piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 14

Słowa, które bolą...

„Mam żal do wszystkiego. Najbardziej szkoda mi jego. Jestem teraz szczęśliwa, a On to szczęście mi zabiera...”

Ranek był równie ciepły jak i łóżko, w którym spała jak słodki dzieciak. Słońce doskonale padało na jej twarz, która malowniczo odbijała się od ich promieni. Miała idealne rysy, idealną urodę. Delikatnie uśmiechnęła się. Jak widać miała dobrą noc. Wstawszy leniwie z łóżka, wyjrzała za okno, za którym panoszył się ruch na ulicach, lecz piękna pogoda sprzyjała temu ogromnemu miastu. Na dole pod hotelem kręciło się trochę fotoreporterów, nawet fanki siedzące przy wejściu. Zdziwiło ją to. Poczuła jak ktoś ją przytula, po czym odwróciła się i ujrzała te długie, czarne włosy i brązowe oczy, delikatny kolor skóry i przesłodki, szczery uśmiech. Domyśliła się, że to Jessica. Przytuliły się czule, a brunetka pocałowała dodatkowo przyjaciółkę w policzek. Nie sądziły, że jeszcze się spotkają, bardzo za sobą tęskniły, były także bliskimi osobami, bez słów się rozumiały. Nagle dołączyła się Marry, która znikąd pojawiła się w pokoju. Była duszą towarzystwa tak samo jak Ryan, który jej się od dłuższego podoba. We czwórkę tworzyli idealną paczkę i nikt nigdy tego nie zmieni.
- Już myślałam, że nie przyjedziecie – zaczęła czule. Usiadły razem na łóżku z malowanym uśmiechem na ustach. Jak widać nie mogły nawet chwili przesiedzieć.
- Widziałyśmy wczorajsze zdjęcia z jakimś Brytyjczykiem, śmialiście się i w ogóle... a co z Justinem? – spytała Marry, to patrząc na Jessicę, która stała z założonymi rękoma wpatrując się w obie koleżanki. Blondynka głośno westchnęła, znudzona już była ciągłym rozmawianiem na temat szatyna.
- Nie wiem co z nami będzie... to pierwszy raz kiedy zdarzyła nam się tak poważna kłótnia, on jest wręcz... nieznośny. Czuję, że go nienawidzę. – Powiedziała. Dziewczyny trochę były zawiedzione jej słowami. Nie spodziewały się po niej, że nie wybaczy mu, miały wręcz nadzieje na ich związek, poznały Selenę, ale była bardzo opryskliwa w stosunku do przyjaciół Justina, lecz bardzo przywiązała się do jego rodzeństwa oraz rodziców.
Popołudnie spędziły na rozmowach, żartach. Jednakże Harry zaprosił Maggie na kolację. Po tym przez cały czas była uśmiechnięta, zapomnieć o nim nie mogła. Dziewczyny jak to przyjaciółki zaczęły wybierać dla niej idealny strój, gdy do pokoju zawitał Scooter, który poinformował, że jutro ma się zjawić o świcie w studio, do którego zawiezie ją Kenny. Brunetka czuła, że Justin nie będzie do końca zadowolony z dzisiejszej jej randki. Zastanawia się, czy mu powiedzieć, czy też okłamać. Robiąc przysługę przyjaciółce, wiedziała, że zrani jego uczucia, a nie chce mieć żadnego żalu na swoim sumieniu. Zegar tykał, w końcu czas przyszedł na obiad, który pokojówka przyniosła do pokoju. Zjadły spokojnie angielskie potrawy, a gdy wybrały dla niej sukienkę, wreszcie Jessica i Marry, mogły przywitać się z Justinem. Przechodząc przez korytarz, stanęły przez drzwiami, które niestety były zamknięte. Spojrzały na dziewczynę z lekkim zdziwieniem w oczach. Ona tylko wzruszyła ramionami. Marry widząc Kenny’ego przechodzącego z hamburgerem w ręku, od razu do niego podeszły.
- Kenny wiesz może gdzie Justin? – spytała Jessica.
- Justin poszedł trochę poćwiczyć... – westchnął. – A w jakiej sprawie?
