Spotkanie z Tym Jedynym?
„Mam
kompleksy. Mam dwa problemy. Mam dwie przyjaciółki. Mam szansę na spełnienie
marzeń. Wszystko na raz ciągnie się, a ja mam w tym ogromny ciężar. Nie da się
go pozbyć.”
Patrzyła przez okno,
gdzie piękne błękitne niebo ciągnęło się wokół wzroku. Bezchmurne i takie
wydające się, że lato rzut beretem. Tydzień minął, zanim wszyscy zdążyli kiwnąć
palcami. Dziewczyna siedziała obok swojej niezawodnej mamy, czytając książkę.
Za nią Justin, który rozłożył nogi na dwóch siedzeniach, grając w gry. Nie
odzywali się do siebie przez ostatnie dni, gdy szatyn dowiedział się o
przygnębiającej rzeczy. Najbardziej chciał wrócić do przyjaciół, do rodziny,
jednak praca nie daje mu spokoju.
- Proszę zapiąć
pasy, za piętnaście minut będziemy lądować – powiedziała przemiła stewardessa,
po czym znikła za drzwiami.
Na lotnisku, Maggie
czekała obok Pattie i mamy, które wpatrywały się w dziewczynę. Czuła na sobie
ich wzrok, jednak nie zwracała na to kompletnej uwagi. Po chwili zauważyły
Scootera, który rozmawiał z kimś przez telefon. Nagle Justin stanął obok niego,
ze schowanymi dłońmi w kieszeniach od jeansów. Nie zwracali na siebie kompletnej
uwagi... może to dobrze? Tak jak ona chciała. Po niecałych dziesięciu minutach,
przed lotniskiem, znalazło się kilkadziesiąt dziewczyn wraz z nimi
fotoreporterzy. Po nagraniu samej piosenki i wydaniu w tym tygodniu singla,
bardzo przejęło dziewczynę, a sama została zauważona przez większość ludzi. Z
trudem weszli do samochodu, do którego pierwsza wskoczyła. Przejeżdżali przez
miasto, na którym było widać największy diabelny młyn nazwany London Eye.
Raczej to co znane ludziom było widać. Po pół godzinach dotarli do hotelu, w
którym mają się zatrzymać. Tam także nie było pusto. Pod hotelem, który miał
ponad czterdzieści pięter, wejście do niego było zapchane dziewczynami ze
zdjęciami jego podobizny. Bez żadnych skrupułów weszli ku wejściu, nie zważając
na nikogo. Kiedy tylko zameldowali się, Justin stał jeszcze patrząc na swoje
fanki. Maggie tylko przez chwilę na niego popatrzyła, ale znów sumienie chciało
by podeszła do niego. Wiedziała jak bardzo przeżywał to co zrobiła. Niepewnie
zrobiła kroki ku nim. Odchrząknęła, a on momentalnie na nią spojrzał swymi
oczami jak pies, który prosi o jedzenie.
- Będziesz szedł na
górę? – spytała. On wypuścił powietrze, znów patrząc na swe fanki.
- Pójdę do nich na
chwilę, powiedz Scooterowi, że niedługo przyjdę – powiedziawszy to, dziewczyna
przytaknęła lekko głową i wróciła do swojego pokoju hotelowego, który miał co
najmniej ¼ domu jednorodzinnego. Ogromny pokój z łóżkiem, który wyglądał na
królewski. Pachnąca, jedwabna pościel, stoliki nocne z nowego drewna, na nim
biała róża. Uśmiechnęła się sama do siebie, gdy nagle zadzwonił jej telefon.
Wygrzebując go z kurtki, usłyszała najbardziej potrzebujący głos.
- Halo? – zaczęła.
- Maggie, to ja...
Jess – przywitała się przyjaciółka. Słysząc jej głos, chciała już tańczyć na
łóżku, wariować po pokoju. Była ona chyba najrozsądniejszą osobą jaką zna.
- Jess! Jak się
cieszę, że dzwonisz, już myślałam, że będę sama z Justinem – zaśmiały się
słodko.
- Widziałam Cię w
telewizji z nim... jesteście razem? Justin mówił, bał się, żalił przed wyjazdem
do Polski... mogłybyśmy przyjechać? – spytała.
