piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 12

Spotkanie z Tym Jedynym?

„Mam kompleksy. Mam dwa problemy. Mam dwie przyjaciółki. Mam szansę na spełnienie marzeń. Wszystko na raz ciągnie się, a ja mam w tym ogromny ciężar. Nie da się go pozbyć.”


Patrzyła przez okno, gdzie piękne błękitne niebo ciągnęło się wokół wzroku. Bezchmurne i takie wydające się, że lato rzut beretem. Tydzień minął, zanim wszyscy zdążyli kiwnąć palcami. Dziewczyna siedziała obok swojej niezawodnej mamy, czytając książkę. Za nią Justin, który rozłożył nogi na dwóch siedzeniach, grając w gry. Nie odzywali się do siebie przez ostatnie dni, gdy szatyn dowiedział się o przygnębiającej rzeczy. Najbardziej chciał wrócić do przyjaciół, do rodziny, jednak praca nie daje mu spokoju.
- Proszę zapiąć pasy, za piętnaście minut będziemy lądować – powiedziała przemiła stewardessa, po czym znikła za drzwiami.
Na lotnisku, Maggie czekała obok Pattie i mamy, które wpatrywały się w dziewczynę. Czuła na sobie ich wzrok, jednak nie zwracała na to kompletnej uwagi. Po chwili zauważyły Scootera, który rozmawiał z kimś przez telefon. Nagle Justin stanął obok niego, ze schowanymi dłońmi w kieszeniach od jeansów. Nie zwracali na siebie kompletnej uwagi... może to dobrze? Tak jak ona chciała. Po niecałych dziesięciu minutach, przed lotniskiem, znalazło się kilkadziesiąt dziewczyn wraz z nimi fotoreporterzy. Po nagraniu samej piosenki i wydaniu w tym tygodniu singla, bardzo przejęło dziewczynę, a sama została zauważona przez większość ludzi. Z trudem weszli do samochodu, do którego pierwsza wskoczyła. Przejeżdżali przez miasto, na którym było widać największy diabelny młyn nazwany London Eye. Raczej to co znane ludziom było widać. Po pół godzinach dotarli do hotelu, w którym mają się zatrzymać. Tam także nie było pusto. Pod hotelem, który miał ponad czterdzieści pięter, wejście do niego było zapchane dziewczynami ze zdjęciami jego podobizny. Bez żadnych skrupułów weszli ku wejściu, nie zważając na nikogo. Kiedy tylko zameldowali się, Justin stał jeszcze patrząc na swoje fanki. Maggie tylko przez chwilę na niego popatrzyła, ale znów sumienie chciało by podeszła do niego. Wiedziała jak bardzo przeżywał to co zrobiła. Niepewnie zrobiła kroki ku nim. Odchrząknęła, a on momentalnie na nią spojrzał swymi oczami jak pies, który prosi o jedzenie.
- Będziesz szedł na górę? – spytała. On wypuścił powietrze, znów patrząc na swe fanki.
- Pójdę do nich na chwilę, powiedz Scooterowi, że niedługo przyjdę – powiedziawszy to, dziewczyna przytaknęła lekko głową i wróciła do swojego pokoju hotelowego, który miał co najmniej ¼ domu jednorodzinnego. Ogromny pokój z łóżkiem, który wyglądał na królewski. Pachnąca, jedwabna pościel, stoliki nocne z nowego drewna, na nim biała róża. Uśmiechnęła się sama do siebie, gdy nagle zadzwonił jej telefon. Wygrzebując go z kurtki, usłyszała najbardziej potrzebujący głos.
- Halo? – zaczęła.
- Maggie, to ja... Jess – przywitała się przyjaciółka. Słysząc jej głos, chciała już tańczyć na łóżku, wariować po pokoju. Była ona chyba najrozsądniejszą osobą jaką zna.
- Jess! Jak się cieszę, że dzwonisz, już myślałam, że będę sama z Justinem – zaśmiały się słodko.
- Widziałam Cię w telewizji z nim... jesteście razem? Justin mówił, bał się, żalił przed wyjazdem do Polski... mogłybyśmy przyjechać? – spytała.