- Nic... chciałyśmy się przywitać – mruknęła Marry, pierwsza idąc do pokoju na wprost. Kenny zauważył dość przygnębioną minę na twarzy blondynki, odrobinę się zdziwił, lecz nic nie mówiąc, przyjacielsko się uśmiechnął i odszedł. Wróciwszy za śladami Jessici, która siedziała z telefonem w ręku na śnieżnobiałym fotelu. Marry stała i przeglądała kosmetyki przyjaciółki, wybierając odpowiednie, kolory, cienie.
Justin dość zamyślony grał na małym odludziu w koszykówkę. Za każdym razem mu się udawało wrzucić do kosza, jednak czuł się nijaki. Chociaż na chwilę mógł się odciąć od świata. Od rana chodzi po koszarach, nucąc pod nosem swoje piosenki, myśląc o niej. Nie mógł zapomnieć o ich szczerym uśmiechu, jakim darzyli sobie wczorajszego wieczoru, lecz gdy on na nią patrzy, ona z niechęcią patrzyła w jego stronę. Bolało go to, to było nawet gorsze gdy dowiedział się, że robiła sobie krzywdę w Atlancie. Nawet nie chciał myśleć, czy robiła to wcześniej... przez niego. Ostatni raz rzucił na wprost, jednak tym razem nie udało mu się. Dość zdenerwowany wziął swoją kurtkę i ruszył ku domkom jednorodzinnym gdzie na rogu postawił swój samochód.
Maggie kończyła zapinać swoją sukienkę na spotkanie. Jessica pomogła dopiąć skórzany pasek, po czym Marry zajęła się delikatnym makijażem. Fryzurę spięła w wysoki kok, w kształcie motyla, grzywka idealnie opadała jej na czoło, a jej dłuższe końcówki, opierały się na jej różowiutkie policzki. Uśmiechnęła się jak dziewczynka widząc swoje odbicie, miała wielką nadzieje, że spodoba się Harry’emu.
- Wyglądasz pięknie, ten cały Harry niech wie, że trafił na śliczną Kanadyjkę – oznajmiła entuzjastycznie Marry, dłońmi opierając się o jej ramiona i kładąc głowę na jej lewym ramieniu.
- Mam nadzieję, że ten wieczór będzie idealny – westchnęła cicho dziewczyna, po czym usłyszała wibracje dochodzące ze stolika nocnego. Słysząc jego głos, a co dopiero czując w żołądku ucisk, gdy tylko powiedział iż jest na dole, zaczęłaby piszczeć z radości.
Schodząc na dół, stały przy ścianie Marry i Jessica obserwując wybranka ich przyjaciółki. Same uważały, że jest przystojny, że ma śliczny uśmiech. Harry widząc ją oniemiał z zachwytu, a przypominając sobie wczorajszy występ, tylko mógłby szczerze i szeroko się uśmiechnąć. Złapał niepewnie ją za rękę, delikatnie. Byli dość niebezpiecznej odległości od siebie, a jej uroku dodawał ten wieczór. Niestety przerwały to mocne odbicia fleszy z aparatów paparazzich. Dziewczyna była tym niespodziewanie zaskoczona, lekko oszołomiona zakrywając dłonią oczy. Szybko zaczęli uciekać w stronę niewielkiego samochodu chłopaka. Natychmiast wsiedli, po czym odjechali. Jessica odskoczyła, słysząc głos swojego przyjaciela. Uśmiechnęła się sztucznie do niego, a on patrzył na nią z lekkim przejęciem.
- Gdzie Meg, chciałbym się z nią zobaczyć, ale nie ma jej w pokoju – powiedział poważnie. W głosie wydawał się być ochrypnięty, zrezygnowany, przygnębiony.
- Jus, ona właśnie – jęknęła, zagryzając dolną wargę. – Pojechała z niejakim Harrym na kolacje. Zaprosił ją.
