wszędzie panował mrok, tylko przez okna było widać
światło księżyca, które padało na podłogę, srebrzysto się odbijało. Po cichu
wpadli do środka, po czym udali się ku swoim pokojom.
Rankiem, Maggie obudziło łaskotanie na jej
szyi. Zaśmiała się pod nosem, zabierając czyjąś dłoń. Znaną i ciepłą dłoń.
- Wstawaj Kochanie... – usłyszała znany
Brytyjski akcent, przez który uśmiechnęła się jak mała dziewczynka.
- Harry! – gwałtownie wstała i rzuciła się
chłopakowi na szyję, całując dodatkowo go w policzek. Poczuła motylki w brzuchu
gdy tylko go zobaczyła. Spojrzawszy na niego, on musnął namiętnie jej usta,
rzucając ją na łóżko, razem ze sobą. Zaczęli się czule całować, lecz co chwilę
się śmiali i uśmiechali do siebie. – Nawet nie wiesz jak tęskniłam!
- Ja też za Tobą tęskniłem, śliczna – oznajmił
czule.
- Kocham Cię – szepnęła mu do ucha.
- Ja Ciebie bardziej – mruknął, po czym włożył
swoją dłoń pod jej koszulkę i zaczął delikatnie palcami gładzić jej brzuch.
- Kto Cię wpuścił? – spytała zaciekawiona.
- Twoja mama, powiedziała, że śpisz... –
odpowiedział. – Spotkałem Justina jak schodził na dół, wydawał się być smutny.
- Nie przejmuj się, skarbie... – po tych
słowach, namiętnie pocałowała chłopaka w usta, po czym usiadła na nim w
rozkroku i ściągnęła jego koszulę. Zaśmiali się słodko oboje, a chłopak zaczął
muskać jej szyję. Chwila dla nich była cudowna i chcieli jego pobyt w Los
Angeles w pełni wykorzystać.
„Spotkałam
najlepszą osobę w moim życiu. Wręcz zawsze będę wdzięczna sobie, że zakochałam
się w takim intrygującym chłopaku.”