- Jestem teraz w Londynie... – westchnęła, siadając na łóżku.
- Nic nie szkodzi, pożyczyłam pieniądze od mamy, wraz Marry przyjedziemy, okej?
- Jasne, będzie miło – uśmiechnęła się, po czym rozłączyły. Teraz będzie jej raźniej, z czego się ogromnie cieszy. Uwielbiała je obie, bo były jedyne w swoim rodzaju. Znały się od trzeciej klasy, po czym dołączyli się Chaz i Ryan. Razem tworzyli naprawdę zgrany zespół. Chociaż każdego łączyło coś zupełnie innego...
Zaraz po rozmowie, dziewczyna postanowiła wziąć długą kąpiel. Biorąc świeże rzeczy ze swej czarnej walizki, usłyszała jeszcze krzyki młodych dziewczyn z dołu. Otworzywszy okno, lekko się wychyliła, widziała jak Justin sprawia, że te słodkie kruszynki płaczą ze szczęścia widząc swojego idola w swoim kraju. Uśmiechnęła się jeszcze raz, ale tym razem uśmiech nie zniknął. Zsunęła po włosach gumkę i zaraz znalazła się we własnej łazience. Czując kojące ciepło, które tak miło sprawiało relaks, myślała o jutrzejszym spotkaniu z One Direction. Wydawało się być dla niej śmieszne, że w jakimś się głupio zakocha. To wydawałoby się dziecinne, ale kto wie. Bąbelki zakrywały jej nagie ciało, dając jeszcze śliczny zapach, które dotykały nozdrzy blondynki. Chłopak wróciwszy do pokoju, natychmiast zaspokoił swoje emocje, nerwy pod długim prysznicem. Obiecał sobie, że jutrzejszego dnia będzie ją pilnował, nauczy ją kroków, wystąpi z nią w X-factor. Dla niego było to najważniejsze. Boi się, że ją straci w jak najbliższym czasie, co jest możliwe. Kiedy wyszedł z pod prysznica, wyjął telefon z kieszeni od swoich spodni. Patrząc na godzinę, szybko ubrał się w zwykły granatowy t-shirt, czarne spodnie i supry. Po zrobieniu ostatnich rzeczy, wyszedł z pokoju, kierując się ku ostatnim drzwiom po lewej. Wiedział, że tam znajduje się jej pokój. Chciał sprawdzić czy leży spokojnie na łóżku, czy też przyłapie ją na tym. Drzwi były otwarte, więc bez zastanowienia wszedł. Zauważył ją leżącą spokojnie na łóżku, z jednym zapalonym światłem. Czytała książkę. Uspokoił się, a ona dopiero zauważyła go, gdy usłyszała zamykające się drzwi. Spojrzała na niego, obserwując jak podchodzi. Usiadł obok niej, uśmiechnąwszy się. Przybliżył delikatnie do niej twarz, czując jej miętowy oddech.
- Czyli mogę Ci ufać? – zaczął. Wzięła głęboki oddech, patrząc się na jego uśmiechnięte usta. – Przepraszam Cię.
- Nie chcę tego słuchać – gwałtownie odwróciła głowę, gdy już poczuła jego górną wargę na swojej. Złapał ją za lewy nadgarstek, po czym się odwróciła.
- To czemu dzisiaj podeszłaś do mnie... mogłaś mnie olać jak to „w twojej naturze przystoi” – powiedział. Uśmiechnął się cwaniacko, podnosząc jedną brew do góry. – Czemu nie chcesz byśmy byli razem?
- Ja nie chcę z Tobą być... – westchnęła znudzona jego obecnością. Delikatnie przejechał opuszkami palców po jej ramieniu, zatrzymując się przy ramiączku od jej koszulki. Drugą ręką, przejechał przez jej udo, sprawiając łaskotki i gęsią skórkę na jej ciele.
- Jesteś idealna – mruknął do jej ucha. Gwałtownie zabrała jego ręce i wstała. Poprawiła włosy, głośno oddychając. Gdyby nie wspomnienia dałaby się mu oddać, całą siebie. Powoli już miała tego dosyć, serce waliło jej jak szalone. Stanął za nią i po raz kolejny zsunął jej ramiączko i zaczął delikatnie muskać jej szyję. Poczuł zapach wanilii, co wzbudziło w nim pożądanie jej ciała. – Jak ja mogłem być taki głupi.