Justin omal, by nie wybuchnął złością. Szybko ruszył ku tylnym drzwiom, prowadzące na parking, gdzie znajduje się jego samochód. Miał już powoli dosyć, zazdrość wzięła górę, nie wstydził się wyznać jej to w twarz, gdyż bardzo mu na niej zależało. Jessica jednak próbowała go zatrzymać, jednakże nie dało to żadnego skutku i zrezygnowana wróciła do pokoju przyjaciółki. Maggie stanęła właśnie przy znanej prawie każdemu restauracje „Gordon Ramsay”. Harry nie mógł napatrzeć się na jej nogi, oraz tą urodę, w której się zadurzył. Usiedli przy stoliku, gdzie oznaczono ich imiona i nazwiska na talerzach. Usiedli bardziej na środku restauracji, gdzie wokół znajdowali się bogaci klienci. Po zamówieniu posiłku, milczeli iż nie wiedzieli od czego zacząć rozmowę. Wciąż na nią patrzył, a serce biło mu niczym bębny, jakby miało zaraz wyskoczyć.
- Zapomniałem Ci powiedzieć, że pięknie wyglądasz w tej sukience, podkreśla twoją figurę – powiedział, łapiąc ją za dłoń i kciukiem zaczął gładzić. – Jesteś prześliczną dziewczyną.
- Dziękuję – westchnęła. Czuła, że znów się rumieni.
- Masz śliczne różowe policzki... uśmiech cudowny.
Zaczął tak mówić, wpatrując się w nią jak w obrazek. Każdy szczegół w niej, intrygowało go. – Wiesz... muszę Ci coś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch... – oblizała wargi, poprawiając grzywkę.
- Wczorajszy występ był niesamowity. Gdy... przyszłaś do mnie, myślałem, że oszaleje z zachwytu, jesteś intrygującą, ciekawą, piękną i twardo stąpającą dziewczyną po ziemi, przy naszym wspólnym spacerze... zrozumiałem, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje. – Wyznał. Maggie koncentrowała się na każdym jego słowie, dokładnie analizując. Zrozumiała, że on coś do niej czuje, a serce momentalnie przyśpieszyło. Była zaskoczona... Mile zaskoczona. Kiedy przyszło jedzenie, zaczęli delektować się każdym kawałkiem wykwintnej kuchni brytyjskiej. Pierwszy raz zasmakowała takich potraw, nie żałowała. Znikąd pojawił się zbulwersowany Bieber. Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął ją do siebie, w tym czasie wstała. Harry był zdezorientowany, jednak widząc jego minę chciał go uspokoić, lecz on go ignorował.
- Co ty tutaj robisz? – spytała drżącym głosem, mierząc go wzrokiem.
- Przyszedłem po Ciebie – powiedział cicho, spoglądając na jej wargi. Gwałtownie odwrócił się w stronę loczka, gdy ten chciał stanąć w jej obronie. – A ty? Masz jeszcze czelność do niej dzwonić?!
- Justin, uspokój się i wyjdź! – krzyknęła.
- Ona jest moja, złamasie, jeśli jeszcze raz zobaczę jak na nią spojrzysz, wylądujesz w szpitalu – chwycił go za koszulę i podniósł go na tyle wysoko by wisiał nad nim. Zawstydzona i zdenerwowana dziewczyna, pociągnęła za ramię Justina, mówiąc do Harry’ego ciche:
- Przepraszam Cię Harry.
Po czym opuściła bez słowa restauracje, by nie robić kłopotu personelu. Stanęła i wypuściła głośno powietrze. Szatyn gwałtownie pociągnął ją za nadgarstek i szybkim krokiem kierował się byle gdzie, byle z dala od restauracji, wraz z nią, by móc być u jej boku. Znalazł ciche miejsce na dość ostrą rozmowę. Złapał ją za w talii i mocno ścisnął do siebie.
- Zakazuję Ci się z nim widywać – syknął. – Jeśli zobaczę Cię jak nawet z nim rozmawiasz, zrobię mu krzywdę.