- Jestem teraz w
Londynie... – westchnęła, siadając na łóżku.
- Nic nie szkodzi,
pożyczyłam pieniądze od mamy, wraz Marry przyjedziemy, okej?
- Jasne, będzie miło
– uśmiechnęła się, po czym rozłączyły. Teraz będzie jej raźniej, z czego się
ogromnie cieszy. Uwielbiała je obie, bo były jedyne w swoim rodzaju. Znały się
od trzeciej klasy, po czym dołączyli się Chaz i Ryan. Razem tworzyli naprawdę
zgrany zespół. Chociaż każdego łączyło coś zupełnie innego...
Zaraz po rozmowie,
dziewczyna postanowiła wziąć długą kąpiel. Biorąc świeże rzeczy ze swej czarnej
walizki, usłyszała jeszcze krzyki młodych dziewczyn z dołu. Otworzywszy okno,
lekko się wychyliła, widziała jak Justin sprawia, że te słodkie kruszynki
płaczą ze szczęścia widząc swojego idola w swoim kraju. Uśmiechnęła się jeszcze
raz, ale tym razem uśmiech nie zniknął. Zsunęła po włosach gumkę i zaraz
znalazła się we własnej łazience. Czując kojące ciepło, które tak miło
sprawiało relaks, myślała o jutrzejszym spotkaniu z One Direction. Wydawało się
być dla niej śmieszne, że w jakimś się głupio zakocha. To wydawałoby się
dziecinne, ale kto wie. Bąbelki zakrywały jej nagie ciało, dając jeszcze
śliczny zapach, które dotykały nozdrzy blondynki. Chłopak wróciwszy do pokoju,
natychmiast zaspokoił swoje emocje, nerwy pod długim prysznicem. Obiecał sobie,
że jutrzejszego dnia będzie ją pilnował, nauczy ją kroków, wystąpi z nią w
X-factor. Dla niego było to najważniejsze. Boi się, że ją straci w jak najbliższym
czasie, co jest możliwe. Kiedy wyszedł z pod prysznica, wyjął telefon z
kieszeni od swoich spodni. Patrząc na godzinę, szybko ubrał się w zwykły
granatowy t-shirt, czarne spodnie i supry. Po zrobieniu ostatnich rzeczy,
wyszedł z pokoju, kierując się ku ostatnim drzwiom po lewej. Wiedział, że tam
znajduje się jej pokój. Chciał sprawdzić czy leży spokojnie na łóżku, czy też
przyłapie ją na tym. Drzwi były otwarte, więc bez zastanowienia wszedł.
Zauważył ją leżącą spokojnie na łóżku, z jednym zapalonym światłem. Czytała
książkę. Uspokoił się, a ona dopiero zauważyła go, gdy usłyszała zamykające się
drzwi. Spojrzała na niego, obserwując jak podchodzi. Usiadł obok niej,
uśmiechnąwszy się. Przybliżył delikatnie do niej twarz, czując jej miętowy
oddech.
- Czyli mogę Ci
ufać? – zaczął. Wzięła głęboki oddech, patrząc się na jego uśmiechnięte usta. –
Przepraszam Cię.
- Nie chcę tego
słuchać – gwałtownie odwróciła głowę, gdy już poczuła jego górną wargę na
swojej. Złapał ją za lewy nadgarstek, po czym się odwróciła.
- To czemu dzisiaj
podeszłaś do mnie... mogłaś mnie olać jak to „w twojej naturze przystoi” –
powiedział. Uśmiechnął się cwaniacko, podnosząc jedną brew do góry. – Czemu nie
chcesz byśmy byli razem?
- Ja nie chcę z Tobą
być... – westchnęła znudzona jego obecnością. Delikatnie przejechał opuszkami
palców po jej ramieniu, zatrzymując się przy ramiączku od jej koszulki. Drugą
ręką, przejechał przez jej udo, sprawiając łaskotki i gęsią skórkę na jej
ciele.
- Jesteś idealna –
mruknął do jej ucha. Gwałtownie zabrała jego ręce i wstała. Poprawiła włosy,
głośno oddychając. Gdyby nie wspomnienia dałaby się mu oddać, całą siebie.