- Nic nie mów, tylko wyjdź – zażądała, lecz on jak zwykle nie posłuchał. Muskał namiętnie od ramienia do szyi, po czym przybliżył nos do jej włosów, które pachniały kwiatami. – Powiedziałam: wyjdź!
Odwróciła się do niego i wskazała na drzwi. Spiorunowała go wzrokiem, jak ostatniego wroga, lub jak lwica, broniąca swe młode przed niebezpieczeństwem. Powoli traciła cierpliwość do jego zachowania. Justin traktował to jako grę, którą zapewne kiedyś wygra. Gwałtownie przybliżył się do niej i złożył namiętny, na dobranoc pocałunek, który wzbudził w jego ciele ciepło. Przyzwyczaił się szybko do takiego traktowania jego przyjaciółki. Uśmiechnął się i musnął ostatni raz jej wargę. Mocno trzymał jej rękę, jakby bał się, że zaraz coś lub ktoś ich rozdzieli.
- Jutro będę miał Cię na oku – powiedział z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy, a ona tylko wywróciła teatralnie oczami i popchnęła go lekko w stronę drzwi.
Następny dzień był jakże ciepły i wesoły. Uśmiechnięci, wyspani. Justin od rana, biegał w tą i z powrotem po pustych korytarzach. Scooterowi grał na nerwach, a Pattie chichotała pod nosem. Dziewczyna kończyła swój posiłek, zjadła tylko jabłko na dzień dobry. Stała w salonie, a w rękach trzymała swój telefon. Po chwili stanęła przed nią Johanne, która porannie uśmiechnęła się czule do córki. Odwzajemniła to. Dzień mijał wspaniale. Trwa próba na występ w X-factorze, dziewczyna była bardzo przejęta tym i dawała z siebie jak najwięcej. Justin uczył ją bardzo sprytnych ruchów. Nie łatwo było nauczyć się Moonwolk’a jednak wciąż się starała, a Justin miał okazję, by teraz czuć się lepszy od niej. Chociaż nigdy nie był gorszy.
- Zróbmy sobie przerwę – zawołał to wszystkich tancerzy. Usiadłszy na ławce, popił wodą, którą dodatkowo lekko się oblał. Obok niego stała Maggie, która lekko wzdychała, ale wciąż ćwiczyła ruch. Justin patrzył na nią uśmiechnięty. Jednak znów jej nie wyszło. Stanął za nią, złapał na wysokości talii i kazał powoli się przesuwać. Puścił ją, a ona zaczęła robić to sama. Tym razem poszło perfekcyjnie, póki nie wpadła na jednego z tancerzy, który potem przewrócił Scootera. Wszyscy wybuchli nieopanowanym śmiechem, nawet ona.
- Dobra koniec! Justin, Maggie idźcie się przebrać za godzinę widzimy się pod hotelem – po wyjściu, wszyscy pożegnali się jak rodzina, a po chwili wyszli razem z Sali.
Justin stał przed hotelem wraz ze Scooterem i Kennym. Czekali na dziewczynę, która miała się zjawić pół minuty temu. Po chwili zauważyli ją przez szklane wielkie drzwi. Scooter chciał już coś powiedzieć, ale tylko wypuścił powietrze i razem wsiedli do samochodu. Szatyn po cichu śmiał się, a ona patrzyła na nich pytającą. Scooter wyglądał jak burak, nie chcąc palnąć jakichś słów, a Kenny wspomagał śmiech Justinowi. Kwadrans później stali przed wielkim budynkiem, gdzie zaparkowali na pustym miejscu. Idąc we czwórkę do środka, blondynka zauważyła pięciu chłopaków w jej wieku. Gdy tylko się odwrócili, uśmiechnęła do nich czule, a blondas widząc Bieber’a oniemiał z zachwytu. Można było powiedzieć, że jest jego fanem. Najbardziej ciekawiło go to dlaczego oni są tak do siebie podobni. Przed nimi, była wielka scena, a za nimi mnóstwo miejsc. Dziewczyna rozglądnęła się dookoła, a Justin i Scooter stanęli obok wysokiego mężczyzny, który miał czarne włosy i ubrany był w czarną koszulę, marynarkę i jeansy ze złotym zegarkiem. Niechcący wpadła na jednego z członków zespołu gdy tylko rozglądając się, szła przed siebie. Odwrócił się, a ona ujrzała przesłodkie dołeczki i szmaragdowe oczy.