- Nie masz prawa mi mówić co mam robić, a czego nie... jestem starsza i nie jesteśmy razem, wbij sobie do tego pustego łba, że ty i ja to tylko wymysł twojej wyobraźni – powiedziała sarkastycznie, próbując się oderwać od jego jakże mocnego uścisku. Przybliżał ją, wraz ze swoją twarzą do jej twarzy. Gdy już dotknął jej warg, stanęła mu na bucie, zadając mu tym samym ból. Nie uciekła mu nawet metr, zrobiła tylko nędzne kroki, czując już jego oddech na jej szyi. Poczuła jak przez jej kręgosłup przechodzi dziwny dreszcz. Dotknął jej uda i delikatnie zaczął jechać w górę. Odwrócił ją do siebie i bez żadnych skrupułów pocałował jej malinowe wargi, za których smakiem zatęsknił. Z namiętnością całował je, prawdziwie. Maggie zacisnęła powieki, zachowała zimną krew i spoliczkowała. Było to takie gwałtowne, lecz lubiła w jaki cudowny sposób całuje. Poczuł się upokorzony. Z zaciśniętymi zębami, pociągnął ją znów na rozświetlony chodnik, prowadząc ku samochodu, który stoi przed restauracją. Trzymał ją pewnie, mocno, wiedział, że sprawia jej ból, czuł, że robi to dla siebie, ale nie chciał jej stracić.
- Puść mnie! – krzyknęła. Znów odwrócił głowę, którą przybliżył do niej, pokazując minę jak do wroga, był cały czerwony, oczy szklane, a usta już trochę opuchnięte.
- W hotelu sobie porozmawiamy, nie chcę robić skandalu dla prasy na ulicy – powiedziawszy to, znów zaczął kierować się w stronę, gdzie postawił samochód. Po raz kolejny był zawiedziony i zbulwersowany.
Dotarłszy do hotelu, Marry i Jessica siedziały w swoim pokoju, w którym się zameldowały, bez przerwy patrzyły na zegarek. Bały się w jakim stanie wróci ich przyjaciółka. Jednak zdecydowały porozmawiać z nimi jutro. Justin ściskał co chwilę jej ramię na wysokości łokcia, prowadząc do jej pokoju. Po wejściu, rzucił się na nią, prowadząc w stronę łóżka. Pochylił ją, tym samym na niej się kładąc. Siłą ją trzymał, unieruchomił. Poczuli oboje gorąco w środku, jakby pokój nie był wywietrzany. Panował mały pomruk, łóżko było pościelone, prawdopodobnie zrobiła to Marry. Justin sunął się nad nią, nie móc oprzeć się pokusie, jaka teraz w nim panowała. Pomimo tego, że był zazdrosny, zły, żądał jej ciała jeszcze bardziej niż zwykle. Zaczęła go kopać, chcąc się wyrwać, Justin trzymał jej nadgarstki na swoim torsie. Wciąż miał te jej słowa. Miał satysfakcje z tego iż groził Brytyjczykowi. Czuł, że się w nim zakochała, lecz chciał sprawić, by było to tylko zauroczenie. Gwałtownie zrzuciła go z siebie i uciekła do łazienki, w której się zamknęła. Zaczęła ściągać z siebie spinki, odpinała sukienkę, po czym stanik, obcasy, zmyła makijaż, a on wciąż dobijał się do drzwi.
- Maggie proszę Cię otwórz do cholery! – wrzasnął, pięścią waląc w drzwi.
- Odejdź! Nie chcę Cię znać! Nie rozumiesz się w nim zakochałam?! – kiedy usłyszał te słowa, coś w nim pękło, jakby serce go ukłuło. Myślał, że to po prostu zauroczenie. – Jesteś kretynem, myśląc, że ty i ja będziemy razem! Kocham go, dzisiaj mieliśmy to sobie wyznać, a ty wszystko zepsułeś!
Po tych słowach, odsunął się od drzwi, a łzy już leciały mu po policzkach. Zakrył twarz dłońmi siedząc przy łóżku na miękkim dywanie, lekko bujając się na bogi. Szlochał. Bolały go te słowa, które powiedziała mu. Dobrze, że nie zrobiła tego plując mu w twarz. Teraz na pewno wiedział, że to jest prawdziwa miłość.

„Nigdy nie zapomnę tego co zrobił, jak mnie zranił, jak bardzo. Zakochałam się w innym, tak jak On kiedyś, a ja to akceptowałam...”