Powoli już miała tego dosyć, serce waliło jej jak szalone. Stanął za nią i po
raz kolejny zsunął jej ramiączko i zaczął delikatnie muskać jej szyję. Poczuł
zapach wanilii, co wzbudziło w nim pożądanie jej ciała. – Jak ja mogłem być
taki głupi.
- Nic nie mów, tylko
wyjdź – zażądała, lecz on jak zwykle nie posłuchał. Muskał namiętnie od
ramienia do szyi, po czym przybliżył nos do jej włosów, które pachniały
kwiatami. – Powiedziałam: wyjdź!
Odwróciła się do
niego i wskazała na drzwi. Spiorunowała go wzrokiem, jak ostatniego wroga, lub
jak lwica, broniąca swe młode przed niebezpieczeństwem. Powoli traciła
cierpliwość do jego zachowania. Justin traktował to jako grę, którą zapewne
kiedyś wygra. Gwałtownie przybliżył się do niej i złożył namiętny, na dobranoc
pocałunek, który wzbudził w jego ciele ciepło. Przyzwyczaił się szybko do
takiego traktowania jego przyjaciółki. Uśmiechnął się i musnął ostatni raz jej
wargę. Mocno trzymał jej rękę, jakby bał się, że zaraz coś lub ktoś ich
rozdzieli.
- Jutro będę miał
Cię na oku – powiedział z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy, a ona tylko
wywróciła teatralnie oczami i popchnęła go lekko w stronę drzwi.
Następny dzień był
jakże ciepły i wesoły. Uśmiechnięci, wyspani. Justin od rana, biegał w tą i z
powrotem po pustych korytarzach. Scooterowi grał na nerwach, a Pattie
chichotała pod nosem. Dziewczyna kończyła swój posiłek, zjadła tylko jabłko na
dzień dobry. Stała w salonie, a w rękach trzymała swój telefon. Po chwili
stanęła przed nią Johanne, która porannie uśmiechnęła się czule do córki.
Odwzajemniła to. Dzień mijał wspaniale. Trwa próba na występ w X-factorze,
dziewczyna była bardzo przejęta tym i dawała z siebie jak najwięcej. Justin
uczył ją bardzo sprytnych ruchów. Nie łatwo było nauczyć się Moonwolk’a jednak
wciąż się starała, a Justin miał okazję, by teraz czuć się lepszy od niej.
Chociaż nigdy nie był gorszy.
- Zróbmy sobie
przerwę – zawołał to wszystkich tancerzy. Usiadłszy na ławce, popił wodą, którą
dodatkowo lekko się oblał. Obok niego stała Maggie, która lekko wzdychała, ale
wciąż ćwiczyła ruch. Justin patrzył na nią uśmiechnięty. Jednak znów jej nie
wyszło. Stanął za nią, złapał na wysokości talii i kazał powoli się przesuwać.
Puścił ją, a ona zaczęła robić to sama. Tym razem poszło perfekcyjnie, póki nie
wpadła na jednego z tancerzy, który potem przewrócił Scootera. Wszyscy wybuchli
nieopanowanym śmiechem, nawet ona.
- Dobra koniec!
Justin, Maggie idźcie się przebrać za godzinę widzimy się pod hotelem – po
wyjściu, wszyscy pożegnali się jak rodzina, a po chwili wyszli razem z Sali.
Justin stał przed
hotelem wraz ze Scooterem i Kennym. Czekali na dziewczynę, która miała się
zjawić pół minuty temu. Po chwili zauważyli ją przez szklane wielkie drzwi.
Scooter chciał już coś powiedzieć, ale tylko wypuścił powietrze i razem wsiedli
do samochodu. Szatyn po cichu śmiał się, a ona patrzyła na nich pytającą.
Scooter wyglądał jak burak, nie chcąc palnąć jakichś słów, a Kenny wspomagał
śmiech Justinowi. Kwadrans później stali przed wielkim budynkiem, gdzie
zaparkowali na pustym miejscu. Idąc we czwórkę do środka, blondynka zauważyła
pięciu chłopaków w jej wieku. Gdy tylko się odwrócili, uśmiechnęła do nich czule,
a blondas widząc Bieber’a oniemiał z zachwytu. Można było powiedzieć, że jest
jego fanem. Najbardziej ciekawiło go to dlaczego oni są tak do siebie podobni.