- Przepraszam... – powiedziała, śmiejąc się wraz z nim.
- Nic się nie stało... e, Justin Bieber to twój brat? – spytał zaciekawiony, kątem oka patrząc na chłopaka.
- Oczywiście, że nie, my... znamy się z Kanady, o dziwo podobni jesteśmy, ale to długa historia – wywróciła dość nerwowo oczami, gdyż nie mogła przestać patrzeć w jego słodkie oczka.
- No dobrze... – zaśmiał się słodko. – Jestem Harry, a to moi przyjaciele, Liam, Louis, Zayn i fan Justina, Niall.
- Ja Maggie miło mi – uśmiechnęła się do wszystkich, a oni to tym samym odwzajemnili.
- Ach, znam Cię, to ty jesteś tą dziewczyną z gazety, co teraz huczy cały świat? – wtrącił brunet. Podszedł do nich, a ta niepewnie pokiwała głową.
- O jakiej gazecie mówisz...
- Zayn. A o takiej, że ponoć masz z Bieberem romans – wytłumaczył.
- Justin i ja nie jesteśmy razem, więc jeśli znacie jakieś fanki to powiedźcie im, że jest wolny – dodała. Zaśmiali się grupowo, a po chwili podszedł do nich szatyn. Uznał, że za dobrze się bawią, więc postanowił zainterweniować. Niall pomachał mu, na co on lekko skinął głową. Harry nie mógł oderwać od niej wzroku, zauroczył się w jej urodzie, miał nadzieje, że to chwilowe... Gdy tylko Scooter dał im wolną rękę, chłopcy wrócili do domu. Jedynie loczek siedział na jednym z miejsc i przyglądał się im obojga. Nabrał odwagi i podszedł.
- Może chciałabyś zwiedzić Londyn? – zaproponował z uśmiechem na ustach.
- Niestety nie, bo zaraz wracamy do hotelu – wtrącił zirytowany Bieber. Denerwowało go to, on go denerwował.
- Nie, wcale. Nigdzie mi się nie spieszy, więc możemy pójść – dodała. Chłopak spiorunował ją wzrokiem, ścisnął jej nadgarstek, jednak wyrwała go z uścisku i wraz z Harrym wyszła z budynku. Śmiali się i rozmawiali. Zwiedzili Cannon Street i słynny Big Ben, który zawsze marzyła zobaczyć na żywo. Teraz miała okazję. Harry był bardzo przyjazny jak i szarmancki. Takiego potrzebowała przyjaciela i takiego zespołu One Direction oczekiwała. Przechodzili przez jeden z parków, rozmawiając o wszystkim, jakby znali się od zawsze.
- Jak długo znasz samego Bieber’a? – spytał.
- Dosłownie od urodzenia... ludzie mówią, że to dziwne, ale mnie wydaje się być to wspaniałe – odparła głośnym westchnięciem. - Jednak nie po tym co przeszłam przez ostatnie kilka miesięcy temu.
- A co się stało? – dopytał. Maggie w końcu mogła się komuś wygadać, ciężar spadł, ale niewielka ilość, jednak ceniła sobie jego obecność. Odpowiedź była owszem długa jak i zapowiedzią przed kolejnym płaczem. Chłopak okazał się być kimś więcej niż tylko obcemu, którym można było się choć raz wygadać, ale nie będzie to jednak samym plusem. Przygoda życia go czeka.

„A oto znalazłam przyjaciela, któremu można się dać wygadać. Bolesne wspomnienia, które zawsze będą blizną na moim sercu, ale nie chcę by krzywda spotkała osobę, na której mi zależy.”