Przed nimi, była wielka scena, a za nimi mnóstwo miejsc. Dziewczyna rozglądnęła
się dookoła, a Justin i Scooter stanęli obok wysokiego mężczyzny, który miał
czarne włosy i ubrany był w czarną koszulę, marynarkę i jeansy ze złotym
zegarkiem. Niechcący wpadła na jednego z członków zespołu gdy tylko rozglądając
się, szła przed siebie. Odwrócił się, a ona ujrzała przesłodkie dołeczki i
szmaragdowe oczy.
- Przepraszam... –
powiedziała, śmiejąc się wraz z nim.
- Nic się nie
stało... e, Justin Bieber to twój brat? – spytał zaciekawiony, kątem oka
patrząc na chłopaka.
- Oczywiście, że
nie, my... znamy się z Kanady, o dziwo podobni jesteśmy, ale to długa historia
– wywróciła dość nerwowo oczami, gdyż nie mogła przestać patrzeć w jego słodkie
oczka.
- No dobrze... –
zaśmiał się słodko. – Jestem Harry, a to moi przyjaciele, Liam, Louis, Zayn i
fan Justina, Niall.
- Ja Maggie miło mi
– uśmiechnęła się do wszystkich, a oni to tym samym odwzajemnili.
- Ach, znam Cię, to
ty jesteś tą dziewczyną z gazety, co teraz huczy cały świat? – wtrącił brunet.
Podszedł do nich, a ta niepewnie pokiwała głową.
- O jakiej gazecie
mówisz...
- Zayn. A o takiej,
że ponoć masz z Bieberem romans – wytłumaczył.
- Justin i ja nie
jesteśmy razem, więc jeśli znacie jakieś fanki to powiedźcie im, że jest wolny
– dodała. Zaśmiali się grupowo, a po chwili podszedł do nich szatyn. Uznał, że
za dobrze się bawią, więc postanowił zainterweniować. Niall pomachał mu, na co
on lekko skinął głową. Harry nie mógł oderwać od niej wzroku, zauroczył się w
jej urodzie, miał nadzieje, że to chwilowe... Gdy tylko Scooter dał im wolną
rękę, chłopcy wrócili do domu. Jedynie loczek siedział na jednym z miejsc i
przyglądał się im obojga. Nabrał odwagi i podszedł.
- Może chciałabyś
zwiedzić Londyn? – zaproponował z uśmiechem na ustach.
- Niestety nie, bo
zaraz wracamy do hotelu – wtrącił zirytowany Bieber. Denerwowało go to, on go
denerwował.
- Nie, wcale.
Nigdzie mi się nie spieszy, więc możemy pójść – dodała. Chłopak spiorunował ją
wzrokiem, ścisnął jej nadgarstek, jednak wyrwała go z uścisku i wraz z Harrym
wyszła z budynku. Śmiali się i rozmawiali. Zwiedzili Cannon Street i słynny Big
Ben, który zawsze marzyła zobaczyć na żywo. Teraz miała okazję. Harry był
bardzo przyjazny jak i szarmancki. Takiego potrzebowała przyjaciela i takiego
zespołu One Direction oczekiwała. Przechodzili przez jeden z parków, rozmawiając
o wszystkim, jakby znali się od zawsze.
- Jak długo znasz
samego Bieber’a? – spytał.
- Dosłownie od
urodzenia... ludzie mówią, że to dziwne, ale mnie wydaje się być to wspaniałe –
odparła głośnym westchnięciem. - Jednak nie po tym co przeszłam przez ostatnie
kilka miesięcy temu.
- A co się stało? –
dopytał. Maggie w końcu mogła się komuś wygadać, ciężar spadł, ale niewielka
ilość, jednak ceniła sobie jego obecność. Odpowiedź była owszem długa jak i
zapowiedzią przed kolejnym płaczem. Chłopak okazał się być kimś więcej niż
tylko obcemu, którym można było się choć raz wygadać, ale nie będzie to jednak
samym plusem. Przygoda życia go czeka.
„A oto znalazłam przyjaciela, któremu można się dać
wygadać. Bolesne wspomnienia, które zawsze będą blizną na moim sercu, ale nie
chcę by krzywda spotkała osobę, na której mi zależy.”